Gdy brałam rozwód z mężem, nikt nie wierzył, że przeżyliśmy razem 15 lat. Miałam 35 lat i wciąż wyglądałam młodo, choć w domu czekała na mnie dwójka sporych dzieci.
To była pierwsza miłość
Antka poznałam tuż po maturze na jednym z rodzinnych wyjazdów nad jezioro. Był tam ratownikiem i od razu zwrócił na mnie uwagę. Mieliśmy się ku sobie, a mama wcale się nie sprzeciwiała. Uznała, że skoro jestem pełnoletnia, to mogę chodzić na randki, z kim chcę, ale powinnam mieć głowę na karku.
Antek był starszy, na co dzień pracował już w liceum jako wuefista, więc myślę, że to było dla mamy istotne. Miał swoje pieniądze, był odpowiedzialny. Sądziła, że jest inny niż banda napalonych małolatów w moim wieku. Po kilku miesiącach była nim tak zachwycona, że zaczęła naciskać na ślub.
Byliśmy zakochani i mieliśmy plany na przyszłość, więc nie było, na co czekać. Zostaliśmy małżeństwem tuż przed moimi 20 urodzinami.
Nie byłam lubiana
Niestety, nie podobało się to rodzinie Antka, zwłaszcza jego mamie. Jej niechęć podsycała też Maria, jego siostra. Uważały, że jestem najgorszą możliwą partią i że się pospieszył. Miały mnie za zahukaną dziewczynę.
Szybko odkryłam, w czym rzecz. One były zazdrosne. Teściowa bała się, że straci ukochanego synka. A Maria zazdrościła mi urody. No cóż, może byłam nieśmiała i mało się odzywałam, ale nadrabiałam to wyglądem. Nie mówiąc już o tym, że byłam od niej dużo młodsza. Ona w okolicy 40-stki zaczynała gasnąć, a ja w wieku 20 lat właśnie rozkwitałam. To się nie podobało. Ta różnica wieku sprawiała również, że nie potrafiłyśmy się w ogóle dogadać.
Dobre relacje miałam za to z jej synem Szymonem, który był młodszy ode mnie o zaledwie 2 lata. Nadawaliśmy na tej samej fali, więc tylko gdy był w pobliżu, czułam się w miarę swobodnie. Niestety, zdarzało się to zaledwie kilka razy w roku. Unikałam bowiem spędów z rodziną Antka jak ognia.
Unikałam wspólnych obiadków
– Znowu nie idziesz? – mąż miał pretensje, gdy kolejny raz odmówiłam wypadu na niedzielny obiad do jego matki.
– Nie, zresztą twoja mamusia wcale się nie pogniewa.
– Nie kpij – zezłościł się.
Dobrze wiedział, że tak jest. Nie zamierzałam uczestniczyć w tym obiedzie, który zapewne przerodziłby się w festiwal dogryzania mi na każdym kroku.
– Mama znowu nie zobaczy wnuka – rzucił z pretensją w głosie.
– Trudno – skwitowałam, nie wchodząc w dalszą dyskusję.
Odkąd zostaliśmy rodzicami, teściowa nienawidziła mnie jeszcze bardziej. Dla niej to był znak, że już na dobre przywiązałam do siebie Antka. Wszak dziecko cementuje związek na zawsze. Nie wyprowadzałam jej z błędu, a ona nie interesowała się Tomkiem. Nie miałam więc żadnych wyrzutów sumienia, że go nie widuje. Wystarczy, że Antek reprezentował naszą rodzinę.
Poniżały mnie
Ostatnie miesiące dały mi zresztą w kość i nie wyglądałam najlepiej. Opieka nad dzieckiem i domem była dla mnie wyzwaniem, odkąd Antek zmienił pracę. Teraz został trenerem, a jednocześnie rozwijał swój sklep internetowy ze sprzętem sportowym. Pochłaniało go to całkowicie, a ja nie wiedziałam, w co ręce włożyć. To spowodowało, że się zaniedbałam i nie wyglądałam już tak jak przed ciążą. Co więcej, nie mogłam zrzucić kilku nadprogramowych kilogramów, które jeszcze zostały. Normalnie się tym nie przejmowałam, ale teściowa zawsze mi to wytykała, gdy tylko mogła.
– Coś tu dalej się wylewa... – kpiła, pokazując na mój brzuch.
– A twoje włosy to chyba dawno nie widziały fryzjera? – wtórowała jej szwagierka. – No i w ogóle się nie pomalowałaś.
– Ale wy jesteście wredne – podsumował Szymek, który zawsze w takich sytuacjach patrzył na mnie ze współczuciem.
Byłam mu wdzięczna, bo mój mąż nigdy nie stanął w mojej obronie. Mało tego, czasem podśmiechiwał się razem z nimi. To chyba wtedy, walcząc ze łzami napływającymi do oczu, popatrzyła na Szymona inaczej jak na mężczyznę. Szybko wyrzuciłam jednak tę myśl z głowy.
Czułam, że ugrzęzłam
Lata mijały, doczekaliśmy się drugiego dziecka, a moja figura zmieniła się już nie do poznania. Unikałam teściowej i szwagierki, ale sama na siebie spoglądałam coraz krytyczniej. Wiedziałam, że wciąż sączą jad do uszu Antka, więc bałam się, że może znajdzie sobie kogoś innego i mnie zostawi.
Kiedy tak biłam się z myślami, pchając wózek z córeczką po kostce brukowej, dojrzałam Szymona. Szedł za ręką z jakąś blondynką i nawet mnie nie zauważył. Przysiadłam na ławce i rozpłakałam się. Był tylko ciut młodszy, a cieszył się życiem. Ja za to utknęłam w pieluchach i sama stałam się rozmemłana.
Mąż był chamem
Z czasem Antek zaczął mi dogryzać na równi z matką.
– Zrób coś ze sobą, bo mi wstyd – mówił. – I ubierz coś innego niż dresy.
Niby co? – myślałam. Taki strój najlepiej sprawdzał się w codziennej krzątaninie. Miałam ganiać z mopem w sukience, albo ścierać kurze z pełnym makijażem? Zaczynało jednak do mnie docierać, że mąż się mnie wstydzi, a upewniłam się w tym, gdy nie zaprosił mnie na imprezę kończącą sezon piłkarski drużyny, której był trenerem.
Od innych żon szybko dowiedziałam się, kto zabawiał Antka cały wieczór. No cóż, nie mogłam konkurować z długonogą dyrektorką jednej z firm sponsorujących drużynę. Nie łudziłam się, że to jednorazowy epizod, bo mąż coraz częściej znikał z domu pod byle pretekstem.
Wobec mnie stał się za to roszczeniowy i chamski.
– Skoro tylko ja utrzymuję ten dom, to mam prawo prosić o paragony – powiedział któregoś razu.
– Słucham?
– Głucha jesteś? Pokaż mi paragony i to już.
Zdębiałam, ale posłusznie wyjęłam z torebki te, które miałam i wtedy rozpętało się piekło. Antek zaczął mi wydzielać kasę jak jałmużnę. W życiu nikt mnie tak nie poniżył. Zaczęłam się nim brzydzić.
Miałam wsparcie w Szymonie
Przez kolejny rok tolerowałam zarówno jego romans, jak i przemoc ekonomiczną. Trudno to nazwać przecież inaczej. O wszystkim wiedział tylko Szymon, który wpadał czasem na kawę. To właśnie on w pewnym momencie powiedział głośno to, o czym bałam się pomyśleć.
– Czemu się z nim nie rozwiedziesz? – spytał.
– Bo nic nie mam. Zostanę z dziećmi i bez dachu nad głową.
– Przecież jesteś atrakcyjną babką, jeszcze ułożysz sobie życie.
– Chyba mówisz o kimś innym, bo na pewno nie o mnie.
– Dla mnie jesteś atrakcyjna. Zawsze byłaś – powiedział nieśmiało.
– Szymon... – zaskoczył mnie i nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Możesz na mnie liczyć, dzieci też. Jeśli zdecydujesz się odejść od Antka, pomogę, bo cię kocham i to od lat.
– Przecież twoja matka i baka mnie ukatrupią!
– Biorę je na siebie. Nie pozwolę cię więcej nikomu obrażać.
Od tego wyznania minął rok, który zmienił w moim życiu wszystko. Właśnie dostałam rozwód z Antkiem z orzeczeniem o jego winie. Przez ten czas Szymek cały czas był obok, ale nie narzucał się. Nie wiem, jak to się stało, ale z czasem pokochałam go. Skrywałam jednak te uczucia, by przypadkiem nikt nie dowiedział się przed rozwodem. Teściowa i szwagierka zrobiłyby wówczas wszystko, by zostawić mnie z niczym. Teraz już się ich nie boję. Zaczynamy z Szymonem nowe, wspólne życie i raczej będziemy mieć święty spokój, bo matka i babka go wyklęły za tę miłość. Jakoś to przeżyjemy.
Czytaj także: „Teściowie testują moją wytrzymałość. Najpierw kpili z mojej kuchni, potem pracy, a teraz chcą odebrać mi dzieci” „Mój syn ma dwie twarze, a ja nie wiem, która jest prawdziwa. W domu jest tyranem, a w pracy aniołem”
„Mąż mnie wrobił i zmusił do adopcji dziecka. Przez 25 lat dawałam odczuć Marcinowi, że go nie kocham”