„Spędziłam z Jackiem upojne noce, ale gdy spotkaliśmy się na mieście, udawał że mnie nie zna. Nic dziwnego, był z kobietą”

kochankowie fot. Adobe Stock, Strelciuc
„Przeszliśmy na ty. Kazał do siebie mówić Jacek, ale miałam wrażenie, że to nie jest jego prawdziwe imię. Dałam się jednak wciągnąć w tę grę i przedstawiłam się jako Agata. Rozmawialiśmy o wszystkim, tylko nie o sobie. Gdy szliśmy do mojego pokoju, dalej wiedziałam o nim tyle, co trzy godziny temu: że jest przystojny, ma dobry gust i lubi czytać”.
/ 04.10.2022 16:30
kochankowie fot. Adobe Stock, Strelciuc

Od kilku lat jeżdżę na branżowe konferencje. Za każdym razem spotykam tam pewnego mężczyznę. Nic o sobie nie wiemy, nie umawiamy się na następny raz. A i tak rok w rok się spotykamy. Przez trzy dni prawie nie opuszczamy pokoju hotelowego. Tak naprawdę to nawet nie wychodzimy z łóżka. Jeżeli rozmawiamy, to o wszystkim, tylko nie o życiu prywatnym. Nie mam pojęcia gdzie mieszka, ile ma lat, czy ma żonę, dzieci, psa.

Nie wiedzieliśmy, jak się pożegnać...

Wszystko zaczęło się pięć lat temu. Dostałam zaproszenie na trzydniowy kongres w Lizbonie. Według programu do godziny 14. miały być wykłady i szkolenia, potem czas wolny, a wieczorem – bankiet. Moja firma pokrywała wszystkie wydatki, więc zdecydowałam się pojechać. Trochę się obawiałam, że będzie drętwo. Z mojego oddziału leciałam tylko ja, a nie najlepiej sobie radzę z nawiązywaniem nowych znajomości. Kupiłam więc przewodnik po Lizbonie i nastawiłam się na intensywne zwiedzanie. Plan udało mi się realizować aż do pierwszego bankietu.

Tak naprawdę to zauważyłam tego gościa już na porannym wykładzie. Siedział dwa rzędy za mną, pod ścianą. Miałam wrażenie, że na mnie patrzy. Przez chwilę zastanawiałam się, czy skądś się znamy. Przyjrzałam mu się uważnie i doszłam do wniosku, że na pewno nie. Mam talent do zapamiętywania twarzy – tego faceta nie spotkałam nigdy wcześniej.

Potem widziałam go na lunchu.  Siedział samotnie przy stoliku i znowu się gapił. Gdy w końcu zajął się jedzeniem, ja przyjrzałam się jemu. 40-45 lat, dobrze ubrany, dobrze ostrzyżony. Wszystko miał, jak należy. Ale najbardziej ujął mnie tym, że zamiast wpatrywać się jak inni w ekran smartfona czy tabletu, czytał książkę.

Gdy na wieczornym bankiecie usłyszałam pytanie: „Co pani pije?”, jeszcze zanim się odwróciłam, wiedziałam, kto je zadał. Tak naprawdę to czekałam na ten moment.

– Gin z tonikiem – odpowiedziałam i pomyślałam: „Może jednak wcale nie będzie tak nudno…”.

Siedem drinków i cztery szalone tańce później wylądowaliśmy na tarasie. Przeszliśmy na ty. Kazał do siebie mówić Jacek, ale miałam wrażenie, że to nie jest jego prawdziwe imię. Dałam się jednak wciągnąć w tę grę i przedstawiłam się jako Agata. Rozmawialiśmy o wszystkim, tylko nie o sobie. Gdy szliśmy do mojego pokoju, dalej wiedziałam o nim tyle, co trzy godziny temu: że jest przystojny, ma dobry gust i lubi czytać. Pierwszy raz w życiu miałam zamiar iść do łóżka z nieznajomym facetem i bardzo mi się ten pomysł podobał!

Na wykłady następnego dnia dotarliśmy dopiero w południe. Przerwę na lunch spędziliśmy w moim pokoju. Nie muszę chyba dodawać, że o dalszym zwiedzaniu miasta nie było już mowy. Z hotelowego pokoju oddalaliśmy się najdalej do baru. Głównie wieczorami i w czasie posiłków. Ostatni poranek był dość dziwny. Oboje zastanawialiśmy się, czy powinniśmy się wymienić kontaktami. Ale żadne tego nie zaproponowało.

– To na razie – rzucił wyraźnie zmieszany Jacek i poszedł do siebie.

Widziałam go jeszcze na śniadaniu, potem na lotnisku. Ale nie zamieniliśmy już ze sobą nawet słowa.

Nie chcę nic o nim wiedzieć. Tak jest lepiej

Minął rok.

– Ostatnim razem chyba ci się podobało na konferencji. Tegoroczna edycja jest w Neapolu. Chcesz jechać? – spytał mnie pewnego dnia szef.

– Chętnie. Było bardzo… interesująco – odparłam zawstydzona.

Konferencja miała się odbyć tydzień później. Nie wiedziałam, czy Jacek też tam będzie. Ale musiałam być gotowa. Schudnąć już i tak bym nie nie zdążyła. Ale fryzjer, kosmetyczka i nowe ciuszki… da się zrobić.

Tydzień później z ufarbowanymi włosami i w nowym żakiecie siedziałam w samolocie do Włoch. I myślałam tylko o jednym: czy on tam będzie? „Stara, a głupia” – strofowałam się w myślach, ale nie umiałam się skupić na niczym innym. W torebce miałam przewodnik po Neapolu. Tak na wszelki wypadek. Nie mogłam z góry zakładać, że wyjazd spędzę w pokoju.

Na lotnisku ze dwa razy serce zabiło mi mocniej na widok jakiegoś podobnego do Jacka faceta, ale za każdym razem to była pomyłka. Gdy kończyłam się meldować w hotelu, usłyszałam jego głos. Tym razem to był on. Stał w lobby i rozmawiał z jakimś blondynem. W drodze do windy przeszłam obok nich najbliżej, jak się dało. Gdy drzwi już się zamykały, ktoś włożył między nie rękę. Jacek. Bez słowa zaczęliśmy się całować. Kolację zamówiliśmy do pokoju.

Tę konferencję spędziliśmy tak jak i poprzednią. W łóżku. Zeszliśmy na chwilę na kilka wykładów, dla zachowania pozorów. Ale już po kwadransie, góra dwóch, z każdego wymykaliśmy się jedno po drugim do pokoju. Tym razem miałam już pewność, że nie chcę nic o Jacku wiedzieć. Tak jest lepiej. Bardziej ekscytująco. Romantycznie… Tym razem na pożegnanie Jacek rzucił:

– To co? Do zobaczenia za rok?

Odpowiedziałam mu miną „może tak, może nie”, pocałowałam i wróciłam do rzeczywistości.

W samolocie sięgnęłam po przewodnik. Przyswoiłam sobie nazwy kilku atrakcji turystycznych. Na wszelki wypadek, gdyby ktoś spytał, co mi się podobało w Neapolu.

Po powrocie zagadnęłam szefa:

– Te konferencje są bardzo ciekawe. Dużo się można nauczyć. Za rok chętnie się znowu wybiorę.

Tego żadne z nas się nie spodziewało

W następnym roku byłam już przygotowana. Dwa miesiące wcześnie zaczęłam chodzić na siłownię i przestałam jeść pieczywo i słodycze. Starannie gromadziłam garderobę na Helsinki (choć wiedziałam, że pogodą nie powinnam się przejmować, bo w hotelach mają ogrzewanie).

Wszystko poszło zgodnie z planem. Jacek wydawał mi się równie interesujący i pociągający jak rok wcześniej. Jedyną różnicą było to, że czas spędzaliśmy nie tylko w pokoju, ale też w prywatnej saunie, którą można było zarezerwować w hotelu. Potem odwiedziliśmy jeszcze Londyn i Niceę. Za każdym razem spędzaliśmy czas równie fantastycznie i ekscytująco. W Nicei nawet parę razy dotarliśmy na hotelową plażę.

Zaczęłam lubić to uczucie niepewności i oczekiwania, jakie towarzyszyło mi co roku w czasie podróży. Czy znowu się spotkamy? Czy będzie zainteresowany? Czy będzie nam ze sobą tak samo dobrze?

W tym roku o mało wszystkiego nie popsuliśmy. Zupełnie znienacka wpadliśmy na siebie w centrum handlowym. Jak zwykle pisałam esemesa i nie patrzyłam przed siebie. Gdyby Jacek nie uchylił się nieco w bok, zderzyłabym się z nim czołowo.

A tak jedynie lekko go potrąciłam.

– Niech pani uważa! – usłyszałam nad głową znajomy głos.

Czy coś się między nami zmieni?

Zamarłam i podniosłam wzrok. Jacek. Z jakąś kobietą. Chyba patrzyliśmy na siebie o sekundę za długo, bo jego towarzyszka zapytała:

– O co chodzi? Ty znasz tę panią?

Jacek rzucił mi błagalne spojrzenie, po czym szybko pokręcił głową.

– Nie, skądże. Bałem się, że pani coś sobie zrobiła. Chodźmy…

Gdy odeszli, jeszcze przez chwilę łapałam oddech. Czyli Jacek jest z Warszawy. Ma żonę albo dziewczynę. A może to siostra? Koleżanka z pracy? „Przestań. Wszystko popsujesz” – skarciłam się zaraz w duchu.

Starałam się nie myśleć, czy nasze spotkanie może mieć jakieś konsekwencje. Ale trochę się martwię. Bo Jacek może uznać, że skoro natknęliśmy się na siebie raz, to może się to powtórzyć. Ryzyko jest duże. Albo że z powodu prozaicznego spotkania na zakupach przestałam być tajemniczą nieznajomą. Straciłam swój urok, przestałam go interesować.

Z drugiej strony, właśnie z powodu tych wątpliwości, jeżeli się jednak spotkamy, to może być jeszcze ciekawiej. Bo muszę przyznać – już trochę popadliśmy w rutynę. W końcu za nami pięć identycznych konferencji…

„Szanowni Państwo. Proszę zapiąć pasy, przygotowujemy się do lądowania. Dziś w Barcelonie jest słonecznie, temperatura powietrza 20 stopni…”.

Czytaj także:
„Bratowa jest zakupoholiczką, a o ciuchach mówi jak o kochanku. W ten sposób leczy rany, które zadał jej mój brat”
„Babcia zawsze traktowała mojego tatę jak życiową porażkę. Po latach odkryłam mroczną tajemnicę, która się za tym kryła”
„Przyjaciółka to superbohaterka. Znosiła ataki męża tyrana, przeżyła śmierć mamy, chorobę syna i dalej ma silę, by walczyć”

Redakcja poleca

REKLAMA