„Umówiliśmy się, że ogłosimy rozstanie po 5 urodzinach córki. Jednak kilka dni wcześniej, moja żona zginęła w wypadku”

tata i 5-letnia córka - samotny ojciec fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena
Zostałem więc samotnym ojcem. Córkę wielbiłem. A podczas pogrzebu byłem jak odrętwiały. Zdałem sobie sprawę, jak doskonałymi aktorami byliśmy. Wszyscy współczuli mi tak, jakbym stracił ukochaną żonę, a nie kobietę, która urodziła dziecko innego mężczyzny, a ostatnio chciała się wyprowadzić do kolejnego. Nie wiem, czy ten jej kochanek przyszedł na pogrzeb.
/ 20.05.2021 11:37
tata i 5-letnia córka - samotny ojciec fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena

Adelę znałem od liceum. Już wtedy mi się podobała, ale ona nie zwracała na mnie uwagi. Zawsze była z kimś związana, a to ze starszym od niej o dwa lata maturzystą, a to z kolegą z klasy, a to ponoć z jakimś studentem, który podwoził ją do szkoły samochodem. Nigdy więc nie zdobyłem się na odwagę, żeby do niej zagadać, aż zdaliśmy maturę i ostatnia okazja przepadła. No, przynajmniej na siedem lat, bo po takim czasie wpadliśmy na siebie w stacji krwiodawstwa.

– Hej, co tu robisz? – zapytała mnie, jakby to nie było oczywiste.
– Oddaję krew, jestem honorowym dawcą – wyjaśniłem.
– Ja jestem tu pierwszy raz i trochę się boję… – wyznała. – Tata mojej koleżanki miał wypadek, ona ogłosiła apel, żebyśmy oddawali krew, podając jego nazwisko. Mam inną grupę, ale to podobno nie przeszkadza. Chcę pomóc, ale nie wiem, czy dam radę…

Ja oddawałem wtedy krew po raz szósty i wiedziałem, że nie ma się czego bać

Obiecałem, że będę siedział koło niej i trzymał ją za drugą rękę. Przyjęła tę propozycję z wdzięcznością. Była zestresowana, więc opowiadałem jej jakieś głupoty, byle tylko zapomniała, że ma wbitą w zgięciu łokcia igłę. Gdy pielęgniarka ogłosiła, że to koniec, Adela spojrzała ze zdziwieniem na woreczek z krwią.

– Myślałam, że będzie gorzej – powiedziała. – Prawie nie bolało. Dzięki, że byłeś przy mnie.

Zapamiętałem tamten moment doskonale. Pielęgniarka opisywała grupę krwi Adeli na woreczku: A Rh plus. Najpopularniejsza grupa krwi w Polsce. Ja też ją mam. Szczęście się do mnie uśmiechnęło Dostaliśmy czekolady i bon na obiad w pobliskim barze. Adela słabo się czuła, więc kiedy tam szliśmy, objąłem ją opiekuńczym gestem. Wtedy jeszcze nie zostaliśmy parą. Znowu była w związku. Opowiedziała mi o swoim chłopaku.

– Jest piłkarzem – pochwaliła się. – Gra w ekstraklasie. Teraz jest na zgrupowaniu, dlatego nie mógł ze mną przyjechać. Interesujesz się piłką? Może kojarzysz jego nazwisko?

Nie kojarzyłem. Twarzy też nie, kiedy pokazała mi go na ekranie telefonu, no ale ja nie interesowałem się futbolem. Wolałem lekkoatletykę, sam też trochę trenowałem. Dałem jej wtedy swój numer, żeby zadzwoniła do mnie, gdyby słabo się poczuła. Przez całe popołudnie nie rozstawałem się z telefonem na wypadek, gdyby zadzwoniła. To jednak stało się dopiero kilka miesięcy później.

– Cześć, Igor. Słuchaj… Nie miałbyś ochoty iść dzisiaj do kina na jakiś horror? Mam okropny nastrój, a ty, z tego co pamiętam, lubisz straszne filmy.

Ucieszyłem się z tego, że zadzwoniła i że pamiętała, co jej opowiadałem. Faktycznie, jestem fanem horrorów. Przed seansem powiedziała, że jej piłkarz ją zostawił dla jakiejś Włoszki, a ja na to, że widocznie jest idiotą. Film był naprawdę przerażający, więc Adela tuliła się do mojego ramienia przez dwie godziny. Potem zabrałem ją na pizzę i tiramisu. Jeszcze godzinę po zjedzeniu tego deseru jej usta smakowały biszkoptem z kawą…

Pierwsze miesiące naszego związku były najszczęśliwszym okresem mojego życia

Nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę. Moja miłość z liceum chodziła w samej bieliźnie po moim domu, robiła mi naleśniki na kolację i nazywała „swoim misiaczkiem”. Dużo wtedy pracowałem, już jako informatyk w dobrej firmie, ona nie miała zatrudnienia.

Załatwiłem jej drugą kartę do mojego konta bankowego i powiedziałem, że może kupować, co chce. Zauważyłem, że miała skromne potrzeby, a może po prostu nie chciała wyciągać ode mnie pieniędzy. Kupowałem jej więc prezenty, zabierałem na weekendy za miasto i kilka razy za granicę. Na wakacje pojechaliśmy do Hiszpanii. Jesienią po tamtym wyjeździe oznajmiła mi, że jest w ciąży. To było więcej, niż mógłbym pragnąć od życia!

– Jaki chcesz mieć ślub? – zapytałem. – Huczne wesele czy w gronie rodziny?
– Raczej skromny. Nie czuję się zbyt dobrze… – odparła.

Rzeczywiście, przez całą ciążę wyglądała kiepsko

Wiedziałem, że to wina hormonów i starałem się nie brać do siebie jej zmiennych nastrojów, płaczu bez przyczyny i zamykania się w sypialni bez słowa. Ślub wzięliśmy, kiedy była w piątym miesiącu. Chciałem, aby to był jej najpiękniejszy dzień życia, ale rano, przed ceremonią, miała potężne mdłości, potem ledwo stała na nogach, a podczas rodzinnego obiadu w restauracji rozpłakała się przy krojeniu tortu.

– Jak urodzi, to jej przejdzie – prorokowała jej mama, ściskając mnie pocieszająco za ramię. – Zobaczysz, wszystko wróci do normy!

I rzeczywiście wróciło. Kiedy urodziła się Agnieszka, żona zmieniła się dosłownie o sto osiemdziesiąt stopni. Przyznam, że bałem się depresji poporodowej i innych komplikacji, ale nic takiego nie nastąpiło. Adela zakochała się w naszej córeczce, była wyraźnie szczęśliwa, zajmując się nią. To był dla mnie piękny czas. Po pracy wracałem do ukochanych kobiet, przytulałem żonę i bawiłem się z córką. W niedziele chodziliśmy na spacery po parku, jedliśmy lody w kawiarni i rozmawialiśmy z innymi rodzicami o naszych pociechach – o pierwszym wyrośniętym zębie, zrobionym kroku czy wypowiedzianym słowie.

Coś zaczęło się psuć, a ja nie wiedziałem dlaczego?

Kiedy Agnieszka skończyła półtora roku, Adela poszła na pół etatu do pracy, a małą zajęła się jej mama.

– Nie ma jej, gdzieś wyszła po pracy – informowała mnie teściowa, mając na myśli córkę, gdy wracałem z firmy. Adela zaczęła znikać dość często i niechętnie się z tego tłumaczyła.
– Nie mam prawa nigdzie wyjść bez twojej zgody? – denerwowała się, kiedy ją pytałem. – Co to: pan i władca wkurza się, że służąca ma wolne?

Nie miałem pojęcia, skąd się brały te jej nastroje. Ja po prostu chciałem wiedzieć, gdzie ona jest, na wszelki wypadek. Adela jednak traktowała mnie z rosnącą wrogością. Często byłem w domu sam, zajmując się Agnieszką, a ona gdzieś znikała. Kiedy byliśmy razem, złościła się o byle co, albo była nieobecna myślami. Nabierałem coraz większych obaw, widząc, w jaką stronę zmierza nasze małżeństwo. Szukałem ratunku.

– Agnieszka ma już trzy lata – zacząłem, kiedy mała poszła do przedszkola. – Możemy spokojnie zostawić ją na tydzień i pojechać gdzieś tylko we dwoje. Gdzie byś chciała? Włochy? Grecja? Madera?
– Nie chcę nigdzie z tobą jechać! – wypaliła i ugięły się pode mną nogi. – Ciągle czegoś ode mnie chcesz! Możesz zostawić mnie w spokoju?!

Nic z tego nie rozumiałem. Myślałem, że była ze mną tak samo szczęśliwa jak ja z nią, ale najwyraźniej się myliłem. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, że Adela nigdy mnie nie pożądała. Seks traktowała jak obowiązek, nigdy też nie okazywała mi spontanicznie czułości. Kiedy urodziła się Aga, praktycznie zajęła moje miejsce w łóżku obok żony. Myślałem wtedy, że tak musi być, bo przecież Adela wstaje w nocy na karmienie i tak jest wygodniej, ale po czasie dotarło do mnie, że to był tylko pretekst, by pozbyć się mnie z sypialni.

Kiedy mała podrosła, wróciłem wprawdzie do własnego łóżka, ale żona nadal niechętnie się do mnie zbliżała. Na zewnątrz byliśmy idealną rodziną. Adela dbała, by nikt nie zorientował się, że mamy problemy. Nasi rodzice, rodzeństwo, znajomi – wszyscy uważali, że za sobą szalejemy.

– O co właściwie chodzi w naszym związku? – zapytałem, kiedy Agnieszka miała pięć lat. – Za co tak mnie nienawidzisz, Adela? Co ja ci zrobiłem?
– Nic. Zostaw mnie! – usłyszałem w odpowiedzi.

Miałem już wtedy dosyć. Chciałem wyjaśnień. Chciałem z nią rozmawiać o nas i o tym, co się dzieje

Nie odpuściłem. Nie poszło łatwo. Żona starała się mnie zbywać, a kiedy to nie pomagało, robiła awantury. Czułem jednak, że jej złość to jedynie maska, za którą kryje się dużo więcej. Przecież musiało jej o coś chodzić! Dlaczego przestała mnie kochać?

– Nic nie rozumiesz! – wykrzyczała mi kiedyś w twarz, kiedy znowu przyparłem ją do ściany. – Nigdy cię nie kochałam! Chciałam wkurzyć Marka, dlatego związałam się z tobą!

Marek to był ten piłkarz, który rzucił ją dla dziewczyny z Włoch. Wiedziałem, że mocno to przeżyła, ale w swojej naiwności, a może próżności sądziłem, że przy mnie zapomniała o złamanym sercu i odnalazła szczęście. Najwyraźniej się myliłem.

– Nie sądziłam, że kiedykolwiek ci to powiem, ale byłam z tobą, bo mnie utrzymywałeś – przeciągnęła dłonią po włosach. – A naprawdę nigdy nie przestałam kochać Marka. Nie umiałam. Serce nie sługa.

Rozmawialiśmy wtedy jeszcze długo. Dowiedziałem się, że jej eks chciał do niej wrócić. Spotykali się w trakcie naszego związku. Tyle że Mareczek był gwiazdą i miewał kaprysy jak gwiazda. Raz chciał się wiązać z Adelą, a następnym razem mówił, że między nimi koniec.

– A potem zaszłam w ciążę – powiedziała głucho moja żona, kończąc opowieść. – I co miałam niby zrobić? Marek by się ze mną nie ożenił. Zresztą, kiedy się dowiedziałam, był akurat na obozie treningowym w Niemczech. Ktoś mi doniósł, że kręcił tam z masażystką. A ty się od razu oświadczyłeś – wzruszyła ramionami, na znak, że nie miała wyjścia, po prostu musiała przyjąć moje oświadczyny.

Nigdy nie zadałem jej pytania, czy Agnieszka jest moją córką

Czepiłem się zdania: „był akurat na obozie treningowym w Niemczech”. Te obozy bywają długie. To mogło oznaczać, że kiedy poczęła się Agnieszka, Marka nie było w kraju. Miałem taką nadzieję, bo, o ile jakoś sobie radziłem z rozpadem małżeństwa, to nie umiałem sobie wyobrazić życia bez córeczki. Po tamtej rozmowie Adela znowu zaczęła być gościem w domu.

Domyślałem się, że może spotykać się z innym mężczyzną. Nie miałem pojęcia, czy był to Marek, czy ktoś inny. W każdym razie nie byłem zaskoczony, kiedy oznajmiła, że chce rozwodu.

– Skoro musisz wiedzieć, to tak, mam kogoś – rzuciła, kiedy wprost zapytałem ją o romans. – To nie Marek, to ktoś inny. Ale kocham go i chcemy zamieszkać razem. Oczywiście Agnieszka zamieszka z nami.

Nie mogłem sobie z tym poradzić. Nie dość, że Adela okradła mnie z najlepszych wspomnień, dobiła stwierdzeniem, że nigdy mnie nie kochała, to jeszcze chciała mi odebrać jedyną istotę, na której mi zależało.

– Nie zabierzesz mi córki! – powiedziałem do niej. – Będę walczył o rozwód z orzeczeniem twojej winy! Będę się starał o wyłączną opiekę!
– Akurat dużo ci to da! – prychnęła. – Nie ma w tym kraju takiego sądu, który przyznałby ci prawo do wyłącznej opieki nad dzieckiem, o ile matka nie jest ćpunką albo prostytutką.

Poszedłem do prawnika i potwierdził, że miała rację. Mogłem się starać co najwyżej o opiekę naprzemienną, ale i tu była potrzebna dobra wola matki dziecka. A ta była coraz mniej skłonna do ustępstw.

– Zmarnowałam przy tobie całe lata! – wyrzucała mi, nie bacząc na to, jak strasznie to było okrutne. – Chcę wreszcie być wolna! Chcę być z kimś, kogo naprawdę kocham!
– Ja też! – wykrzyczałem jej. – Ale życie nie jest tak łaskawe, jak widzisz! Kochałem ciebie, a teraz kocham Agnieszkę. Wiesz, że jest dla mnie wszystkim… Dlaczego chcesz mi ją odebrać?!

To była prawda. Szalałem za córką. Była mądrą, śliczną dziewczynką o zielonoszarych, uważnych oczach, których spojrzenie rozbrajało moje serce. Przelałem na nią całe uczucie, jakie kiedyś żywiłem do jej matki, oddałbym za nią życie.

– Tatusiu, a dasz mi na urodzinki Barbie syrenkę, która potrafi pływać w wannie? – zapytała dwa tygodnie przed swoimi urodzinami.
– Dam ci, córeczko! – obiecałem, czując skurcz w żołądku.

Ustaliliśmy bowiem z Adelą, że dotrwamy razem do urodzin Agnieszki. To było jej święto, od dawna je planowała, zaprosiła wszystkie koleżanki z przedszkola. Ustaliliśmy więc, że do tego czasu nie będziemy informować otoczenia o naszym rozstaniu. Na przyjęciu będziemy się uśmiechać, a jeśli zajdzie konieczność, to i obejmować się do wspólnego zdjęcia. Dopiero potem nasza córka miała doświadczyć traumy rozstania rodziców i przeprowadzki do nowego domu, z nowym „wujkiem” zastępującym ukochanego tatę.

Przed imprezą dzwoniło do nas sporo osób, głównie z pytaniami o to, co chciałaby dostać Agnieszka. Przez cały ten czas doskonale graliśmy swoje role. Nikt się nie zorientował, że nasze małżeństwo dawno już umarło.

Nie pozwolę zniszczyć naszego szczęścia!

A potem, trzy dni przed przyjęciem, Adela pojechała z Agnieszką po dekoracje i plastikowe talerzyki. W drodze powrotnej wpadła w poślizg i samochód wbił się w wiatę przystanku.

– Pana żona zginęła na miejscu – poinformowano mnie w szpitalu. – Córka jest operowana. Potrzebna jest krew. Może pan o tym poinformować znajomych? Ma grupę B Rh plus, ale każdy może oddać krew, podając nazwisko córki. Potrzebujemy tak naprawdę wszystkich grup…

Nie słuchałem dalej. W głowie dudniły mi słowa: „Ma grupę B Rh plus”. My oboje z Adelą mieliśmy A plus. Nasze dziecko nie mogło mieć grupy B. Spełnił się mój największy koszmar. Agnieszka nie była moim dzieckiem. „Czy Adela o tym wiedziała? Czy to było dziecko Marka? Czy mu o tym powiedziała?". Wtedy te pytania musiały zejść na dalszy plan. Najważniejsze było życie Agusi.

Na szczęście lekarzom udało się je uratować. Podczas pogrzebu byłem jak odrętwiały. Zdałem sobie sprawę, jak doskonałymi aktorami byliśmy. Nikt nie miał pojęcia o kryzysie naszego małżeństwa. Wszyscy współczuli mi tak, jakbym stracił ukochaną żonę, a nie kobietę, która urodziła dziecko innego mężczyzny, a ostatnio chciała się wyprowadzić do kolejnego. Nie wiem, czy ten jej kochanek przyszedł na pogrzeb. Było tam wiele obcych twarzy. Rozpoznałem za to kogoś innego: Marka.

Nogi się pode mną ugięły… Znałem tę twarz, te oczy. Nie dlatego, że jako sławny piłkarz pojawiał się w telewizji. Znałem je, bo moja córka miała identyczne.

– Pan kiedyś spotykał się z Adelą, prawda? – nie wytrzymałem i dogoniłem go przy bramie cmentarnej.
– Tak – odwrócił się i zmierzył mnie wzrokiem. – Bardzo współczuję straty. Adela była wspaniałą dziewczyną.

Wpatrywałem się w jego twarz, by wyczuć, czy wie o Agnieszce

Czekałem, aż powie coś dwuznacznego albo zapyta, czy może ją zobaczyć. Ale nic takiego nie zrobił. Do dzisiaj nie mam pojęcia, czy Marek wie, że jest biologicznym ojcem Agnieszki. Być może Adela mu powiedziała, a on teraz boi się, że będzie musiał płacić alimenty. Wspomniała przecież, że to narcystyczny, egoistyczny koleś, który był jak najdalszy od pomysłu brania odpowiedzialności za cokolwiek poza swoją karierą. Zresztą domyślałem się, że gdyby Adela mogła na nim wymusić małżeństwo z powodu dziecka, zrobiłaby to, zamiast wikłać się w nieszczęśliwy związek ze mną.

A więc, moim zdaniem, on wie, ale nie chce z tym nic zrobić. Poza tym to ja figuruję w akcie urodzenia jako ojciec… Boję się jednak, że Marek pewnego dnia namiesza w życiu mojej córki. Może złapie go nostalgia i powie jej, gdy będzie dorosła? Ta myśl mnie przeraża.

Wczoraj były urodziny Agnieszki. Kilka dni wcześniej byliśmy na grobie jej mamy, w rocznicę jej śmierci.

– Pożegnaj się z mamusią, kochanie – powiedziałem do niej. – Przyjedziemy tu najwcześniej za rok, może nawet wcale. Połóż laurkę i kwiatki.

Tak, zabieram córkę za granicę. Jako informatyk mogę pracować wszędzie

Agniesia będzie chodzić do dobrej szkoły, pozna nowych kolegów, nauczy się języka. Rodzina mnie wspiera. Myślą, że to dobre wyjście, bo Agnieszce będzie łatwiej żyć w miejscu, które nie kojarzy jej się z tragicznie zmarłą matką. Nikt nie ma pojęcia, że tak naprawdę uciekam ze strachu, że inny mężczyzna może odebrać mi córkę. Dość już w życiu straciłem! Nie zaryzykuję utraty jedynego dziecka! I przysięgam, pobiłbym każdego, kto powiedziałby, że Agnieszka nie jest moja! Nigdy nikogo tak nie kochałem, nawet jej matki.

– Pa, pa, mamusiu – powiedziała Aga, odwracając się od nagrobka. 

Czytaj także:
Moja córka zakochała się w... narzeczonym własnej ciotki
Mój syn zerwał z dziewczyną, bo zakochał się w nauczycielce
Moja mama i teściowa zajmowały się wnukiem. I ciągle przy nim kłóciły

Redakcja poleca

REKLAMA