„Urwałam się z pracy, by zaskoczyć narzeczonego. On zaskoczył mnie bardziej: harcował w naszym łóżku z kochanką”

kobieta którą zdradzono fot. Adobe Stock, fizkez
„Miała na sobie koszulę mojego narzeczonego i była sporo młodsza mnie. Małolata. Poczułam, jak narasta we mnie panika, a do oczu napływają piekące łzy. Gardło ścisnął szloch”.
/ 12.07.2023 09:15
kobieta którą zdradzono fot. Adobe Stock, fizkez

Dobrze kojarzę moment, w którym pozornie miła woń zmieniła się w coś obrzydliwego. Wróciło do mnie wspomnienie ciotki Heleny, starej jędzy nachylającej się nade mną, by wymierzyć mi karę za potłuczony kubek. Intensywny aromat różanych perfum wdzierał mi się do płuc. Rozkaszlałam się wtedy i rozpłakałam, co jeszcze bardziej rozsierdziło ciotkę.

Zajmowała się mną, kiedy mama szła do pracy. Teraz wydaje mi się absurdalne, że o niczym nie powiedziałam matce, ale wtedy byłam małą dziewczynką i zwyczajnie bałam się ciotki. Bałam się tego, co mi może zrobić, jak się na nią poskarżę.

Kiedy więc stara jędza umarła, poczułam ulgę

Nie uroniłam ani jednej łzy i nie chciałam się żegnać z ciotką. Mama niemal siłą zaciągnęła mnie do kapliczki, w której wystawiono trumnę. Na szarej twarzy ciotki zastygł grymas, który tak często widywałam. I dopiero wtedy wybuchnęłam płaczem.

Wiem, że ci smutno, kochanie – mama przygarnęła mnie do siebie.

Nie było mi smutno. Ani trochę. Nozdrza wypełnił mi ostry zapach różanych perfum. Nie wiem, skąd w mojej dziecięcej głowie taka myśl, ale wpadło mi do głowy, że ta martwa ciotka już zawsze będzie ze mną i będzie się na mnie mściła. Przeklęła mnie za to, że nie czułam ani cienia żalu po jej śmierci.

Odtąd, ilekroć poczułam intensywny zapach róż, spotykało mnie coś złego. To nie musiało być nic dramatycznego – ot, zwykły pech, jaki miewa czasem każdy. W moim przypadku miało to jednak swoją oprawę. Pęknięta opona, awaria pralki, bura od szefa – tego typu zdarzenia zawsze poprzedzał intensywny zapach róż.

Tamtego dnia był jednak bardziej dokuczliwy niż zwykle. Chciałam zrobić narzeczonemu niespodziankę. Urwałam się wcześniej z pracy i poszłam prosto do jego mieszkania. Gdy tylko przekroczyłam próg klatki schodowej, uderzył mnie znajomy aromat.

Pewnie ktoś mył schody – wmawiałam sobie, pokonując kolejne stopnie. Bo niby co mogło pójść nie tak?

Zapach nasilał się z każdym krokiem, przyprawiając mnie o ból głowy i mdłości. Kiedy w końcu dotarłam pod mieszkanie Lucka, wraz z „odorem” róż dobiegły mnie zza drzwi jakieś dźwięki. Przystanęłam i nasłuchiwałam chwilę. Zdawało mi się, że słyszę damski głos. Dźwięczny śmiech odbijał się echem od ścian. Lucjan miał gościa?

– Cholera jasna – zaklęłam pod nosem i sięgnęłam do klamki.

Patrzyłam, jak zza jego pleców wyłania się półnaga dziewczyna

Nie zdziwiłam się specjalnie, że drzwi były zamknięte. Wyjęłam własny klucz z torebki. Lucek musiał jednak usłyszeć, że ktoś próbuje wejść, i teraz ja niemal słyszałam, jak wciąga dżinsy, a potem idzie w stronę przedpokoju. Zachrzęścił zamek, drzwi się uchyliły. Intuicja mnie nie myliła – stał przede mną z gołym torsem i w dżinsach z rozsuniętym zamkiem.

Co ty tu robisz? – spytał nerwowo.

Milczałam, obserwując, jak zza jego pleców wyłania się półnaga dziewczyna. Długie, brązowe włosy spływały na jej kształtne piersi. Miała na sobie koszulę mojego narzeczonego i była sporo młodsza mnie. Gówniara niemal. Poczułam, jak narasta we mnie panika, a do oczu napływają piekące łzy. Gardło ścisnął szloch. Zapach różanych perfum był już tak silny, że rozsadzał mi czaszkę. Byłam bliska omdlenia.

– Nie powiedziałeś jej jeszcze? – dziewczyna odezwała się pierwsza.

Spojrzała z wyrzutem na Lucka. Na mojego narzeczonego. Mojego… Powtarzałam w myślach, co wcale nie pomagało. Tylko syciło gniew, narastającą migrenę i chęć, by ich oboje pobić, zabić, zniszczyć.

Odwróciłam się na pięcie i uciekałam. Zbiegałam po schodach, gdy dogonił mnie jego głos: Zaczekaj, wytłumaczę ci!

Nawet się nie obejrzałam. Wystarczy, że usłyszałam też przepełniony pretensjami głos dziewczyny.

Jakby to ona została tu zraniona, oszukana…

Wypadłam na zewnątrz i oparłam dłonie na kolanach. Nad moją głową wisiała ciężka chmura o zapachu róż. Po powrocie do domu już ich nie czułam, nienawistny zapach ulotnił się po drodze. Ale schemat się nie zmienił, było jak zwykle: dusząca woń różanych perfumy zaatakowała moje zmysły, a potem spotykało mnie coś złego. Tyle że zdrada narzeczonego to coś więcej niż pech.
Po tym jak doznałam upokorzenia na progu jego mieszkania, nie odezwałam się już do Lucka. Zablokowałam jego numer telefonu i próbowałam wymazać go z pamięci, co po pięciu wspólnych latach nie było łatwe.

Kilka tygodni później nawracające przez całe moje życie fatum znowu dało o sobie znać. Poczułam gęsią skórkę na ramionach, kiedy niespiesznie wtoczyłam się swoim nissanem na rondo. Zapach róż zdawał się wydobywać z kratki nawiewu. Mocniej zacisnęłam dłonie na kierownicy i zjechałam w jedną z ulic. Skupiłam wzrok na jezdni, chcąc ocenić potencjalne zagrożenie, ale nie działo się nic niepokojącego. A jednak zapach był więcej niż mdlący, odrażający jak nigdy wcześniej. Jak dolatująca zewsząd woń ciężkich perfum w kościele pełnym spoconych ludzi. Dusił mnie. Zwolniłam i nagle…

Rozległ się przeszywający pisk opon. Ktoś uderzył w bok mojego auta. Musiał nadjechać z prostopadłej uliczki. Zamroczyło mnie, uderzyłam czołem o wybuchającą poduszkę powietrzną. Auto obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Wcisnęłam pedał hamulca. Odsunęłam fotel i zerknęłam w lusterko. Spod maski tamtego wozu unosiły się strużki dymu, a włączony nagłym zdarzeniem alarm wył przeciągle. Ktoś nadbiegł z pobliskiego domu.

– Nic pani nie jest? – zobaczyłam zatroskaną twarz kobiety, która otwierała drzwi mojego auta. – Wezwałam już karetkę, zaraz ktoś pani pomoże.

Ktoś pani pomoże. Ktoś pani pomoże. Słowa odbijały się echem pod moją czaszką. Siedziałam bokiem, z głową opartą o zagłówek fotela, stopy zwisały na zewnątrz auta. Czułam smród spalin, zdartych opon i róż. Zamknęłam oczy i znów byłam małą dziewczynką. Stałam ze splecionymi z tyłu rękami i spuszczoną głową.

– Coś ty znowu narobiła? – ciotka Helena nachylała się nade mną, a z jej ust pryskała ślina. Spojrzałam na swoje małe dłonie. Czerwone pręgi. Bolało. Płakałam. Płakałam i haustami wdychałam zapach różanych perfum.

Halo, słyszy mnie pani? – ktoś lekko potrząsnął moim ramieniem. Ktoś w lateksowych rękawiczkach.

– Mhm… – zdołałam wymruczeć.

Wciąż patrzyłam na swoje dłonie, już dorosłe. Były na nich czerwone pręgi, chyba ślady krwi. Ratownik medyczny zaprowadził mnie do karetki, gdzie założył mi kołnierz ortopedyczny.

– Pojedzie pani do szpitala na obserwację – poinformował mnie.

– Czy to normalne, że czuję zapach róż…

Tak, to się zdarza przy urazach głowy. Omamy węchowe.

Czyli to nawet miało swoją fachową nazwę. Czyli nie ja jedna doświadczałam tego zjawiska.

Powinno mi ulżyć, ale… ambulans ruszył, a świat zawirował

– Zaraz zwymiotuję…

Ktoś podał mi foliowy worek. Ostry zapach róż wciskał się w pory mojej skóry, obłaził mnie jak kolonia maleńkich mrówek. Zwymiotowałam i otarłam usta rękawem bluzki. Poczułam się ciut lepiej. Zapach tracił na intensywności. Gdy dojechaliśmy do szpitala, zniknął całkowicie, zastąpiony wonią środków do dezynfekcji.

Przeszłam badania, pobrano mi krew, zrobiono rentgen.

Wygląda na to, że się pani upiekło. Mogło być gorzej – wysoki lekarz z kozią bródką przyglądał mi się niemal przyjaźnie. – Przeżyła pani szok, złe samopoczucie wkrótce minie i wszystko wróci do normy.

Do normy? A co jest normą w moim przypadku? Pech i zwiastujący go zapach róż? Chciałam o tym opowiedzieć temu miłemu lekarzowi, ale bałam się, że weźmie mnie za nienormalną.

Może powinnam pogadać z księdzem? Zwiastowanie kojarzyło mi się religijnie.

Kilka godzin później taksówka zawiozła mnie do domu. Był już wieczór i czułam się zmęczona, ale nie chciało mi się spać. Wyjęłam z szafy pudło ze zdjęciami. Sięgnęłam po czarno-białe zdjęcie, na którym stałam obejmowana przez ciotkę Helenę. Jej spracowane ręce, które tyle razy zadawały mi cierpienie, spoczywały na moich drobnych ramionach. Poczułam wściekłość i żal.

Dlaczego mi to robisz? – spytałam cicho i ścisnęłam fotografię. Zamierzałam podrzeć ją na strzępy, ale wcześniej wraz z delikatną wonią róż usłyszałam odpowiedź: Pokuta. Wybacz mi…

Wcześniej przez lata skupiałam się tylko na tym, że zapach róż jest uciążliwy. Może naprawdę powinnam porozmawiać z księdzem? Choć domyślałam się, co mi powie. Żebym wybaczyła ciotce. Chyba jeszcze nie byłam gotowa. Dopiero co odkryłam, że zapach róż nie tyle mnie prześladuje, co chroni. Tak jak powinna za życia ciotka, ale tego nie robiła. Więc niech chroni mnie teraz…

Czytaj także:
„Rodzina miała mnie za >>starą pannę<<. Nie mieli pojęcia, że od dawna ukrywam przed nimi sekret”
„Mam 26 lat, a babcia uważa mnie za starą pannę. Bawi się w swatkę i na siłę umawia mnie z wnukami swoich przyjaciółek”
„Po rozwodzie poczułam się jak wybrakowany towar. Sądziłam, że jestem za stara na amory, jednak los zesłał mi kochanka”

Redakcja poleca

REKLAMA