„Dogryzałam zięciowi, że moje dziecko zasługuje na kogoś lepszego. Gdy córka zachorowała, udowodnił, jak bardzo się myliłam”

Upokarzałam mojego zięcia fot. Adobe Stock, JackF
„– A co chciałbyś, Daniel, robić w przyszłości? Bo chyba nie chcesz zmarnować sobie życia w tym warsztacie? – Mamo! Jak możesz? – Alicja w ogóle mnie nie rozumiała. Za mocne słowa? Ja uznałam je za najlepszy sposób na pozbycie się tego intruza z życia mojej córki. – No co? Moja córka zasługuje na wartościowego mężczyznę…”.
/ 07.08.2022 21:30
Upokarzałam mojego zięcia fot. Adobe Stock, JackF

Moja córka zmarła dokładnie dwa lata temu. Nie umiem się z tym pogodzić. No bo i jak? Czas nie leczy ran. Uczy tylko, jak z nimi żyć. Czas ciągle rozdrapuje stare rany i potężny ból powraca. Coś o tym wiem. Straciłam przecież swoje jedyne dziecko. Mimo to wciąż mam nadzieję, że zaraz wejdzie do kuchni i zacznie opowiadać, jak jej minął dzień.

Zamiast tego słyszę głuchą ciszę…

Kolejny raz przeglądam nasz rodzinny album. Alicja na każdym zdjęciu jest taka uśmiechnięta. Zawsze był z niej wulkan energii. Już w pierwszych sekundach po urodzeniu tak krzyczała na cały szpital, aż lekarz nie mógł wyjść z podziwu. Była moim oczkiem w głowie. Szczęściem, które otrzymałam na stare lata. Bo my z mężem długo staraliśmy się o dziecko.

Trzy razy poroniłam, lekarze nie dawali mi szans. Aż tu nagle cudowna wiadomość! Po czterdziestce zostałam mamą! Moje życie nabrało sensu.

– Jak będę duża, zostanę prezesem i zabiorę cię na koniec świata! – tak mi oznajmiła w wieku pięciu lat Ala; ja pragnęłam jedynie, by była zdrowa. – Zostaniesz, kim tylko będziesz chciała. To będzie twój wybór.

Nasza trójka miała bardzo szczęśliwe życie. Każdego dnia dziękowałam Bogu za cud narodzin Alicji. Chciałam dla niej jak najlepiej. Poszła do prestiżowego w mieście przedszkola, potem do podstawówki. Przynosiła w zeszytach same szóstki. Pękałam z dumy na kolejnych apelach, gdy dostawała dyplomy i nagrody. W liceum była prymusem. Jej przyszłość widziałam jak na dłoni. Dobre studia, wspaniały mąż, gromadka dzieci. Byłam spokojna, kiedy spełniała kolejne punkty tego planu. Dostała się na ekonomię. Po pierwszym roku miała już stypendium ministra. Dalej szło jej jeszcze lepiej.

Nagle przyszedł ten dzień

Pierwszy raz w życiu bardzo się pokłóciłyśmy. Wykrzyczałam jej w twarz naprawdę gorzkie słowa. Widziałam, jak cierpi, ale nie mogłam pozwolić, by przez dziecinne zachowanie zmarnowała sobie życie. Jako matka musiałam jej bronić. O co poszło? O mężczyznę. A dokładnie, o jej chłopaka. Alicja przyprowadziła go do naszego domu. W moich marzeniach był prawnikiem, lekarzem, bankierem. Nie mechanikiem samochodowym!

Stanął w drzwiach w tej swojej za ciasnej kurtce i patrzył na mnie wzrokiem pełnym strachu. Ugryzłam się w język, by już na początku nie powiedzieć niczego złego. Zjadł kolację, przy stole nie mówił za wiele. Potem poszli we dwoje do pokoju córki i nie było ich przez godzinę. Odchodziłam od zmysłów na samą myśl, co ten prostak może od niej chcieć! Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. To był najlepszy czas na rozmowę! Kiedy wyszli z pokoju, zagadnęłam:

– A co chciałbyś, Daniel, robić w przyszłości? Bo chyba nie chcesz zmarnować sobie życia w tym warsztacie?

Za mocne słowa? Ja uznałam je za najlepszy sposób na pozbycie się tego intruza z życia mojej córki.

– Mamo! Jak możesz? – Alicja w ogóle mnie nie rozumiała.

Była w niego zapatrzona jak w obrazek. To się w głowie nie mieściło!

– No co? Moja córka zasługuje na wartościowego mężczyznę… – te słowa przelały czarę goryczy.

Daniel wyszedł ze smutną miną, a w naszym domu rozpętała się prawdziwa wojna. Padły ostre słowa. Zabroniłam Alicji spotykać się z Danielem, ona wykrzyczała mi w twarz, że mnie nienawidzi, i że nie mam prawa wtrącać się w jej życie. Zacisnęłam zęby i miałam nadzieję, że to pierwsze zauroczenie szybko jej przejdzie. Nie przeszło. Alicja postawiła na swoim. A ja musiałam to wszystko znosić! Tak, przyznaję, wiele razy robiłam im coś na złość. Nic to nie dawało. Było jeszcze gorzej.

Stali się nierozłączni. Czasami podglądałam ich. To prawda, Daniel był dobry dla Alicji i ona była przy nim szczęśliwa. Ale to nie był chłopak dla mojej córki! Tamten czas pamiętam jak przez mgłę. Alicja od kilku tygodni coraz gorzej się czuła. Lekarz mówił, że to niedoleczone przeziębienie. Ale ból gardła nie mijał. Czekaliśmy, leki miały załatwić problem. Jednak nie było wcale lepiej! Denerwowałam się. Załatwiałam coraz to lepszych lekarzy, ci zaś rozkładali ręce. Aż nadszedł tamten dzień… i diagnoza. Rak przełyku! Nogi się pode mną ugięły!

Moje dziecko miało raka!

Pamiętam, że wyszłam z jej sali, by nie musiała widzieć, jak matka właśnie się załamała. A przecież powinnam ją wspierać! Ale nie miałam siły… Nagle poczułam na ramieniu dotyk ciepłej dłoni. To był Daniel.

Damy radę. Alicja wyzdrowieje. Będziemy ją wspierać. Z nami pokona wszystko, na pewno.

– Boże…

Przytuliłam się do niego. Tak, do tego Daniela, którego jeszcze przed chwilą miałam za totalne zero! –

Zaczynamy walkę o zdrowie Alicji. I się nie poddamy – spojrzałam w jego oczy, były takie spokojne.

– Dziękuję. Chodźmy, Alicja nie może być sama. Potrzebuje nas.

Krążyłam między domem a szpitalem. Zrezygnowałam z pracy. Każdą chwilę spędzałam z Alicją. Przy jej łóżku szpitalnym był też zawsze Daniel. Bardzo zmęczony, bo nocami harował w warsztacie. Zbierał pieniądze na leczenie Alicji. Jej leki kosztowały krocie! Ale Daniel poruszył niebo i ziemię, by zdobyć kolejne sumy. Wtedy pierwszy raz poczułam wyrzuty sumienia. Żałowałam, że tak surowo oceniłam go na początku. Wcześniej nie widziałam jego wielkiej miłości do Alicji…

Jej wyniki były coraz gorsze. Lekarze robili, co w ich mocy. Z Berlina sprowadzono profesora, który podjął się eksperymentalnej terapii. Nasze nadzieje szybko zgasły. Alicja bardzo źle reagowała na nowe leki. Czas uciekał. Błagałam Boga całe dnie i noce, by nie zabierał mojego dziecka, tylko mnie. Odchodziłam od zmysłów.

Nie mam córki, zyskałam syna

Za to Alicja była bardzo spokojna. Coraz częściej mówiła o śmierci. Nie bała się jej. Pocieszała nas wszystkich. Jej oczy nabierały blasku na widok Daniela. To on był jej promykiem szczęścia w ten zły czas. Pewnego dnia Daniel nie przyszedł. Alicja była smutna. A ja uznałam, że wystraszył się choroby mojej córki, i zwyczajnie uciekł. Jak tchórz! Szybko się przekonałam, jak okrutnym jestem człowiekiem. Daniel przyszedł wieczorem. Ubrany w elegancki garnitur, z wielkim bukietem czerwonych róż. Uklęknął na kolano, z kieszeni wyjął czerwone puzderko, w którym zamknięty był niezwykły, złoty pierścionek. Uśmiechnięta Alicja usiadła na łóżku. Była tak słaba, że musiałam podpierać jej plecy.

– Alicjo, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i zostaniesz moją żoną? – zapytał Daniel.

– Tak, to moje wielkie marzenie. Dziękuję, że ze mną jesteś. Dziękuję za twoją miłość – wyszeptała.

– Nieba ci przychylę, bo jesteś moim cudem – odpowiedział Daniel.

To był moment, gdy zrozumiałam, jak wielką krzywdę chciałam wyrządzić Alicji i Danielowi. I jak wielka musi być ich miłość, skoro niestraszna im nawet poważna choroba. Ślub zorganizowaliśmy w trzy tygodnie. Alicja miała na sobie przepiękną suknię, szytą na miarę. Ala ważyła wtedy niewiele ponad trzydzieści kilogramów, lecz wyglądała jak anioł. Do ołtarza pojechała na wózku… W pięknym, drewnianym kościele, w obecności garstki osób padły słowa o miłości, wierności i tym, że nie rozdzieli ich nawet śmierć. Jeszcze nigdy nie widziałam Alicji tak szczęśliwej. Małżeństwo trwało trzy miesiące. To był ich czas. Bezcenna była każda sekunda. Alicja nie mogła już mówić, ale jej wzrok mówił wszystko. Moja córka kochała i była kochana. Nic więcej się nie liczyło. Alicja i Daniel.

Byli dla siebie wszystkim. Nie zmarnowali ani jednej sekundy.

Alicja odeszła we śnie

W naszym domu. Daniel trzymał ją za rękę. Na pogrzebie nie mógł powiedzieć ani słowa. Załamał się. Potem przez długi czas leczył się z depresji. I tęsknił… Za kobietą, która była jego wielką miłością. Teraz jest nowy etap naszego życia. Wczoraj był u mnie mój syn Daniel. Tak go właśnie nazywam. Odwiedza mnie i męża w każdy weekend. Opowiada o swojej pracy, życiu, planach. Właśnie otworzył warsztat…

To mój bohater. On pokazał mi, co znaczy bezgranicznie kochać drugiego człowieka. Czasu nie cofnę, mogę jedynie pielęgnować pamięć o Alicji i dziękować Bogu, że spotkała na swojej drodze Daniela. Doświadczyła prawdziwej miłości. Odeszła kochana, bo na jej drodze stanął prawdziwy anioł.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA