„Ukochany traktował mnie jak własność, bo mnie utrzymywał. Mówił, że płaci za >>jakość<< i ja mu ją dawałam”

kobieta, która zakończyła toksyczny związek fot. Adobe Stock, StockPhotoPro
„Dał mi do zrozumienia, że jestem jego własnością, kimś w rodzaju kosztownej hurysy na wyłączność, która na wezwanie zrobi mu prawdziwy raj. Nagle zrozumiałam, dlaczego przykładał taką wagę do mojego niedoświadczenia. Towar powinien być nienaruszony i pierwsza klasa, za to się płaci i tego się wymaga”.
/ 17.06.2022 16:30
kobieta, która zakończyła toksyczny związek fot. Adobe Stock, StockPhotoPro

 – Niezła d***, nie wyrzuciłbym takiej z łóżka – skinął łaskawie głową rudawy.
– A co, stać mnie na najlepszą – nadął się Konrad, mój chłopak. A raczej mój były chłopak, bo po tym, co o sobie usłyszałam, nie przewidywałam kontynuowania związku.

Potrzebowałam dowodu, żeby odejść

Bo nie byłam pewna, czy teraz Konrad pokazuje swoją prawdziwą twarz, czy jednak źle go oceniam… W porę wróciłam z toalety, by podsłuchać rozmowę tych dwóch. Byłam z siebie dumna, zwykle nie stać mnie było na taką przebiegłość, nie potrafiłam dbać o własne interesy. Czyżby życie z Konradem mnie czegoś nauczyło? Marzycielstwo i oderwanie od ziemi było tym, co najbardziej się we mnie podobało Konradowi.

– Moja ty księżniczko, zginęłabyś beze mnie – powtarzał czule przy każdej okazji.

Chętnie mu wierzyłam, bo dlaczego nie? Nigdy nie miałam okazji spróbować, jak to jest żyć na własny rachunek. Szczerze mówiąc, bałam się tego.

Rodzice nie pozwalali mi na samodzielność

Trochę mi to doskwierało, ale tylko ociupinę. Nie miałam duszy buntowniczki. Byłam mocno oderwana od rzeczywistości, bez dwóch zdań. Konrada poznałam przez znajomych. Musiałam na nim wywrzeć piorunujące wrażenie, bo nie odstępował mnie na krok. Byłam trochę zdziwiona zapałem chłopaka, ale jego determinacja mi pochlebiała. Która dziewczyna nie lubi być adorowana? A już szczególnie taka jak ja, poruszająca się w damsko-męskich sprawach w oparciu o wzory czerpane z romansów.

Problem polegał na tym, że nie miałam wielkiej praktyki w kontaktach z płcią przeciwną. Całe moje doświadczenie opierało się na platonicznej miłości do pewnego Jacka i kilku nieudanych randkach z chłopakami, którzy chcieli zupełnie czegoś innego niż ja. Jasno dali mi do zrozumienia, że niepotrzebnie stroję fochy, udając niedostępną, i w związku z tym nigdy nie znajdę faceta. A jeśli ta sztuka mi się uda, to oni mu serdecznie współczują, bo użyje jak pies w studni. Z kolei ja zupełnie nie rozumiałam, dlaczego kolesie już na pierwszym spotkaniu brali się do całowania, oczekując, że przyjmę ich awanse z radością. Nieudane randkowanie uświadomiło mi, że coś jest nie tak. Świat nie pasuje do mnie albo ja do świata. Ale nie zamierzałam się zmieniać.

Konrad był o kilka lat starszy

I w przeciwieństwie do mnie mocno osadzony w realiach. Nie zraziła go kiepska opinia, jaką niechcący wyrobiłam sobie wśród chłopaków. Przeciwnie, chyba to właśnie go zainteresowało. Nie rzuciłam mu się na szyję, nie wyginałam wdzięcznie w rozmowie, głównie dlatego, że nie przyszło mi to do głowy. Rozmawialiśmy, odprowadził mnie do domu i nie próbował całować. Tylko tyle, ale mnie zainteresował. Był inny. Nie pomyliłam się. Konrad pod wieloma względami odbiegał od znanych mi mężczyzn. Traktował mnie inaczej i żył inaczej.

Przede wszystkim nie brakowało mu pieniędzy, co wśród moich rówieśników było rzadkością. Moi rodzice go uwielbiali, pewni, że znaleźli człowieka, któremu mogą powierzyć opiekuńcze obowiązki wobec jedynaczki. Co za głupota. Tkwiłam w tym i niczego nie zauważyłam. No cóż, przywykłam do takiego traktowania. Dorosnąć musiałam później, i to w przyspieszonym tempie. Na razie żyłam w bajce. Koleżanki zazdrościły mi księcia, próbowały go odbić, co pewnie udałoby się bez problemu, zważywszy na moją naiwność, gdyby nie opór ze strony Konrada. Na żadną nie zwracał uwagi, kochał tylko mnie.

Wsiąkłam w ten związek bez reszty

Oczywiście zauważyłam, że Kondzio nie jest dla mnie partnerem intelektualnym, ale przecież nie każdy musi nim być. Miał za to inne zalety, które z zachwytem odkrywałam. Był moim pierwszym chłopakiem i zdaje się, że bardzo mu to pochlebiało. Jednak im dłużej na ten temat myślałam, tym mniej przyjemnie mi się robiło. Dlaczego mój brak doświadczenia miał dla Konrada tak duże znaczenie? Wniosek nasuwał się sam, ale Konrad z takim zaangażowaniem odgrywał rycerza swojej niewinnej księżniczki, że byłam zachwycona. Mało która dziewczyna ma okazję przeżywać sen na jawie.

Skłamałabym, mówiąc, że nie byłam szczęśliwa. Przebudzenie było podobne do zanurzenia w lodowatej wodzie. Któregoś dnia Konradowi po prostu przestało się chcieć. Wrócił do domu przybity i zdenerwowany, gołym okiem było widać, że coś mu nie wyszło w interesach. Zajęty swoimi sprawami nie miał głowy do odgrywania roli rycerza, czyli innymi słowy, przestał się ze mną cackać. Próbowałam się dowiedzieć, jakie ma kłopoty, chciałam dzielić również jego zmartwienia, ale mnie wyśmiał. Chyba zabrakło mu do mnie cierpliwości.
– Wiesz, głupia, ile mnie kosztujesz? – huknął. Nigdy przedtem tak do mnie nie mówił. Jego słowa zabolały jak uderzenie, poczułam, że pieką mnie policzki.
– Sporo dziś straciłem, więc będzie mniej na twoje potrzeby kulturalne, księżniczko – ciągnął ironicznym tonem. – Nie patrz tak, bajka się jeszcze nie kończy, to chwilowe trudności. Co tak stoisz? Chodź tu. Powinnaś się teraz mną zająć, rozerwać swojego mężczyznę, od czegoś cię przecież mam.

Myślałam, że żartuje, ale nie. Mówił poważnie. Dał mi do zrozumienia, że jestem jego własnością, kimś w rodzaju kosztownej hurysy na wyłączność, która na wezwanie zrobi mu prawdziwy raj. Nagle zrozumiałam, dlaczego przykładał taką wagę do mojego niedoświadczenia. Towar powinien być nienaruszony i pierwsza klasa, za to się płaci i tego się wymaga.

W co ja się wpakowałam?

Z oporami docierało do mnie, że tkwię po uszy w związku, jakiego bym nigdy nie zaakceptowała. Co wobec tego mnie zatrzymywało? Chyba strach przed samodzielnością. Potrzebowałam czasu, żeby dorosnąć. Z czasem interesy Konrada zaczęły iść lepiej, bo pojawił się rudawy. Nie miałam do niego za grosz zaufania, intuicja podpowiadała mi, że faceta na kilometr czuć przekrętem. Powinnam zerwać z Konradem, który najwidoczniej żył z ciemnych interesów, ale jak zwykle bałam się podjąć decyzję i ponieść jej konsekwencje. Zostałam, przekonując samą siebie, że potrzebuję twardych dowodów.

Rudawy wpadł do nas wieczorem, usiedli z Konradem przy piwie. Zostawiłam ich na moment, a kiedy wróciłam, usłyszałam, co o mnie mówią. Zatrzymałam się i dalej podsłuchiwałam.
– Konrad, ty koneser jesteś. Sporo cię musi kosztować ta lalunia – powiedział ze znawstwem rudawy.
– Tania nie jest, ale przynajmniej mam pewność, że nie szmata. Nie pójdzie w tango, co innego ją interesuje – scharakteryzował mnie mój były książę.

Takiego Konrada nie znałam

– Aga jest spoko, chociaż naiwna jak dziecko. Książki, filmy, raz nawet do opery mnie zawlokła, wyobrażasz sobie?
Rudawy uśmiał się, jakby Konrad sprzedał mu najnowszy dowcip.
– Ja bym ją przeszkolił, chodziłaby jak na sznurku – powiedział.
– A ja nie. Ona jest inna niż wszystkie, które mogę mieć. Znasz mnie, lubię jakość, nie wyrzucam pieniędzy w błoto. Aga jest ekstra. Wyższa kultura.

Wycofałam się do pokoju i schroniłam w łóżku pod kołdrą. Chwilę leżałam, rozkoszując się bezpieczeństwem, aż w końcu dotarło do mnie, że zachowuję się jak dziecko. Musiałam pierwszy raz w życiu stawić czoła wypadkom i podjąć decyzję.

Dwa dni zbierałam się na odwagę. Wystarczyło mi jej na spakowanie walizki i napisanie listu do Konrada. Bałam się, że moja świeżo zdobyta niezależność nie wytrzyma próby, więc zrezygnowałam z bezpośredniej rozmowy z chłopakiem. Nie ufałam sobie. Wiedziałam, że muszę odejść, więc zrobiłam to w najłatwiejszy sposób. Po prostu uciekłam. Schroniłam się u rodziców, ale okazało się, że wpadłam z deszczu pod rynnę. Mama była gorącą orędowniczką Konrada.
– Nie udało się wam, córeczko? Dlaczego? Może dałabyś mu jeszcze jedną szansę? Byłam spokojniejsza, kiedy się tobą opiekował – powiedziała.
– Rozmawiałaś z nim? – nagle zrozumiałam, że Konrad coś za łatwo wypuścił mnie z rąk.
Zadzwonił co prawda kilka razy, ale potem dał mi spokój, żebym miała czas wszystko przemyśleć.
– Nie będę cię zmuszał, sama wrócisz. Z kim ci będzie lepiej? – powiedział.
Byłam przecież jego własnością, puchatym kotkiem, o którego z przyjemnością dbał.

– Często z nim rozmawiam, to taki miły chłopiec – wstawiła się za nim mama. – Dzwoni, pyta o ciebie. On za tobą tęskni.
– Nie wątpię, ale miłość w jego mniemaniu to transakcja wymienna, a potem klatka z pozłacanymi prętami. Błyszczą, są mocne i uniemożliwiają ucieczkę.
– Nie przesadzaj – mama uśmiechnęła się wyrozumiale. – Nie było ci źle z Konradem, spełniał każde twoje życzenie. Mało jest takich mężczyzn.
Nie chciałam wprowadzać mamy w swoje ostatnie odkrycia na temat zasad rządzących naszym związkiem. Nie zrozumiałaby, a może nie uwierzyła, że jej faworyt jest zupełnie inny, niż myślała.
– W tym problem, mamo – mruknęłam. – Mówisz o mnie jak o dziecku, które zostało adoptowane przez dorosłego faceta. Konrad też tak to widział. Był dla mnie „dobry”, to prawda. Bo akurat miał na to ochotę. Raz mu się odechciało i wtedy…
– Co: wtedy? – przestraszyła się mama. Wzruszyłam ramionami.
– Zobaczyłam, w co wdepnęłam. Spakowałam się i wyprowadziłam.
Popełniłaś błąd, córeczko, nie znajdziesz takiego drugiego mężczyzny. Opiekuńczy, zakochany i, co nie bez znaczenia, dobrze sytuowany. Trafiłaś idealnie, szkoda, że nie potrafisz tego docenić.

Nie chciałam już słuchać peanów na cześć Konrada

dość miałam dziewiętnastowiecznej ideologii, która zalęgła się w głowie mamy. Nie byłam panną, którą należało możliwie korzystnie przehandlować. To było moje życie i nie mogłam dać się znów wepchnąć w pełne rzekomej miłości, ale jednak szambo. Jeżeli się czegoś bardzo chce, można to osiągnąć, nawet jeśli jest się tak słabo przystosowaną do życia jak ja. Zacisnęłam zęby i obiecałam sobie, że będzie dobrze. Poradzę sobie.

Nie wrócę do Konrada ani do domu. Wywalczę sobie samodzielność, choćby nie wiem co. Na razie znalazłam pracę, a koleżanka zaproponowała mi pokoik w wynajmowanym mieszkaniu. Nie jest duży, ale i opłata jest proporcjonalna do rozmiarów. Policzyłam, stać mnie. Zmieniłam się, w poprzednim życiu nie wiedziałam, ile co kosztuje, za to znałam wszystkie książki, które warto przeczytać. Nie porzuciłam książek, ale zmieniłam priorytety. Zeszłam na ziemię i twardo po niej stąpam. Nie przewrócę się, nie ma obawy. 

Czytaj także:
Uratowałam czyjeś dziecko, ale straciłam własne. Zapłaciłam najwyższą cenę
O mały włos doszłoby do kazirodztwa. Przed ślubem okazało się, że mój ukochany to kuzyn
Beata w 7 dni wakacji miała 8 facetów. Jej narzeczony nie uwierzył i wziął z nią ślub

Redakcja poleca

REKLAMA