„Ukochany synek udawał niewiniątko, a skrywał mroczną tajemnicę. Jest mi wstyd, że na własnej piersi wychowałam potwora”

Matka wściekła na syna fot. Adobe Stock, michaelheim
„Mój 17-letni syn już od 4 lat zarabiał na swoje przyjemności i zachcianki. Najpierw pomagał w niewielkich sklepach na osiedlu – rozpakowywał towar i układał go na półkach. Potem wkręcił się do studenckiej firmy sprzątającej i dostawał od nich zlecenia. Byłam z niego taka dumna! Do czasu…”.
/ 08.11.2022 22:00
Matka wściekła na syna fot. Adobe Stock, michaelheim

Tego dnia wszyscy zaspaliśmy – ja, mąż i Piotrek, nasz syn. Obudziłam się tuż przed ósmą, godzinę później niż zazwyczaj. Nie wiem, jak to się stało? Chyba nie usłyszałam budzika, który powinien dzwonić o szóstej trzydzieści, bo nie pamiętam, żebym go wyłączała. Zerwałam się z łóżka i wrzasnęłam na męża:

– Heniek, ósma!

Potem popędziłam do pokoju syna. O zaletach Piotrka można opowiadać godzinami – zwłaszcza mąż jest w tym mistrzem – ale wczesne wstawanie do nich nie należy.

– No co – burknął, kiedy ściągnęłam z niego kołdrę.

– Jest za pięć ósma. Za pół godziny masz klasówkę – powiedziałam.

Zobaczyłam, że otwiera jedno oko, patrzy na mnie tępo przez chwilę, a potem zrozumienie zmienia się w panikę.

Moje serce zalała fala ciepła

– Jezu, mama, zaspałaś? Jak mogłaś?! – zerwał się z łóżka.

Wtedy usłyszałam dźwięk dochodzący z laptopa syna. To był chyba jakiś komunikator. Piotrek rzucił się do komputera, a potem spojrzał na mnie wymownie. Zrozumiałam, o co chodzi, i wyszłam. Pobiegłam do kuchni, żeby zrobić kanapki. Zanim jednak zdążyłam je zapakować, z holu dobiegł mnie głos Piotrka:

– Mama, lecę!

– Poczekaj, weź kanapki! – wychyliłam głowę z kuchni.

– Nie mam czasu. I pamiętaj, po szkole mam dyżur w superaku, więc nie czekajcie z obiadem. Wrócę po dziewiątej.

Poszłam do drzwi wejściowych.

– Nie możesz tak dużo pracować – narzekałam. – Jeszcze się uczysz.

Piotrek chwycił za klamkę, ale zaraz odwrócił się i spojrzał na mnie.

– Potrzebuję nowy komputer. A przecież was nie stać, by mi kupić taki, jaki chcę. Więc muszę sobie na niego zarobić. Jak zawsze. Kocham cię, mamo – pochylił się i cmoknął mnie w policzek.

– Ja też cię kocham – powiedziałam ze wzruszeniem, choć za Piotrkiem zamknęły się już drzwi.

Mój siedemnastoletni syn już od czterech lat zarabiał na swoje przyjemności i zachcianki. Najpierw pomagał w niewielkich sklepach na osiedlu – rozpakowywał towar i układał go na półkach. Potem wkręcił się do studenckiej firmy sprzątającej i dostawał od nich zlecenia, mimo że sam jeszcze nie był studentem.

Piotrek miał niesamowite zdolności załatwiania różnych rzeczy. Kiedy teściowa umierała na raka, jakimś cudem załatwił recepty na plastry morfinowe, dzięki którym przestała cierpieć. A miał wtedy dopiero 15 lat!

Potem złapał bakcyla komputerowego i przez ostatni rok już nie wykonuje prac fizycznych, tylko pomaga w dużym supermarkecie (superaku, jak mówi) tamtejszemu administratorowi sieci, i jeszcze bierze zlecenia z kilku innych miejsc. Dzięki temu stać go na modne ciuchy, buty czy komórki.

Byłam z niego taka dumna! Do czasu…

Gdybyśmy z mężem mieli tylko taką możliwość, dalibyśmy synowi pieniądze, których potrzebuje. Ale nie mamy. Ja pracuję jako recepcjonistka w prywatnej przychodni zdrowia, a Heniek jest konserwatorem w miejskich wodociągach. Parę razy nawet zdarzało się, że to Piotrek dawał nam pieniądze na nagłe wydatki, gdy na przykład zepsuła się pralka.

– Skąd on się taki wziął, to nie mam pojęcia – powiedziałam, patrząc na zamknięte drzwi.
Poczułam, jak mąż mnie obejmuje.

– Z nas, Amelko. Jest tym wszystkim, czym my nie jesteśmy.

To były, jak się okazało, święte słowa. Z pracy wróciłam o czternastej. Heniek miał wrócić po osiemnastej. Miałam czas dla siebie. Czyli na pranie, odkurzanie, ugotowanie obiadu. Ale najpierw chciałam sprawdzić coś w internecie. Poszłam do pokoju syna i usiadłam przy biurku, chcąc włączyć swój pulpit w laptopie.

W domu był tylko jeden komputer, ale Piotrek tak to zrobił, że każdy z nas miał swój prywatny, zabezpieczony hasłem pulpit. Żeby, jak powiedział, każdy miał tyle prywatności, ile to możliwe. Zobaczyłam, że klapa laptopa nie była do końca opuszczona. Uniosłam ją – włączył się pulpit mojego syna. Piotrek tak bardzo spieszył się rano, że zapomniał się wylogować. Wtem odezwał się komunikator i pojawiła się wiadomość.

Odruchowo na nią spojrzałam i zamarłam

„Dobra, Echo, zapłacę tysiaka, ale chcę żeby chemica się nie czepiała”.

Przez moment sens zdania nie za bardzo do mnie docierał. „Chyba źle zrozumiałam” – pomyślałam. Nacisnęłam na wiadomość i cały komunikator rozłożył się jak wachlarz. Zrobiło mi się niedobrze. Rzuciłam okiem jeszcze na trzy inne wątki, i wszędzie było to samo –  szantaż. Wulgarne słowa, opisujące wulgarne życie.

– Niemożliwe – szepnęłam. – On zarabia, pracując ciężko w sklepach i firmach jako programista…

Spojrzałam na zegarek. Była piętnasta. Piotrek mówił, że zaczyna pracę o szesnastej. „Nie mogę pójść teraz spytać, czy tam pracuje, bo jak mu powiedzą…” – kombinowałam. Wzięłam leki na uspokojenie, poczekałam do szesnastej, podgrzałam zupę i nalałam do plastikowego pojemnika. A potem poszłam do supermarketu. Postanowiłam udawać, że przyniosłam synowi obiad. „Niech się złości na matkę, że mu wstyd robi swoją nadopiekuńczością, byleby tam był”.

Gdy spytałam kierownika IT, czy mogę zobaczyć się z synem, popatrzył na mnie spłoszony.

– A dziś… dyżur… a, to wysłałem go do innego sklepu, żeby system naprawił.

Może nie potrafię zarabiać kokosów i nie skończyłam studiów, ale głupia nie jestem. Potrafię rozpoznać, gdy ktoś kłamie. Kątem oka zobaczyłam, jak jedna z dziewczyn układających towar na półkach, głową daje mi znak, żebym wyszła. Czekałam na nią może z dziesięć minut. Wreszcie pojawiła się przed sklepem.

– Przepraszam, musiałam spytać o pozwolenie. Takie tu zasady.

– Znasz Piotrka? Przychodzi tu?

– Tylko po to, żeby wręczyć kierownikowi łapówkę za to, żeby twierdził, że on tu pracuje – powiedziała. – Zaciągnęła się papierosem i spojrzała na mnie dziwnie. – Sorry, że to mówię, ale on… to nic dobrego.

Nie mogłam w to uwierzyć

Zdeptała papierosa.

– Muszę iść.

– Czy mój syn… zrobił ci krzywdę? – spytałam drżącym głosem.

– Nie pozwoliłam mu na to.

Z ciężkim sercem wróciłam do domu. Usiadłam przy biurku Piotra i patrzyłam na te okropne dialogi, wyświetlone na ekranie jego komputera. Nie wiedziałam, co mam dalej robić. Byłam z tym sama, bo choć od zawsze wszystkim dzielę się z mężem, nie mogłam powiedzieć mu, że nasz syn to wcielone zło.

Heniek ma słabe serce, jest już po zawale. A Piotr był dla niego ideałem. Cudem. Chwalił się nim, harował dla niego. Uczył go od dziecka rozróżniania dobra i zła i był dumny, że Piotr wziął sobie jego nauki do serca. „Boże! Jeśli się dowie prawdy, serce mu nie wytrzyma” – byłam zrozpaczona. „Co ja mam zrobić?”.

– Więc już wiesz – w progu pokoju stanął nagle Piotr.

Oparł się o futrynę. Wysoki, przystojny, klasycznie ostrzyżony, ubrany normalnie. Bez dziwactw tak częstych u młodzieży. Wyglądał na dobrze ułożonego chłopca…

Nie poznawałam własnego syna!

– Dostałem telefon, że węszysz – powiedział.

Drgnęłam. To było słowo z jego świata, nie z naszego.

– Dlaczego? – spytałam. – Nie tego cię tata uczył.

– Pewnie, że nie – prychnął mój syn pogardliwie. – Uczył, żeby być grzecznym, spolegliwym, nie wychylać się, być uprzejmym i ciężko pracować.

– Co w tym złego? My tak żyjemy.

– I co z tego macie? Taką biedę, że syn musi wam dawać pieniądze. Ojciec uczył mnie, jak nadstawiać drugi policzek i tyłek do kopniaka. Dzięki, ale nie zamierzam powtarzać waszych błędów.

Mówił z taką pogardą, a jednocześnie tak zimnym głosem, że aż się go bałam.

– Jesteś zły – powiedziałam. – Powinieneś zgnić w kryminale.

– Nie, jestem po prostu drapieżnikiem w miejskiej dżungli. Nie zwierzyną łowną – usiadł w fotelu naprzeciwko mnie. – Jak widać, musimy ustalić reguły w tej nowej sytuacji. Ja będę nadal zachowywać się jak kochany synek, ty będziesz udawać, że nic nie wiesz. A tata niczego się nie dowie. Nie chcemy chyba, by kipnął na serce, prawda?

Patrzyłam w jego oczy, nagle tak mi obce. Mój idealny syn szantażował mnie, swoją matkę, życiem swojego ojca. Zegar z kukułką w stołowym wybił osiemnastą, zgrzytnął zamek w drzwiach wejściowych. To Heniek wrócił do domu.

– I jak będzie, mamusiu?

Tak, mój mąż miał rację – Piotr był wszystkim tym, czym my nie byliśmy. Poczułam się kompletnie bezradna. Jak ja mam dalej żyć?

Czytaj także:
„Mąż wiecznie wybiela swojego brata-nieudacznika, a moje ciężko zapracowane pieniądze idą na alimenty po jego wybrykach”
„O kochance męża dowiedziałam się... od plotkujących bab u kosmetyczki. Zbladły, gdy oznajmiłam, że mówią o moim życiu”
„W oczach ukochanej byłem bawidamkiem, który zdradził ją z żoną kumpla. Zrobiła ze mnie potwora, choć nie znała całej prawdy”

Redakcja poleca

REKLAMA