Od tygodni przygotowywałam wszystko na ten wieczór. Każdy szczegół musiał być idealny – czerwone róże, które Marek kiedyś tak lubił, muzyka z naszego wesela, wino, które piliśmy na jednej z pierwszych randek. To miała być nasza chwila, dziesiąta rocznica ślubu, taki mały powrót do tego, co kiedyś było między nami. Przez ostatnie miesiące Marek coraz bardziej się oddalał, pochłonięty pracą. Mimo to wierzyłam, że ten wieczór przypomni nam o miłości, którą kiedyś dzieliliśmy.
Z każdą minutą czułam narastające napięcie
Była już dziewiętnasta, a jego wciąż nie było. Powinien wrócić godzinę temu. Wiem, że ostatnio miał sporo na głowie – nowe projekty, spotkania, telefony – ale tego dnia? Tego dnia powinien być tutaj, ze mną.
Zamknęłam oczy, starając się nie myśleć o najgorszym. Może utknął w korku? Może coś się przedłużyło? Ale coś w środku zaczęło podpowiadać mi inne myśli, takie, które starałam się od dawna ignorować. „A co, jeśli zapomniał?”.
Westchnęłam, zapalając świece. Pachniały cynamonem, jego ulubionym zapachem. Kiedyś śmiał się, że przypomina mu to Boże Narodzenie u babci. Ale tego wieczoru zapach cynamonu nie przynosił radości, tylko niepokój.
Odstawiłam kieliszek wina na stół i spojrzałam na zegarek po raz kolejny. „Zaczekam” – powiedziałam do siebie w myślach, choć sama nie byłam pewna, jak długo będę w stanie to robić.
Minęła prawie dwudziesta, gdy usłyszałam ciche brzęczenie telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz – Marek. Odebrałam, starając się nie okazywać irytacji, choć w środku już wrzałam.
– Hej, kochanie. Gdzie jesteś? – zapytałam, siląc się na spokojny ton, choć czułam, że gardło mam ściśnięte.
– Monika, przepraszam... utknąłem w biurze, miałem ważne spotkanie. Wiesz, jak to teraz wygląda – odpowiedział, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Po drugiej stronie słyszałam jego zmęczony głos, ale brakowało mi w nim czegoś. Tego ciepła, które kiedyś rozgrzewało mnie od środka, kiedy z nim rozmawiałam.
– Marek... czy ty pamiętasz, jaki dziś dzień? – spytałam cicho, choć w środku wszystko krzyczało.
W słuchawce zapadła chwila ciszy, która ciągnęła się w nieskończoność.
– Jaki dzień? – odpowiedział w końcu, a ja poczułam, jak coś we mnie pęka. Gorycz zalała mnie od stóp do głów.
– Rocznica, Marek. Nasza rocznica – wyszeptałam, bojąc się, że jeśli powiem to głośniej, głos mi się załamie.
– Boże, Monika, przepraszam! Całkiem wyleciało mi z głowy. Mamy tyle na głowie w firmie, zaraz będę. Zjemy coś, porozmawiamy. Naprawię to, obiecuję – mówił szybko, próbując wszystko załagodzić. Ale to „naprawię to” brzmiało tak pusto. Jakby chodziło o jakieś niezapłacone rachunki, a nie o nas.
Odłożyłam telefon, ale dźwięk jego słów wciąż dudnił mi w głowie. „Naprawię to”. Czekałam na ten dzień od tygodni, chciałam, żeby przypomniał nam, kim kiedyś byliśmy. A on? Nawet nie pamiętał, że dziś mieliśmy świętować.
Znowu mnie rozczarował
W końcu, tuż przed dwudziestą pierwszą, usłyszałam przekręcający się w zamku klucz. Marek wszedł do mieszkania, zrzucił płaszcz na krzesło, jakby nic się nie stało. Zatrzymał się na chwilę, rozglądając się po udekorowanym salonie, po stole nakrytym do eleganckiej kolacji, jednak nie powiedział nic. Zero reakcji.
– Cześć – uśmiechnął się lekko, jakby to był zwykły dzień.
Spojrzałam na niego, czując, jak wzbiera we mnie fala emocji, ale starałam się nie wybuchnąć.
– Nie pamiętałeś? – zapytałam, próbując zapanować nad głosem, choć było to coraz trudniejsze. – Dziś mieliśmy świętować naszą rocznicę.
– Przepraszam, naprawdę. Wiesz, jak jest z pracą... Nie wiem, jak mogłem zapomnieć. To co, zjemy coś razem, spędzimy miły wieczór, tak? – podszedł do mnie, próbując mnie objąć, ale ja odsunęłam się o krok. Czułam, jak rozczarowanie zaczyna przejmować nade mną kontrolę.
– Zrobiłam to wszystko... Czekałam... A ty wracasz, jakby to nic nie znaczyło – powiedziałam cicho, patrząc na niego z wyrzutem.
Marek westchnął i przeciągnął dłonią po włosach. Widziałam, że jest zmęczony, ale moje zmęczenie było inne. To była walka, którą toczyłam od miesięcy – z samotnością, z jego nieobecnością.
– Przepraszam, kochanie – powtórzył, jakby to miało naprawić wszystko.
Cisza, która między nami zapadła, była głośniejsza niż cokolwiek, co moglibyśmy teraz powiedzieć. Stałam przed nim, patrząc na tego mężczyznę, który kiedyś był całym moim światem, a teraz wydawał się tak daleki, jakbyśmy byli obcymi ludźmi.
Doszedł jeszcze wątek „jej”
Próbowaliśmy zjeść kolację w milczeniu. Marek mówił o pracy, o jakichś projektach, jakby to mogło wypełnić pustkę, która między nami narastała. W końcu odłożył widelec i rzucił mimochodem:
– Wpadłem dzisiaj na Anię. Moją byłą. Spotkaliśmy się na kawie, zupełnie przypadkiem.
Zamarłam. Ania. Znowu ona.
– Ania? – zapytałam cicho, próbując ukryć, jak mocno to mnie uderzyło.
– Tak. Ale to nic takiego, serio. Kilka minut rozmowy – odpowiedział, wzruszając ramionami, jakby to było bez znaczenia.
Ale dla mnie miało znaczenie. I to ogromne. Nie pamiętał o rocznicy, ale miał czas na kawę z byłą kochanką? Poczułam, jak wszystkie wspomnienia wracają – wszystkie moje dawne niepewności, obawy, czy kiedykolwiek byłam dla niego wystarczająco ważna.
Nie mogłam dłużej tego trzymać w sobie. Wszystkie te lata, kiedy starałam się być silna, wróciły do mnie z podwójną siłą. Oparłam dłonie na stole i spojrzałam na niego, czując, że tracę kontrolę nad własnym głosem.
– Dlaczego nigdy nie zamknąłeś tego rozdziału? Dlaczego zawsze, kiedy o niej wspominasz, mam wrażenie, że coś w tobie ożywa?
Mąż wyraźnie się zmieszał. Jego ręce zaczęły nerwowo bawić się serwetką, jakby szukał odpowiedzi, której nie miał.
– Monia, przestań. To było dawno, ona nic dla mnie nie znaczy. Znaczyła kiedyś, owszem, ale to przeszłość.
– Przeszłość? – Wybuchnęłam, a łzy same napłynęły mi do oczu. – Wiesz, jak się czułam przez te wszystkie lata? Zawsze w cieniu! Zawsze zastanawiając się, czy ona była pierwsza, a ja tylko łatwiejszym wyborem, bo akurat byłam pod ręką!
Wstał, próbując mnie uspokoić, ale każde jego słowo tylko podsycało moją złość.
– Nie jesteś żadnym zastępczym wyborem. Kocham cię! – wykrzyknął, ale ja już nie chciałam tego słuchać.
– Kochasz? A co, jeśli ona wróci? Co wtedy? Znowu przypadkowe spotkanie? Jakieś wspomnienia? A ja znowu będę stała z boku, patrząc, jak to wszystko się rozpada?
Przez chwilę panowała cisza, ciężka i pełna niewypowiedzianych słów. Stałam tam, trzęsąc się z emocji, a Marek wyglądał na zupełnie zdezorientowanego.
Nie wierzyłam jego słowom
Mąż opuścił ramiona, jakby wreszcie zdał sobie sprawę, że nie ma odpowiedzi, która mogłaby mnie uspokoić. W jego oczach zobaczyłam coś, czego nie chciałam widzieć – zagubienie. Może nawet strach. Ale mnie to nie wystarczało.
– To ciebie wybrałem, to z tobą chciałem spędzić życie – mówił powoli, starając się, by każde słowo zabrzmiało wiarygodnie.
Ale ja już nie potrafiłam w to uwierzyć.
– A jeśli ona będzie chciała kiedyś wrócić? – zapytałam z goryczą, bo nie mogłam wyrzucić z głowy wizji Ani krążącej wokół naszego życia, nawet po tylu latach.
– Nic by się nie zmieniło. To ty jesteś moją żoną – odpowiedział, ale jego głos był dziwnie pusty, jakby sam nie był pewien swoich słów.
Przygryzłam wargę, czując, że coś we mnie się załamuje. Ten mężczyzna, z którym dzieliłam życie, teraz wydawał się odległy. Moje serce mówiło mi, że nie chodzi tylko o nią. Chodziło o wszystko, o tę pustkę, którą czułam od miesięcy. Może nawet od lat.
– To nie wystarczy – wyszeptałam, wpatrując się w jego oczy, które nie potrafiły mi dać jednoznacznej odpowiedzi. – Nie wiem, czy to, co mamy, da się jeszcze naprawić.
On milczał, a ja czułam, jak nasze małżeństwo pęka na moich oczach. Nie wytrzymałam. Wybiegłam z mieszkania, zanim zdążył coś powiedzieć. Powietrze na zewnątrz było zimne i ostre, a ja nie wzięłam nawet płaszcza. Nie obchodziło mnie to. Potrzebowałam oddechu, chwili spokoju, by poskładać myśli. Ruszyłam przed siebie, nie wiedząc, dokąd idę. W głowie krążyły wspomnienia – nasze pierwsze randki, ślub, te wszystkie chwile, które kiedyś wydawały się takie pewne. Teraz były tylko cieniem.
Przeszłam kilka przecznic, zanim zatrzymałam się na ławce w parku. Nogi miałam zmęczone, ale to nic w porównaniu z ciężarem, jaki czułam na sercu. Zastanawiałam się, kiedy to wszystko się zaczęło. Czy to wtedy, gdy Marek zaczął zostawać dłużej w pracy? Czy wtedy, gdy coraz rzadziej rozmawialiśmy o czymś więcej niż obowiązki? A może już wcześniej, kiedy jeszcze Ania była częścią jego życia?
Postawiłam mu ultimatum
Siedziałam tam, wpatrzona w ciemność, próbując odpowiedzieć sobie na pytanie, które nie dawało mi spokoju: „Czy on mnie naprawdę kochał? Czy kiedykolwiek byłam jego pierwszym wyborem?”.
Nie wiedziałam, ile minęło czasu. Gdy w końcu wróciłam do domu, Marek siedział na kanapie, wyglądając na zupełnie zagubionego. Gdy mnie zobaczył, odetchnął z ulgą, ale nie powiedział ani słowa. Usiadłam naprzeciwko niego, czując, że musimy to zakończyć. Musimy rozwiązać ten węzeł, który zaciskał się na naszym małżeństwie od dawna.
– Marek... – zaczęłam cicho, choć w głowie wciąż miałam jeden chaos. – Nie wiem, co będzie dalej. Naprawdę nie wiem. Ale nie mogę już żyć z tym cieniem w naszym związku.
On patrzył na mnie, jakby nie rozumiał, dokąd zmierzam, ale wiedziałam, że czuje to samo.
– Chcę, żeby to się udało, Monia – powiedział w końcu, a jego głos drżał. – Ale nie wiem, jak to naprawić.
Oparłam się o oparcie krzesła i westchnęłam ciężko.
– Nie jestem pewna, czy to wystarczy – odpowiedziałam. – Nie możemy żyć przeszłością. Albo znajdziemy prawdę, albo wszystko się rozpadnie.
Mąż skinął głową, ale nie powiedział nic więcej. Cisza wypełniła pokój, a ja wiedziałam, że nasze małżeństwo zawisło na włosku.
Monika, 36 lat
Czytaj także:
„Na jesiennym spacerze poznałam miłego faceta. Ma wygląd umięśnionego drwala, więc wierzę, że w sypialni polecą wióry”
„Moje życie nie miało smaku. Wyszłam za mąż z rozsądku, urodziłam syna i nic mnie nie cieszyło – aż do tamtego dnia”
„Po rozwodzie przebierałam w facetach. Pojawiali się jak grzyby po deszczu, lecz ja szukałam prawdziwka, nie gniewusa”