Piotr był grafikiem w mojej firmie. Ja zajmowałam się przygotowywaniem okolicznościowych paczek. Wybierałam artykuły z asortymentu, którym handlowała firma i łączyłam w różne kombinacje. Coś na Dzień Dziecka, na Wielkanoc, Boże Narodzenie, dla starszych i młodszych, podarunki dla partnerów biznesowych i klientów. On tworzył katalogi z moimi propozycjami, które następnie przedstawiciele handlowi rozwozili do mniejszych i większych zakładów pracy. Popyt był spory, więc pracy miałam dużo. Jej specyfika wymagała ścisłej współpracy z Piotrem. Współpracy, która układała się całkiem dobrze.
– Kaśka, coś ty znów wymyśliła? – pytał, siląc się na znudzony ton, gdy dzwoniłam z prośbą, żeby przyszedł z aparatem do mojego biura.
– Przyjdź, to zobaczysz.
– Sama przyjdź, ja jestem totalnie zawalony robotą.
– Oglądanie gołych bab w internecie to nie robota.
Lubiliśmy się przekomarzać. Docinaliśmy sobie, ale nie tak, żeby naprawdę zabolało. To były żarty. W końcu przychodził z aparatem, rozstawiał statyw i robił zdjęcia moich kompozycji. Przestawiał i układał produkty, czasem proponował inne konfiguracje. Potem przenosiliśmy się do jego biura, gdzie z kolei ja dzieliłam się moimi uwagami przy powstawaniu katalogu. Zajmowało nam to całe dnie, ale przecież nie pracowaliśmy na akord. Tak przygotowane plansze wysyłałam do drukarni, skąd przychodziły już gotowe katalogi. Potem pozostawało mi już tylko czekać na napływające zamówienia.
Czasami kiedy termin naglił, wyrabialiśmy nadgodziny.
– Spadaj Kaśka, sam to skończę – wyganiał mnie ze swojego pokoju.
– Daj spokój, pomogę ci. Zamówimy jakąś pizzę albo coś.
Jeśli pora była późna, a ryzyko niewielkie, czasem do pizzy braliśmy piwo. Zwłaszcza gdy siedzieliśmy u mnie nad zdjęciami, bo moje biuro mieściło się na zewnątrz głównego budynku. Takie sesje z piwem przeważnie trwały dłużej niż inne, ale za to były znacznie weselsze. I jakoś nigdy nam nie przeszkadzało, że musimy zostać po godzinach, chociaż Piotr miał żonę i dzieci.
– Wiesz, są takie dni, kiedy wolę dłużej posiedzieć w pracy – wyznał mi kiedyś, chyba przypadkiem.
Próbowałam go pociągnąć za język, ale nie chciał nic więcej powiedzieć. Uznałam wtedy, że to nie moja sprawa i szybko o tym zapomniałam. Ja z kolei, jako singielka z kredytem na głowie, nie miałam nic przeciwko nadgodzinom. Dodatkowe pieniądze zawsze były mile widziane.
Poczułam jego dłonie na swoich plecach
Raz do roku nasza firma organizowała zabawę, coś na kształt imprezy integracyjnej, tylko dla pracowników, bez osób towarzyszących. Zawsze to lubiłam. Chętnie spotykałam się z koleżankami z innych działów i nie czułam się ani trochę niezręcznie, przychodząc solo, bez pary.
Było już dosyć późno. Plotkowałyśmy sobie w najlepsze, popijając wino. W tle grała muzyka, kilka par pląsało mniej lub bardziej zgrabnie na parkiecie. Nagle wyrósł przed mną Piotr. Był już lekko wstawiony.
– Zatańczysz ze mną? – zapytał, zebrawszy się na odwagę.
Mnie też alkohol szumiał w głowie, więc równie śmiało odparłam:
– Czemu nie?
Kiedy prowadził mnie na parkiet, widziałam znaczące uśmiechy koleżanek. Miałam ochotę pokazać im język. To już nie może zatańczyć, żeby nie wzbudzać plotek i podejrzeń?
Nie byliśmy mistrzami tańca i początkowo deptaliśmy sobie po palcach, ale po kilku minutach, przy akompaniamencie tłumionego śmiechu, udało nam się zsynchronizować krok i potem szło już całkiem nieźle. Na tyle nieźle, że gdy skończyła się piosenka, zostaliśmy na parkiecie. Przetańczyliśmy kolejną, potem jeszcze jedną i następną, aż Piotr jęknął:
– Zmęczyłem się. Muszę się napić.
– Ja też.
Przy barze on wziął piwo, ja kieliszek czerwonego wina.
– Świetnie tańczysz – rzuciłam.
– Kłamiesz, ruda małpo.
– Ej, tylko nie ruda!
Pogadaliśmy, pośmialiśmy się, a potem znów tańczyliśmy. Zaczęli grać wolniejsze kawałki, światło przygasło. Przytuleni do siebie, kołysaliśmy się zmysłowo. Kompletnie straciłam poczucie czasu… W pewnym momencie poczułam dłonie Piotra przesuwające się po moich plecach. Sunął nimi po kręgosłupie, w górę i w dół, aż mnie ciarki przechodziły.
Zesztywniałam. Co on wyrabia? Rany! Serce zaczęło mi mocniej bić. Sama nie wiedziałam, czy chcę, żeby przestał, czy żeby absolutnie nie przestawał. Pragnęłam uciec i… wtulić się w niego z całych sił. Miałam kompletny mętlik w głowie.
Nie mogłam przestać myśleć o tym, co zaszło
Gdy piosenka się skończyła, dłonie Piotra nagle zamarły.
– Nie jestem szczęśliwy… – szepnął – kiedy nie jestem z tobą.
Milczałam, bo nie widziałam, co odpowiedzieć. Moje myśli przypominały tornado!
Piotr odsunął się i mruknął:
– Przepraszam. Nie powinienem tego mówić, wybacz, jestem pijany.
Nim się obejrzałam, chwycił kurtkę i wyszedł z imprezy.
Unikał mnie przez kilka kolejnych dni. Ja z kolei, jak to kobieta, czułam przemożną potrzebę obgadania całej sytuacji. W końcu miałam dość niepewności i poszłam do jego biura.
– Musimy porozmawiać – rzuciłam już od progu.
– Taa… Obawiałem się, że będziesz chciała pogadać. Tyle że nie ma o czym. Zachowałem się głupio, już przepraszałem, nie powinienem cię dotykać. Alkohol i w ogóle…
– No tak… – bąknęłam. – Przecież właściwie nic się nie stało. Po prostu tańczyliśmy, prawda? – spojrzałam na niego pytająco, licząc, że zaprzeczy.
– Tak, tylko tańczyliśmy…
Wszystko we mnie krzyczało, że wcale nie, że coś się stało i to nie był tylko taniec, a ja doskonale pamiętam, co powiedział. A może źle go zrozumiałam? Co to znaczy, że jest szczęśliwy tylko przy mnie? Przecież ma żonę i dzieci! Nie dają mu szczęścia?
Stchórzyłam, nie zapytałam, co dokładnie miał wtedy na myśli.
– Nie przejmuj się – powiedziałam. – Wszystko w porządku.
Odniosłam wrażenie, że odetchnął z ulgą. To zabolało. Boże, czego ja właściwie chciałam? Byłam zła. Jak śmiał mnie dotykać? Jak śmiał zmienić nasz koleżeński układ w coś niepokojącego, coś… erotycznego? Zarazem marzyłam, by znów mnie objął, pragnęłam poczuć jego ręce w talii, na pośladkach, na gołej skórze. Zarumieniłam się od własnych myśli!
Wróciłam do siebie i przez resztę dnia udawałam, że pracuję.
Miotałam się i zmagałam sama ze sobą dobry miesiąc. I jeszcze te sny! Coś musiałam z tym zrobić. Albo wybić sobie Piotra z głowy, albo go uwieść. Jeśli się nie uda, to znaczy, że nie było nam pisane. I odpuszczę. Nie wiem, czy w to wierzyłam, czy tylko się oszukiwałam, niemniej któregoś popołudnia poprosiłam, aby przyszedł do mnie i zrobił kilka zdjęć. Zjawił się dość szybko i na mój widok dosłownie otworzył usta ze zdumienia. Nic dziwnego, zwykle nie noszę krótkich czerwonych sukienek i butów na wysokich obcasach.
– Cześć – powiedziałam, starając się, żeby głos mi nie zadrżał.
Tymczasem moje serce szalało. Wiedziałam, że to, co chcę zrobić, jest złe, ale Piotr wszedł mi do głowy i jakbym się nie starała, nie mogłam przestać o nim myśleć. I o tym, co mi powiedział. Tamta piosenka skończyła się zbyt szybko i teraz trwaliśmy w jakimś przeklętym zawieszeniu. Nie chciałam tak trwać. Pragnęłam znów poczuć jego dłonie na swoim ciele…
Nasza sesja przeciągnęła się do wieczora, na co zresztą liczyłam. Zgłodnieliśmy, więc zamówiłam pizzę.
– Tym zdjęciom czegoś brakuje – stwierdziłam, przeżuwając kawałek.
– Na przykład czego?
– Mnie! – odparłam z uśmiechem.
Rozwiedzie się, tylko potrzebuje trochę czasu
Odłożyłam pizzę i stanęłam obok jednej z paczek w pozie hostessy zachwalającej towar. Piotr się roześmiał, ale chwycił aparat i zaczął robić zdjęcia. Ja biegałam wokół paczek, pozując wraz z nimi w przeróżnych konfiguracjach. Gdy Piotr w pełni już zaangażował się w rolę fotografa, zsunęłam jedno ramiączko sukienki. Spojrzał zdziwiony znad obiektywu.
– Pstrykaj – szepnęłam.
Więc pstrykał, a ja go prowokowałam. Tu drugie ramiączko, tam noga na krzesło, zabawa włosami, spojrzenie spod zmrużonych powiek…
W końcu odłożył aparat. Zrobił dwa kroki, objął mnie i wessał się wargami w moje usta. Całowaliśmy się gorączkowo i łapczywie, nawet nie zauważyłam, kiedy zsunął ze mnie sukienkę. Po chwili na podłodze wylądowały jego spodnie, koszula, moje stringi… Było namiętnie, gwałtownie, dziko i szybko. Było wspaniale!
I tak zaczął się nasz romans. Piotr zdawał się nie mieć żadnych wyrzutów sumienia. Mnie, choć przecież sama go uwiodłam, czasem dręczyło poczucie winy. Czułam się podle, jakbym wbijała klin w jego małżeństwo, jakbym niszczyła mu rodzinę. Jednak im dłużej to trwało, tym bardziej miałam dość bycia „tą drugą”.
Którejś nocy, gdy byliśmy u mnie, dało o sobie znać sumienie.
– Piotrek, co my robimy? – zapytałam pewnej nocy, którą spędzaliśmy u mnie. Nawet nie dociekałam, jakiego wykrętu tym razem użył.
– Kochamy się – odparł.
– Wiesz, o co mi chodzi – szturchnęłam go. – To nie może trwać wiecznie. A jeśli twoja żona się dowie?
– Wtedy będziemy się martwić.
– Przestań! Pytam poważnie.
Milczał przez chwilę.
– To już nie potrwa długo…
– Co? – przestraszyłam się, że mówi o naszym związku.
– Moje małżeństwo. Od dawna istnieje tylko na papierze. Zamierzam się z nią rozwieść, tylko potrzebuję trochę czasu… – westchnął.
Zawsze w rozmowie ze mną mówił o swojej żonie „ona”, nigdy nie używał jej imienia. Jakby jej nienawidził!
– A co z dziećmi?
– To moi synowie. Zawsze będę ich kochał i się nimi opiekował. Nic tego nie zmieni – powiedział.
Znów miałam huśtawkę nastrojów. W jednej chwili byłam cała w skowronkach, potem czułam się przybita, zła na siebie za to, że przyjęłam rolę kochanki żonatego faceta. Zachowywałam się jak bulimiczka, która nie kontroluje swojego łaknienia. Tak jak ona napycha się jedzeniem, by potem dręczyć się poczuciem winy i wymiotować, tak ja syciłam się miłością do Piotra, by potem mieć ogromne wyrzuty sumienia.
Tak, zakochałam się w Piotrze i chyba bałam się sama przed sobą do tego przyznać. Kiedy w końcu to zrozumiałam, przeraziłam się. Pragnęłam go dla siebie, ale jednocześnie nie chciałam niszczyć jego małżeństwa. Zabrnęłam za daleko i nie widziałam już wyjścia z tej matni.
To jasne, że zostanę samotną matką!
Czułam się coraz gorzej, więc w końcu poszłam do lekarza. Zlecił mi badania krwi. Gdy wróciłam z wynikami, usłyszałam:
– Jest pani w ciąży.
Miałam wrażenie, że ziemia się pode mną rozstępuje. W ciąży! Z żonatym facetem, który „potrzebuje trochę czasu”, by odejść od żony…
Całą noc przepłakałam, a następnego dnia wzięłam wolne i nie poszłam do pracy. Koło południa zadzwoniłam do Piotra, i łkając, wyznałam mu, że będziemy mieli dziecko.
– I co teraz, Piotrek? – szlochałam. – Co teraz zrobimy?
– Będzie dobrze – odparł. – Przyjadę po pracy, pogadamy.
Pogadamy… O czym tu gadać? On miał żonę i dzieci, ja byłam kochanką. A wkrótce zostanę samotną matką. Zakopałam się pod kołdrę i na przemian spałam i płakałam. Przyjechał, tak jak obiecał.
– Wyglądasz okropnie – stwierdził na mój widok.
Uśmiechnęłam się mimo woli.
– Czarujący jak zawsze.
Pocałował mnie gorąco. Nie spodziewałam się tego, ale chętnie oddałam mu pocałunek. Przylgnęłam do niego, on mnie objął i tak trwaliśmy bez ruchu w korytarzu.
– Rozwodzę się – powiedział.
– Piotrek…
– Cii… Mówiłem przecież, że to była kwestia czasu. Podejrzewałem, że mnie zdradza jeszcze zanim my… Więc się nie wiń. Nic z tym nie robiłem, bo brakowało mi impulsu. Rozwód to nie jest coś przyjemnego, więc mi się nie spieszyło. Fakt że jesteś w ciąży, wymusza na mnie działania.
– Nie chcę, żebyś rozwodził się przeze mnie czy… dla mnie!
– Rozwodzę się dla siebie.
– Ale… – nie dokończyłam.
Nie wiedziałam, czego chcę. Na szczęście Piotr nie miał z tym problemu.
– Chcę być z tobą – powiedział, ująwszy moją twarz w dłonie. – Chcę się z tobą ożenić. Kocham cię. Szaleję za tobą. Naprawdę tego nie widzisz?
Zamarłam. Pierwszy raz to wyznał.
– Wyjdziesz za mnie? – zapytał.
Pokiwałam głową i znów zalałam się łzami. Tym razem ze szczęścia.
Czytaj także:
„Mężowi na bezrobociu kompletnie odbiło. Ubzdurał sobie, że mam kochanka, bo nie mógł znieść, że to ja na nas zarabiam”
„Spędziłam z Jackiem upojne noce, ale gdy spotkaliśmy się na mieście, udawał że mnie nie zna. Nic dziwnego, był z kobietą”
„Co z tego, że nie odbierałem porodu własnego dziecka? Wolałem być w pracy. Ktoś musi harować, by żona żyła jak królowa”