„Ukrywam się w jeansach nawet w upał. Wstydzę się, bo kiedyś ciągle słyszałam od ortopedów, że mam krzywe nogi”

kobieta, która wstydzi się swoich nóg fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY
„Niemal całe dzieciństwo spędziłam u ortopedów. Mój kompleks wyrósł jak wielki potwór. Koślawe nogi, w dodatku z wielką blizną... Nie było szans, żebym założyła sukienkę czy szorty. Latami dusiłam się w długich spodniach”.
/ 27.01.2022 15:01
kobieta, która wstydzi się swoich nóg fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY

Zaproszenie od Julity podziałało na dziewczyny jak kij wbity w mrowisko, pierwsza zadzwoniła Kasia.

– W co się ubierzesz na wieczór? – spytała bez wstępów, jakby chodziło o wielką galę, a nie zwykłą kolację u dawnej przyjaciółki. – Tylko nie mów, że znowu w spodnie. Ona wróciła z Paryża, na miłość boską! Nie wiadomo, co będzie miała na sobie, musimy się postarać. Masz coś odpowiedniego?
– Mam bardzo elegancki komplet z marynarką, ale nie włożę go na domówkę, żeby zaszpanować. Nie zamierzam się stroić jak woźna w dzień nauczyciela. To tylko Julita, opanuj się, Kaśka!
– Czyli jednak spodnie. To już chyba fobia… – Kaśka westchnęła z rezygnacją. – I ty mówisz o strojeniu się? Dziewczyno, Julita siedziała kilka lat w stolicy mody, na pewno ma w szafie odlotowe ciuchy. Finezyjne, nieoczywiste zestawienia, cuda wianki. A ty wyjeżdżasz ze spodniami. Czy ja cię kiedykolwiek widziałam w czym innym? Nie przypominam sobie.
– Mam sukienkę, byłam w niej na weselu – przerwałam jej litanię żalów.
– Jedną? – spytała podstępnie Kaśka.

Miałam dwie, obie maksi, ale postanowiłam ten fakt przemilczeć. Temat był dość drażliwy, a skoro Kasia nie orientowała się w czym rzecz, to znaczy, że dobrze udawało mi się ukryć pewien fizyczny mankament, z powodu którego spodnie były idealnym rozwiązaniem. Nosiłam je na okrągło nie dlatego, że lubiłam – musiałam ukrywać defekt, którym obdarzyła mnie natura, czyli krzywe nogi.

A właściwie koślawe, w dodatku jedna z nich była naznaczona pooperacyjną blizną. Długą i doskonale widoczną, przynajmniej dla mnie. O tym, że do końca życia powinnam chodzić w spodniach, dowiedziałam się w wieku 12 lat. Przypadkowo wypowiedziane słowa potrafią wryć się w pamięć na zawsze i spowodować siejącą spustoszenie lawinę kompleksów. Dla mnie było to orzeczenie ortopedy badającego mnie po udanej operacji,. Do dziś pamiętam, co powiedział.

– Pięknie się goi. Zostanie blizna, ale nie będziemy się nią przejmować, prawda, Magdusiu? Bardziej martwi mnie koślawość kolan, są lekko skierowane do środka. Widzi pani? – pokazywał mamie, o co mu chodzi. – Będziemy to korygować odpowiednim obuwiem, wkładkami i ćwiczeniami.

Niemal całe dzieciństwo spędziłam u ortopedów

Nie słuchałam. Ortopedyczna gehenna z naprawianiem błędów natury nie miała końca, byłam przyzwyczajona, ale jakoś nigdy wcześniej nie dotarło do mnie, że mam aż tak krzywe nogi! Koślawe! I w dodatku z blizną. Po powrocie do domu nieśmiało zahaczyłam o temat, wtedy mama potwierdziła moje obawy. Tak, moje nogi nie są idealne, zostanie też na zawsze ślad po operacji, ale mam się tym nie martwić. Nikt nie jest doskonały, ja też nie muszę.

Jakoś mnie to nie przekonało, słowa lekarza zdążyły zagnieździć się, wydrążyły korytarze jak korniki i zostały ze mną na zawsze. Wnikliwe oględziny przed lustrem upewniły mnie w tym, że nie powinnam wystawiać odnóży na widok publiczny, ani teraz, ani w przyszłości. Nie zamierzałam narażać się na pośmiewisko, dorastałam i stałam się bardzo drażliwa na punkcie wyglądu. Moją tajemnicę ukryłam pod spodniami, cierpiąc za każdym razem, gdy musiałam publicznie obnażyć nogi. Unikałam basenu, plaży, a na co dzień nosiłam spodnie, co rozwiązywało problem.

A tu nagle przywiało Julitę z Paryża, Kasia oszalała i zaczęła się czepiać tego właśnie elementu garderoby.

Nie ma mowy, nie będziemy przerabiać tej sukni!

Wpadła wieczorem i zażądała pokazania zawartości mojej szafy – sama uwielbiała przebieranki, wiedziałam, że prędko się jej nie pozbędę. Wyjęłam sukienkę z wesela kuzynki, w nadziei, że prosta, ale elegancka kreacja ją zadowoli.

– Super, co za linia, tuż przy ciele – Kasia mięła w placach materiał. – Wieczorowy look, rzadko kto nosi długość maksi. Nie plątały ci się nogi?
– Jeszcze jak! Musiałem ją trzymać, żeby nie wybiła sobie zębów – do pokoju wszedł zaciekawiony Jasiek. – Mówiłem, że kiecka jest za długa na wesele, ale znasz Magdę. Nie chciała mnie słuchać.
– Kiecka jest piękna, ale byłaby bardziej seksi, gdyby miała długie rozcięcie, w którym ukazywałyby się nogi. Można ją przerobić – Kasia postanowiła zabawić się w kreatorkę mody.
– O to, to, słusznie! – przytaknął zadowolony Jasiek, po czym zainteresował się, dokąd wybieram się w tej kiecce, i dlaczego bez niego.

Uspokoiłam go, że zaproszenie obejmuje również mojego chłopaka, Kaśka opowiedziała o kilkuletnim pobycie Julity w Paryżu i naszych ambicjach, żeby nie dać się jej prześcignąć. Temat pokazywania moich nóg odpłynął w niebyt, sczezł i został pogrzebany. Odetchnęłam. A jednak zadawnione kompleksy podniosły łeb i zaczęły kąsać, źle się z tym czułam. Może to głupie, ale świadomość własnych ograniczeń sprawiła, że straciłam pewność siebie, na którą tak długo pracowałam, zupełnie jakbym wróciła do czasów, kiedy samotne przejście chodnikiem, pod ostrzałem spojrzeń obcych ludzi, było bohaterskim wyczynem zostawiającym ślady potu na ubraniu.

Jakaś część mnie była wadliwa, musiałam ją ukrywać, nikomu nie mówiąc, dlaczego to robię. Od tylu lat uprawiałam strusią politykę, męczyłam się, chowając w lecie czy zimie za grubym materiałem dżinsów, dobrze mi szło, a tu nagle Kaśka wyskakuje z przeróbką sukni i znów muszę kombinować, jak wytłumaczyć, dlaczego jest to zły pomysł.

Do Julity ubiorę się jak zwykle albo nie idę

Miałam dość, wyrwałam jej suknię z rąk, wrzuciłam do szafy i oznajmiłam, że do Julity pójdę ubrana jak zwykle albo wcale.

– Co cię ugryzło? – Kaśka i Jasiek byli jednakowo zdumieni moim wybuchem.

Przyjaciółka mogła nie wiedzieć, ale on? Wspominałam mu kiedyś, dlaczego wolę chować nogi, widywał mnie bez tych nieszczęsnych spodni i nic nie przyszło mu do głowy? Nie zwrócił uwagi czy nie obchodziłam go do tego stopnia, że zapomniał o tym, co gnębiło mnie od dzieciństwa? Nie zamierzałam mu przypominać, bo to oznaczałoby zwracanie uwagi na istotny bądź co bądź fizyczny mankament.

Miałam mu opowiadać, że mam koślawe kolana?

Niech sam się domyśli, kretyn. Do Julity poszłam w dżinsach i ponurym nastroju. Jasiek dostosował się, widział, że coś mnie gryzie, jednak o nic nie spytał, po prostu omijał mnie, czekając, aż przejdzie mi zły humor. Jakby tylko o to chodziło! Paryżanka wcale nie próbowała olśnić nas wyglądem, to była nasza dawna Julita, kumpela ze szkoły, zwyczajna i dobrze znana. Za to jej chłopak…

– Spotkałam Michela w Paryżu, czasem wydaje mi się, że tylko po to tam pojechałam – przedstawiła go Julita.

Stłoczyliśmy się w progu kuchni, chłonąc cudne zjawisko. Wybitnie przystojny facet uśmiechał się do nas znad garnka, w którym coś mieszał. Okazało się, że robi sos, który będzie pieścił nasze kubki smakowe, wprawiając je w niebiańską ekstazę. Gdyby Jasiek energicznie nie wypchnął mnie z kuchni, zostałabym tam na zawsze.

Naprawdę nie pamiętasz, co ci mówiłam?!

Michel był z pochodzenia Polakiem, mówił, śmiesznie przekręcając wyrazy, co dodawało mu niezwykłego uroku. Tak się na niego gapiłam, że aż wylałam na siebie wino, w dodatku czerwone. Spodnie nie nadawały się do użytku, w zaproponowane przez Julitę dżinsy nie zmieściłam się, dała mi więc sukienkę. Sięgała ledwie do kolan, ale nogi mogłam ukryć pod stołem. Spodnie miały za chwilę wyschnąć, a Michel tak interesująco opowiadał o skomponowanych przez siebie potrawach…

– Nie gap się tak na niego, to całkiem przeciętny gość, żadna rewelacja – syknął mi do ucha Jasiek.

Michel usłyszał i obdarzył mnie oślepiającym błyskiem zębów. Jasiek zobaczył to i zapowietrzył się, co wprawiło mnie w doskonały humor. Poczułam się lekka jak piórko, radosna i nadspodziewanie atrakcyjna, odchyliłam się ze śmiechem na oparcie kanapy, Michel i Jasiek jednocześnie zerknęli w dół.

Masz niezłe nogi – nieoczekiwanie rzucił z uznaniem Michel.

Jasiek sapnął jak lokomotywa, wypuszczając nagromadzone powietrze. Mnie zatkało. Co on powiedział? Nie mogłam się przecież dopytywać, Michel prędko stracił zainteresowanie moją osobą, za to Jasiek nie spuszczał ze mnie złego spojrzenia. Do domu wracałam we wciąż wilgotnych spodniach, roztrząsając w myślach nieoczekiwany komplement, Jasiek się nie odzywał, ja też nie byłam rozmowna.

Kiedy poszedł do łazienki, rozebrałam się i stanęłam przed lustrem w sypialni, starając się ocenić bezstronnie to, co widziałam, czyli typowego iksa ozdobionego długą blizną.

– Podziwiasz swoją urodę? – spytał ironicznie Jasiek, stając za mną.

Nie pamiętał o zmorze, która ciągnęła się za mną od dzieciństwa, nie rozumiał, dlaczego ubieram się tylko w spodnie, i co najgorsze, w ogóle go to nie interesowało.

– Nie jestem dla ciebie ważna – powiedziałam, odwracając się do niego.

Wreszcie to powiedziałam! Ale wcale mi nie ulżyło, za to Jasiek zrobił minę, jakbym walnęła go po głowie czymś ciężkim.

– Rany, co za błyskawiczna wolta myślowa, nie nadążam – sapnął. – Mów do mnie wolno i na temat, bo nie rozumiem. Mieszkamy razem, kochamy się, mamy wspólne konto i kredyt, planujemy dziecko, a ty mi mówisz, że nie jesteś dla mnie ważna? Weź mi to wytłumacz jakoś przystępniej, bo jak pragnę zdrowia, szlag mnie zaraz trafi.

Bez słowa wyciągnęłam nogę, pokazując palcem bliznę.

– No i co? Ładny wzorek, mnie się podoba – zamrugał zaskoczony Jasiek. – W czym rzecz? Masz ładne nogi, żabojad jest beznadziejny, ale w tym akurat miał rację, choć nie musiał tego głośno mówić… Widziałaś jego zęby? Są sztuczne, to licówki! Jaki facet z prawdziwego zdarzenia wstawia sobie porcelanowe zęby?! Nigdy więcej nie spotkamy się z Michelem…

Jasiek zaczął się nakręcać, widać złość na Michela jeszcze mu nie przeszła. Roześmiałam się i złapałam go za uszy, unieruchamiając twarz.

– Chodzi o moje nogi – powiedziałam powoli, patrząc mu prosto w oczy. – W dzieciństwie długo się leczyłam, niezliczone wizyty u ortopedów i długi pobyt w szpitalu, trudno zapomnieć o czymś takim. Ciągle słyszałam, że mam szpotawe stopy, koślawe kolana i wiele innych rzeczy. Jedne mankamenty udało się naprawić, innych nie, dlatego ukrywam nogi. Mówiłam ci o tym, powierzyłam swoje kompleksy, a ty o nich zapomniałeś. Dlatego powiedziałam, że nie jestem dla ciebie ważna.

Na Jaśka spłynęła widoczna ulga.

– Teraz rozumiem, kochanie, ale absolutnie nie jest tak, jak myślisz. Rozbawił mnie.
– Tak mówią mężowie przyłapani na zdradzie – potarmosiłam jego uszy.

Wyrwał mi się z rąk i złapał za ramiona.

– Nie masz racji. Pamiętam każde twoje słowo, ale po co miałem w kółko o tym mówić? Kogo obchodzą problemy ortopedyczne z dzieciństwa? Gdybyś się tym gryzła, to co innego, pocieszałbym cię ile wlezie. Ale nie wyglądałaś na ofiarę kompleksów, to co miałem robić? Wypominać ci krzywe nogi?
– Czyli jednak krzywe – próbowałam owinąć się szlafrokiem, ale mi na to nie pozwolił.
– Ja tam ortopedą nie jestem, mnie się podobają. Długie, smukłe, całkiem fajne. Marnują się w dżinsach, jeśli chcesz znać moje zdanie, ale nie będę ci narzucał stylu ubierania. Dopiero byłaby awantura! Noś sobie, co chcesz, nawet worek, ale rozmawiaj ze mną bardziej przystępnie niż dziś, tak żebym zrozumiał i nie musiał się domyślać, co cię ubodło. Nie jestem w tym dobry, nie umiem czytać w myślach. Od teraz mówisz mi wszystko, okej?
– Ty mnie też – dopowiedziałam, żeby wszystko było jasne.

Spoważniał i pochylił się nade mną.

– A dobrze, mogę od razu zacząć. Nigdy więcej nie spotkamy się z żabojadem. Nie trawię tego całego Michela i nie zamierzam go oglądać. Ty też nie zamierzasz, żeby była jasność. Zrób mi tę przyjemność i obiecaj, że weźmiesz pod uwagę mój świeżo nabyty kompleks na punkcie tego typa.
– Każdy ma jakąś słabość, najdroższy – kiwnęłam głową zgadzając się. – Nikt nie jest doskonały. 

Czytaj także:
Firma jest na skraju bankructwa, ale moja żona nadal kupuje drogie ciuchy
Po śmierci taty, mama czciła go jak świętego. A on... miał nieślubnego syna
Okradałem dziadka, bo myślałem że mama ma raka. A ona kłamała

Redakcja poleca

REKLAMA