„Grałam szczęśliwą singielkę, a w rzeczywistości cierpiałam w samotności. Nie miałam nawet komu powiedzieć >>dobranoc<<”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„Wylałam więc przed nim wszystkie swoje żale. Napisałam, jak bardzo mi źle, kiedy sama myję swoje auto, gotuję tylko dla jednej osoby i kładę się spać do pustego łóżka. Tak, przyznałam wreszcie szczerze, że taka samotność na co dzień to dla mnie udręka”.
/ 05.04.2022 05:19
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Samotność bardzo mi doskwierała. A jednak nie robiłam nic, żeby zmienić swoje życie. Teraz wiem, że po prostu byłam tchórzem. Moje życie uczuciowe nigdy nie przedstawiało się imponująco. Ale ostatnimi czasy w ogóle nie istniało. Miałam prawie czterdzieści lat i prawie żadnych doświadczeń z mężczyznami. Sama nie wiem dlaczego.

Chciałam się z kimś związać, zamieszkać razem i założyć rodzinę... lecz zupełnie nie miałam pomysłu, gdzie mogłabym spotkać kogoś odpowiedniego. Mężczyźni, na których trafiałam, kompletnie nie spełniali moich oczekiwań. A jednak wciąż się łudziłam, że gdzieś na mnie czeka rycerz na białym koniu.

Byłam zatem samotna

Koleżanki dawno już założyły swoje rodziny i nie miały dla mnie zbyt wiele czasu. Często przesiadywałam więc w domu, przed komputerem. W ten sposób poznałam Marcina. Zaprzyjaźniliśmy się, choć to była tylko wirtualna znajomość.

Często rozmawialiśmy o miłości. Bezpieczna odległość i to, że oboje w każdej chwili mogliśmy się skryć za monitorem swojego komputera, sprawiały, że rozmawialiśmy szczerze i otwarcie.

– „Zawsze podobali mi się niebieskoocy blondyni” – pisałam do niego.

– „Szkoda, bo ja jestem brunetem” – śmiał się wtedy.

Nie traktowałam Marcina jak mężczyzny. Widziałam w nim tylko przyjaciela. Nigdy mnie nie potępiał. Czułam, że tylko on jeden mnie rozumie.

– „Facet powinien być inteligentny, czuły, opiekuńczy – wyliczałam. – Ma też dużo zarabiać, żeby utrzymać rodzinę”.

– „Masz rację” – przytakiwał.

Cieszyłam się, że Marcin mnie popiera. Koleżanki, kiedy zwierzałam się im ze swoich pragnień, tylko przewracały oczami, dając mi do zrozumienia, że mam za duże wymagania. A ja po prostu nie chciałam zadowalać się byle czym.

Byłam przekonana, że osoba, która ma jasno sprecyzowane oczekiwania, nie musi się godzić na to, co daje jej los, bo może spotkać kogoś, o kim śni. Marcin był podobnego zdania. Jego koledzy uważali, że babka może być albo ładna, albo mądra. On wierzył, że spotka taką, w której połączą się obie te cechy.

Kiedy mi o tym napisał, uznałam, że ja na pewno nie jestem w jego typie. Bo chociaż miałam się za kobietę inteligentną, to na pewno pięknością nie byłam. Dlatego choć Marcin parę razy proponował mi spotkanie, wciąż się wymigiwałam. Po paru moich odmowach odpuścił, a ja odetchnęłam z ulgą. Dalej jednak toczyliśmy filozoficzne dyskusje, często dotyczące sfery naszych uczuć.

Bałam się odrzucenia

Marcin coraz częściej pisał, że dobrze mu samemu. Pomyślałam, że widocznie człowiek, który długo żyje sam, zaczyna w końcu akceptować taki stan rzeczy, godzić się z nim, a nawet go lubić.

– „A jak jest u ciebie? – spytał któregoś razu. – Czy też lubisz takie życie?”.

– „Wiesz, coraz częściej czuję, że chyba zostałam stworzona do bycia singielką” – skłamałam, bo chciałam zgrywać kobietę twardą, samodzielną i niezależną.

Ale gdy pisałam te słowa, czułam, jak do oczu napływają mi łzy. Dokładnie tak samo jak wtedy, gdy patrzyłam na pary trzymające się za ręce na ulicy.

– „Coś mi się nie chce w to wierzyć” – odpisał mi po chwili Marcin.

Patrzcie państwo, jak mnie przejrzał! Teraz już rozryczałam się na dobre. Wylałam więc przed nim wszystkie swoje żale... Napisałam, jak bardzo mi źle, kiedy sama myję swoje auto, gotuję tylko dla jednej osoby i kładę się spać do pustego łóżka. Nie mam nawet komu powiedzieć „dobranoc”. Tak, przyznałam wreszcie szczerze, że taka samotność na co dzień to dla mnie udręka.

– „A czy robisz cokolwiek, żeby twoje życie wyglądało inaczej?” – spytał w odpowiedzi.

– „Jak to, a co mam robić?” – nie zrozumiałam.

– „Twierdzisz, że jesteś samotna, ale gdy proponowałem ci spotkania, wymyślałaś wciąż nowe wymówki” – wyjaśnił.

Tak, moje zachowanie było głupie i dziecinne

W głębi duszy od początku chciałam poznać Marcina na żywo. Czułam przecież, że mamy dużo wspólnego. Problem w tym, że zwyczajnie się bałam. Wiem, że nie jestem ładna. A jeśli mu się nie spodobam? Nie przeżyłabym odrzucenia! Może to był właśnie powód, dla którego wciąż byłam sama...

Dość tego użalania się nad sobą! Muszę wziąć się w garść i rzeczywiście zrobić w końcu coś dla siebie. Może to on jest tym, na którego tak długo czekałam.

– „Umówisz się ze mną?” – spytałam, przezwyciężając swój strach.

Czytaj także:
„Jest mi wstyd, że po śmierci męża związałam się z innym mężczyzną i jestem szczęśliwa. Jestem wdową dopiero od 2 lat”
„Dopiero gdy żona odeszła odkryłem, że mogę ją stracić. Na horyzoncie pojawił się Rysiek, więc musiałem ją odzyskać”
„Żonie znudziło się bycie moją wychuchaną księżniczką. Odeszła bez pożegnania. Byłem dla niej jak bubel kupiony na targu”

Redakcja poleca

REKLAMA