Młoda, ambitna i piękna. Na którym facecie taka dziewczyna nie zrobiłaby wrażenia? A ja jestem typowym facetem…
Mam sieć salonów sprzedających auta. Jowitę poznałem na służbowym bankiecie. Pracowała jako hostessa. Podeszła do mnie, gdy zaczęło robić się luźno.
– Przepraszam, mogę zająć panu chwilkę? – zapytała nieśmiało.
Byłem już po kilku drinkach, uznałem że nie ma powodu, żeby nie porozmawiać z tą ładną brunetką.
– Mój tata jest mechanikiem samochodowym. Uwielbiam samochody. Bardzo bym chciała popracować u pana w wakacje, jako stażystka. Przy sprzedaży aut. Naprawdę sporo o nich wiem, myślę, że mogłabym się sprawdzić. Może kiedyś otworzę własny salon albo komis.
„No proszę. Ambitna dziewczyna” – pomyślałem. „I do tego dobrze wygląda. Mogłaby nam się przydać”.
Dałem jej wizytówkę i poprosiłem, żeby zadzwoniła w poniedziałek.
– Pamięta mnie pan? Jowita, z sobotniego bankietu. W sprawie pracy… – chwilę mi zajęło, zanim skojarzyłem, kim jest.
– Tak, oczywiście. Proszę przyjść do mojego biura jutro o 11. Zobaczę, co da się zrobić.
Stawiła się punktualnie. Zeszliśmy do salonu
Wskazywałem kolejne modele, a ona recytowała ich parametry techniczne. Wyglądało, że naprawdę zna się na rzeczy.
– W październiku zaczynam studiować zarządzanie. Wiem, że wykształcenie jest ważne, ale doświadczenie też. Może jak się sprawdzę w wakacje, to będę mogła pracować na pół etatu i w czasie roku akademickiego? Jakoś to wszystko poukładam – trajkotała.
Podobała mi się jej pewność siebie. No i długie, opalone nogi, ciemne oczy i pełne czerwone usta. Poleciłem kierownikowi salonu, żeby przyjął Jowitę na wakacyjny staż. Jowita bardzo się starała. Często, gdy wychodziłem z pracy, ona ciągle siedziała przy swoim biurku.
– Uzupełniam dokumentację, szefie. Dokształcam się! – wołała.
Teraz podejrzewam, że wychodziła, jak tylko mój samochód zniknął za bramą. Bo siedziała tam tylko po to, żebym wreszcie zrobił to, co zrobiłem miesiąc później.
– Pani Jowito, piątek jest. Proszę już zostawić tę robotę. I iść gdzieś się zabawić. Podwiozę panią. To polecenia służbowe – zatrzymałem się przy jej biurku i zrobiłem groźną minę.
Nie dała się długo prosić. W aucie użaliła się, że jej wszyscy znajomi są na wakacjach i nawet gdyby chciała gdzieś pójść, nie ma z kim.
No to zabrałem ją na drinka
Nasza znajomość przebiegła według zaplanowanego przez Jowitę scenariusza. Trzy miesiące później poprosiłem ją o rękę. Byłem zakochany po uszy i gotów spełniać wszystkie zachcianki Jowity. Organizację ślubu i wesela oddałem w jej ręce. W kościele prezentowała się pięknie. Obcisła suknia bez ramiączek i długi welon. Trochę się zdziwiłem, gdy w sali weselnej pojawiła się w innej sukni.
– Piękna, prawda? A to jeszcze nie koniec niespodzianek – wyszeptała mi do ucha.
O północy wszyscy zostali zaproszeni do ogrodu na pokaz sztucznych ogni. Po kwadransie, gdy na niebie ciągle wybuchały rozety podszedł do mnie mój świadek Jarek.
– Masz gest. Właśnie średniej wielkości mieszkanie poszło z dymem.
Nie było mi do śmiechu. Jowita przesadziła. Rozejrzałem się za nią. W tym momencie reflektor oświetlił schody. Pojawiła się na nich królewna w złotej krynolinie… Po chwili rozpoznałem w niej moją żonę.
– Kuba! Kochanie! – pomachała do mnie i zaczęła mnie wołać do siebie.
Tłum zaczął klaskać. Miałem już dość tej szopki. Ale nie chciałem robić afery, więc podszedłem do niej. Jowita zaczęła mnie całować i wtedy w niebo poleciało kilkanaście białych gołębi.
– Dom urządzony, dacza na Mazurach też, to kiedy wracasz na studia? – zapytałem Jowitę pół roku później.
– Oj, misiaczku, nie nudź. Nie mam teraz czasu na studia. Muszę dbać o siebie, żebyś nie musiał się mnie wstydzić – Jowita przewróciła oczami i zniknęła w siłowni, którą urządziła w piwnicy.
Ćwiczenia, wizyty u kosmetyczek i fryzjerek oraz zakupy – to były jej jedyne zajęcia
Po kolejnym roku zrozumiałem, że moja piękna żona ani myśli kończyć studia. Uznałem, że może w takim razie pora na dziecko.
– Dzidziuś? – skrzywiła się. – No wiesz, jak się będziesz upierał. Ale nie będę karmić piersią i chcę mieć dwie nianie do opieki nad tym bachorem – wycedziła przez opuchnięte od botoksu wargi.
Odpuściłem. Nie chciałem karać moich przyszłych dzieci nieczułą i niekochającą ich matką. Chyba wtedy straciłem resztę złudzeń co do prawdziwej natury mojej żony. Kilka miesięcy po tej rozmowie poznałem Dorotę.
– Co pani robi? Tak nie można, do szefa trzeba się umówić – usłyszałem pisk mojej sekretarki i po sekundzie pukanie.
Drzwi otworzyły się z łoskotem. Do gabinetu wpadła potargana kobieta, którą bezskutecznie próbowała złapać za rękę pani Ala.
– Szefie, ja przepraszam, ale ta pani nie chciała słuchać…
– Panie prezesie, ja czekam na spotkanie z panem od dwóch tygodni. I mam już dość. Nie będzie pan żałował, jak mnie posłucha – nieznajoma najwyraźniej była moim pracownikiem.
Ujęła mnie jej desperacja.
– Pani, Alu, wszystko w porządku. Porozmawiam teraz z panią…
– Dorotą. Dorota Woźniak z IT – wyrzuciła z siebie kobieta.
– Z panią Dorotą. Poprosimy o dwie kawy. Dorota opadła z ulgą na fotel dla gości.
– Uff. Dziękuję. I przepraszam za najście. Ale naprawdę powinien pan wiedzieć o tym, co odkryłam.
Dorota opowiedziała mi, że odkryła poważny błąd w zabezpieczeniu naszej firmowej sieci.
– Nasi serwerowcy próbują ją załatać od kilkunastu dni. Bezskutecznie. Potrzebujemy pomocy z zewnątrz, a oni boją się do tego przyznać. Co jest głupie, bo nikt nie może mieć do nich pretensji. Taki kupiliśmy system. Napisałam do pana kilka maili, ale pewnie pani Ala ich nie przekazała. Pilnuje pana jak lwica młodych.
W tym momencie weszła sekretarka z kawą. Postawiła tacę na biurku z obrażoną miną. Miałem chwilę, żeby przyjrzeć się Dorocie. Ubrana była na sportowo, ale kobieco. Jej wiek oceniłem na plus minus 30 lat. Po wyjściu sekretarki dałem Dorocie się wygadać. Nie zawsze wiedziałem, o czym mówi, ale byłem pewien, że mówi mądrze.
Dała mi namiary na trzy firmy, które mogą zająć się problemem.
– Prezesie, tylko proszę nie zwlekać. W tej chwili średnio zdolny haker może z danymi naszych klientów zrobić, co chce – rzuciła i sobie poszła.
Do końca dnia nie mogłem przestać o niej myśleć. Zrobiła na mnie wrażenie tym „wejściem smoka”. A jak specjaliści z jednej z poleconych mi przez nią firm pokazali mi swój raport, to zrozumiałem, że muszę jej bardzo podziękować.
Ale do standardowej premii dorzuciłem niestandardowe zaproszenie na kolację
Bałem się, jak na to zareaguje, ale zgodziła się. Wybrałem dobrą, ale przytulną knajpę. Dorota przyszła trzy minuty po czasie.
Miała na sobie prostą długą czerwoną sukienkę z długimi rękawami. Rude włosy spływały jej na ramiona. Najpierw rozmawialiśmy o pracy. Po drodze przeszliśmy na ty. Potem zeszliśmy na fajniejsze tematy. Okazało się, że Dorota trenuje biegi na orientację. Barwnie opowiadała o swojej drużynie, o rywalizacji. Jej drugim hobby były psy.
– Fafika wypatrzyłam w schronisku w zakładce „najdłużej czekają na dom”. Fiśkę znalazłam w lesie, w czasie jednego z biegów. To rasowe kundle, niezbyt urodziwe, ale kochające całym sercem – gdy Dorota mówiła o swoich zwierzakach, z jej oczu biło ciepło. – Założę się, że masz dom z ogrodem. I co. Tak żadnego psa? Taki dom się marnuje! Jak chcesz, znajdę ci jakiegoś kundla. Albo i rasowca, takie też są w schroniskach.
– Może kiedyś. Na razie to moja żona marzy o chihuahua, ale powiedziałem jej, że po moim trupie. No sama przyznasz, że to nie jest pies.
Dorota pokiwała ze zrozumieniem głową. Odwiozłem ją do domu. I wtedy zrozumiałem, że nie mogę dłużej żyć z Jowitą.
– Dostaniesz mieszkanie, zostawię ci daczę i dam jeden z salonów. Przecież chciałaś prowadzić własny, prawda? Ale to koniec naszego małżeństwa. Oczywiście możesz iść do sądu. Ale wiem, co robisz ze swoim osobisty trenerem. Więc lepiej przyjmij moją propozycję. Oferta wygasa wieczorem – oświadczyłem przy śniadaniu.
Blefowałem. Nie miałem dowodów. Jednak chyba trafiłem w punkt. Jowita zbladła. Upuściła na podłogę widelec.
– Ależ misiaczku, no co ty… Żartujesz, prawda? – paplała i próbowała mnie objąć. Odsunąłem się.
– To do wieczora.
Jowita przyjęła moją propozycję. Wyprowadziła się tydzień później. Cztery miesiące później byłem wolnym człowiekiem. Zadzwoniłem do Doroty.
– Nie lubię kłamać i oszukiwać. Ale teraz mogę już się przyznać, że bardzo cię polubiłem. I chciałbym się znowu z tobą spotkać. Co ty na to? – wypaliłem. – Wczoraj dostałem rozwód – dodałem.
– To kiedy jedziemy do schroniska? – zapytała i zaczęła się śmiać.
Tym razem to ona zaplanowała spotkanie. Zabrała mnie w weekend do lasu na bieg. Wieczorem padałem na twarz, ale mi się podobało!
Pół roku później Dorota wprowadziła się do mnie
A razem z nią Fafik, Fisia i nasz nowy wspólny pupil – Farfocel. Chart oddany przez właścicieli do schroniska, gdy okazało się, że ma chore serce i nie może się ścigać.
Oglądamy razem seriale kryminalne, czytamy i biegamy po lesie. Jak chcemy objadamy się chipsami i słodyczami. Może Dorota waży parę kilo więcej niż Jowita i jest od niej sześć lat starsza – ale to kobieta z krwi i kości. Taka, jakiej potrzebuje normalny facet.
Czytaj także:
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"