„Urodziłam syna w wieku 16 lat i oddałam go do adopcji. Teraz musiałam go odnaleźć, by ratować drugiego syna”

Matka i syn chory na białaczkę fot. Adobe Stock
Ani ja, ani mąż nie mogliśmy być dawcami szpiku dla syna. Pozostało mi odnaleźć swojego pierworodnego i poprosić go, by ocalił brata.
/ 24.03.2021 12:32
Matka i syn chory na białaczkę fot. Adobe Stock

Z gabinetu lekarskiego wyszłam na miękkich nogach. Zachwiałam się i musiałam oprzeć o ścianę, żeby nie upaść. Usiadłam na plastikowym krzesełku i zapatrzyłam się w białe drzwi, za którymi usłyszałam wyrok.

– Białaczka – lekarz powiedział wprost. – Przykro mi. Nie ukrywał, że leczenie będzie długie i ciężkie, ale dał nam też nadzieję. – To dopiero wczesne stadium. Mieliśmy szczęście, że tak szybko ją wykryliśmy. Jest duża szansa, że chemioterapia da pozytywny efekt w postaci remisji, ale pomimo to potrzebny będzie przeszczep szpiku.

– Od kogo? – zapytałam. Mój szesnastoletni syn siedział obok, blady i niezdolny wydusić słowa.

– Najczęściej od kogoś z rodziny. Zrobimy testy i sprawdzimy, czy pani lub pani mąż możecie być dawcami. Teraz siedziałam na tym plastikowym krześle, a syn stał nade mną.

– Mamo?

– Usiądź, Janku. Posłusznie zajął sąsiednie krzesło i patrzył na mnie wystraszony.

– Słuchaj, damy radę – powiedziałam, pilnując, by mój głos brzmiał pewnie. Milczał, więc kontynuowałam:

– Przejdziemy przez to. Zrobimy chemioterapię i będzie dobrze.

– Mamo…

– Tak, synku?

– Boję się.

– Wiem, kochanie – objęłam go mocno. – Ale będzie dobrze, zobaczysz.

Janek się bał i doskonale go rozumiałam

Sama byłam przerażona, ale starałam się tego nie okazywać. Jak można zaakceptować coś takiego? Nie martwić się, nie bać i wierzyć niezłomnie, że wszystko będzie dobrze? Ja nie umiałam. Wciąż wieszczyłam najczarniejsze scenariusze. Na szczęście leczenie rozpoczęło się szybko. Marek oczywiście wspierał nas z całych sił. On też się bał o Janka i tak samo jak ja próbował tego nie pokazywać. Z tą różnicą, że ja swój lęk ukrywałam przed synem, a mój mąż przed nami obojgiem.

Pewnie uważał, że facet, który ma być oparciem dla rodziny, nie może się chwiać. Ale ja wiedziałam, że w nocy nie śpi, raz czy dwa słyszałam też stłumiony płacz. Nie reagowałam. Nie wiedziałam jak ani czy on by sobie tego życzył.

Nie miałam wyboru… Rodzice mnie zmusili

Terapia początkowo dawała dobre rezultaty. Nowotwór się zatrzymał, potem zaczął się cofać. W tym czasie ja i mój mąż zrobiliśmy testy. Lekarz wezwał nas, gdy przyszły wyniki.

– Nie będę państwa okłamywał…

Serce mi stanęło, bo już wiedziałam, co chce powiedzieć.

– Żadne z państwa nie może być dawcą szpiku dla syna. Zapadła cisza, którą w końcu przerwał mój mąż:

– Jakie mamy opcje?

– Wpiszemy go na listę oczekujących na przeszczep, przeszukamy bazę danych dawców. Możemy mieć tylko nadzieję, że znajdzie się ktoś pasujący.

– A jeśli nie?

– Chemioterapia to nie jest stałe rozwiązanie. Powstrzyma rozwój nowotworu, doprowadzi do jego regresji, ale nie zastąpi przeszczepu.

– Czyli jest konieczny, tak?

– Najlepiej od brata lub siostry.

– Niestety, Janek nie ma rodzeństwa.

– Ma… – szepnęłam.

– Słucham? – mąż spojrzał na mnie.

– Ma brata – powtórzyłam głośniej.

Lekarz popatrzył kolejno na mnie i męża, w końcu rzekł:

– Może państwo przedyskutują sytuację na spokojnie i wrócą do mnie, gdy wszystko się wyjaśni. Marek nie odzywał się do mnie przez całą drogę do domu. Nie próbowałam z nim rozmawiać. Dopiero gdy zamknęły się za nami drzwi, zapytał:

– O czym nie wiem? Nie było delikatnego sposobu, żeby mu o tym powiedzieć…

Mam drugiego syna – wyznałam po prostu. – Ma teraz o cztery lata więcej, niż miałam ja, gdy go urodziłam.

– Czyli?

– Dwadzieścia.

Chcesz mi powiedzieć, że miałaś dziecko w wieku szesnastu lat? Wzruszyłam ramionami.

– Pierwszy chłopak, pierwszy raz, wpadka… Rodzice nie pozostawili mi wyboru, musiałam go oddać.

– Boże… – Marek chodził w kółko po pokoju, próbując zebrać myśli.

– Rozumiesz, że on może być jedyną szansą dla Janka? Kiwnęłam głową.

– Wiem, że to dla ciebie bolesne, ale…

– Tak. Muszę go odnaleźć.

Musiałam. Dla Janka

Wiedziałam to już w chwili, gdy doktor powiedział, że żadne z nas nie może być dawcą.

– Pomogę ci – zapewnił Marek.

– Wiem.

Następnego ranka pojechałam do rodziców. Bałam się tego spotkania. Zwłaszcza ojca. Był człowiekiem, któremu trudno odmówić.

To on przed laty zdecydował, że muszę oddać dziecko. Matka ślepo wykonywała jego wolę, jak zawsze zresztą. Zadzwoniłam do drzwi. Otworzył ojciec. Nic nie mówił, patrzył tylko na mnie, a ja znów poczułam się jak mała dziewczynka. Nie widziałam się z rodzicami, odkąd zdałam maturę.

– Cześć – powiedziałam, powtarzając w myślach, że jestem już dorosłą kobietą, a nie zahukaną nastolatką.

– Ala… – mama stanęła w progu, zaglądając ojcu przez ramię. Przecisnęła się obok niego i wzięła mnie w objęcia.

Oczywiście chciała od razu wszystko wiedzieć o moim życiu. No więc opowiedziałam. Gdy doszłam do momentu, w którym dowiedzieliśmy się o chorobie Janka, ojciec zapytał:

– Po co przyjechałaś? Jak zwykle prosto z mostu.

– Po dokumenty adopcyjne. Mój pierworodny jest jedyną szansą ratunku dla Janka. Ojciec przez chwilę nic nie mówił, po czym rzucił w stronę matki:

– Przynieś. Po chwili pojawiło się przede mną stare pudełko po butach. Łatwo poszło. W środku były dokumenty z agencji adopcyjnej i… zdjęcie. Na widok małego bobasa, którego widziałam ostatnio dwadzieścia lat temu, łzy napłynęły mi do oczu.

– Wiedziałem, że kiedyś będziesz chciała go odszukać – powiedział ojciec dziwnie cicho. – Zrobiłem to zdjęcie w dniu, kiedy… Nie zdołał dokończyć. Rzuciłam mu się w ramiona i mocno uścisnęłam. Jeszcze tego samego dnia pojechałam do agencji adopcyjnej, w której mój chłopiec znalazł nową rodzinę. Dyrektorka placówki nie była mi przychylna, póki nie powiedziałam, jaka jest stawka. Przez chwilę rozważała możliwości, w końcu powiedziała: 

– Proszę zaczekać. Wyszła i wróciła po kilku minutach, niosąc cienką teczkę. Położyła ją na swoim biurku. – Nie powinnam… – popatrzyła na mnie znacząco; potem znów wyszła.

Otworzyła mi miła kobieta koło pięćdziesiątki

Zrozumiałam, że nie mogła mi podać danych wprost, ale nie mogła zapobiec temu, że samowolnie zajrzę do dokumentów pozostawionych na biurku. Szybko odnalazłam stronę z danymi osobowymi małżeństwa, które zaadoptowało mojego syna. Był też ich ówczesny adres oraz fotografie. Mężczyzna i kobieta wyglądali na sympatycznych. Widziałam też zdjęcie dziecka. Wyraźnie urósł. Zastanawiałam się, ile czasu spędził w tym ośrodku, nim znalazł nową rodzinę. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia.

Mogłam walczyć! Powinnam była walczyć! Otrząsnęłam się. Nie czas na takie rozważania. Wyjęłam smartfona, sfotografowałam interesujące mnie dokumenty, zamknęłam teczkę i wyszłam z biura. Dyrektorka stała przy biurku sekretarki.

– Powodzenia – powiedziała. W domu podzieliłam się wszystkimi myślami z mężem.

– Nie miałaś wyjścia – rzucił. – Byłaś nastolatką zależną od rodziców.

– Wiem, ale jednak…

– Hej. On zrozumie. Spokojnie.

Odnosił się do momentu, kiedy stanę oko w oko z moim synem. Z dokumentów wynikało, że ma na imię Wojtek. Kto mu je dał? Mój ojciec, gdy zostawiał go w ośrodku? Urzędnicy? Czy przybrani rodzice?

– Mam pojechać z tobą?

– Nie. Muszę to załatwić sama.

Z Jankiem było coraz gorzej. Chemioterapia zatrzymała rozwój nowotworu, ale też strasznie wyniszczyła mojego syna. Przeraźliwie schudł, stracił włosy. Opowiedziałam mu o bracie, żeby dodać mu otuchy.

– Pomoże mi? – zapytał.

– Tak – odparłam, choć nie byłam tego pewna. – Pomoże.

Na drugi dzień wsiadłam w pociąg, który miał mnie zawieźć do Wrocławia, gdzie według dokumentów mieszkali przybrani rodzice Wojtka. Mogli się przeprowadzić, ale innego tropu nie miałam. W trakcie podróży ogarniały mnie na przemian na euforia i paniczny strach. Jak wygląda? Jak zareaguje na mój widok? Czy w ogóle tam mieszka?

Gdy już dotarłam do Wrocławia, wzięłam taksówkę. Po dziesięciu minutach stałam przed blokiem, jakich wiele w każdym mieście. Kilkupiętrowa wielka płyta, szara i nieco zaniedbana. Z bijącym szybko sercem wybrałam numer mieszkania na tabliczce domofonu. Serce jeszcze bardziej przyśpieszyło, gdy odezwał się kobiecy głos:

– Słucham? I co ja miałam teraz powiedzieć? Nie przemyślałam tego, nie byłam przygotowana i sparaliżował mnie strach. – Halo? – odezwała się znów kobieta. Musiałam się przemóc.

– Dzień dobry – zaczęłam niezręcznie. – Nie zna mnie pani, ale… Ale musimy porozmawiać. Przez chwilę kobieta się nie odzywała i myślałam już, że odwiesiła słuchawkę, ale w końcu powiedziała:

– Proszę wejść. Rozbrzmiał brzęczyk, pchnęłam drzwi i niemal wbiegłam po schodach.

Stanęłam przed drzwiami. Nim zdążyłam zapukać, szczęknął zamek i w progu ujrzałam na oko pięćdziesięcioletnią kobietę. Gestem zaprosiła mnie do środka.

– Napije się pani czegoś? – zapytała. Zdziwiła mnie tym pytaniem.

– Nie, dziękuję – odparłam.

– Pani mnie nie zna, ale…

– Jest pani matką Wojtka – dokończyła za mnie. – Tą biologiczną. Wiem, domyśliłam się. Kompletnie zbiła mnie z tropu. Zaprowadziła mnie do pokoju. Dyskretnie rozejrzałam się wokół. Czysto, schludnie, przytulnie. – Zawsze wiedziałam, że ten moment nadejdzie – wyznała. – Szczerze mówiąc, dziwię się, że dopiero teraz. Przy okazji – mam na imię Helena.

– Alicja – wybąkałam.

– Na pewno chce pani wiedzieć wszystko o Wojtku. Chciałam.

Zgodził się natychmiast

Nie wahał się ani sekundy Helena i jej mąż Stefan nie mogli mieć własnych dzieci, dlatego zdecydowali się na adopcję. Stefan kilka lat temu zmarł. Wojtek studiuje, ma dziewczynę. Ogólnie wiedzie mu się dobrze.

– Powinien niedługo wrócić – powiedziała Helena. – Pokażę pani zdjęcia.

– Lepiej nie… Zaczekam.

– Wojtek wie, że jest adoptowany. Powiedzieliśmy mu, gdy miał szesnaście lat. Myśleliśmy, że może będzie chciał poznać prawdziwych rodziców.

– Nie jestem z jego ojcem. Nie wiem, co się z nim dzieje.

– Rozumiem.

Pewnie pomyślała: „wpadka”. I nie pomyliła się. Młodzieńczy wygłup ze starszym facetem, który potem zniknął z mojego życia. Otworzyły się drzwi wejściowe.

– O, wrócił – powiedziała Helena. Niebawem w pokoju pojawił się młody… no cóż, mężczyzna. Wysoki brunet, szczupły. Wstałam i okazało się, że jest wyższy ode mnie.

– Mamo…? – zapytał, patrząc to na Helenę, to na mnie.

– Wojtusiu, kochanie, to jest… – zaczęła kobieta.

– Alicja – weszłam jej w słowo. – Jestem twoją matką.

W pokoju zapadła ciężka, niezręczna cisza. Zrobiło mi się gorąco.

– Co tu robisz? – Wojtek zwrócił się bezpośrednio do mnie.

– Zostawię was samych – stwierdziła pośpiesznie Helena. – Na pewno macie wiele do omówienia.

– Co tutaj robisz? – powtórzył Wojtek, gdy wyszła.

– Musiałam cię odnaleźć. – Dlaczego? Dlaczego teraz?

Opowiedziałam mu więc wszystko. Opowiedziałam mu o tym, dlaczego go oddałam, jak wyszłam w końcu za mąż, i że urodziłam Janka, który teraz zachorował na białaczkę.

– Więc to dlatego – mruknął. – Odnalazłaś mnie, bo twój drugi syn umiera i potrzebuje przeszczepu. Nazwał rzecz po imieniu, a ja nie mogłam zaprotestować. Łzy napłynęły mi do oczu.

– Nie było dnia, żebym o tobie nie myślała, naprawdę. Nie chciałam cię oddawać, ale nie miałam wyboru. Zostałam zmuszona.

– Zawsze jest wybór.

– To były trochę inne czasy…

– Taaa, jasne… Ale czekałaś dwadzieścia lat, żeby mnie odszukać. I zdecydowałaś się tylko dlatego, że czegoś potrzebujesz.

– Zgadza się, przyznaję… Tak naprawdę w ogóle nie chciałam pojawiać się w twoim życiu. Masz kochającą mamę, ułożone wszystko. Nie chciałam tego burzyć. Mogłeś przecież nie wiedzieć o adopcji. Ale potrzebuję cię teraz. Więc błagam, abyś się zgodził. Czy oddasz Jankowi szpik?

– Oczywiście – Wojtek nie zawahał się ani na moment. – Jak mógłbym tego nie zrobić? Ale zrobię to ze względu na niego, nie na ciebie. Zostaw mamie namiary – powiedział jeszcze, nim wyszedł. Zabieg wyznaczono na kolejny tydzień. Wojtek zjawił się punktualnie. Wszedł do sali, w której leżał Janek.

– Cześć – powiedział z uśmiechem. – Jestem twoim bratem.

– Cześć – odparł Janek i też się uśmiechnął. – Fajnie, że jesteś.

– Po wszystkim… – zaczął mój mąż. – Mamy nadzieję, że nie wyjedziesz od razu, że zostaniesz na jakiś czas… Wojtek pokręcił głową.

– Nie teraz. Kiedyś przyjadę, ale jeszcze nie teraz. Rozumiałam go. I będę czekała. 

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Nie bawi mnie bycie babcią. Nie dla mnie niańczenie 4-latki
Mój 13-letni syn ma konto na portalu erotycznym
Gdy mój mąż umierał, odkryłam że ma romans

Redakcja poleca

REKLAMA