„Uważałem, że zarabianie to mój obowiązek, a dzieci i dbanie o dom – żony. Miała wszystko, czego jeszcze chciała?”

Zaczęłam tresować rodzinę jak pracowników fot. Adobe Stock, JackF
„Swoją rolę jako ojca postrzegałem mocno staroświecko – ja zarabiam, a ciężar wychowania pociechy bierze na siebie Marta. Kiedy Julka była małym, krzyczącym zawiniątkiem, nie dotykałem się do niej wcale. Nie miałem pojęcia, że moja żona jest nieszczęśliwa. W ogóle wtedy nie rozumiałem, o co jej chodzi. Przecież miała wszystko, czego jej trzeba”.
/ 14.09.2022 16:30
Zaczęłam tresować rodzinę jak pracowników fot. Adobe Stock, JackF

Bardzo się cieszyłem, że zostanę ojcem. Naprawdę. Kiedy Marta powiedziała mi, że jest w ciąży, byłem w siódmym niebie. Uważałem, że tak ma być – żona, dom, dzieci. Ale jednocześnie swoją rolę jako ojca postrzegałem mocno staroświecko – ja zarabiam na szkołę, zabawki i zachcianki, a ciężar wychowania pociechy bierze na siebie Marta. Kiedy Julka była małym, krzyczącym zawiniątkiem, nie dotykałem się do niej wcale.

Nie wiedziałem, jak i po co

Gdy już zaczęła chodzić i mówić, lubiłem się z nią pobawić – pół godzinki wieczorem, spacer na plac zabaw w soboty. Kiedy Julka poszła do szkoły, doszedł mi jeszcze jeden obowiązek – co rano woziłem ją na lekcje. Ale nie miałem pojęcia, jak nazywa się jej nauczycielka i czy ma jakieś koleżanki. W wakacje nad morzem stawiałem z Julką babki z piaski, budowałem pałac, a potem zamykałem się w apartamencie z laptopem i pracowałem. Nie zauważyłem, że Marta zaczęła się inaczej zachowywać. Że zmieniła fryzurę, zaczęła się malować, że ciągle coś stuka w komórkę, że częściej niż do tej pory wychodzi z koleżankami na drinka. Może gdybym się zorientował i coś zrobił, nasza rodzina by się nie rozpadła.

Kiedy Marta postanowiła powiedzieć mi prawdę, byłem w szoku. Nie miałem pojęcia, że moja żona jest nieszczęśliwa, i to od dawna! W ogóle wtedy nie rozumiałem, o co jej może chodzić. Przecież miała wszystko, czego jej trzeba! Teraz wiem, że byłem okropnym mężem. Wytłumaczyła mi to moja nowa partnerka, z którą jestem od dwóch lat. Marta odeszła cztery lata temu, Julka miała dwanaście lat. Wiedziałem, że żony nie odzyskam, ale postanowiłem walczyć chociaż o córkę. Te dni, które spędzała u mnie, starałem się poświęcić w całości jej.

Julka jest sportowym typem, to mnie uratowało

Piłka nożna, wrotki, rower, łyżwy, kajaki. To wszystko robiliśmy razem. Dwa lata temu Julka zaczęła zachowywać się jak nastolatka. Akurat wtedy poznałem też Aldonę. Julia jej nie znosiła, choć nigdy nie umiała wyjaśnić dlaczego. Chyba dla zasady. Zrobiło się trochę trudniej, bo chciałem spędzać czas i z córką, i partnerką, ale robienie tego jednocześnie okazało się niemożliwe. Ale jakoś sobie radziłem.

Rok temu, kiedy z powodu pandemii zostaliśmy zamknięci w domach, zrobiło się jeszcze ciężej. Spędzanie czasu z Julką w domu zupełnie mi nie wychodziło. Próbowałem ją nauczyć grać w szachy, ale nie chciała. Karty ją nudziły, planszówki były „dla dzieci”. Czasem oglądaliśmy wspólnie film, co wymagało ode mnie sporej cierpliwości, bo te seriale dla nastolatek powodowały u mnie wysypkę. W wakacje odetchnąłem z ulgą. Lipiec Julka miała spędzić z Martą i jej facetem – najpierw w górach, potem nad morzem. Ja na mój miesiąc z Julką miałem zaplanowaną wyprawę rowerową. Plany wzięły w łeb. Marta znad morza wróciła chora. Potem zaraziła się też Julka. Musiały siedzieć w domu. A kiedy w końcu mogła wyjechać, okazało się, że nie czuje się najlepiej i o rowerach nie ma mowy.

Ostatnie dziesięć dni lata moja córka spędziła na mojej kanapie z pilotem w ręku. Na jakiekolwiek próby nawiązania rozmowy nie reagowała. Na żadne wrotki ani rower nie dała się wyciągnąć.

– Nie mam siły – powtarzała.

Odetchnąłem z ulgą, kiedy zaczęła się szkoła

Nie na długo, bo gdy uczniowie znowu zostali odesłani do nauki w domu, znowu całe dnie spędzałem z córką.

– Michał, będę przywozić Julkę rano do ciebie, dobrze? Ty pracujesz z domu, to jej dopilnujesz. Jak zostaje sama, to nawet nie włącza komputera. Pomóż – poprosiła Marta.

Zgodziłem się. Julka uczyła się w salonie, ja pracowałem w sypialni. Ale miałem ją na oku. Częściej niż zwykle chodziłem do kuchni po herbatę albo jakąś przegryzkę. Jedyne, co mogłem sprawdzić, to czy na ekranie ma szkołę. Co miała w słuchawkach – ciężko było stwierdzić.

– Chcesz kanapkę, zupę albo jakąś sałatkę? – pytałem codziennie po kilka razy.

W odpowiedzi dostawałem tylko przeczące kręcenie głową. Julka przynosiła ze sobą jakiś napój i batoniki i to jej wystarczało na cały dzień. Zaraz po lekcjach chowała laptopa do torby i wychodziła. Przestaliśmy spędzać razem weekendy.

– Powiedziała, że skoro całe dnie spędza z tobą, to w weekendy chce odpocząć i zająć się sobą – wyjaśniła mi Marta. – Na naciskaj, proszę, jej to przejdzie, a ja mam już dość walki z nią na każdym froncie.

Tłumaczyłem Marcie, że w czasie tych pobytów nie zamieniamy ze sobą ani słowa i że ciężko to nazwać wspólnym spędzaniem czasu, ale nic nie wskórałem. Julka uwielbia narty. Co roku jeździliśmy razem na tydzień w Alpy i jeszcze od czasu od czasu w weekend. Dlatego bardzo liczyłem na ferie. Zamknięcie stoków w Polsce i zakaz wyjazdów w te pseudoferie mnie załamały.

Aldona, tracę ją. Co ja mam zrobić? – nie wytrzymałem któregoś wieczoru i wypłakałem się mojej dziewczynie w ramię. – Jeszcze trochę i będę dla niej kimś obcym. Nie mam pomysłu, co robić.

A kiedy już myślałem, że wszystko stracone, rząd pozwolił na otwarcie wyciągów. Nawet nie zdążyłem zrobić planów, kiedy zadzwoniła do mnie Julka.

– Co się stało? – zdziwiłem się.

– Nic, o co ci chodzi? To już nie mogę zadzwonić do własnego ojca? – Julka od razu się najeżyła, ale i tak brzmiała inaczej niż do niedawna.

– Przepraszam, no już. Co tam?

– No słyszałeś, że narty będzie można jechać. Ja mam to wszystko wymyślone. Nie opuszczę szkoły. Pojedziemy do naszej gaździny. Będę się uczyć, a po lekcjach narty. A w środę zaczynam lekcje o 11, to pójdę rano. No chociaż na tydzień, przecież to się da załatwić. Tato, proszę.

Prawie się popłakałem.

To była moja córka, ta prawdziwa

Czyli jeszcze nie do końca zniknęła. Obiecałem, że wszystko załatwię i przekonam Martę.

– Ale najpierw napisz ten test z matmy na przynajmniej czwórkę, wtedy pogadamy – postanowiłem jednak zachować się jak rodzic.

Z matematyki była piątka, a Marta na szczęście zgodziła się ze mną, że ten wyjazd dobrze Julce zrobi. Nasza gaździna miała ciągle wolny nasz ulubiony pokój. O mały włos planów nie pokrzyżowałby mróz. Bałem się, że Julka, która marznąć nie lubi, wystraszy się temperatury grubo poniżej minus 10.

– Mam tę okropną żółtą puchówkę. Jest brzydka, ale pancerna, dam radę.

W samochodzie Julka siedziała ze słuchawkami na uszach i tradycyjnie się nie odzywała. Ale czułem, że jest inaczej. Od czasu od czasu się nawet do mnie uśmiechała. Pozwoliła sobie kupić hamburgera w McDonaldzie i nie naprychała na mnie, że nie ma pięciu lat, gdy zaproponowałem żelki na spółkę (to był mój ulubiony przysmak – Julki też, zanim zrobiła się taka dojrzała). Szaleliśmy cały weekend. Potem zgodnie z umową – dopiero po lekcjach lub przed nimi. Kiedy w czwartek wieczorem Julka zapytała z czarującym uśmiechem, czy mi zrobić kanapkę, wiedziałem, że coś knuje.

– Wiesz, bo ja nikomu nie powiedziałam, że jesteśmy w górach. Jak napiszesz do pani Eli, że w piątek mnie nie będzie, bo złapałam rotawirusa, to się niczego nie domyśli. Ty też się urwiesz z pracy i pojedziemy na Kasprowy. Proszę… To będzie nasza tajemnica – wiedziała, jak mnie podejść.

Zgodziłem się. Wprawdzie po powrocie powiedziałem Marcie prawdę, ale tak jak podejrzewałam – tylko się ucieszyła, że Julka wyrwała się z letargu i że uznała mnie za sojusznika. Od powrotu Julka ciągle sprawdza prognozę pogody. Obiecałem jej, że jak w Wielkanoc będzie ładnie, to znowu tam pojedziemy. Pokój u pani Janiny oczywiście dawno zarezerwowałem. Ale tym razem większy. Może pojedziemy we trójkę, z Aldoną?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA