„Uwiodła mnie matka mojej dziewczyny. Zbrodnia wyszła na jaw, gdy moja córka odkryła nagie zdjęcia Jolanty. Wstyd żył ze mną latami”

Uwiodła mnie matka mojej dziewczyny fot. Adobe Stock, Africa Studio
„Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym się nadal z nią spotykać, patrzeć jej w oczy po tym, co robiłem z jej matką. Marta bardzo przeżyła nasze rozstanie. A ja ulgę poczułem, dopiero gdy wyjechałem na studia. Potem moi rodzice przenieśli się w inne miejsce i już nigdy nie spotkałem ani swojej pierwszej miłości, ani swojej… pierwszej kobiety”.
/ 22.10.2022 16:30
Uwiodła mnie matka mojej dziewczyny fot. Adobe Stock, Africa Studio

Kiedy nasza latorośl oświadczyła, że po ślubie zostanie z nami, oboje z żoną szczerze się ucieszyliśmy.

– Nie będziemy tracić kasy na wynajmowanie kawalerki – tłumaczyła Kasia. – Wolimy zaoszczędzić i za rok, dwa wziąć po prostu kredyt na własny kąt. Ale oczywiście jest jeden problem: musicie się zgodzić, że z wami zamieszkamy.

Nie zastanawialiśmy się z Magdą ani minuty. Poddasze naszego domu w sam raz nadawało się na osobne mieszkanko, a dzieci – to znaczy córka i nasz przyszły zięć – postanowili wyremontować górę własnym sumptem.

Byliśmy zachwyceni

W długi weekend zaczęło się wielkie sprzątanie i wyrzucanie miliona niepotrzebnych szpargałów. Na strychu zawsze lądowały rzeczy, które „mogą się jeszcze przydać” i takie, które zostały wyniesione z mieszkania, jako „do przejrzenia w przyszłości”. W tej drugiej grupie znalazła się mała walizeczka z tkaniny w kratę.

– Tato, tu są jakieś dokumenty… Ojej, to chyba twoja matura – krzyknęła zachwycona Kasia.

Rzuciłem się, żeby odebrać córce ten kompromitujący papier. To, że dawno temu skończyłem inżynierskie studia, wcale nie oznaczało, że byłem pilnym uczniem w ogólniaku. Prawdę mówiąc, byłem raczej obibokiem, a decyzję, co będę robił po maturze, podjąłem w ostatniej chwili, ze strachu przed armią.

– No, no… Same tróje. Tylko matma i fiza lepiej. A ja zawsze myślałam, że co jak co, ale historię umiałeś na piątkę.

Oddaj, mała, to moje – udało mi się odebrać Kasi wyblakły dokument.

Sam byłem zaskoczony, że aż tak marnie wyglądało moje świadectwo dojrzałości.

– Historią zacząłem się interesować później… Znacznie później – wyjaśniłem córce, dalej gapiąc się na papier i zdjęcie młodego szczawia, jakim wtedy byłem.

– O, a co to? – zapytała Kasia i z szarej koperty wyjęła plik zdjęć.

Większość zrobiłem w czasie balu maturalnego. Tylko na jednym byłem ja sam w przyciasnym garniturze pożyczonym na tę okazję od kuzyna…

Wyglądałem w nim okropnie

Mój ojciec, oficer wojska ludowego, nie lubił wyrzucać pieniędzy na fanaberie. Powiedział, że albo włożę garnitur Krzyśka, albo nici z balu… A ja się wtedy strasznie kochałem w pewnej dziewczynie… Na wspomnienie Marty ciepło zrobiło mi się koło serca, chociaż zaraz też wrócił obraz jej zapłakanej buzi, kiedy powiedziałem jej, że musimy się rozstać.

– No, no, ta pani to jakaś twoja znajoma, tato…? – Kasia przyglądała się kolejnej fotografii z dziwną miną.

Spojrzałem na zdjęcie i natychmiast poczułem kropelki potu na czole.

– Nie… Nie mam pojęcia, kto to może być – skłamałem, patrząc niby od niechcenia na półnagą kobietę w lśniącym, udającym jedwab peniuarze. – Nigdy nie widziałem tego zdjęcia. To ktoś obcy… – trzymałem się uparcie pierwszej wersji. – O, dziadek Leon… Patrz, jeszcze miał włosy, he he. Dawne dzieje… – próbowałem odwrócić uwagę córki od fotografii.

Był czerwiec, tuż po maturze… Marta, moja pierwsza miłość, pojechała do swoich dziadków na Podlasie. Mieszkaliśmy wtedy w niewielkim mieście w Wielkopolsce. Mój ojciec miał tam przydział. To były czasy, kiedy przeprowadzaliśmy się co dwa, trzy lata. Przeklinałem te przenosiny, zawsze wiązały się ze zmianą szkoły, zawsze traciłem kolegów i przyjaciół. Marta nie planowała iść na studia. Jej mama, fryzjerka, samotnie wychowywała córkę i nie byłoby jej stać na utrzymywanie studentki.

– Pójdę do pracy, a za rok może dwa, zapiszę się na zaoczne w Poznaniu – mówiła Marta z rezygnacją, kiedy ja kompletowałem papiery na politechnikę…

Była bardzo zdolna i, w przeciwieństwie do mnie, pilnie się uczyła.

Żal mi jej było

Tamtego dnia poszedłem do domu Marty, żeby dowiedzieć się o adres, pod który mógłbym do niej napisać. Drzwi otworzyła mi matka mojej sympatii, pani Jolanta. Na mój widok uśmiechnęła się, miękkim gestem poprawiła modnie obcięte włosy i zaprosiła do środka. Mimo dość wczesnej pory małe mieszkanko spowijał półmrok. W oknach wisiały ciężkie zasłony.

– Upał. Nie odsłaniam, bo słońce pali i można się tu upiec. Chcesz oranżady? – spytała gospodyni.

Sięgnęła do szafki po szklankę i wtedy jej skąpy szlafroczek rozsunął się, ukazując nagie piersi. Pamiętam, jak w tym samym momencie uchwyciła moje spojrzenie. Gapiłem się na jej piersi zachłannie. Domyśliłem się, że pod szlafrokiem nie ma bielizny… To była pierwsza naga kobieta, jaką widziałem z bliska… Cofnąłem się lekko w stronę drzwi, lecz wciąż na nią patrzyłem.

– Nie widziałeś gołych cycków? – spytała beznamiętnie. – No to sobie popatrz – rozsunęła poły szlafroka. – Możesz dotknąć, jak chcesz… – powiedziała zaczepnie.

W mojej głowie zaczęło się dziać coś dziwnego. Stałem wciąż nieruchomo, patrząc jak zahipnotyzowany na jej piersi i czarny trójkąt na podbrzuszu… Nagle poczułem, jak krew pulsuje mi w skroniach. Potem ogarnęło mnie podniecenie, którego nie mogłem ukryć. Pani Jolanta złapała mnie za rękę i pociągnęła mocno do zagraconego pokoiku. Panował w nim przyjemny chłód, który pozwolił mi nieco ochłonąć. Chciałem coś powiedzieć, ale zamknęła mi dłonią usta.

Nic nie musisz mówić… Pokażę ci, co trzeba robić – powiedziała i przewróciła mnie na łóżko, a potem rozebrała.

Wszystko odbyło się w milczeniu

Wybiegłem z rodzinnego domu Marty w rozpiętej koszuli… Cały czas nie docierało do mnie w pełni, co się stało. To znaczy wiedziałem, że właśnie pierwszy raz w życiu byłem z kobietą, ale nie dopuszczałem do siebie myśli, kim ona była. Dopiero w domu, chłodząc się pod prysznicem, przypomniałem sobie, że nie wziąłem adresu dziadków Marty. Tamtego wieczora poszedłem nad rzekę. Siedziałem w zaroślach i rozmyślałem nad sobą. Po tygodniu poszedłem do zakładu fryzjerskiego, w którym pracowała Jolanta.

– Chciałbym adres Marty – odezwałem się bez zbędnych wstępów; chyba nawet nie powiedziałem dzień dobry.

– Masz na czym zapisać? – Jolanta popatrzyła na mnie, jakbym był przezroczysty.

Zanotowałem adres, podziękowałem bełkotliwie i już miałem wyjść, gdy Jolanta zapytała głośno, tak że dwie klientki spojrzały na mnie z zaciekawieniem.

– Hej, Robert, straszny dziś upał, może przyjdziesz na oranżadę?

Nic nie odpowiedziałem. Patrzyłem tylko, jak pani Jolanta wprawnymi ruchami nakłada farbę na głowę jakiejś kobiety. Pod cienkim fartuchem wyraźnie odznaczały się piersi fryzjerki. Poczułem kropelki potu na czole i suchość w gardle. Musiałem stamtąd uciec. W drzwiach zderzyłem się z dziewczyną, która myła klientkom głowy w zakładzie.

– Udało się, pani Jolu! – krzyknęła mi prosto do ucha. ­– Kolejka stała na ulicy, ale zdobyłam dla pani wołowe!

Niesamowite – minęło tyle lat, a ja wciąż pamiętam każde jej słowo… Jeszcze tego samego wieczora zapukałem do pani Jolanty. Tym razem napiłem się oranżady. Gdy weszliśmy do pokoju, sam się rozebrałem… Byłem tam jeszcze sześć razy, dzień po dniu. Ostatnia wizyta wypadła niemal w samo południe. Miałem ze sobą aparat, którym robiłem zdjęcia na balu maturalnym. Zostały jeszcze dwie niewykorzystane klatki na kliszy. Gdy wkładałem spodnie, Jolanta wyjęła aparat z mojego plecaka.

– Zrób mi zdjęcie… Na pamiątkę.

Wiedziała, że następnego dnia jadę do Poznania na egzaminy.

– Niech się pani ubierze – powiedziałem.

Zabawne, ale mimo że znałem wszystkie zakamarki jej ciała, nie odważyłem się zwracać do niej po imieniu.

– To nie byłaby pamiątka – uśmiechnęła się do mnie pani Jola.

Odłożyła dymiącego papierosa na brzeg popielniczki i stanęła w wyzywającej pozie, opierając jedną nogę na krześle. Poły czerwonego peniuaru rozsunęła na tyle, by pokazać gołą pierś. Gdy po kilku tygodniach odbierałem zdjęcia z zakładu w Poznaniu – specjalnie tam dałem do wywołania kliszę, żeby nikt w miasteczku nie widział kompromitującej mnie fotografii – czułem się dziwnie. Z jednej strony, miałem do siebie pretensje, że w ogóle doszło do takiej sytuacji i dałem się uwieść dojrzałej kobiecie. Z drugiej, no cóż – byłem dumny. Tym bardziej że ostatniego dnia usłyszałem od Jolanty, że niezły ze mnie kogut…

Musiałem jednak zerwać znajomość z Martą

Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym się nadal z nią spotykać, patrzeć jej w oczy po tym, co robiłem z jej matką. Marta bardzo przeżyła nasze rozstanie. A ja ulgę poczułem, dopiero gdy przyszedł październik i wyjechałem na studia. Potem moi rodzice przenieśli się w inne miejsce i już nigdy nie spotkałem ani swojej pierwszej miłości, ani swojej… pierwszej kobiety.

– Zobacz, tato, to chyba babcia Renia? – jak przez mgłę usłyszałem głos córki. – Tato…? Oj, daleko odpłynąłeś. Wiesz, skoro nie znasz tej pani, to wyrzucę to zdjęcie.

– Tak, córeczko, nie ma sensu tego trzymać. To zupełnie obca kobieta.

Nagle tamte wydarzenia wydały mi się tak odległe, jakby wcale mnie nie dotyczyły. Popatrzyłem na córkę i przez głowę przebiegła mi myśl, że przecież każdy kiedyś przeżywa swój pierwszy raz. Takie jest prawo natury… Każdy też doświadcza pierwszej miłości, myśląc, że to ta jedyna, na zawsze. Los jednak plącze ścieżki i prowadzi nas tam, gdzie chce nasze przeznaczenie.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA