Oliwia od początku była uroczym dzieckiem. Miała duże oczy w kolorze ciemnego bursztynu, gęste włosy, a w dodatku prawie nigdy nie marudziła.
– Moja wnusia to istny cud! – opowiadałam dumnie koleżankom. – Nie da się jej nie uwielbiać. Wiecznie rozdaje uśmiechy, jest taka bystra! No i kropka w kropkę jak Przemuś! Ma identyczne uszka i nosek…
– To kiedy ślub młodych? – dopytywały nie bez złośliwości moje znajome.
– Lada moment – za każdym razem tak zbywałam temat, bo sama nie miałam pojęcia, jak wytłumaczyć postępowanie mojego syna.
Było mi wstyd
Przemuś i Kaśka chodzili ze sobą przecież od pięciu lat, a zaręczeni są od roku. Nie zamierzali jednak brać ślubu.
– Tak nie wypada. Tym bardziej teraz, kiedy urodziło się dziecko – tłumaczyłam.
– Mamo, daj już spokój – zbywał mnie Przemuś. – Nie żyjemy w średniowieczu, żeby nas napiętnować za życie bez papierka.
– Ale to po prostu nieodpowiednie! W końcu jakie nazwisko będzie nosiła mała Oliwcia?
– Póki co Kaśki, a potem się okaże.
Od dłuższego czasu próbowałam ich namówić na sformalizowanie związku, ale za każdym razem słyszałam masę wykrętów i powodów, dla których nie powinni brać ślubu. Czułam się, jakby nikt nie potrafił mnie zrozumieć. Ślub to przecież nie koniec świata! Kasia bardzo mi się podobała i zależało mi, żeby została moją synową. Może jestem trochę staroświecka, ale uważam, że brak uroczystej ceremonii nie wróży niczego dobrego ich związkowi.
Opiekowałam się wnuczką
Oliwka rosła w oczach jak na drożdżach, a ja z wielką przyjemnością się nią opiekowałam. Gdy Kasia wróciła do pracy na pół etatu, nie zgodziłam się, by malucha pilnowała obca kobieta.
– Rankami będę zabierać Oliwkę do siebie – zasugerowałam przyszłej synowej. – Po co ma spędzać czas z kimś nieznajomym.
Kasia przystała na to. Zabierałam więc wnuczkę na długie spacery do parku, chwaląc się nią przed koleżankami. Wszystkie się rozpływały, jaka to śliczna i układna z niej dziewczynka.
– To zasługa synowej – odpowiadałam, chwaląc się jednocześnie, na jaką porządną dziewczynę trafił mój syn.
Nie potrafiłam o Kasi powiedzieć w inny sposób. Chyba zapadłabym się pod ziemię ze wstydu, gdybym musiała każdemu wyjaśniać, że syn wciąż się z nią nie ożenił.
Syn gadał jakieś głupoty
Lata leciały. Oliwka skończyła już trzy lata. Ubierałam ją ślicznie w sukienki, plotłam warkoczyki i z każdym dniem widziałam, jak coraz bardziej jest podobna do naszej rodziny. Ale wciąż nie mogłam się pogodzić z faktem, że przyszła na świat bez ślubu rodziców. Zwłaszcza że zaczęło się między nimi psuć. Non-stop się sprzeczali, przestali przychodzić do nas na obiady w niedzielę. W ogóle mało kiedy widywało się ich razem.
– Przemek, czas pomyśleć o ślubie – rzuciłam kiedyś, gdy syn odbierał ode mnie córkę.
– Zobaczymy, co przyniesie przyszłość – po raz kolejny uniknął tematu, ale ja nie zamierzałam odpuścić.
– Oliwka wkrótce pójdzie do przedszkola, a potem do szkoły – rozpoczęłam starannie przemyślaną tyradę. – Rówieśnicy będą się z niej wyśmiewać, że jej rodzice żyją na kocią łapę i każde nosi inne nazwisko.
Zaskoczył mnie
– Mamo, daj mi święty spokój – westchnął z rezygnacją. – Jestem dzisiaj padnięty. Poza tym, i tak pewnie wkrótce rozstanę się z Kasią.
– Co ty wygadujesz?! Dziecko potrzebuje mamy i taty! – poczułam, jak narasta we mnie złość.
– Ale to wcale nie jest moje dziecko! – wypalił wtedy mój syn, a zaraz potem zamilkł, jakby momentalnie pożałował wypowiedzianych słów.
– O czym ty w ogóle opowiadasz? Nie rozumiem… – osunęłam się na kanapę, czując, jak nogi się pode mną uginają.
– No mówię jak jest – odrzekł Przemek już trochę spokojniej, ale w jego głosie wciąż pobrzmiewała gorycz. – Czy kojarzysz, jak ja i Kasia kiedyś postanowiliśmy od siebie odpocząć? No i wtedy ona spotkała się ze swoim byłym – kontynuował z goryczą. – Przyznała mi się do tego. Powiedziała, że to był jednorazowy wyskok. Potem wyszło na jaw, że spodziewa się dziecka. Między nami nic to nie zmieniło, przecież Oliwkę kocham najbardziej na świecie. Tylko zaczynam wątpić, czy ja i Kasia naprawdę do siebie pasujemy.
– No jasne, że pasujecie! – zapewniłam go, gdy już trochę doszłam do siebie. – A poza tym, nawet jeśli Oliwka nie jest twoją biologiczną córką, to czy tego chcesz, czy nie, dla mnie zawsze będzie wnuczką.
Rozstali się
Po miesiącu Przemek i Kasia zdecydowali się zakończyć swój związek. Mój pierworodny opuścił wspólne mieszkanie, a córkę zabierał do siebie jedynie w soboty i niedziele. Kiedy tylko dotarła do mnie ta smutna wiadomość, natychmiast chwyciłam za telefon, by skontaktować się z kobietą, która miała kiedyś zostać moją synową.
– Możecie się sprzeczać, ile chcecie – oznajmiłam stanowczo – ale ja w dalszym ciągu będę opiekować się małą.
– Czy mama jest tego całkowicie pewna? – odparła Kasia niepewnym głosem. – Nie mam pojęcia, czy Przemek wspominał mamie o tym, ale…
– Nawet nie chcę tego słuchać – weszłam jej w słowo. – Oliwcia to moja wnusia i koniec kropka. Nie mam zamiaru z niej zrezygnować. Do jutra.
Odłożyłam słuchawkę i cały mój zdecydowany nastrój momentalnie prysnął. Łzy spłynęły mi po policzkach. Dlaczego to wszystko zmarnowali?! To było takie cudowne! – szlochałam.
Dojście do siebie zajęło mi sporo czasu. Dla odzyskania równowagi chwyciłam nasz album ze zdjęciami i zaczęłam kartkować. Przemek... Ciągle taki przystojniak... Kasia zgrabniutka i śliczna... Tworzyli tak zgraną parę, że spokojnie mogliby reklamować instytucję rodziny idealnej. No i jeszcze Oliwka – cudowne, uśmiechnięte maleństwo... Nikt by nie przypuszczał, że pod tą sielankową przykrywką czają się cierpienie i pretensje.
– A ja, naiwna, szukałam w Oliwce naszych rysów – westchnęłam z żalem.
Próbowałam naprawić ich związek
Moją uwagę przykuła jedna z fotografii. Widniał na niej Przemek odziany w elegancki garnitur, Kasia w zjawiskowej kreacji wieczorowej i Oliwka – prawdziwy aniołek. Nikt z nich nie spoglądał wprost do obiektywu. Uśmiechnięta Oliwka skupiła się na czymś znajdującym się poza zasięgiem zdjęcia, a jej rodzice sprawiali wrażenie, jakby cały świat poza nimi dwojgiem nie istniał. "Ich uczucie było autentyczne! Taka miłość nie mogła z dnia na dzień po prostu zniknąć" – pomyślałam.
W tamtym momencie postanowiłam, że spróbuję ich pogodzić… I nie chodziło mi tylko o dobro Oliwki. Byłam przekonana, że to najlepsza opcja dla wszystkich. Zaczęłam więc organizować u nas w domu okazje do tego, by Przemek i Kasia mogli się spotykać. Naciskałam, żeby oboje przychodzili na te spotkania. I muszę przyznać, że się pojawiali. Tyle że nie bardzo ze sobą rozmawiali. Odnosili się do siebie z takim chłodnym szacunkiem, zupełnie jakby byli dla siebie kompletnie obcy. Zauważyłam jednak, że od czasu do czasu zdarzało im się posłać sobie uśmiech.
To był podstęp
– Razem z ojcem zdecydowaliśmy, że chcemy świętować rocznicę ślubu w restauracji – poinformowałam syna pod koniec lutego. – Planujemy zamówić obiadokolację i potańczyć.
– Wow, prawie jak wesele! – zauważył. – Naprawdę macie taką ochotę? I nie szkoda wam kasy?
– Przeżyliśmy razem tyle radosnych chwil, że chyba zasługujemy na to, by to jakoś uczcić! Oczywiście ty jesteś dla nas najważniejszym gościem, ale wiesz, nie wyobrażam sobie tego wieczoru bez Kasi i Oliwki.
– Że co?! – jego oburzenie sięgnęło zenitu. – Mamo, czy ty nie przesadzasz? Mogę wziąć Oliwkę, ale po co ma przychodzić Kasia?
– Kochanie, to, że się z nią nie ożeniłeś, nie oznacza, że nie mogę jej uważać za swoją synową – odrzekłam stanowczo.
W końcu przyszedł ten dzień – 14 kwietnia. Zarówno ja, jak i mój małżonek otrzymaliśmy mnóstwo serdecznych życzeń, gratulacji oraz upominków od bliskich nam osób, ale ja ciągle czekałam na ten jeden, najistotniejszy prezent. Niestety, wbrew temu, czego się spodziewałam, młodzi zamiast się bawić, zaczęli się kłócić. I to tak, że pół sali było świadkami ich sprzeczki. "No i po wszystkim" – westchnęłam z rozczarowaniem. Kasia wymyśliła pretekst, że musi iść położyć Oliwkę do łóżka i wyszła. Przemek również gdzieś przepadł.
A jednak coś zrozumieli
W kolejną niedzielę, tydzień po tamtych wydarzeniach, smętnie krzątałam się po kuchni, szykując posiłek dla siebie i męża. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Gdy je uchyliłam, zaniemówiłam z wrażenia. W progu ujrzałam Kasię dźwigającą siatki z zakupami, a obok niej stał Przemek, czule tuląc w objęciach małą Oliwkę.
– Przynieśliśmy pieczeń i sałatkę na obiad – oznajmiła mi od progu moja przyszła synowa.
– Ale najpierw musimy ci coś ważnego powiedzieć, mamuś. Pobieramy się! – dodał pospiesznie Przemek.
– To wspaniale – tyle zdołałam wyszeptać, zanim wzruszenie odebrało mi głos i popłynęły mi łzy po policzkach.
Za osiem tygodni Kasia i Przemek staną na ślubnym kobiercu. Oliwka będzie im niosła obrączki do ołtarza. Znów będziemy jedną, szczęśliwą rodziną! Nie wiem, czy to moje starania sprawiły, że ponownie spojrzeli na siebie przychylnie, ale cieszę się, że nie odpuściłam. Cały czas wierzyłam, że powinni być razem i – jak widać – nie myliłam się!
Czytaj także: „Dla teściowej i jej córki byłam zahukaną dziewuchą. Docenił mnie tylko syn szwagierki, który zastąpił mi męża”
„Mąż zostawił mnie dla dwudziestolatki. Dzieci za nim płaczą, ale ja nie chcę, żeby wrócił”
„Żałuję, że załatwiłam sąsiadce pracę. Za przysługę odpłaciła mi się chodząc do szefa na skargi”