„Uparty sąsiad uprzykrzał wszystkim życie, byle tylko wyszło na jego korzyść. Niektórzy dorośli są gorsi niż dzieci”

Uparty sąsiad fot. Adobe Stock, elnariz
„Co mu szkodziło trochę ustąpić, tego nie wiem. Każdemu żyłoby się lepiej, ale niestety. Niektórych chciwość i zawiść przewyższa jakiekolwiek inne ludzkie uczucia. Wiedziałem jednak, że ta farsa kiedyś się skończy i trafi kosa na kamień”.
/ 09.04.2022 06:13
Uparty sąsiad fot. Adobe Stock, elnariz

Z niektórymi dorosłymi bywa jak z dziećmi. Jak się uprą, to nic ich nie przekona. Na złość innym będą trwać przy swoim. Nie wiem, dlaczego jedna z działek na naszej ulicy, ta tuż za zakrętem, jest taka pechowa! Ma już drugiego właściciela, z którym zwyczajnie nie sposób się dogadać.

Pierwszym był pan Piotr, jeszcze za czasów, kiedy zamiast pięknych ogródków były tu ugory, a domy dopiero się budowały. Wtedy można było wytyczyć naprawdę wygodny dojazd do wszystkich posesji. Wystarczyło, aby każdy z sąsiadów oddał półtora metra swojej ziemi, a wąska gruntowa droga stałaby się drogą z prawdziwego zdarzenia, na której mogą się minąć wygodnie dwa samochody.

Ale przecież zawsze znajdzie się czarna owca, która zaczyna protestować i żądać zapłaty za „swoją własność”. Nikt Piotrowi płacić nie zamierzał za kilka metrów jego gruntu oddanego na wspólną drogę, więc on płotu nie ruszył, a przejazd został wytyczony tak, że na wąskim zakręcie ledwie się mieścił jeden samochód.

Dla mnie nie stanowiło to problemu, po prostu przestawiłem bramę i wjeżdżałem, jak chciałem. Sąsiedzi mieszkający dalej jechali przez to wąskie gardło dwadzieścia na godzinę, żeby przypadkiem nie zderzyć się czołowo. A Piotrek miał mały samochód, więc także się jakoś mieścił, wjeżdżając na swoją posesję.

Nadszedł jednak dzień, w którym sąsiad sprzedał dom i wszystkim się wydawało, że teraz, skoro pojawił się nowy właściciel, nastaną nowe czasy! Sąsiad przestawi płot, zniknie absurdalne przewężenie i wszystkim zacznie się żyć lepiej. Nic z tego! Kiedy przyszliśmy z delegacją do Mateusza, ten stwierdził, że jemu z taką drogą jest dobrze, a jeśli chcemy jeździć sobie wygodniej po jego terenie, to powinniśmy mu za to zapłacić.

Wtedy odda kawałek ziemi. Jak Piotrek!

No i wszystko zostało po staremu, bo przecież nikt się nie zamierzał zrzucać na uparciucha. Ale przyszła w końcu kryska na Matyska! Mateusz dostał jakiś spadek i po potężnym zastrzyku gotówki kupił sobie wielkie terenowe auto.

Dopiero po fakcie zorientował się, że… nie wjedzie teraz tak łatwo na swoją posesję, bo się nie „złamie” na wąskiej w tym miejscu drodze. Inteligentny człowiek toby pewnie ustąpił, płot przesunął dla własnej wygody i przestał się wygłupiać! Ale nie on!

Lokalną rozrywką stało się więc obserwowanie, jak precyzyjnie usiłuje wjechać na swoją działkę, co mu zajmuje dobrych kilka minut. A przy tym blokował przejazd. W pewnym momencie chyba mu się znudziło to manewrowanie, ale nadal nie zamierzał poświęcić ani centymetra swojej ziemi!

Za to wpadł na pomysł, że zmusi mnie, abym to ja jeszcze dalej przestawił swój płot dla jego wygody! I z uporem maniaka, manewrując, zaczął mi wjeżdżać w mój płot!

Mam dom w stylu rustykalnym i do tego płot z gałęzi plecionych jak koszyk. Efektowny i lekki nie był żadną przeszkodą dla terenówki, która dzięki spojlerom wychodziła bez szwanku z każdego zderzenia. A mój płot przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy!

Naprawiłem dziurę raz, drugi. Na moje pretensje sąsiad odpowiadał wzruszeniem ramion i kłamstwami, że to nie on, bo przecież nie ma żadnego śladu zderzenia na jego aucie. Czuł się bezkarny, a ja bezsilny.

Ale do czasu…

Pewnego popołudnia rozległ się taki huk, że aż echo poszło po okolicy! A potem posypała się taka wiązanka przekleństw puszczona przez sąsiada, że aż zwiędły od niej wszystkie kwiaty w ogródkach!

Żona popatrzyła na mnie, ja na nią i oboje się uśmiechnęliśmy do siebie, a potem nienerwowo wyszliśmy z domu na zewnątrz. Sąsiad miotał się wokół swojej terenówki, która straszyła rozbitym bokiem.

– No, widzę sąsiedzie, że przyjdzie panu zapłacić za mój płot! – stwierdziłem, spokojnie patrząc na poharataną matę. – To co? Wołamy policję?

– Niech was jasna cholera! – zapienił się. – Ja was do sądu pozwę!

– Tak? A niby za co? – roześmiałem się. – Za wjechanie na moją posesję?

– Ten płot nigdy nie był taki twardy! – sąsiad nie umiał wyhamować nie tylko samochodem, ale i z pretensjami.

– A teraz jest! Radziłbym wziąć to pod uwagę podczas kolejnych manewrów – uśmiechnąłem się pod nosem.

Moja żona miała dobry pomysł! Kilka betonowych bloków ułożonych tuż przy płocie po naszej stronie załatwiło sprawę! Sąsiad zamiast w miękkie gałęzie walnął tym razem z rozpędu w beton, czego nawet jego terenówka nie wytrzymała.

Początkowo poszedł w zaparte i przez kolejny miesiąc łamał się na kilka razy, aby wjechać do siebie, ale w końcu się poddał i pewnego dnia na jego posesji pojawili się robotnicy przestawiający jego ogrodzenie. Jakby nie można było tak od razu…

Czytaj także:
„Córka wpadła w depresję po tym, jak chłopak zostawił ją z dzieckiem. Musiałam zająć się wnuczką i dzięki temu odżyłam”
„Żyliśmy spokojnie i biednie, aż mąż zaczął się zadłużać. Córce spodobało się, że tatusia stać na jej kaprysy”
„Grałam szczęśliwą singielkę, a w rzeczywistości cierpiałam w samotności. Nie miałam nawet komu powiedzieć >>dobranoc<<”

Redakcja poleca

REKLAMA