Jeszcze całkiem niedawno moje życie było spokojne i poukładane. Miałem 42 lata, świetną pracę, mieszkanie, kasę… I byłem singlem. Bardzo odpowiadało mi życie bez stałej partnerki. Oczywiście spotykałem się z kobietami, bo nie jestem przecież z kamienia, ale z żadną nie wiązałem się na dłużej. Gdy tylko zaczynały mówić o wspólnej przyszłości, kończyłem znajomość. Nieraz słyszałem, że jestem parszywym egoistą, który traktuje kobiety przedmiotowo, ale nie brałem sobie tego do serca.
Usłyszałem, że marnie skończę
Nie przejąłem się także wtedy, gdy jedna z nich, Kaśka, wykrzyczała mi prosto w twarz, że kiedyś drogo zapłacę za takie postępowanie.
– Karma zawsze wraca! Zobaczysz, ciebie też ktoś wykorzysta, też zrani. Życzę ci tego ze wszystkich sił. Z samej głębi mojego złamanego serca! – wrzasnęła na pożegnanie.
Nie rozumiałem, o co się tak wścieka. Przecież ani jej, ani innym kobietom nigdy niczego nie obiecywałem. Uczciwie przyznawałem na początku znajomości, że nie zamierzam wiązać się na stałe. Wiedziałem, że jeśli pozwolę się usidlić, stracę wolność i niezależność. A te dwie rzeczy ceniłem sobie nad życie. Nie zamierzałem jak żonaci kumple wracać potulnie po pracy do domu, wynosić śmieci na komendę, wysłuchiwać pretensji, że znowu czegoś nie dopilnowałem, o czymś zapomniałem. Podobało mi się, że mogę robić to, na co mam ochotę, nie muszę pytać o zgodę. Cieszyłem się z życia w pojedynkę i nie sądziłem, że kiedykolwiek to się zmieni. A jednak…
Kiedy zatęskniłem za drugą połówką? W czasie pandemii. Oglądałem w telewizji przerażające zdjęcia z Włoch, słuchałem dramatycznych doniesień i nagle uświadomiłem sobie, że gdybym zachorował, to nie miałby mi kto podać nawet szklanki herbaty. Ogarnął mnie wtedy taki smutek, że aż mi się łza w oku zakręciła. Ten stan pogłębił się, kiedy ogłoszono pierwszy lockdown. Żonaci kumple mieli przynajmniej do kogo gęby otworzyć, przytulić się, gdy było im źle. A ja? Mogłem pogadać sobie najwyżej ze ścianą i przytulić się do poduszki, bo nawet żadnego zwierzaka nie miałem. Przed pandemią rzadko bywałem w domu. Po pracy spotykałem się z przyjaciółmi albo polowałem na kolejną kobietę. Do domu przychodziłem właściwie tylko po to, żeby się przespać i przebrać. A wtedy? Siedziałem w zamknięciu i nie wiedziałem, co ze sobą zrobić.
Nagle poczułem się samotny i niepotrzebny
To właśnie wtedy obiecałem sobie, że poszukam towarzyszki życia. Chciałem być z kimś, nawet gdyby miało to ograniczyć moją wolność i niezależność. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Przez następne tygodnie rozglądałem się za odpowiednią kobietą. Ale choć bardzo się starałem, nie mogłem trafić na tę jedyną. W każdej coś mi przeszkadzało. Krótki romans? Proszę bardzo. Na to zawsze byłem chętny. Ale stały związek? Nigdy! Na samą myśl robiło mi się słabo i brałem nogi za pas. Czułem się tak zawiedziony i zniechęcony, że chciałem się już nawet poddać.
Doszedłem do wniosku, że jednak nie nadaję się do życia we dwoje, a moje dotychczasowe postępowanie z kobietami nie było przypadkiem czy kaprysem. I wtedy poznałem Kamilę. To było pod koniec lata ubiegłego roku. Wyskoczyłem na urlop do Kołobrzegu. Dnie spędzałem na plaży, spacerach, wieczory w hotelowym barze. Nie rozglądałem się jednak, nie próbowałem nawiązywać znajomości. Miałem dość polowania na towarzyszkę życia i chciałem po prostu odetchnąć. Nawet od krótkich romansów. Prawdę mówiąc, miałem już serdecznie dość kobiet.
Tamtego wieczoru jak zwykle zszedłem do hotelowego baru. Od razu ją zauważyłem. Siedziała przy oknie i coś tam oglądała w telefonie. Usiadłem obok i zacząłem się jej przyglądać. Nie wiem dlaczego, ale tym razem nie mogłem się powstrzymać. Chyba poczuła na sobie mój wzrok, bo nagle spojrzała w moją stronę. Uśmiechnąłem się.
Odpowiedziała uśmiechem
Zachęcony wstałem i zapytałem, czy mogę się przysiąść. Skinęła twierdząco głową. Tamtego wieczoru siedzieliśmy w barze do zamknięcia. Śmialiśmy się i gadaliśmy. Świetnie się czułem w jej towarzystwie, więc gdy spotkanie dobiegło końca, zapytałem, czy wybierze się ze mną następnego dnia na plażę.
– Przykro mi, ale z samego rana jadę do domu – uśmiechnęła się przepraszająco.
– Naprawdę? A gdzie jest ten dom? Pewnie bardzo daleko? – jęknąłem zawiedziony.
– Prawie na drugim końcu Polski. We Wrocławiu – odparła.
Aż podskoczyłem z radości.
– Poważnie? Ja też mieszkam we Wrocławiu! Może więc spotkamy się po urlopie?
– No nie wiem… – pokręciła głową. – Masz już czterdziestkę na karku, a nadal jesteś sam. Coś mi się wydaje, że nie traktujesz kobiet poważnie.
– Ja? Ależ skąd! Po prostu ciągle jeszcze nie trafiłem na swoją drugą połówkę. Ale jak już ją spotkam, to jestem gotowy jej nieba przychylić – zapewniłem gorąco.
Uśmiechnęła się pod nosem i zapisała mi na serwetce numer komórki. Gdy znalazłem się w pokoju hotelowym, od razu wstukałem go do telefonu. Nie chciałem, żeby się gdzieś zapodział. Dopiero co rozstałem się z Kamilą, a już za nią tęskniłem. Przytrafiło mi się to chyba po raz pierwszy w życiu. Po powrocie do Wrocławia od razu do niej zadzwoniłem. Nie mogłem się już doczekać naszego spotkania. Byłem pewien, że się ze mną umówi. Przecież sama dała mi numer telefonu. Tymczasem ona odmówiła. Wykręciła się natłokiem pracy. Niezrażony zadzwoniłem po raz drugi i trzeci. Ale znowu usłyszałem wymówki. Zgodziła się dopiero po ósmym telefonie.
– Naprawdę byłaś aż tak bardzo zajęta? – zapytałem, gdy w końcu ją zobaczyłem.
– Szczerze? Nie byłam. Po prostu nie chciałam się z tobą spotkać. Coś mi w środku mówiło, że nie mogę ci zaufać, że chcesz się tylko zabawić moim kosztem, zranić mnie – odparła cicho.
– Ale jednak zmieniłaś zdanie?
– Zmieniłam. I mam nadzieję, że nie będę tego żałować – popatrzyła mi prosto w oczy wzrokiem zranionej sarny.
Serce mi zmiękło w jednej sekundzie i rozpłynęło się jak masło wystawione na słońce.
– Nie będziesz. Przysięgam – dotknąłem jej dłoni.
Mówiłem szczerze...
Czułem, że to nie będzie tylko króciutki, przelotny romans, że połączy nas coś więcej. Zaczęliśmy się spotykać. Raz u niej, raz u mnie. I przekonałem się, że moje przeczucia okazały się słuszne. Im lepiej poznawałem Kamilę, tym coraz odważniej kiełkowała mi w głowie myśl, że chcę z nią spędzić resztę życia. Była naprawdę mądrą kobietą. Nie paplała bez sensu o głupotach, nie stroiła fochów, nie obrażała się o byle co, nie zamęczała babskimi problemami. Nie próbowała mnie ograniczać, nie dopytywała się, jak spędzam czas, gdy nie jesteśmy razem, nie miała pretensji, gdy chciałem się napić z kumplami. Ba, gdy przesadziłem z alkoholem i zamiast do siebie trafiłem do niej, nie ciosała mi kołków na głowie, tylko kładła do łóżka, a następnego poranka podawała aspirynę i pyszne śniadanie, które stawiało mnie na nogi. No i można z nią było pogadać na poważne tematy. Wiedziała, o co chodzi w polityce, finansach, znała się na samochodach i piłce nożnej. A na dodatek była świetna w łóżku.
Ideał. Nieraz próbowałem znaleźć jakąś wadę, bo rozsądek podpowiadał mi, że każdy kryształ ma rysę, ale naprawdę nie było się do czego przyczepić. Po kilku tygodniach zakochałem się więc w Kamili jak wariat i byłem gotowy spełnić jej każdą zachciankę, byle tylko odwzajemniła moje uczucie. Wystarczyło, że wspomniała o tym, że jej mieszkanie wymaga niewielkiego remontu – od razu wynająłem ekipę i kazałem zrobić generalny. Wcześniej razem z nią wybierałem kafelki, farby, podłogi, szafki kuchenne i różne inne niezbędne rzeczy. Po rycersku za wszystko zapłaciłem. Chciałem jej pokazać, jak bardzo mi na niej zależy, utwierdzić w przekonaniu, że nie jest tylko przelotną miłostką i zabawką, ale kobietą mojego życia.
Protestowała, mówiła, że to niepotrzebne, ale ja byłem nieugięty. Podobnie było, gdy na początku lata wymarzyła sobie wakacje w Grecji. Wybrałem najdroższą opcję, bo uważałem, że należy nam się porządny wypoczynek po tych zawirowaniach związanych z pandemią. Spędziliśmy razem cudowne dwa tygodnie. Nie zawahałem się nawet przez moment, gdy przyznała mi się, że chce kupić nowy samochód i brakuje jej dwudziestu tysięcy. Bez namysłu wyjąłem resztę oszczędności z banku i wręczyłem jej gotówkę. Oczywiście bez żadnego pokwitowania, bo od ukochanej osoby nie żąda się takich papierków. W międzyczasie kupowałem jej różne drogie prezenty.
Była mi taka wdzięczna
Co chwila słyszałem, jaki jestem cudowny, hojny, bezinteresowny, dobry i jak się cieszy, że spotkała mnie na swojej drodze. Bo beze mnie jej życie było szare i smutne. Czułem się wtedy jak Aleksander Macedoński, Wilhelm Zdobywca i Dżyngis-chan razem wzięci. Wtedy wierzyłem, że Kamila jest wobec mnie uczciwa i szczera, i odwzajemnia moją miłość. O Boże, jaki byłem naiwny i głupi… Kiedy się o tym przekonałem? Dokładnie miesiąc temu. Dziesięć dni wcześniej poleciałem w odwiedziny do brata, który mieszka na stałe w Irlandii. Miałem nadzieję, że ukochana się tam ze mną wybierze, ale jak mi powiedziała – nie dostała urlopu. Codziennie jednak rozmawialiśmy przez telefon. Gdy wróciłem, od razu do niej pojechałem. Spodziewałem się, że gdy pojawię się w progu, rzuci mi się z radosnym okrzykiem na szyję. Tymczasem drzwi otworzyła jakaś obca kobieta.
– Dzień dobry, czy zastałem Kamilę? – zapytałem zaskoczony.
– Pani Kamila już tu nie mieszka – odparła nieznajoma.
– Jak to nie mieszka? To niemożliwe… – wybałuszyłem oczy.
– Możliwe. Kupiliśmy od niej z mężem ten apartament tydzień temu i od razu się wprowadziliśmy. Słono zapłaciliśmy, ale warto było, bo po remoncie wygląda jak nowy. No i ta kuchnia… Jest jak marzenie – uśmiechnęła się zadowolona.
– A nie wie pani, dokąd się wyprowadziła? – jęknąłem, bo nogi się pode mną ugięły.
– Nie wiem… Wspominała tylko, że wyjeżdża za granicę… A tak w ogóle, to kim pan jest, że tak pan o nią wypytuje? – łypnęła na mnie podejrzliwie.
– Ja? – zawahałem się. – Nikim. Po prostu znajomym. Nie widzieliśmy się od dość dawna i nawet nie miałem pojęcia, że planuje sprzedać mieszkanie… No nic, zadzwonię do niej, to pewnie się wszystkiego dowiem – uśmiechnąłem się blado, a potem odwróciłem się na pięcie i zbiegłem schodami.
Nawet nie czekałem na windę. Nie chciałem, żeby babka widziała, jaki jestem zawiedziony i zdezorientowany. Przez następne dni rozpaczliwie szukałem Kamili. Ale jakby się pod ziemię zapadła. Próbowałem do niej dzwonić, ale telefon był wyłączony. Za każdym razem słyszałem tylko, że abonent jest niedostępny. Początkowo łudziłem się, że to jakaś kosmiczna pomyłka, totalne nieporozumienie albo zły sen, ale po kilku dniach przestałem szukać wytłumaczenia. Z przeraźliwą jasnością dotarło do mnie, że Kamila nigdy mnie nie kochała, że od pierwszego dnia naszej znajomości miała w głowie tylko jeden cel: oszukać mnie i wykorzystać. I zrealizowała swój niecny plan w stu procentach! Gdy policzyłem, ile pieniędzy na nią wydałem, poczułem się jak ostatni idiota… Jak stu idiotów…
I czuję się tak do dziś
Liżę rany i zastanawiam się, za co spotkało mnie takie upokorzenie… Czyżby Kaśka miała rację, ostrzegając mnie, że karma zawsze wraca? To niemożliwe… Przecież ja uczciwie uprzedzałem te wszystkie kobiety, z którymi romansowałem, że nie zamierzam wiązać się na stałe. Kamila była pierwszą, z którą chciałem ułożyć sobie życie. A ona co?
Okazała się perfidną oszustką i naciągaczką. Niech ją jasny szlag trafi! Gdziekolwiek jest… Życzę jej tego z całego złamanego serca.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”