Rozwód? To niedorzeczne, przeżyliśmy razem kawał czasu, zmagaliśmy się z kłopotami, wychowaliśmy dzieci… Nie można tego tak po prostu przekreślić!
– Ależ ja nie chcę niczego przekreślać, tylko się rozwieść – zaprotestowała ze złością pani w sweterku o miłej dla oka barwie zgaszonego różu.
Zaraz, jak ona się nazywa?
Zajrzałam dyskretnie do notatek, nie miałam dziś najlepszego dnia, ciśnienie chyba spadło, bolała mnie głowa, powieki same opadały. Byłam w kiepskiej formie i tylko dlatego nie wyłapałam dziwnej argumentacji. Znów przebiegłam wzrokiem notatki, odnajdując dane. No tak, kobieta miała na imię Grażyna. Jej mąż, Szymon, gwałtownie protestował przeciwko rozstaniu, którego domagała się żona.
– Słyszy pani, jakie Grażynka bzdury wygaduje? – zaapelował do mnie.
Drgnęłam i wróciłam duchem do gabinetu, obiecując sobie utrzymać ten stan jak najdłużej. Nie miałam dziś ochoty pracować, trudno było mi się skupić, terapeuta też człowiek, może mieć gorszy dzień. Jednak tych dwoje liczyło na mnie, przyszli, bo chcieli, żebym wyciągnęła ich z kłopotów, podała rękę, rozwikłała…
– Pani doktor!
Grażyna zauważyła, że jej nie słucham, i przywołała mnie do porządku. Zrobiło mi się wstyd.
– Żona twierdzi, że chce się ze mną TYLKO rozwieść, co podobno nie przekreśli naszej wspólnej przeszłości – podpowiedział mi Szymon. – Jednym słowem, nie powinienem się martwić. Może mi pani wyjaśnić, o co jej chodzi? Bo ja już całkiem się pogubiłem.
– Jakim jesteście małżeństwem? – spytałam z głupia frant.
Wytrzeszczyli na mnie oczy.
– Chyba dobrym – powiedziała z wahaniem Grażyna.
Szymon również przytaknął i zaczął się śmiać, jak na mój gust nieco histerycznie. Zaproponowałam mu wodę, odmówił.
– To co robicie na terapii? – spytałam z autentyczną ciekawością.
– No, bo ja zażądałam rozwodu, a Szymon nie chce mi go dać.
Grażyna chyba usłyszała, co mówi, bo straciła pewność siebie, jednak dzielnie brnęła dalej. Musiało jej bardzo zależeć na odzyskaniu wolności.
Ciekawe dlaczego? Czyżby ukrywała kochanka?
– Z jakiego powodu chce się pani rozwieść z mężem?
Nie liczyłam na to, że powie prawdę, ale od czegoś trzeba było zacząć. Grażyna postanowiła jednak mnie zadziwić.
– Z mężem? Raczej z jego bratem. Szymon jest w porządku, to Mateusz jest prawdziwym wrzodem na d…
Zreflektowała się pod ironicznym wzrokiem męża i ciągnęła:
– Prosiłam Szymona, żeby wymówił mu dom, przegonił, ale on wciąż swoje, że ojciec tuż przed śmiercią przykazał mu opiekować się bratem. Mało tego, przysięgi zażądał! Tak go załatwił!
– Ojciec niczego na mnie nie wymusił, sam mu to obiecałem – sprostował cichutko Szymon.
– Boś głupi! Wszyscy poszaleliście na punkcie tego gagatka, wciąż tylko słyszałam, Mateuszek taki zdolny, taki biedny, trzeba mu pomóc. A czy nam ktoś pomógł? Do głowy nikomu nie przyszło, ze wszystkim borykaliśmy się zawsze sami, jeszcze Mateusz ciągnął z nas kasę.
– Studiował, moim obowiązkiem było go wesprzeć w zastępstwie ojca.
– A czy ja ci to wymawiałam?
– Teraz to robisz.
Grażyna przycichła, spojrzała na mnie udręczonym wzrokiem.
– Pani doktor, ja nie umiem składnie wszystkiego wyłożyć i pani pewnie nic z tego nie rozumie, ale mam rację.
Uspokoiłam ją i zapewniłam, że cierpliwie wysłucham każdego słowa. Mamy czas, nigdzie nam się nie śpieszy.
– Mateusz jest młodszym bratem męża, był dzieckiem, kiedy jego ojciec, a mój teść, umarł, pozostawiając troskę o rodzinę najstarszemu synowi. Szymon miał go zastąpić, pomagać matce i wychowywać brata. Byliśmy wtedy młodym małżeństwem, jednak nie buntowaliśmy się, bo więzy rodzinne to rzecz święta.
– Grażynka bardzo mi pomagała – wtrącił ciepło Szymon.
– I co mi z tego przyszło?– spytała z goryczą jego żona. – Ano przyszło mi płacić alimenty za Mateuszka. Zrobił dziecko swojej dziewczynie, po czym mu się odwidziało, stwierdził, że to na pewno nie jego, bo ona latała po imprezach. A to inaczej było, pani doktor! Owszem, balowali, ale razem. Dziewczyna była nie w ciemię bita, poszła do sądu i ustaliła ojcostwo dziecka. Mała dostała od ojca nazwisko i alimenty. Ale Mateusz nie zamierzał płacić, przedstawiał zaświadczenia, że nie ma dochodów, niby to szukał pracy, niby chorował, a dług rósł. Dziewczyna jeszcze raz poszła do sądu i komu zasądzono alimenty za niewydolnego ojca? Jego matce!
Szymon się obruszył.
– Nie mogliśmy pozwolić, żeby mama płaciła za Mateusza, wziąłem to na siebie – wtrącił Szymon.
– Zgodziłam się, bo co było robić? Moja teściowa od lat choruje na serce, nie chcieliśmy jej zostawić z tym bałaganem. Wyszło tak, że pomagaliśmy małej bratanicy Szymona, a nawet polubiliśmy się z jej mamą, bo co jest ważniejszego niż rodzina? Mateusz, choćby nie wiem jak wywijał, nie mógł tego zniszczyć.
– On nie jest taki zły, młody był i głupi, ale w końcu się ogarnął – mruknął Szymon.
Grażyną aż zatrzęsło
– Wielka mi zasługa! Zaczął płacić na córkę, ale długu nigdy nam nie oddał.
– Nie prosiłem go o to, wiesz, że on nie ma pieniędzy.
– Jesteś dla niego za dobry, jakbyś go trzymał mocną ręką, wyszedłby na ludzi.
– A nie wyszedł? – zaciekawiłam się.
Grażyna skrzywiła się wymownie.
– On już taki jest, że jak się wykaraska z jednego bagna, wpadnie w drugie. Udało mu się dojrzeć do ojcostwa, nawet skończył studia i znalazł pracę, ale zaczął robić długi. Według mnie hazardowe.
– Tego nie możesz być pewna – Szymon stanął w obronie brata.
Grażyna wymownie wzruszyła ramionami i powiedziała:
– Iwona tak mówiła, a ja jej wierzę. Kto lepiej zna Mateusza niż matka jego dziecka? Bo trzeba pani wiedzieć – zwróciła się do mnie – że pierwsze kilka lat się ostro przekotłowali, ale potem zaczęli ze sobą pomieszkiwać. Kochali się, rozstawali, ale zawsze byli w kontakcie, bo dziecko potrzebuje ojca, a więzy rodzinne są święte.
„O matko, co za galimatias” – jęknęłam w duchu, a głośno zapytałam:
– O długach brata wiecie tylko z plotek?
Szymon uprzedził żonę szykującą się do zabrania głosu:
– Brat pracował, miał dobrą pensję, a jednak ciągle siedział u nas w kieszeni. Nie było miesiąca, by nie prosił o pożyczkę, czasem oddawał od razu, czasem musieliśmy dłużej czekać, ale zawsze rozliczał się co do grosza.
– I nigdy nie pytał pan, na co są mu potrzebne te pieniądze?
– Z początku nie, ale potem przestraszyłem się, że Mateusz bierze narkotyki. Wziąłem go na rozmowę, przysiągł, że jest czysty, ale przyznał, że ma przejściowe kłopoty, zainwestował znaczną sumę w ryzykowne przedsięwzięcie.
Grażyna prychnęła jak wściekła kotka.
– Kłamał jak najęty, wie, że może ci wcisnąć każdą bzdurę!
– Uwierzył pan bratu? – spytałam.
– Ja tak, żona nie. Przyjaźni się z Iwoną, która twierdziła, że Mateusz grywa na wysokie stawki. Mówiła, że są to specjalnie umawiane spotkania, przychodzą na nie ludzie majętni, skłonni zrobić wiele, by poczuć adrenalinę płynącą z ryzykownych posunięć. Brat nie był tak zamożny jak oni, ale miał opinię niezwykle biegłego gracza. Nie wierzyłem, że zrobił z kart źródło dochodu.
– Mąż zawsze go wybielał – weszła mu w słowo Grażyna. – A prawda jest taka, że Mateusz wpadł w długi po uszy, bieżące płatności sztukując pożyczkami od nas. Jak wygrał – oddawał, jeśli nie – znów przychodził po prośbie.
– To były duże sumy?
– Szymon mówił, że nie bardzo – odparła Grażyna z wiarą w głosie.
Nie uwierzyłam, ale postanowiłam nie zgłębiać tematu, każdy może robić ze swoimi pieniędzmi co chce, a Grażynie i Szymonowi najwyraźniej ich nie brakowało.
– Nie podobało mi się to, ale nie mogliśmy zostawić Mateusza na pastwę wierzycieli. Gdyby tylko o niego chodziło, nie wahałabym się i postarała przekonać męża, że jego brat potrzebuje nauczki, ale były jeszcze Iwona i maleńka. Co one winne, że mają durnego męża i tatusia? Lepiej było dać parę złotych i uratować mu tyłek… Zdenerwowałam się dopiero wtedy, gdy sam sięgnął po nasze pieniądze.
– Nie masz na to żadnych dowodów, Mateusz jest uczciwy – obruszył się Szymon.
Grażyna jakby go nie słyszała.
– Przyszedł i chciał się widzieć z Szymonem, na kilometr można było wyczuć prośbę o kolejną pożyczkę. Męża nie było, ale miał lada chwila wrócić z pracy, więc zostawiłam szwagra w domu, bo miałam umówionego fryzjera. Nie pomyślałam, że Mateusz może coś ukraść, za grosz nie można na nim polegać, ale przecież to rodzina… Akurat podjęłam z banku większą sumę, mąż miał zapłacić w warsztacie za naprawę samochodu. Dwa razy przypominał, bym nie zapomniała o pieniądzach, zależało mu, a sam nie miał czasu wyskoczyć na miasto. Schowałam banknoty do koperty i zamknęłam w szufladzie komody. Wieczorem już ich nie było, Mateusz też zniknął.
– Nie demonizuj, zwyczajnie wyszedł. Drzwiami – rzucił Szymon.
Spytałam go, czym tłumaczy dematerializację koperty z pieniędzmi.
Wykręcił się, za to Grażyna nie miała wątpliwości
– Nie widzi pani, że kryje brata? Mateusz został w domu sam, mógł do woli szukać, kosztowności nie tknął, za trudno je sprzedać, ale na kasę się połaszczył. To była duża kwota, aż się dziwiłam, co ten warsztat taki drogi.
– Remont generalny silnika kosztuje – bąknął Szymon.
Zastanowiłam się. Komu w dzisiejszych czasach opłaca się tak gruntownie naprawiać samochód? Ale może ja się nie znam…
– Oczywiście, że Mateusz ukradł, któż by inny? – rozkręcała się Grażyna. – Rodziny nie wypada podejrzewać, ale tu nie ma wątpliwości. Ostatecznie upewniłam się, że mam rację, kiedy Mateusz przestał nas nachodzić. Pojawiał się regularnie, a teraz cisza. Moim zdaniem spłacił długi i idzie mu karta, przyjdzie, kiedy będzie pod kreską.
– To tylko puste, niczym nie poparte domniemania – powiedział obronnie Szymon.
Spojrzałam na niego uważnie, chciał bronic dobrego imienia brata, ale zabierał się do tego nieudolnie. Gdybym była na jego miejscu, apelowałabym do sumienia Grażyny, przedstawiając argumenty świadczące o uczciwości brata. Mateusz robił w życiu różne świństwa, zawodził bliskich, ale nigdy niczego nie ukradł. Aż do tej pory. Chyba, że to nie on. Wpadła mi do głowy znacznie prostsza hipoteza, lepiej pasująca do sytuacji. Najpierw jednak musiałam skończyć terapię.
– Rozumiem, że zniknięcie pieniędzy przelało czarę goryczy i postanowiła pani rozwieść się z mężem, by uwolnić od rodzinnej pijawki, czyli Mateusza?
– Dokładnie tak było – potwierdziła Grażyna. – Całe życie stanęło mi przed oczami, pomyślałam, że nie chcę być już dłużej wykorzystywana przez tego cwaniaczka, i postawiłam mężowi ultimatum: ja albo on. Szymon nie chciał o niczym słyszeć, nie potraktował mnie poważnie, a przyciśnięty do ściany wybrał Mateusza.
– Żądałaś ode mnie rzeczy niemożliwej, on jest moją najbliższą rodziną, nie mogłem go zawieść – krzyknął wyprowadzony z równowagi Szymon.
Wtrąciła się Grażyna:
– A ja kim jestem? Obcą kobietą, z którą się ożeniłeś – odpowiedziała sama sobie.
Z trudem powstrzymałam się od kąśliwego komentarza, Grażyna miała trochę racji, niektórzy mężczyźni osobliwie pojmują rodzinne więzy, uzależniając ich ważność od stopnia pokrewieństwa. Według nich żona, żeby nie wiem jak uroczyście poślubiona, to nie rodzina.
Dziwne, ale prawdziwe
Nie sądziłam, by Szymon kierował się równie pokrętną logiką, po prostu zmuszony do wybierania między dwiema najbliższymi osobami, nie umiał się odnaleźć. Ta sprawa poszła za daleko. Pomyślałam, że Szymon zbyt dużo ryzykuje, utrzymując przed Grażyną w tajemnicy sprawę zniknięcia pieniędzy. Pamiętałam, jak bardzo mu zależało, by Grażyna nie zapomniała wypłacić gotówki w dniu wizyty Mateusza, a potem pieniądze zniknęły. Coś za dużo zbiegów okoliczności zaszło tego wieczoru. Szymon, spiskując z bratem, doprowadził żonę do ostateczności, zamiast zwyczajnie jej powiedzieć, że tym razem pożyczył Mateuszowi dużo więcej niż zwykle. Grażyna byłaby na niego zła, pokłóciliby się, ale nie zażądałaby rozwodu, dotknięta tym, że mąż stawia brata na pierwszym miejscu.
– Na pana miejscu powiedziałabym żonie, jak było – szepnęłam Szymonowi na boku, żegnając parę przy drzwiach.
Grażyna wyszła pierwsza, miałam naprawdę niewiele czasu. Nie odpowiedział, ale chyba zrozumiał. Ciekawa byłam, jak postąpi. Grażyna zadzwoniła jakiś czas później, żeby odwołać kolejną wizytę.
– Sprawa się wyjaśniła, to było nieporozumienie, Szymon obiecał, że już nigdy tak nie postąpi. Powiedział, że jestem dla niego najważniejsza, i od tej pory nie będzie miał przede mną tajemnic. No, zobaczymy. Na razie zostanę z nim i będę pilnowała, żeby nie narobił głupot.
– A co z zaginionymi pieniędzmi? – spytałam nieśmiało.
– A, to! – Grażyna ledwie sobie przypomniała o złodziejskiej aferze. – Będzie jak zawsze, Mateusz je odda. Jaki jest, taki jest, ale przecież to rodzina.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”