Mówi się, że ludziom urodziwym łatwiej jest żyć. Piękni wzbudzają większe zaufanie, że chętniej się im pomaga, łatwiej im znaleźć pracę, partnera życiowego. Więcej się im wybacza. To prawda, wiem to po sobie, bo należę do osób atrakcyjnych. Nigdy jednak nie byłam oszałamiająco piękna, bardziej w typie Barbary Brylskiej niż Claudii Cardinale. Ale to wystarczyło, by w niektórych ludziach obudziła się zazdrość, a także niepokój. Bo wielu traktuje tych atrakcyjnych jako niebezpieczną konkurencję.
Przekonałam się o tym nie tak dawno temu
Jestem architektem i historykiem sztuki. Przez wiele lat pracowałam w Wojewódzkim Biurze Planowania Przestrzennego, potem w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków. Moja praca to moje hobby, więc byłam dobra w tym, co robię. Dwa lata temu zaczęłam się szykować do konkursu na stanowisko szefa jednego z działów urzędu. Obecny szef wybierał się na emeryturę. Mówiono, że z moim doświadczeniem i odpowiednią wiedzą mam największe szanse, no i szef mi ufał. Współpracownicy nie mieli nic przeciwko.
Atmosfera w biurze od lat była bardzo dobra, o intrygach nie było u nas mowy, co samo w sobie jest ewenementem na skalę województwa. Byłam lubiana i ja większość ludzi lubiłam. Aż nagle okazało się, że jestem wredną modliszką.
Kiedy patrzę wstecz, teraz widzę, że to narastało powoli. Jednak ja byłam zajęta pracą, której zawsze miałam dużo. Nie zauważyłam więc dziwnych spojrzeń koleżanek, nie skojarzyłam, że nie zostałam zaproszona na kolejne imieniny w zaprzyjaźnionym barze. Że nie uczestniczę już w kuchennych pogaduszkach podczas przerw na kawę. Pierwszy dzwonek alarmowy włączył mi się, gdy kiedyś weszłam do łazienki, a poprawiające urodę przed lustrem dwie koleżanki nagle umilkły. Pomyślałam wtedy, że plotkowały o mnie. Ale w końcu moje życie było nudne, więc i plotki nie mogły być zbyt pikantne. Jednak podświadomość chyba została pobudzona, bo zaczęłam zauważać, że coś jest w biurze nie halo. Co prawda wszyscy ze mną rozmawiali niby normalnie, ale właśnie to „niby” zaczęło mnie niepokoić.
Tylko o co chodzi? Nie wiedziałam
A może mam paranoję? Potem była impreza u Elki, mojej najlepszej przyjaciółki z biura. Akurat wróciła z trzymiesięcznego zwolnienia lekarskiego, bo wysiadł jej kręgosłup, i wydała niewielkie przyjęcie na powitanie. Uwielbiała towarzyskie spędy.
– Paula – powiedziała gdzieś po godzinie, łapiąc mnie w kuchni, gdzie robiłam sobie herbatę. – Co się dzieje? Gapią się na ciebie jak na jakiegoś robala. A jak z nimi gadasz, to mają takie fałszywe uśmieszki....
– Też to zauważyłaś? Znaczy, że nie mam paranoi – powiedziałam. – Nie mam bladego pojęcia, co się dzieje. Nic nie zrobiłam!
– Wybadam – obiecała Elka.
Nie było łatwo. Ludzie wiedzieli, że trzymamy się najbliżej, więc i przy niej pilnowali języka. Ale na Elkę nie ma sposobu. W końcu się dowiedziała. Kilka dni później weszła do mojego pokoju, gdy byłam sama, zamknęła drzwi i wypaliła:
– Wiesz, że jesteś wredną modliszką? Robisz karierę przez łóżko, wykorzystujesz facetów, by poprawiali twoje błędy, rozbijasz małżeństwa, a potem rzucasz takiego nieboraka. I na dodatek kiedyś zaraziłaś jakiegoś kochanka francą! – dodała na koniec.
– Słucham? – w ogóle nie rozumiałam, co Elka do mnie mówi.
Przyjaciółka pokiwała głową i usiadła na krześle obok.
– Kopią pod tobą dołki. Jestem pewna, że to ma związek z planowanym odejściem starego na emeryturę. Wiadomo, że póki jesteś w grze, nikt inny nie ma szans. No i najwyraźniej ktoś chce cię wyeliminować.
Chciałam tego awansu
Pracowałam na niego ciężko przez ostatnie dwadzieścia lat i wiedziałam, że mi się należy. Ale wiedziałam także, że to może być za mało. W bagnie intryg utonął już niejeden zasłużony awans.
– Kto rozpuszcza plotki?
– Nie wiem – Ela potarła czoło zmartwiona. – Ale się dowiem.
Następnego dnia intryga eskalowała – wiele osób dostało mailem zdjęcie, na którym byłam ja i mój poprzedni szef z biura planowania w dość dwuznacznym uścisku. Z podpisem, że omal nie rozbiłam jego małżeństwa, ale musiałam odejść z pracy. Co było bzdurą. Dostałam propozycję przejścia tutaj na lepsze stanowisko, z której skorzystałam. Przypomniałam sobie tę sytuację ze zdjęcia, jedną z mniej przyjemnych w moim życiu.
To było dziesięć lat wcześniej, podczas jakiegoś wigilijnego przyjęcia w biurze. Mój przełożony był wstawiony i choć wiedziałam, że mu się podobam, to na co dzień zachowywał się wobec mnie nienagannie. Wtedy jakby mu hamulce puściły. Zaczął mi prawić komplementy, dotykać mnie, zaproponował randkę, i chociaż się nie zgodziłam, przytulił mnie siłą, żeby dać pijackiego całusa. Chwilę później jego żona dała mu po głowie, a mój mąż niemal mu przyłożył. Ale tego na zdjęciu już nie było widać, oczywiście.
– Wiem, kto zrobił to zdjęcie – powiedziałam Elce, która pokazała mi fotkę. – Witek, pracowałam z nim wtedy. Kilka miesięcy wcześniej odrzuciłam jego zaloty. Po raz kolejny. Nie mógł zrozumieć, że kocham mojego męża, i nie szukam kochanka. Musiałam go nieco obrazić, by się wreszcie ode mnie odczepił. Od tamtej pory stosunki między nami były chłodne, co mnie nie obeszło, bo wkrótce zmieniłam pracę.
– Ale on pamięta i wciąż go najwyraźniej boli – powiedziała Elka.
– Najwyraźniej. Ktoś stąd musiał się z nim spiknąć i namówić na zemstę – odparłam.
– Tylko kto? Ale wiesz, co mnie najbardziej dziwi i boli? Że ludzie, z którymi pracuję od dziesięciu lat, tak łatwo wierzą tym pomówieniom. A kiedy im zaprzeczam, tylko kiwają głową, uśmiechają się, ale wiem, że „wiedzą swoje”. Dlaczego?
Elka wzruszyła ramionami.
– Nawet nie wiesz, jak baby ci zazdroszczą urody i stylu. No i tu też zgasiłaś kilku niewydarzonych adoratorów. Dlatego tak łatwo idą na plotki. Bo chcą, żeby to była prawda. Chcą, żebyś okazała się gorsza niż oni.
Wkrótce pojawiły się kolejne fotki, tym razem stworzone za pomocą Photoshopa. Ja i mąż księgowej. Ja i Piotr. To akurat była bardzo przykra sytuacja, bo żona Piotra jest schorowaną kobietą, starszą od niego o pięć lat. Kiedy ktoś wysłał jej sfałszowane zdjęcie, na którym ja i Piotr siedzimy przytuleni, przyszła do biura zrobić mi awanturę. Nie uwierzyła swojemu mężowi, który zapewniał, że między nami nic się nie dzieje. Powiedziała:
– Jesteś mężczyzną, a ona jest piękna. I młodsza ode mnie. Od jak dawna z nią sypiasz? – zapytała i popatrzyła na mnie z nienawiścią.
Wiedziałam, że muszę coś wreszcie zrobić
Atmosfera w biurze robiła się nie do zniesienia. Już i w innych działach patrzono na mnie podejrzliwie. Zanim jednak coś wymyśliłam, wezwał mnie szef.
– Pani Paulino. Ja wiem, że te plotki to krecia robota kogoś, kto pani nie lubi. Jest pani doskonałym pracownikiem, i jak pani wie, chciałem, by to pani zajęła moje miejsce.
Milczał przez chwilę.
– Ale…? – podpowiedziałam cicho, serce biło mi szaleńczo, przeczuwając katastrofę.
– Chce pracować pani w zespole, który pani nie szanuje?
– To wszystko bzdury! – wybuchłam. – Ktoś okrutnie bawi się moim kosztem. Chyba nawet wiem kto…
– Nawet jeśli to udowodnimy, czy wyobraża sobie pani pracę z tymi ludźmi? Będą czuli się winni, że dali się zmanipulować, a ludzie nie lubią tych, którzy wywołują w nich poczucie winy czy wstydu. Atmosfera będzie okropna. A nie mogę wszystkich zwolnić i przyjąć nowych.
Przez chwilę milczeliśmy.
– Czyli nici z awansu – powiedziałam. – To może Piotr. Jemu ludzie nie mają za złe skoku w bok. Nie byłby prawdziwym mężczyzną, gdyby oparł się harpii – powiedziałam z ironią.
Spojrzenie szefa uciekło w bok. Zrozumiałam, że to nie koniec złych wiadomości.
– Mam odejść? Dlaczego?
– Tak mi przykro – odezwał się szef i widziałam, że naprawdę było mu przykro; nie chciał tego robić, ale z jakiegoś powodu musiał.
I wtedy zobaczyłam, jak na sekundę jego spojrzenie ucieka w bok, tam, gdzie było zdjęcie jego żony.
– My też byliśmy kochankami? Jest jakiś fotograficzny „dowód” na to? – spytałam gorzko.
Zaczerwienił się.
– Nie. Proszę, nie drążmy tematu. Pomogę pani znaleźć pracę…
Ale ja już wszystko rozumiałam.
– Nie, dziękuję, poradzę sobie. Jeszcze pana żona pomyśli, że ta pomoc to dowód na to, że i pana opętałam.
Odeszłam z pracy za porozumieniem stron. To było rok temu. Niestety, wciąż nie znalazłam pracy zgodnej z moim wykształceniem, doświadczeniem i wiedzą. Jakby wszędzie dotarła wieść, że to „zła kobieta jest”. Bo ładna, więc wiadomo… Niedawno ugięłam się i zaczęłam dokładać do domowego budżetu, grając w reklamach. Tam moja uroda jest atutem, nie wadą. Dzieci się cieszą, oglądając mnie w telewizji, i tylko pytają, czemu jestem coraz smutniejsza.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”