„Ukrywam przed rodziną, że narzeczona jest moją szefową. Ojciec mnie wyśmieje, że kobieta zarabia więcej ode mnie”

zamyślony mężczyzna fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„– Boisz się, że mnie nie zaakceptują? – Natalia, jak zwykle, była przenikliwa i bystra. – Ojciec zawsze mi powtarzał, że zarabianie pieniędzy i utrzymanie rodziny to obowiązek mężczyzny. Wiesz, w naszym domu mama nigdy nie pracowała”.
/ 21.02.2024 08:30
zamyślony mężczyzna fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Wychowywałem się w domu, gdzie to ojciec zawsze miał ostatnie słowo. Mama była osobą z natury dość uległą, ale też o niezwykle dobrym sercu. Zawsze powtarzała mi, że bycie moją mamą jest sensem jej życia, że niczego nie żałuje, że nigdy nie zależało jej na karierze. Przez długi czas nie widziałem więc minusów takiego rozkładu sił w domu: tata zarabiał, a mama siedziała w domu.

Ojciec wpajał mi swoje zasady

Tata, choć miał silny charakter, nie miał w zwyczaju wypominać mamie, że to on zarabia na nasze utrzymanie. Nigdy nie wydzielał jej pieniędzy, był wobec niej hojny i naprawdę stosował się do zasady: „Co moje, to i twoje”. Tak, zdarzały się momenty, że bywał bardzo surowy, dość konserwatywny i uparty, ale nie mogłem mu zarzucić bycia złym ojcem i mężem. Od początku wpajał mi zasady, które „powinien znać każdy mężczyzna”.

Musisz być odważny, Antek, bo będziesz kiedyś ostoją swojej rodziny. Kobiety mają w sobie często więcej empatii, bardziej się martwią o swoich bliskich, więc ty powinieneś być w takich momentach wsparciem dla swojej rodziny. I dla żony, i dla dzieci. Muszą wiedzieć, że na ojca zawsze można liczyć, że zawsze obroni – powiedział mi kiedyś podczas wakacji, chyba jeszcze w szkole podstawowej.

Te lekcje były dla mnie bardzo ważne. Ceniłem sobie nauki, które mi przekazywał, bo, w odróżnieniu od wielu ojców, nie był hipokrytą. Zawsze mogliśmy na niego z mamą liczyć, zawsze wiedzieliśmy, że pomoże nam rozwiązać problem, który nas samych przerasta. Ojciec podkreślał mi też, jak ważna jest w moim życiu edukacja.

– Ucz się, Antoś, ucz, bo jeśli będziesz głupi, to dobrej pracy nie utrzymasz, a przecież musisz mieć stabilną, dobrą posadę, żeby zapewnić odpowiednie życie swojej rodzinie – powiedział mi któregoś dnia po wywiadówce.

Wziąłem to sobie do serca i już nigdy nie przyniosłem do domu złej oceny. Chciałem być przecież facetem takim, jak ojciec.

Poznałem inne poglądy

Zgodnie z oczekiwaniami rodziców, ale i z własnymi ambicjami, poszedłem na studia. Chciałem zostać prawnikiem albo ważnym urzędnikiem państwowym. Wybrałem taką ścieżkę, bo wierzyłem, że będzie stabilna i pozwoli mi na życie na odpowiednim poziomie.

Sam okres studiów był dla mnie bardzo kształtującym doświadczeniem: po raz pierwszy byłem wystawiony na zupełnie inne środowisko, z dala od domu i ojcowskich nauk. Przyjmowałem nowe autorytety i poznawałem świat na własną rękę, bez rodzicielskiego sita, które odcedzałoby to, co „powinienem” lub czego „nie powinienem” zgłębiać. Przede wszystkim, zauważyłem, że wielu ludzi z moim wieku wyrosło w innych domach niż mój. Masa znajomych, zwłaszcza koleżanek, mocno sprzeciwiała się tradycyjnemu podziałowi ról.

– Jestem na studiach, bo nie chcę skończyć w garach jak moja matka! – zadeklarowała któregoś dnia Aneta, koleżanka z roku.

Pamiętam, że bardzo mnie to zdziwiło. Po raz pierwszy spojrzałem wtedy na rolę mojej matki w negatywnym świetle. Czy na pewno tego chciała? Czy to na pewno był jej wybór?

– Naprawdę nie każda kobieta chce i musi być matką. Mnie bardziej zależy na karierze – oznajmiła inna koleżanka.

– Naprawdę? Myślałem, że to leży w waszej naturze, że wszystkie chciałybyście założyć rodzinę... – napomknąłem nieśmiało, ale towarzystwo natychmiast wbiło we mnie przeszywający wzrok, jakbym powiedział coś wysoce niestosownego.

To wtedy zacząłem sobie uświadamiać, że istnieje w życiu wiele ścieżek, nie tylko ta, którą wpajał mi ojciec – chociaż ja sam planowałem podążać właśnie tą wyznaczoną przez mój autorytet.

Wcale nie zarabiałem kokosów

Po studiach poszedłem w struktury administracji państwowej, a ścieżka ta nie należała niestety do najbardziej dynamicznych i lukratywnych... Przez kilka lat siedziałem na tym samym niskim stanowisku i zarabiałem kwotę z trudem wystarczającą mi na samodzielne utrzymanie, a co dopiero na zapewnienie jakiegoś bytu rodzinie. Dość wcześnie w swojej karierze poznałem Natalię. Była tylko o dwa lata ode mnie starsza, ale zajmowała już wyższe stanowisko niż ja, a co za tym idzie, zarabiała także znacznie więcej.

– Nie martw się, doczekasz się tego awansu, jesteś solidny i można ci zaufać – pocieszała mnie, gdy po raz kolejny żaliłem się na szefostwo.

Ujęła mnie swoją empatią i dobrocią. Chyba przypominała mi trochę moją matkę. Była niezwykle ciepłą i troskliwą osobą, a jednocześnie ambitną, bardzo pracowitą i mądrą. To chyba to mnie w niej ostatecznie urzekło: wydawało mi się, że ma w sobie wszystko, co tylko można, że jest jakimś nadczłowiekiem. „Jak to możliwe, żeby być takim aniołem, a jednocześnie robić wielką karierę? Ona jest niesamowita”, myślałem z zachwytem.

Zakochałem się

Na początku zacząłem subtelnie sygnalizować jej swoje zainteresowanie, aż w końcu zebrałem się na odwagę i zaprosiłem ją na randkę. Na szczęście, zgodziła się.

– Pewnie, że tak. Chyba w życiu nie poznałam tak dobrego faceta, jak ty. Mało już dziś takich na świecie – zaśmiała się, a ja aż zarumieniłem się z dumy.

Po pierwszej randce szybko nastąpiły kolejne, a każda następna tylko utwierdzała mnie w przekonaniu, że Natalia jest niezwykłą kobietą. Szybko zakiełkowała w mojej głowie myśl o oświadczynach. Bo i na co tu czekać, kiedy jest się pewnym swoich uczuć? Niestety, była jedna przeszkoda... Natalia była ideałem, a jednak z jakiegoś powodu bałem się ją przedstawić ojcu.

Bałem się reakcji ojca

Gdzieś w głębi duszy wiedziałem, co ojciec by o tym powiedział. „Kobieta nie może zarabiać więcej od mężczyzny, bo to przecież na nim spoczywa obowiązek utrzymania rodziny”. A może wcale by tak nie powiedział? Może tylko to sobie wyobrażałem? Niezależnie od odpowiedzi, nie chciałem się przekonywać. Czułem, że zawiodę tatę, jeśli tylko wyznam mu, że nie jestem mężczyzną, na którego chciał mnie wychować. Wyśmieje mnie.

– Czym się tak martwisz, Antek? – zapytała mnie któregoś dnia Natalia.

– Ech, to nic takiego... Po prostu... Umówiłem nas na obiad do moich rodziców – mruknąłem.

– I co? Boisz się, że mnie nie zaakceptują? – Natalia, jak zwykle, była przenikliwa i bystra.

– To nie o to chodzi... Jesteś przecież idealna... Po prostu mój ojciec zawsze miał bardzo konserwatywne podejście do życia – odparłem zawstydzony.

– To znaczy? Możesz mi powiedzieć, przecież się nie obrażę. Twoi rodzice to nie ty – zachęcała mnie.

– Ojciec zawsze mi powtarzał, że zarabianie pieniędzy i utrzymanie rodziny to obowiązek mężczyzny. Wiesz, w naszym domu mama nigdy nie pracowała, to ojciec nas utrzymywał, ale to też nie był taki straszny patriarchalny dom, jak czasem się słyszy... Ojciec był naprawdę w porządku. Po prostu naprawdę wierzył, że takie ma wobec nas obowiązki. Nigdy nie traktował mamy gorzej, nie robił z niej swojej darmowej służącej. Naprawdę się o nas troszczył. Tylko że wpajał mi, że zarabianie to domena faceta, a ty... zarabiasz więcej ode mnie. Jesteś na wyższym stanowisku. Właściwie to jesteś moją szefową – wyznałem w końcu z trudem.

Natalia zamyśliła się na chwilę.

Będziemy to ukrywać

– Wiesz co, ale w sumie czy musimy im mówić, jak jest naprawdę? Powiedzmy po prostu, że poznaliśmy się w pracy i tyle – powiedziała w końcu.

– I nie będzie ci to przeszkadzać? – zapytałem z niedowierzaniem.

– Chyba nie. To znaczy wiesz, w moim domu było zupełnie inaczej... Wychowała mnie w końcu samotna matka, która musiała pełnić wszystkie role na raz. To chyba po niej mam taką potrzebę niezależności. Po prostu szybko zrozumiałam, że nie mogę polegać na mężczyźnie, bo zawsze może mnie zawieść... – wyszeptała.

– Ja cię nigdy nie zawiodę – oznajmiłem dumnie.

– Wiem, naprawdę w to wierzę. Nie bylibyśmy tu dziś razem, gdyby tak nie było – uśmiechnęła się. – Dlatego nie mam problemu z ukrywaniem swoich zarobków czy stanowiska przed twoim ojcem. Najważniejsze, że ty nie masz z tym problemu, szanujesz mnie, nie czujesz się w żaden sposób zagrożony albo odarty z męskości...

– No coś ty! Uważam, że to wspaniałe, że się rozwijasz i że masz wysokie stanowisko! Przecież najbardziej zależy mi na twoim szczęściu – przytuliłem ją.

– I to jest najważniejsze – odpowiedziała mi pocałunkiem.

Czytaj więcej: „Żona ciągle mnie krytykuje i ma za ofermę. Zdziwi się, jak dostanie papiery rozwodowe i zostanie bez kasy” 
„Miłość życia spotkałam po rozwodzie, ale poświęciłam ją dla kariery. Gdy zrozumiałam błąd, było już za późno”
„Po latach małżeństwa ojciec był obojętny na wdzięki mamy. Podrzucałam mu świerszczyki, by obudzić w nim łowcę”

 

Redakcja poleca

REKLAMA