Już byłam gotowa pogodzić się z myślą, że nie jest mi pisana szczęśliwa miłość. Bo co miałam myśleć po latach pomyłek, rozczarowań i niespełnionych nadziei?
Zobaczysz, te obrączki potrafią zdziałać cuda
Swojego narzeczonego szukałam bardzo długo. Zaczęłam rozglądać się za chłopakami od szesnastego roku życia, a Marcina poznałam tuż po trzydziestych urodzinach. Miałam więc za sobą 15 lat poszukiwań. Piętnaście długich lat pomyłek, rozczarowań, przykrości, złamanych serc i zawiedzionych nadziei. Tak wyglądały moje przygody z chłopakami i były szczególnie frustrujące, bo moja babcia i mama wyszły za mąż bardzo szczęśliwie.
Patrzyłam na związki w mojej rodzinie i zastanawiałam się, co ze mną jest nie tak, że tak trudno przychodzi mi to, co im przyszło z taką łatwością. Mama kochała tatę z wzajemnością już od trzydziestu pięciu lat, a babcia przeżyła z dziadkiem grubo ponad pół wieku. Kiedy w końcu dziadzio zmarł, to i ona odeszła jakiś rok po nim. Chyba z tęsknoty.
Zanim jednak to się stało, zostawiła mi coś po sobie. Któregoś dnia, na krótko przed śmiercią, gdy odwiedziłam ją w szpitalu, babcia, korzystając, że jesteśmy w sali same, wręczyła mi dwie obrączki – swoją i dziadka.
– Wiem, Urszulko, że nie możesz znaleźć swojej drugiej połówki. Ale nic się nie martw, one ci pomogą… – powiedziała.
– Ależ babciu, przecież są twoje – broniłam się przed ich przyjęciem.
– Mnie już niewiele czasu zostało, a tobie się przydadzą. Zobaczysz, potrafią zdziałać cuda – zamknęła mi je w dłoni. Wkrótce potem umarła. Była wspaniałą kobietą i niepoprawną romantyczką. To jej właśnie zawdzięczam sentymentalne podejście do życia. Od małego karmiła mnie opowieściami o romansach i miłościach. A także historią tych obrączek – wierzyła bowiem, że mają magiczną moc.
Nie spodziewał się pewnie, że walczy o to złoto także dla siebie
To właśnie te dwa złote krążki przyczyniły się do tego, że babcia poznała dziadka. Jako młoda dziewczyna wybrała się któregoś dnia razem ze swoją mamą po złoto zamówione wcześniej u pewnego handlarza. Mama babci uważała, że to świetne zabezpieczenie na przyszłość i chciała mieć trochę tego kruszcu. Kiedy wracały ze złotem do domu, jakiś facet rzucił się na nie na ulicy i wyrwał babci torebkę. Pewnie je wcześniej obserwował i wiedział, co niosą.
Los chciał, że tuż obok przechodził kawaler. A że był wysportowanym, młodym bokserem, to w te pędy rzucił się ze złodziejem. Dorwał napastnika, znokautował i odebrał mu torebkę. Nie spodziewał się pewnie, że walczy o to złoto także dla siebie. Dlaczego? Bo tym wyczynem i swoim charakterem zrobił na babci takie wrażenie, że pół roku później poślubiła go. Założyli sobie przed ołtarzem obrączki wykonane właśnie z tego złota. No i żyli ze sobą szczęśliwie przez pięćdziesiąt lat.
Szukałam i szukałam, aż w końcu dopadła mnie ta trzydziestka
Ta opowieść wywierała wpływ na moje życie, przez całe te piętnaście lat poszukiwań idealnego faceta. To między innymi przez nią szukałam tego jedynego, tego najwspanialszego. Szukałam i szukałam, aż w końcu dopadła mnie ta trzydziestka. Właśnie wtedy, tuż po moich trzydziestych urodzinach, babcia wręczyła mi te obrączki, czym tchnęła we mnie nadzieję, że teraz mi się w końcu uda.
Niestety, obrączki przeleżały w domu kilka miesięcy, a u mnie w kwestiach sercowych dalej niewiele się działo. W końcu doszłam do wniosku, że skoro babcia poznała dziadka, kiedy miała to złoto przy sobie, to i ja muszę je nosić zawsze ze sobą. Więc nosiłam. Na początku wydawało mi się, że wszyscy dookoła wiedzą, że idzie wariatka z obrączkami w torebce, ale już po kilku dniach sama zapomniałam, że je tam mam.
No i jak zapomniałam, to je zgubiłam. Zorientowałam się, że ich nie ma, po powrocie z zakupów. Wpadłam w panikę, wywaliłam całą zawartość torebki na środku przedpokoju, a potem – kiedy ich w tym bałaganie nie znalazłam – wybiegłam z domu. Podejrzewałam, że wypadły mi w sklepie, kiedy szukałam portmonetki. Biegałam, pytałam, płakałam, ale nikt ich nie znalazł.
Przez jakieś pół godziny miałam jeszcze nadzieję, ale potem dotarło do mnie, że to desperacja, że ktoś sobie je pewnie przywłaszczył. Byłam załamana. Straciłam coś cennego nie tylko dla mnie, bo to pamiątka dla całej rodziny. Poza tym stratę tę odczytałam jako symbol. Jako znak, że pozostanę starą panną do końca życia. Romantyczna natura odziedziczona po babci odezwała się mimo wszystko jeszcze raz i postanowiłam dać sobie ostatnią szansę.
– Proszę się tak jeszcze nie cieszyć. Nie wie pani, jakiej nagrody zażądam
Wydrukowałam ulotki z ogłoszeniem, że zgubiłam obrączki i porozwieszałam je wokół sklepu. No i czekałam. kiedy kilka dni później zobaczyłam na wyświetlaczu telefonu komórkowego nieznany numer, poczułam dreszcz podniecenia. Byłam akurat w sklepie, stałam między półkami. Pomyślałam z nadzieją, że pod nieznanym numerem kryje się ktoś, kto znalazł moje obrączki. I miałam rację.
– Dzień dobry, ja w sprawie obrączek – usłyszałam w słuchawce męski głos.
– Naprawdę!? Nawet pan nie wie, jak się cieszę!
– Proszę się tak jeszcze nie cieszyć. Nie wie pani, jakiej nagrody zażądam.
– Nagroda? A tak, tak, przecież sama na ogłoszeniu napisałam. Na ile by pan swoją pomoc wycenił? Bo ja za bardzo nie wiem, jak w takiej sytuacji… Może sto złotych wystarczy?
– Nie, to będzie za mało – głos zabrzmiał stanowczo.
– O matko, to może dwieście?
– Też nie.
– Wie pan co, ja nie jestem zamożną dziewczyną – zaczynałam tracić grunt pod nogami.
– Nie chodzi o pieniądze.
– To o co, bo nie rozumiem… – byłam naprawdę zmieszana.
– O randkę ze mnę. Pójdzie pani?
– Przecież pan nawet nie wie, jak ja wyglądam.
– Oczywiście, że wiem. Wiem nawet, jak jest pani dzisiaj ubrana. Ma pani na sobie czarne kozaki i czerwony płaszcz. No i znów tę sama małą torebeczkę, z której pani wtedy te obrączki wypadły.
Najpierw mnie zamurowało. Zaniemówiłam, a potem wystraszona zaczęłam się rozglądać dookoła, bo nagle poczułam, że ktoś na mnie patrzy, że ktoś mnie śledzi. I faktycznie. Na końcu alejki stał młody facet z telefonem przy uchu i szeroko się do mnie uśmiechał.
– Dzień dobry – usłyszałam w słuchawce, a facet się ukłonił. Trzymał coś przed sobą na wyciągniętej dłoni. Odsunęłam telefon od ucha, podbiegłam do niego i chciałam zabrać moje obrączki z jego ręki, ale ją cofnął.
– Najpierw randka! – powiedział już nie przez telefon.
– Pan chyba żartuje! Co to za gierki. Nic z tego nie rozumiem – złościłam się, a on dalej się uśmiechał.
– Bo zawołam policję – zagroziłam.
– Niech pani lepiej pójdzie ze mną na kawę, a wszystko wyjaśnię bez udziału służb mundurowych… Chwilę tak stałam, patrzyłam na niego i dopiero dostrzegłam, że jest bardzo przystojny. Biła od niego pewność siebie i jakieś takie ciepło, więc się trochę uspokoiłam. Skuszona tym jego przyjemnym spojrzeniem, zgodziłam się na kawę.
Usiedliśmy w pobliskiej kawiarni i tam nieznajomy wszystko mi wyjaśnił. Okazało się, że on mnie w tym sklepie regularnie widywał. Że zwrócił na mnie uwagę już wcześniej, a tego wieczoru, kiedy zgubiłam obrączki, też na mnie zerkał. Zobaczył, że coś mi z torebki wypada, ale zanim podszedł, zanim to podniósł i zorientował się, że to moje obrączki, to ja już zniknęłam. Podobno szybko wybiegłam ze sklepu.
– Ale dlaczego pan wcześniej nie zadzwonił? Dlaczego nie dał znać, że je ma? – pytałam.
– Bo czekałem na taką chwilę jak ta?
– Po co?
– Po to, żeby wszystko się tak przygodowo potoczyło. Nie podoba się pani?
– Sama nie wiem… – uśmiechnęłam się.
– Wie pani, wie. A dalej będzie jeszcze lepiej… – jeszcze raz uśmiechnął się do mnie tym ciepłym, pewnym siebie uśmiechem, a ja czułam, że przepadłam.
I to na dobre, bo jesteśmy razem już dwa lata i właśnie szykujemy się do ślubu. Do tego, żeby obrączki po dziadku i babci założyć sobie nawzajem przed ołtarzem.
Czytaj także:
„Gdybyśmy nie poszli na tę imprezę, mój mąż wciąż byłby ze mną. Stanął w mojej obronie i został skatowany na śmierć"
„Żona ujęła mnie swoją pracowitością i ambicją. Nabrałem się: polowała na mój majątek, aby nie robić nic"
„Nie pragnęłam być mamą, rujnowało to moje plany i ambicje. Chciałam odebrać życie własnemu dziecku”