„Zostawiłam odpowiedzialnego faceta, posłuchałam się psychologa. Tak naprawdę on chciał mnie uwieść, a nie doradzić”

Oszukana kobieta fot. Adobe Stock, oneinchpunch
„Jego słowa były jak balsam na moją zbolałą duszę. Sama dzisiaj nie mogę uwierzyć, jakim cudem dałam się nabrać na te wszystkie słodkie słówka i pozwoliłam mu tak sobą manipulować. Nawet nie zauważyłam, kiedy uzależniłam się od niego. Stał mi się potrzebny do życia jak tlen”.
/ 10.03.2022 08:37
Oszukana kobieta fot. Adobe Stock, oneinchpunch

Dlaczego rozstałam się z Rafałem? Rozdzielił nas pogląd na to, jak ma wyglądać nasze życie po narodzinach maleństwa. Narzeczony uważał, że powinnam zostać w domu, bo ono potrzebuje matki. Nawet nie zdążyliśmy porozmawiać, czy on był gotów jakoś włączyć się w opiekę nad dzieckiem, bo od razu odebrałam jego słowa jako zamach na moją niezależność.

– To, że jestem kobietą, nie oznacza, że nie mam innych planów niż macierzyństwo – zapowiedziałam kategorycznie.

Dzisiaj wiem, że Rafał dawał mi sygnał, że mogę na niego liczyć i w razie czego jest w stanie utrzymać naszą rodzinę. Ja jednak sądziłam, że chce ze mnie zrobić kurę domową. Dlatego odeszłam.

Nie było mi łatwo. Kochałam go jak nikogo przedtem. Stanowiliśmy naprawdę dobrany duet i mieliśmy wiele planów na przyszłość. Dobrze nam się powodziło: ja pracowałam w dobrej firmie, on przejął po dziadku sklep spożywczy, otworzył obok niego pub, w którym na piwie spotykała się cała okolica. Taki już był Rafał – ludzie lgnęli do niego i dobrze czuli się w jego towarzystwie.

Jemu mogłam zaufać, przecież był psychologiem

Wszystko popsuła moja ambicja i urażona kobieca duma. I… „przyjaciel”. Marcin często gościł w pubie Rafała. Starszy od nas o parę lat, elegancki, stateczny mężczyzna. Lubiłam z nim rozmawiać, ceniłam sobie jego wyważone sądy, a przede wszystkim imponowało mi, że jest z zawodu psychologiem.

Dlatego gdy targały mną wątpliwości, czy mam zostać z Rafałem, czy jednak od niego odejść, zwróciłam się o pomoc do Marcina. Otworzyłam się przed nim, naiwnie sądząc, że będzie wiedział, jak rozwiązać moje problemy. Cały czas byłam przekonana, że mam obok siebie dojrzałego, doświadczonego człowieka i przyjaciela.

Mimo wszystko chyba podświadomie oczekiwałam, że zacznie ratować mój związek. Pragnęłam, żeby mnie uspokoił i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Wytłumaczy jak na specjalistę przystało, że po trzech latach związku przeżywamy kryzys, bo nasza miłość przechodzi na inny etap i normalne jest, że oboje obawiamy się tych zmian.

Sądziłam, że poradzi mi, abym porozmawiała spokojnie i szczerze z Rafałem o swoich uczuciach i oczekiwaniach. Bo przecież skoro się kochamy, to możemy się porozumieć. Popełniłam błąd, nie dzieląc się swoimi przemyśleniami z Rafałem, tylko z Marcinem. Powinnam była szczerze porozmawiać z narzeczonym… A ja jeszcze nie do końca sama wiedziałam, czego chcę.

Wolałam sama się w tym wszystkim rozeznać. Sama, czyli z Marcinem, który sprawił, że zamiast zbliżyć się do Rafała, tylko od niego się oddalałam. Nawet biedak nie przeczuwał, że zastanawiam nad naszym rozstaniem…Tymczasem Marcin, podpierając się naukowymi teoriami, tylko utwierdzał mnie w moim przekonaniu, że „z tej mąki chleba nie będzie”.

Robił to sprytnie, pozwalając, abym za każdym razem sądziła, że to ja sama doszłam do takich wniosków. Powtarzał mi przy tym, że przecież jestem silną, mądrą, a przy tym także i piękną kobietą.
Jego słowa były jak balsam na moją zbolałą duszę. Sama dzisiaj nie mogę uwierzyć, jakim cudem dałam się nabrać na te wszystkie słodkie słówka i pozwoliłam mu tak sobą manipulować.

Umocniona przez niego w tym niby swoim postanowieniu zakomunikowałam Rafałowi, że odchodzę, aby się zastanowić nad naszym dalszym wspólnym życiem. Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy, malującego się na niej kompletnego zaskoczenia i bólu… Nawet nie próbował się bronić ani przekonywać mnie, że powinnam zostać.

Po prostu oniemiał, a ja… uciekłam. Po tej rozmowie, a właściwie moim monologu, wyjechałam na tygodniowy urlop. Chciałam zebrać myśli. Tak naprawdę jednak kompletnie się rozsypałam i psychicznie, i fizycznie.

Wyłam z rozpaczy i bolało mnie całe ciało

Zastanawiałam się, co ja najlepszego zrobiłam. Zaprzepaściłam miłość swojego życia! A do kogo zadzwoniłam po pocieszenie? Oczywiście – do Marcina! To z nim, moim „przyjacielem”, miałam gorącą linię telefoniczną. Jemu się wypłakiwałam i wyżalałam w słuchawkę, tylko jego telefony odbierałam.

Rafał dzwonił dziesiątki razy, może setki. Ale ani razu z nim nie porozmawiałam. Nie miałam siły. Chyba czułam, że jeśli tylko usłyszę w słuchawce jego głos, od razu do niego wrócę. A przecież, zdaniem Marcina, powinnam oprzeć się tej pokusie. Dla swojego dobra. Kiedy po urlopie, nadal zbolała i rozedrgana wewnętrznie wróciłam do domu, to Marcin odebrał mnie z dworca i otoczył opieką.

Nie pozwalał mi myśleć o przeszłości, zastanawiać się nad uczuciami, tylko organizował mi czas. Zaczął zabierać na rowerowe wycieczki, na basen. Przyjeżdżał po mnie codziennie rano i pływaliśmy, potem prosto z pływalni odwoził mnie do pracy. A wieczorami prowadziliśmy długie rozmowy o życiu.

Nawet nie zauważyłam, kiedy uzależniłam się od niego. Stał mi się potrzebny do życia jak tlen. Tylko on potrafił utwierdzić mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłam, odchodząc od Rafała, bo zasługuję „prawdziwe” uczucie.

Pewnej nocy niespodziewanie wylądowaliśmy w łóżku… Marcin w jednym miał rację – kiedy jest się zdesperowanym i rozchwianym emocjonalnie, łatwo pomylić uczucia. Wtedy sądziłam, że się w nim zakochałam. Ta „miłość” pomogła mi na chwilę zapomnieć o rozpaczy po rozstaniu z Rafałem. Zaczęłam się nawet uśmiechać… Ale nie trwało to długo. Bo Marcin, oszołomiony moim uczuciem, wyznał mi, że od dawna mu się podobałam, a moje rozterki pomogły mu mnie zdobyć…

W swej bezmyślności wyznał mi prawdę

To było jak kubeł zimnej wody. Nagle z całą ostrością zobaczyłam, jak bardzo dałam sobą manipulować. Dlatego każdą moją wątpliwość Marcin tłumaczył na niekorzyść Rafała! Wcale nie chciał „pomóc” mnie, tylko… sobie.

Marcin próbował mnie zatrzymać, ale się nie dałam. Wyszłam od niego wściekła – i zdruzgotana. Bo uświadomiłam sobie, że moje uczucie do Rafała wcale nie wygasło. Wszystko zmarnowałam…
Tamtego wieczoru skryłam się u koleżanki, a potem po pracy od razu kładłam się do łóżka, bo nie miałam siły ani ochoty na nic więcej. Marzyłam, by w jakiś cudowny sposób znaleźć się w ramionach Rafała; chciałam, żeby zniknęły te miesiące, które spędziłam z daleka od niego…

Lecz nie umiałam ani do niego zadzwonić, ani pójść. Czułam się winna. Wiedziałam, że to ja go zawiodłam i bardzo skrzywdziłam. Wstydziłam się tego. I może do końca życia bolałabym nad rozpadem naszego związku, gdyby na początku lata on do mnie nie przyszedł.

Tym razem rozmawialiśmy szczerze do bólu… Przyznałam, że zaufałam nieodpowiedniemu facetowi. Odparł, że ludzką rzeczą jest błądzić, a najważniejsze, że znowu jesteśmy razem. A potem wreszcie spokojnie porozmawialiśmy o drażliwej sprawie, przez którą odeszłam.

Dziś, gdy siedzę szczęśliwa w domu, bawiąc już nasze drugie dziecko, myślę, że Rafał częściowo miał rację: maluchy potrzebują matki, a ja faktycznie spełniam się w macierzyństwie. Jednak kiedy urodził się Kubuś, pomogłam mojemu ukochanemu się przekonać, że dzieci też bardzo potrzebują ojca. I wyszło, że jest cudownym tatą! Dziś wiem, że naprawdę mogę na niego liczyć. A on wie, że potomstwo to nie tylko sprawa kobiety.

Czytaj także:
„Wpadłam w nałóg przez traumę, którą zafundował mi ojczym. Nie mogę znieść myśli, że moja mama o wszystkim wiedziała”
„Choćby mnie to miało kosztować etat, nie pozwolę na dręczenie dzieci. Jestem dyrektorką z zasadami, a nie łapówkami”
„Byłam pewna, że nasza sypialnia zmieniła się w krainę lodu z powodu kochanki. Prawda okazała się brutalna”

Redakcja poleca

REKLAMA