„Moja mama i teściowa miały opiekować się Maciusiem. I bez przerwy się przy nim kłóciły - o wszystko!”

starsza kobieta zmartwiona o wnuka fot. Adobe Stock, Photographee.eu
Babcie kłóciły się codziennie. O to, że jedna za ciepło ubiera Maciusia. O to, że druga daje mu za dużo słodyczy. O bajki, spanie, karmienie. W pracy nie mogłam się skupić, bo zastanawiałam się, czy znowu awanturują się przy dziecku.
/ 13.05.2021 09:41
starsza kobieta zmartwiona o wnuka fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Gdy mój synek skończył trzy lata, zdecydowałam się wrócić do pracy. Raz, że nie chciałam zaprzepaścić szansy na karierę, dwa, pensja Pawła ledwie wystarczała na utrzymanie rodziny. Nasze mamy, czyli moja i męża, natychmiast zaoferowały swoją pomoc. Obie, młode emerytki, oświadczyły, że z wielką przyjemnością zaopiekują się wnukiem. Byłam szczęśliwa!

Przyjaciółki żaliły mi się, że ich matki i teściowe nie chciały nawet słyszeć o takich obowiązkach. Twierdziły, że całe życie poświęcały się rodzinie i teraz chcą wreszcie spełniać własne marzenia.

Tymczasem nasze mamy pragnęły tylko jednego: spędzać jak najwięcej czasu z Maciusiem

Obie znały się od lat i lubiły, więc byłam pewna, że zdołają się porozumieć. Rzeczywiście bez problemu ustaliły grafik dyżurów. Wynikało z niego, że raz jedna będzie przychodzić rano, a druga po obiedzie – i na odwrót.

– Nic się nie martw, Gosiu. Nasz królewicz będzie zadbany i dopieszczony – obiecywała moja mama, Wanda.
– Tak, tak, zajmiemy się nim najlepiej, jak umiemy. Możesz wracać do pracy – wtórowała jej teściowa, Beata.

Gdy słuchałam, jak zgodnie mnie uspokajają, gdy patrzyłam na ich szczere uśmiechy, do głowy mi nawet nie przyszło, że już wkrótce wybuchnie między nimi prawdziwa wojna. O tym, że panie mają trudności z dogadaniem się, usłyszałam po raz pierwszy już po tygodniu. Na popołudniowej zmianie przy Maćku była wtedy moja mama. Gdy wieczorem zjawiłam się w domu, zauważyłam, że ma bardzo niezadowoloną minę.

– Co się stało? Maciek był bardzo niegrzeczny? – zapytałam.
– Ale skąd! To prawdziwy aniołek! – zapewniła, całując mojego synka
– To dlaczego masz taką skwaszoną minę? – dociekałam.
– Przez Beatę! Ona w ogóle nie wie, jak zajmować się dziećmi!
– Nie przesadzaj. Wychowała przecież trzech synów. W tym mojego męża – przypomniałam jej.
– I to mnie dziwi. Nie mam pojęcia, jakim cudem Pawłowi udało się przeżyć. Przy takim podejściu…
– Możesz mówić jaśniej?
– No dobrze, zacznę od początku. Otóż gdy przyszłam dziś na swój dyżur, Beata była z małym na placu zabaw. Ucieszyłam się, uważam, że dzieci powinny spędzać jak najwięcej czasu na świeżym powietrzu. Ale podeszłam bliżej i omal zawału nie dostałam – złapała się za serce.
– Dlaczego?
– Bo mały był ubrany jak na największy mróz. A jest przecież lato!
– I co zrobiłaś?
– Natychmiast zdjęłam mu bezrękawnik, ciepłą bluzę i czapkę. Biedaczek od razu odetchnął pełną piersią.
– Ho, ho, Beacie pewnie się to nie spodobało… – domyśliłam się.
– A żebyś wiedziała! Zaczęła krzyczeć, że Maciuś się przeziębi i dostanie zapalenia płuc. Idiotka! Przecież nie od dziś wiadomo, że dzieci chorują właśnie z powodu przegrzania.
– Pokłóciłyście się? – przerwałam jej.
– I to jak! Ale i tak postawiłam na swoim. Oświadczyłam, że teraz moja kolej na opiekę nad wnukiem, i kazałam jej wracać do domu. Poszła, ale odgrażała się, że jak Maciuś trafi do szpitala, to nigdy mi tego nie daruje. Wyobrażasz to sobie? Zarzuciła mi, że chcę zrobić krzywdę wnukowi!
– Kurczę, mamo, naprawdę musiałyście urządzić taki cyrk? I to przy dziecku? – zdenerwowałam się.
– To nie moja wina! Gdyby Beata pozwoliła mi spokojnie rozebrać Maćka, wszystko byłoby w porządku. Ale ona oczywiście musiała głośno zaprotestować. Odpowiedziałam jej, no i dalej już poszło… – odparła z rozbrajającym uśmiechem.

Nie musiałam opowiadać Pawłowi o kłótni obu babć. Wszystko już wiedział, od teściowej

W przeciwieństwie do mnie wcale nie był tym starciem zmartwiony.

– Nie przejmuj się, Gosiu. To był tylko jednorazowy incydent. Każda z nich lubi postawić na swoim, nic więc dziwnego, że doszło do spięcia. Jestem jednak pewien, że to się więcej nie powtórzy – pocieszał mnie.
– A jak nie? Nie chcę, żeby się dzień w dzień awanturowały przy Maćku!
– Nie będą! Przecież są rozsądne i wiedzą, że takie zachowanie źle wpływa na rozwój dziecka…

Zazdrościłam mu tego optymizmu. Ja czułam, że nie będzie tak pięknie. No i moje obawy okazały się, niestety, uzasadnione. Już po trzech dniach dotarły do mnie wieści o kolejnej kłótni. Tym razem ze skargą przybiegła do mnie teściowa.

– Wybacz, droga Małgosiu, ale twoja matka jest zupełnie nieodpowiedzialna – usłyszałam.
– Co się stało?
– Wyobraź sobie, że pozwala Maćkowi obżerać się słodyczami. I to bez ograniczeń! – zagrzmiała oburzona.
– Ojej, jeden cukierek czy ciasteczko jeszcze nikomu nie zaszkodziły, nawet dziecku… – zauważyłam.
– Jeden na pewno nie. Ale nie całe opakowanie! W koszu znalazłam mnóstwo pustych papierków! Gdy je zobaczyłam, to aż mnie zmroziło. Zapytałam grzecznie twoją mamę, co to takiego. A ona mi na to, że przyniosła Maciusiowi trochę słodkości. Bo on je tak bardzo lubi.
– Pewnie się wkurzyłaś?
– A ty byś się nie wkurzyła? Przecież wszędzie trąbią, że nie wolno faszerować dzieci cukrem. Bo to niezdrowe. No tak czy nie?
– Fakt, trąbią – przytaknęłam.
– No, widzisz. A ona zachowała się tak, jakby nigdy o tym nie słyszała. Nie sądziłam, że jest aż tak głupia!
– O Boże, chyba jej tego nie powiedziałaś?! – przeraziłam się.
– Powiedziałam! Głośno i wyraźnie!

Nie pytałam już nawet, jak zareagowała moja mama. Znałam ją i wiedziałam, że na pewno nie zostawiła ataku bez odpowiedzi.

– Nie wolno wam kłócić się przy dziecku! – wybuchłam.
– Wiem, moja droga, ale w takich sytuacjach nie zamierzam się silić na żadne grzeczności. Chodzi przecież o dobro mojego wnuka – odparła z pewnością w głosie teściowa.

Z bezsilnej złości chciało mi się wyć. Mam dość. Potem było już tylko gorzej.

Babcie kłóciły się praktycznie codziennie. O wszystko!

Karmienie, spanie, zabawy, bajki… Jak jedna coś tam proponowała, to druga od razu stawiała weto. Błagaliśmy oboje z Pawłem, by wreszcie przestały się awanturować, ale nie słuchały. Każda twierdziła, że bardzo chętnie przycichnie, a nawet wyciągnie rękę do zgody, ale pod warunkiem, że ta druga ustąpi i zacznie stosować się do zasad tej pierwszej. Byłam tym tak zdenerwowana i przybita, że na robocie skupić się nie mogłam. W firmie myślałam tylko o tym, co dzieje się w moim domu. W końcu nerwy mi puściły.

– Dość tego. Nasze matki będą zajmować się Maćkiem tylko do końca miesiąca – oświadczyłam Pawłowi.
– A co potem? – wybałuszył oczy.
– Zatrudnimy nianię. Przyjaciółka poleciła mi jedną panią. Jest ponoć znakomita. Spokojna, opiekuńcza. Już umówiłam się z nią na rozmowę…
– A pomyślałaś o konsekwencjach?
– Jakich niby?
– Przecież matki nigdy nam tego nie darują. Urządzą awanturę albo nawet obrażą się na śmierć i życie. Może więc damy im jeszcze szansę…
– Mowy nie ma! Skoro nie potrafią się dogadać, to niech się zajmą swoimi sprawami. Koniec, kropka. Postanowiłam – byłam nieugięta.
– Ok. Ale ja im tego nie powiem. Ba, w ogóle nie chcę być przy tej rozmowie – zastrzegł mój dzielny mąż.
– Trudno, poradzę sobie sama – wzruszyłam ramionami.

Było mi oczywiście przykro, że Paweł tchórzy przed babciami i nie chce wraz ze mną stawić im czoła, ale nie zamierzałam rezygnować ze swojego planu. Wtedy naprawdę myślałam tylko o tym, by „podziękować” im za opiekę nad synkiem.

Mamę i teściową ściągnęłam na rozmowę kilka dni później. Paweł w tym czasie poszedł z Maćkiem do zoo. Aby trochę ocieplić atmosferę, kupiłam pyszne ciasto, zaparzyłam kawę. Nawet nie tknęły ciasta. Siedziały przy stole w milczeniu, naburmuszone i łypały na siebie nienawistnym wzrokiem. Miałam wrażenie, że za chwilę skoczą sobie do gardeł.

– Pewnie jesteście ciekawe, dlaczego was zaprosiłam – zaczęłam.
– Owszem – kiwnęła głową teściowa.
– Chyba nie po to, żeby nas pogodzić. Bo ja nie chcę mieć nic wspólnego z tą panią – wycedziła moja mama. Czułam, że zaraz dojdzie do wybuchu.
– Spokojnie, nie zamierzam namawiać was do zgody. Zaprosiłam was, bo chcę wam bardzo serdecznie podziękować za opiekę nad Maćkiem. I poinformować, że od następnego miesiąca nie będę już potrzebowała waszej pomocy – wyjaśniłam.

Babcie zamurowało. Spoglądały z niedowierzaniem to na mnie, to na siebie

– Nie rozumiem… Zwolnili cię z pracy i nie zamierzasz szukać kolejnej? – wykrztusiła w końcu moja mama.
– No właśnie. Podpadłaś tam komuś? – nadstawiła ucha teściowa.
– Nie. W firmie na szczęście wszystko w porządku – odparłam.
– To dobrze, ale kto zajmie się Maciusiem? – mama Pawła świdrowała mnie wzrokiem. Nabrałam powietrza w płuca.

– Przemiła i kompetentna niania. Taka, która nie będzie się przy nim z nikim kłócić o wszystko, narażając go na stres. Wybaczcie, ale mam dość waszej wojny i skarg. Muszę myśleć o dziecku! – wypaliłam.

Potem było tak, jak przewidział mąż. Babcie wpadły w szał. Nie będę cytować, co dokładnie krzyczały, bo to, delikatnie mówiąc, nie były ciepłe słowa. Najogólniej rzecz biorąc, usłyszałam, że jestem niewdzięczna, chyba zwariowałam i że one nigdy nie pozwolą, żeby ich ukochanym wnukiem zajmowała się jakaś obca baba.

– Jeszcze mu jakąś krzywdę zrobi, prawda, Wanda? Pamiętasz ten program w telewizji o opiekunkach potworach? O Boże, co one wyprawiały! – teściowa patrzyła na moją mamę.
– Jak mogłabym nie pamiętać! Na samo wspomnienie ciarki mi po plecach przechodzą. Masz rację, Beatko. Musimy zrobić wszystko, żeby wybić mojej córce ten durny pomysł z głowy – odparła rozgorączkowana. Ogarnęła mnie dziwna wesołość.
– O! To jednak potraficie się dogadać! – przerwałam im ze śmiechem.
– Że co? – zakrzyknęły zgodnie.
– Nawet nie zauważyłyście, że mówicie jednym głosem. Nie sądziłam, że to możliwe – pokręciłam głową.
– Moja droga, nie rozumiem, co cię tak bawi. To chyba normalne, że jesteśmy zgodne. Chodzi przecież o dobro Maciusia! Dobrze mówię, Wandziu?
– Bardzo dobrze, Beatko – skinęła głową moja mama. Spoważniałam.
– Tak? To dlaczego się przy nim kłócicie? I to o głupoty? Myślicie, że ja chcę, żeby Maciusiem zajmowała się niania? Wcale nie! Ale nie dajecie mi wyboru! Dociera to do was czy nie?

Po takim dictum babcie patrzyły jedna na drugą przez dłuższą chwilę, nagle odwróciły się w moją stronę.

– Gdzie są teraz Paweł i Maciek? – zapytała teściowa.
– W zoo. A co? – zapytałam.
– To może do nich dołączysz? Tak dzisiaj pięknie na dworze. Szkoda siedzieć w domu – uśmiechnęła się.
– A wy co zamierzacie zrobić? – patrzyłam na nie podejrzliwie.
– My? Eee… My sobie tutaj pogadamy. Mamy parę spraw do omówienia. Prawda Wanda?
– Prawda, prawda, Beatko – przytaknęła moja mama.
– Na pewno się nie pozabijacie?
– No coś ty! Nie możemy przecież osierocić wnuka – odparła z poważną miną teściowa, a moja rodzicielka odpowiedziała jej wesołym uśmiechem.

Byłam w szoku. Spędziłam z mężem i synem całe popołudnie. Trochę się denerwowałam, bo w głębi duszy bałam się o nasze matki. Nie chodziło mi o to, że się pozabijają. To miał być tylko taki żart. Obawiałam się, że jak zaczną sobie wyjaśniać sporne sprawy, to im ciśnienie niebezpiecznie skoczy i nie daj Boże, wylądują w szpitalu. W pewnym momencie chciałam nawet do nich zadzwonić i zapytać, czy wszystko w porządku, ale Paweł mnie powstrzymał. Stwierdził, że nic im nie będzie, i najlepiej, jak zostawimy je w spokoju. Bo jak zacznę przeszkadzać, to przejdzie im ochota na rozmowę.

Posłuchałam go. Chciałam, żeby się w końcu dogadały

Wróciliśmy do domu przed wieczorem. Babcie były całe i zdrowe. Siedziały przy stole i piły herbatkę. Po cieście nie został nawet ślad.

– No i jak? – zapytałam ostrożnie, gdy już wycałowały wnuka i przywitały się z Pawłem.
– Ciasto było pyszne. Dziękujemy, że nas na nie zaprosiłaś. Prawda, Beatko? – mama zrobiła niewinną minę.
– Tak, wspaniały serniczek! Palce lizać! – cmoknęła teściowa.
– O rany, przecież wiecie, że nie o to pytam – szepnęłam, bo nie chciałam podnosić głosu przy dziecku. Spojrzały na siebie i się roześmiały.
– Wszystko w porządku. Naprawdę – uspokoiła mnie mama.
– Czyli nie będziecie się więcej kłócić? – chciałam się jeszcze upewnić.
– Oczywiście że nie! Przecież toby była kompletna głupota, kochanie! Chyba diabeł nas opętał. Ale już go przepędziłyśmy na cztery wiatry, słowo! – zapewniła teściowa.
– No to kamień spadł mi z serca – z ulgą osunęłam się na krzesło.
– Małgosiu! – wyrwał mnie z błogostanu ostry głos mamy.
– Słucham?
– Rozumiem, że jeszcze dziś zadzwonisz do tej opiekunki i powiesz, że rezygnujesz z jej usług – powiedziała stanowczym tonem.
– Najlepiej od razu to zrób, bo potem możesz zapomnieć – zawtórowała teściowa, wręczając mi komórkę.

Zadzwoniłam. Byłam tak szczęśliwa, że nie potrafiłam im odmówić. Ale numer telefonu zachowałam. Tak na wszelki wypadek… 

Czytaj także:
Po śmierci babci okazało się, że miała nieślubnego syna
Przyznaję - jestem alkoholikiem. Ja wypiję, to jestem zaczepny
Z żoną dzieliliśmy się obowiązkami po połowie. Moja mama była załamana

Redakcja poleca

REKLAMA