„Uwiódł mnie chory na raka narzeczony siostry. Chciał ją od siebie odsunąć, żeby nie patrzyła na jego cierpienie”

Romans z narzeczonym siostry fot. Adobe Stock
„W ciągu kilku sekund osiągnęliśmy porozumienie właściwie jedynie kochankom. Słodkie jak miłość od pierwszego wejrzenia i… gorzkie niczym zdrada. Wkrótce miał być ich ślub, o czym właśnie chcieli mnie poinformować”.
/ 10.12.2021 13:00
Romans z narzeczonym siostry fot. Adobe Stock

Patrzył prosto na mnie. Bezczelnie, otwarcie. Jakby rozbierał mnie wzrokiem. Usiłowałam wytrzymać jego spojrzenie, bo nie daję się łatwo speszyć. Ale Marcinowi w końcu się udało. Odwróciłam głowę, udając, że zainteresowało mnie coś za oknem. Patrzyłam chwilę na barwne ostróżki kołyszące się w ogrodzie w lipcowym wiaterku, jakby to był najciekawszy widok na świecie.

Wreszcie uznałam, że mogę wrócić do rozmowy, ale gdy tylko przeniosłam wzrok z widoku za oknem na pokój, znowu napotkałam jego spojrzenie. No i jeszcze ten jego lekko ironiczny uśmiech. Jakby mi chciał powiedzieć: „Wiem, co ci chodzi po głowie, kotku. Bo mnie chodzi to samo…”.

W normalnych okolicznościach oszalałabym z zachwytu, że taki przystojniak zwrócił na mnie uwagę. Kiedy tylko wszedł do pokoju, poczułam się złapana w pułapkę jego czaru. W ciągu kilku sekund osiągnęliśmy porozumienie właściwie jedynie kochankom. Słodkie jak miłość od pierwszego wejrzenia i… gorzkie niczym zdrada. Bo Marcin był narzeczonym mojej siostry, Moniki.

Wkrótce miał być ich ślub, o czym właśnie chcieli mnie poinformować. Monika niczego nie zauważyła, tego jestem pewna. Paplała wesoło, jak bardzo się cieszy, że w końcu się poznaliśmy. Bo to wstyd okropny, że do tej pory nie widziałam jej chłopaka. No cóż, na swoje usprawiedliwienie mogłam dodać, że od kilku lat mieszkam w Anglii, a w Polsce bywam rzadko. W dodatku moja młodsza siostra zdecydowała się na ten ślub całkiem niespodziewanie. Od roku Marcin był chłopakiem, o którym słyszałam jedynie jakieś wzmianki, a tu nagle ma się z nią za trzy miesiące żenić?!

Teraz wiedziałam, skąd ten pośpiech. Trudno o drugiego takiego przystojniaka! Z oczami zielonymi jak dno od butelki i łobuzerskim uśmiechem na pewno podbił już niejedno babskie serce. Nawet z tymi króciutkimi włosami wyglądał zabójczo, chociaż każdy inny facet przypominałby rekruta.

Co jest grane, do diabła? Po co im ten cały cyrk?

Tylko czy ona będzie z nim szczęśliwa? Moja delikatna młodsza siostra, którą tak łatwo było zranić? W dzieciństwie płakała z byle powodu – nad losem zdechłego wróbelka czy rozbitej, porcelanowej figurki… Tak strasznie się przejmowała losem innych, że czasami zapominała o sobie. Na wieść o jej zamążpójściu nawet się ucieszyłam, bo oznaczało to, że spotkała faceta, który docenił jej delikatność. Jednak kiedy poznałam Marcina, przyszło mi na myśl tylko jedno: „Co jest grane? Przecież on wcale do niej nie pasuje! I jeszcze, na domiar złego, bezczelnie mnie podrywa!”.

– Nie wiem, czy nie popełniam błędu, z tym ślubem – wyznał mi Marcin znaczącym tonem, kiedy Monika poszła zaparzyć kawę. – A ty co o tym sądzisz? Pasujemy do siebie z twoją siostrą?
„Nie! Ty pasujesz do mnie!” – chciałam wykrzyknąć z całego serca, jednak udało mi się powstrzymać.
– Nie wiem, nie znam cię – odparłam, niby obojętnie wzruszając ramionami.. – A co do Moniki, to ona zawsze miała tendencję do upierania się przy sprawach beznadziejnych.
– No właśnie – szelmowski uśmiech na twarzy Marcina na chwilę zgasł, jednak po chwili rozkwitł na nowo z jeszcze większą, bezczelną pewnością siebie.

Przez całe popołudnie łapałam potem jego kpiący wzrok, który jawnie mnie prowokował. Skutecznie… Nie mogłam o nim zapomnieć przez całą noc, kiedy leżałam sama w dużym łóżku w wynajętym mieszkaniu siostry. To także było dla mnie jakieś nienormalne, że nie zamieszkali z Marcinem razem przed ślubem. Przecież takie konkubinaty są w tej chwili regułą; ludzie chcą lepiej się poznać, zanim powiedzą przed ołtarzem sakramentalne „tak”.

Wyobrażałam sobie tak namiętne sytuacje ze sobą i Marcinem w roli głównej, że rano bałam się spojrzeć Monice w oczy, aby nie wyczytała z nich mojego pożądania. Kiedy poszła do pracy, pomyślałam, że jeszcze na moment się zdrzemnę i nadrobię nieprzespany czas. Obudził mnie dzwonek do drzwi. Nieprzytomna skoczyłam je otworzyć, chwytając z krzesła cokolwiek do włożenia.

Na progu stał Marcin.
– Wpuścisz mnie? – zapytał obrzucając mnie takim spojrzeniem, że poczułam się głupio w kusej nocnej koszulce i niedbale zawiązanym kardiganie.
– Po co? – zapytałam, grając na zwłokę, bo w duszy toczyłam ze sobą walkę. Dobrze wiedziałam, co się stanie, jeśli go wpuszczę.
– Wiesz po co – głośno wyartykułował moje myśli Marcin.

Ustąpiłam mu miejsca w drzwiach. Wszedł, muskając mnie swoim ciałem. To, co się działo potem przez blisko cztery godziny, można porównać do gejzeru lub pokazu fajerwerków. Kochaliśmy się jak szaleni, jakby za chwilę miał przestać istnieć świat. Ale po wszystkim Marcin, zamiast przytulić mnie i czule pocałować, stwierdził tylko:
– Niezłe z ciebie ziółko, wiesz? Żeby tak zdradzić swoją siostrę!
– To ty ją zdradziłeś! – wybuchłam na tę jawną niesprawiedliwość. I dorzuciłam z wściekłością: – To nie ja niedługo biorę z nią ślub!
– Nie mówię, że nie jestem draniem! Sama dobrze wiesz, że zastanawiam się głęboko nad sensem tego małżeństwa.
– Spadaj, draniu! – wrzasnęłam i mocnym kopniakiem wyrzuciłam go z łóżka. Wstał, śmiejąc się z mojej furii do rozpuku niczym z dobrego żartu.
– Już się wynoszę! – stwierdził, wciągając na siebie spodnie.

I faktycznie, kilka minut później już go nie było. A ja przepłakałam kolejną godzinę w zmiętej pościeli. Bardziej jednak użalałam się nad sobą niż nad Moniką. Nigdy nie byłyśmy sobie bliskie. Jestem od niej starsza o pięć lat, co w dzieciństwie stworzyło między nami przepaść, która pogłębiła się w okresie dojrzewania. Tym bardziej że po rozwodzie rodziców ja, wówczas zbuntowana szesnastolatka, wolałam stanąć po stronie ojca i wyjechałam z nim do innego miasta. Z Moniką widywałam się więc rzadko, kilka razy w roku. I tak zostało.

Słowa prawdy nie przeszły mi przez gardło

Wypłakiwałam oczy z powodu urażonej miłości własnej. Bo z całą jaskrawością zdałam sobie sprawę, że Marcin wcale mnie nie pożądał, tylko wykorzystał. Ale po co i dlaczego? Nie miałam pojęcia. Czułam, że jestem jedynie pionkiem w jego grze. „Może już taki jest i nie mógł sobie odmówić nawet siostry swojej przyszłej żony? Powinnam ostrzec przed nim Monikę!” – postanowiłam.

Jednak potem, w obecności siostry, jakoś wyznanie, że kochałam się z jej narzeczonym, nie chciało mi przejść przez gardło. W końcu nie chciałam jej zranić bez względu na to, jak mocno pragnęłam zemsty na tym zimnym draniu.
– No i co? Powiesz jej? – Marcin nawet do mnie podszedł jeszcze podczas tej mojej wizyty i zadał mi to pytanie z jakimś lękiem, ale i wyzwania w głosie.
– Sam jej powiedź! – odparowałam. – Wasz związek to nie moja sprawa.
Ale do końca mojej gościny u siostry unikałam Marcina jak ognia.

Tymczasem Monika zainteresowała się moją opinią o narzeczonym.
– Nie przypadł ci chyba do gustu? – zapytała mnie szczerze, kiedy odprowadzała mnie na lotnisko.
– Nie mnie ma się podobać, tylko tobie – odparłam spokojnie.
– Żadna z moich przyjaciółek go nie lubi… – stwierdziła, jakby w ogóle nie słyszała moich słów. „Nie dziwię się, pewnie je także podrywał, a może nawet zaliczył” – ironizowałam w myślach.
– Wyjdziesz za niego? – odważyłam się zapytać Monikę.
– Tak – odparła szybko, a w jej głosie wyczułam dziwną, niezwykłą dla mojej młodszej siostry determinację, która bardzo mnie zaskoczyła.

„Co jest w tym facecie, że ja nie potrafię o nim zapomnieć, a ona od niego odejść?” – zastanawiałam się przez kolejne trzy miesiące. Niemal każdego dnia tęskniłam za chłopakiem mojej siostry, chociaż przecież spędziliśmy ze sobą tylko kilka godzin, a w Anglii nie brakowało mi okazji do flirtu. Żaden facet jednak nie miał w sobie tego „czegoś” co Marcin. Mieszanki beztroski i tragizmu jednocześnie, która sprawiała, że był pożądany, i nie do zdobycia. „Zupełnie jak James Dean. Ikona buntownika” – pomyślałam kiedyś rozbawiona swoimi rozterkami.

Trzy miesiące szybko minęły. Za szybko, żebym zdołała się do końca pozbierać psychicznie po swojej zdradzie. Wszystkie te uczucia sprawiały, że rozważałam nawet nieobecność na ślubie Moniki. Chciałam wymówić się się nagłą chorobą, zatruciem, delegacją, lecz w końcu dałam sobie z tym spokój.
– Muszę wypić do końca piwo, którego naważyłam – zadecydowałam i z bólem serca spakowałam wizytową suknię. Monika wyszła po mnie na lotnisko z Marcinem, czego się w ogóle nie spodziewałam. Na jego widok serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Był jak zwykle zniewalająco przystojny, tylko włosy miał jakby jeszcze krótsze. Ledwie co sterczący, przerzedzony meszek. „Taka fryzura nie przystoi panu młodemu. Rozumiem, że się waha, ale czy w ten sposób musi demonstrować swoją niechęć do ślubu z moją siostrą? Bo przecież tak czy owak jej nie zostawił” – pomyślałam z dezaprobatą, chociaż musiałam także przyznać, że nie mimo fryzury wyglądał obłędnie.

Coś się zmieniło, Monika zaczęła się wahać „I rysy jakby mu się przez to wyostrzyły. Czyżby schudł? Monika także chyba straciła na wadze…”. Myśl, że to moja siostra, a nie ja, zbliżyła się do wyśnionego ideału wagi, nie dawała mi spokoju. Bo ja raczej przytyłam, podjadając słodycze, zżerana wyrzutami sumienia.
– Nadal o nas nie wie? – pozwoliłam sobie na przytyk wobec Marcina, gdy Monika poszła zapłacić za parking.
– Nie – spojrzał na mnie bez zainteresowania, co nieludzko mnie wkurzyło. Nie wyglądało na to, żeby przez ostatnie miesiące poświęcił choćby jedną myśl naszemu łóżkowemu incydentowi. „Jeśli nie zrobiłam na nim wrażenia, to po co się pchał do mnie z łapami? Dla sportu?!” – wkurzałam się przez całą drogę do mieszkania Moniki. Tymczasem ona nie kryła czułości wobec niego, a on jej na to pozwalał. Wydała mi się jeszcze bardziej zakochana.

„Nie jest ciebie wart!” – chciałam jej rzucić w twarz

Na drugi dzień pojechałyśmy przymierzyć jej ślubną suknię. Nic dziwnego, że wymagała poprawek, skoro moja siostra aż tak schudła. Kiedy tak stała w salonie cała w bieli, poczułam ukłucie zazdrości. Gdzieś w głębi duszy marzyłam, żeby być na jej miejscu, u boku jej chłopaka.
– Myślisz, że dobrze robię, wychodząc za Marcina? – padło nagle ze jej strony.
– Co? – zająknęłam się zaskoczona, zanim zebrałam się w garść. Jednak obie wiedziałyśmy, że słyszałam. Powiedziała mi to jej mina. – Nie wiem… Prawie go nie znam… – wybąkałam w końcu.
– Ale go nie lubisz! – zarzuciła mi.
– Ważne jest to, co ty do niego czujesz – odparłam, zastanawiając się nad jej pytaniem.

„O co tu chodzi, do diabła? Najpierw on miał wątpliwości, teraz ona? Po jakiego grzyba biorą więc ten ślub? Czy ktoś ich zmusza?” – myślałam gorączkowo, szukając odpowiedzi.
– Sama nie wiem… – bąknęła Monika. Wyglądała na tak zagubioną i bezradną w tej swojej teraz trochę za dużej sukience, że po raz pierwszy od lat zachciało mi się pogłaskać ją po głowie.
– Jestem pewna, że podejmiesz właściwą decyzję – powiedziałam, przytulając ją. – I pamiętaj, że cokolwiek zrobisz, ja i rodzice będziemy z tobą.
– Dzięki – wyszeptała.

Nazajutrz, korzystając z wolnej chwili, pojechałam spotkać się ze swoimi przyjaciółkami. Do domu wróciłam późnym wieczorem. Zaskoczyło mnie, że nie zastałam w nim Moniki. Kiedy sięgnęłam po komórkę, aby się dowiedzieć, gdzie jest, wyświetliło mi się kilka wiadomości. Wszystkie zostawiła mama…

Te wieści dosłownie zwaliły mnie z nóg

Odsłuchałam pierwszą i nogi ugięły się pode mną. Zatrzasnęłam za sobą drzwi mieszkania i biegiem rzuciłam się schodami w dół. Na szczęście moja taksówka jeszcze nie odjechała.
– Poproszę do szpitala onkologicznego! – krzyknęłam, a on odwrócił się zaskoczony, kiedy wsiadłam do auta. Poznał mnie, lecz nic nie powiedział. Dwadzieścia minut później biegłam już białym korytarzem. Przed jedną z sal siedzieli moi rodzice.
– Gdzie Monika? – zapytałam.
– Przy nim – odparli.

Bez słowa przykucnęłam obok nich, usiłując wszystko sobie poukładać, lecz brakowało mi tylu informacji, że trudno było mi zrozumieć, co się właśnie zdarzyło. Nie śmiałam też pytać rodziców. Postanowiłam spokojnie poczekać, chociaż nie było to łatwe. Po jakimś czasie wyszła do nas Monika. Przez te kilka chwil za drzwiami tak jakby postarzała się o kilka lat.
– Śpi – powiedziała cichutko. – Jego rodzice są przy nim…
– Może napijesz się czegoś? Jesteś pewnie zmęczona – zaproponowałam, widząc w końcu korytarza automat. Usiadłyśmy z plastikowymi kubkami w dłoniach. Milczałam, czekając, aż Monika wyjaśni mi, co się tutaj dzieje.
– Marcin ma raka. Od roku – zaczęła. – Zaczęło się od niewielkiego zgrubienia na ręce, na które zresztą to ja wróciłam uwagę. On je zlekceważył, twierdząc, że na pewno komar go ugryzł, ale ja nalegałam, żeby poszedł do lekarza. Diagnoza nas powaliła: rak z przerzutami. Marcin od razu przeszedł chemioterapię, dlatego wypadły mu włosy. Słuchałam w milczeniu, osłupiała. – Kiedy zachorował, stwierdziłam, że powinniśmy się pobrać – ciągnęła siostra. – On się wahał, ja nalegałam. Prawie zmusiłam go do zaręczyn! A on do końca nie był pewien, czy powinien mnie przy sobie zatrzymywać. I zrobił dużo, żeby mnie zniechęcić do ślubu…

Tu Monika spojrzała mi w oczy i od razu dotarła do mnie prawda: ona wie, że poszłam do łóżka z jej narzeczonym.
– To był właśnie jego plan – przyznała teraz. – Przespać się ze wszystkimi moimi przyjaciółkami. Niektóre odmówiły, inne nie. Ale i tak mnie nie zniechęcił.
– Przepraszam – tylko tyle zdołałam wyszeptać zdruzgotana sytuacją. Ja głupia przez trzy miesiące wyobrażałam sobie rozpalającą nas namiętność, podczas gdy oni oboje w tym czasie zmagali się ze śmiertelną chorobą.
– Nie musisz. Sama wiem, jak to jest, jak Marcin zagnie na kogoś parol – Monika uśmiechnęła się smutno. – Ja też straciłam dla niego głowę i pewnie dlatego jeszcze tu jestem, choć jak wiesz, wczoraj zaczęłam mieć wątpliwości. Ale nie dlatego, że go przestałam kochać, tylko że dowiedzieliśmy się o kolejnych przerzutach. Marcina czeka kolejna seria naświetlań i chemii, a on już naprawdę nie ma siły walczyć. Pewnie dlatego wylądował tutaj. Justyna, on się poddaje…

W ich historii byłam nic nieznaczącym trybikiem

Mocno ścisnęłam Monikę za rękę. Popatrzyła na mnie oczami mokrymi od łez.
– Zastanawiałam się wczoraj, czy ten ślub ma sens. Czy chcę zostać dwudziestodwuletnią wdową…
– Ma sens! – szepnęłam w przekonaniu, że tak trzeba, bo zrozumiałam, że tych dwoje łączy miłość wielka i tragiczna, której nic nie zniszczy, żadna zdrada.
– Dziękuję – powiedziała cicho.

Ceremonia ślubna odbyła się nie w kościele, tylko w małej salce szpitala onkologicznego. Panna młoda była w bieli, a pan młody w piżamie, i złamany chorobą nawet nie miał siły podpisać się pod aktem ślubu. Pomógł mu ojciec. Miesiąc później Monika zamieniła ślubny welon na żałobny woal. Ale jestem pewna, że Marcin odszedł szczęśliwszy jako jej ukochany mąż. A i ona wie, że dopełniła się ich wielka miłość. Czułam się podle, bo byłam wobec niej nielojalna. Tylko czy zawsze mam na nią chuchać? 

Czytaj także:
Mój syn ma 23 lata i nie rozumie, że ma jeszcze czas na amory
Moja córka ma 3 dzieci. Nie poświęca im uwagi, bo ciągle siedzi w telefonie
Mam 4 synów. I dzięki Bogu, bo z córkami to tylko problemy

Redakcja poleca

REKLAMA