Ciągle nie mogę się nadziwić, że okazałam się taka naiwna. Przecież zawsze twardo stąpałam po ziemi. Choć nie wiem, czy w moim przypadku słowo „stąpałam” jest odpowiednie. Ponad 20 lat temu uległam poważnemu wypadkowi i od tamtej pory jeżdżę na wózku inwalidzkim.
Mój pierwszy poważny związek rozpadł się po wypadku
Kamil bardzo się starał, ale mieliśmy oboje po 24 lata i nie umiał się pogodzić się z tym, że całe życie ma spędzić z niepełnosprawnym. A może po prostu nie kochał mnie wystarczająco? Nie mam żalu. Był ze mną w najtrudniejszych momentach. Kiedy obudziłam się w szpitalu i usłyszałam, że prawdopodobnie nigdy nie będę już chodzić.
Potem woził mnie na rehabilitację, pomógł dostosować mieszkanie po babci do moich potrzeb, nauczyć się po nowemu jeździć samochodem i przesiadać się do niego z wózka. A kiedy już był pewien, że sobie jakoś poradzę, powiedział, że odchodzi. Nie płakałam. Chyba już swoją porcję łez wylałam w szpitalu. Miałam zostać inżynierem, studiowałam na politechnice. Musiałam zmienić plany. Na szczęście zawsze miałam talent do języków. Zrobiłam uprawnienia tłumacza przysięgłego i otworzyłam własną działalność gospodarczą.
Po kilku latach miałam już tyle zleceń, że pieniądze przestały być problemem. Wyposażyłam więc mieszkanie w najnowocześniejszy sprzęt, stać mnie było na wygodny samochód, fajne wakacje. I na szaleństwa, jak narty na siedząco czy kite surfing. Niepełnosprawność, gdy masz pieniądze, jest dużo bardziej znośna – taka prawda.
Nie byłam samotna
Moje dwie przyjaciółki, które znałam jeszcze z podstawówki, nie odwróciły się ode mnie. Z ich chłopakami, a potem mężami, oraz znajomymi stanowiliśmy zgraną paczkę. Anka i Baśka zawsze pamiętały, żeby się upewnić, czy pensjonat, do którego jedziemy na weekend czy na wakacje, nie będzie stanowił dla mnie barier. I żeby zawsze zaplanować takie rozrywki, w których i ja będę mogła uczestniczyć. Czasem mówię pół żartem, pół serio, że internet i komórki wymyślono specjalnie dla mnie. Każdą nowinkę technologiczną podchwytywałam jako pierwsza.
Szybko się okazało, że to ja muszę uczyć koleżanki bankowości internetowej i rozliczania PIT-ów przez internet. Ściągałam im apki na telefon i naprawiałam komputery. No, ale przecież miałam być inżynierem! Nowe technologie zmieniły też moje życie seksualne. A raczej nie zmieniły, tylko wskrzesiły! Nie kochałam się z mężczyzną od odejścia Kamila. Byłam samodzielna, nie potrzebowałam silnego męskiego ramienia, żeby się na nim wesprzeć w codziennym życiu, ale im bardziej zbliżałam się do 40-stki – tym bardziej brakowało mi seksu.
I wtedy odkryłam Tindera
Zasady są jasne i można je z góry określić. A że czasem trafiałam na gości, dla których seks ze mną był rodzajem spełnienia dziwnych fantazji erotycznych? Dopóki robili to, czego od nich oczekiwałam, przymykałam na to oko. Pawła również poznałam na Tinderze. To miała być, jak zwykle, jednorazowa randka. Wypiliśmy trochę wina, pogadaliśmy, a potem wylądowaliśmy w łóżku.
Tydzień później odezwał się znowu. „Hej, było miło, może to powtórzymy?”. Zazwyczaj nie spotykałam się 2 razy z tym samym facetem, ale pomyślałam, że czemu nie? W łóżku było fajnie, rozmawiało nam się miło, a gość wyglądał na fajnego, normalnego faceta. Zgodziłam się, a on zaproponował, żebyśmy najpierw wybrali się na kolację. Wieki nie byłam w restauracji z mężczyzną i bardzo mi się ten pomysł spodobał. Sporo się o Pawle tego wieczora dowiedziałam. Że prowadzi własną firmę graficzną. Że mieszka na strychu, który sam zaprojektował. I ma dorosłą córkę, z którą – mimo że jej mama odeszła z innym, gdy Julka miała tylko 6 lat – ma wspaniały kontakt. Po kolacji poszliśmy do mnie – nawet gdyby winda dojeżdżała na strych Pawła, i tak nie dałabym się do niego zaprosić. Tylko u siebie, gdzie miałam wszystkie udogodnienia i potrzebne mi rzeczy, czułam się swobodnie.
Tylko w domu byłam panią swojego losu
Wiedziałam, że mam wszystko pod kontrolą i nagle się nie okaże, iż nie mogę wstać z sedesu albo sięgnąć do kranu. Na tym spotkaniu się nie skończyło. Po miesiącu doszłam do wniosku, że chyba jesteśmy już parą. Że między nami jest coś więcej niż tylko seks.
– Hej, przyjaciółka robi imprezę. Pójdziesz ze mną? Nikomu o nas nie mówiłam, ale może najwyższa pora? Jeśli uważasz, że to za szybko – spoko, zrozumiem.
Na tej imprezie Baśka i Anka niby się uśmiechały, ale nie spuszczały z nas oka. Po 2 godzinach Paweł pochylił się nade mną.
– Mam wrażenie, że jesteśmy atrakcją wieczoru. Twoje przyjaciółki cały czas szepczą po kątach. Myślę, że musimy im dać powód tej konspiracji – szepnął mi do ucha i zaczął namiętnie całować.
Gdy spojrzałam na Baśkę i Ankę udawały, że szukają korkociągu. Baśka zadzwoniła rano.
– Zośka, co ty wiesz o tym facecie? Jestem w stanie zrozumieć, że brakuje ci mężczyzny, ale musisz być ostrożna. Kim on jest? Kto cię z nim poznał?
Wkurzyłam się. Paweł ciągle spał koło mnie. Miałam wspaniały wieczór i jeszcze lepszą noc. Nie muszę się tłumaczyć z mojego życia przed Baśką!
– Daj spokój, OK? Nie jesteś moją mamą. Jestem dorosła i wiem, co robię. Mam uszkodzone nogi, nie mózg – wściekła rozłączyłam rozmowę.
Wieczorem Baśka mnie przeprosiła
Wydawało się, że przyjaciółki zaakceptowały Pawła. Ale wyczuwałam, że ciągle mu nie ufają. Nie obchodziło mnie to, bo zaczęłam się zastanawiać, czy powoli się w nim nie zakochuję. Do mieszkania Pawła nie miałam jak pójść, chociaż nieraz zapewniał, że chętnie wniesie mnie tam na rękach. Nie jestem chucherkiem i nie miałam na to w ogóle ochoty. Ale kiedyś zapytałam, czy pokaże mi swoją pracownię.
– Jasne! Tylko za jakiś czas, teraz wymieniają w budynku rury – odpowiedział bez wahania.
Ze strony internetowej jego firmy dowiedziałam się, że ma siedzibę w starej kamienicy na peryferiach miasta – Paweł sam przerobił mieszkanie na pracownię. W marcu pojechaliśmy na pierwszy wspólny weekend. To Paweł znalazł ten pensjonat w sercu Borów Tucholskich. 2 dni minęły bardzo szybko.
– Zosiu, jest mały problem. Okazało się, że można zapłacić tylko gotówką. Szefowa zgodziła się ewentualnie na przelew na telefon. Ale wiesz, mój bank nie obsługuje takich płatności. Zapłacisz?
Zgodziłam się bez wahania. Paweł zapewniał, że gdy tylko wrócimy do domu, wszystko mi odda. Potem chyba wyleciało mu to z głowy, a ja się nie upominałam. Taki drobiazg, nie chciałam wyjść na dusigrosza. Często mówił o córce. Lubił się nią chwalić. Pokazywał zdjęcia, które mu przysyłała na telefon. Opowiedział mi też o jej mamie, która złamała mu serce.
– Kaśka to był wulkan energii. Ja tylko marzyłem o tym, żeby stworzyć z nią rodzinę. Ale dla niej to było za mało. Dusiła się. Raz wyjechałem na weekend do rodziców i po powrocie już jej nie było. Odeszła z gitarzystą. Długo walczyłem o prawa do Julki. Jestem dumny, że pomimo trudności, jakie robiła mi Kaśka, mamy taki wspaniały kontakt.
Weekend u rodziców?
Pamiętałam, że Paweł wspominał wcześniej, że jest sierotą – rodzice zginęli, gdy był nastolatkiem. Ale pewnie coś pomyliłam. Szybko jednak zapomniałam o tej nieścisłości. Julka mieszkała w Krakowie. Paweł kilka razy obiecywał, że pozna nas ze sobą. Ale zawsze w ostatniej chwili odwoływała przyjazd.
– Wiesz, jest prawnikiem, ma bardzo napięty harmonogram – tłumaczył Paweł.
Wyszukiwanie informacji w necie to mój konik. Czasem ot tak, dla fanu, sprawdzam różnych nowo poznanych ludzi. O niektórych w sieci nie ma nic, a o innych można się całkiem sporo dowiedzieć. Dwa miesiące temu siedziałam nad jakimś trudnym tłumaczeniem. Postanowiłam zrobić sobie krótką przerwę i wygooglować Julkę.
Paweł ma bardzo rzadkie nazwisko, uznałam więc, że znalezienie jego córki to będzie bułka z masłem. Ale nie znalazłam nic. Zdziwiona sprawdziłam w znajomych Pawła na Facebooku. Również nic. W wyszukiwarce profil osoby o takim imieniu i nazwisku też się nie pokazał. Trochę się zdziwiłam, ale musiałam wracać do pracy i nie miałam czasu dłużej się nad tym zastanawiać. Przypomniałam sobie o tym jednak kilka dni później, gdy siedzieliśmy w kawiarni przy lodach, a Paweł znowu z zaangażowaniem zaczął opowiadać o córce.
– A wiesz… Z nudów kliknęłam ostatnio w twoich znajomych na fejsie. Nie znalazłam wśród nich Julki. Myślałam, że może nosi inne nazwisko, ale w ogóle żadnej Julii tam nie znalazłam.
– No tak, wiesz… młodzi teraz krępują się mieć rodziców w znajomych. Kilka lat temu, jak dorosła, wyrzuciła mnie. Przepraszała, ale ja nie widziałem problemu.
Nie ciągnęłam tematu. I nie powiedziałam mu, że ani na Facebooku, ani nigdzie w necie nie ma śladu po takiej osobie. Ale szczerze mówiąc, zaczynałam być coraz bardziej zaintrygowana. Któregoś wieczora, kiedy siedzieliśmy u mnie, Paweł pokazywał mi kolejne fotki córki. Zaraz potem poszedł do toalety. Telefon nie zdążył się zablokować i wtedy przesłałam jedno ze zdjęć sobie. Wiadomość wykasowałam.
W wolnej chwili wyszukałam to zdjęcie przez Google
Po chwili już wiedziałam, że pochodzi z Instagrama jakiejś dziewczyny. Faktycznie nazywała się Julia. Przejrzałam jej profil. To była ta sama dziewczyna. A ja byłam pewna, że prawie wszystkie zdjęcia, które pokazywał mi Paweł, tam były. Nic z tym odkryciem nie zrobiłam. Może córka nosi nazwisko mamy? Może Paweł relacje z córką trochę ubarwia. Ale co w tym złego? Nie tak łatwo się przyznać, że się zaniedbało własną córkę, to żaden powód do dumy. Chociaż z drugiej strony – po co o niej tyle mówi?
Obiecałam sobie, że kiedyś go zapytam. Nie zdążyłam. 2 tygodnie temu Paweł zaproponował mi, żebyśmy – może na razie na próbę – razem zamieszkali. Byłam zachwycona tym pomysłem.
– Oczywiście, ja musiałbym wprowadzić się do ciebie, ty masz tu wszystko, czego ci potrzeba. Rzecz jasna, będę dokładać się do czynszu – zapewnił.
W weekend zaprosiłam przyjaciółki i ich mężów na kolację. Po deserze powiedziałam im, z jakiej spotkaliśmy się okazji.
– Planujemy razem zamieszkać. Paweł się do mnie wprowadza. Wspaniała nowina, prawda? – oznajmiłam.
Anka mnie wyściskała, Baśka również, ale widziałam, że minę ma nietęgą. Zadzwoniła następnego dnia.
– Co, znowu będziesz zrzędzić, mamo?
– No będę… Bo muszę, Zocha. Co ty wiesz o tym facecie? Znasz jego rodzinę, przyjaciół? Czy ty kiedykolwiek zadałaś sobie trud, żeby za przykład zadzwonić do jego pracowni? Na ten telefon ze strony w necie? Nie? A ja tak. I wiesz co? Nie ma takiego numeru. Zosiu, masz fajne mieszkanie, kupę kasy… Ja nie sugeruję, że facet nie może się tobą zainteresować dla samej ciebie. Ale uwierz mi, nie TEN facet. Możesz mnie znienawidzić, trudno, ale proszę, przemyśl jeszcze tę decyzję.
Byłam na Baśkę wściekła, ale…
Zaczęłam sobie przypominać te drobnostki. Rodzice. Żyli czy nie? Rzeczywiście, nigdy nie przedstawił mnie znajomym. I ten wyjazd, za który zapłaciłam. I kilka kolacji, kiedy Paweł zapomniał portfela. No i córka. W jej sprawie na pewno coś kręcił. Weszłam jeszcze raz na Instagram Julii. Zaczęłam się zastanawiać, czy jej nie zaczepić. Ale wpadłam na lepszy pomysł.
W maju Julia wrzuciła z okazji Dnia Matki fotkę z dzieciństwa. „Mamusia, Jej zawdzięczam wszystko”. Kobieta na zdjęciu była oznaczona. Kliknęłam. Katarzyna miała otwarty profil. Niewiele myśląc, napisałam do niej prywatną wiadomość. Mało przemyślaną – zrozumiałam to, kiedy ją przeczytałam jeszcze raz na spokojnie.
„Pani Katarzyno. Mam na imię Zofia. Od kilku miesięcy spotykam się z Pawłem, ojcem pani córki. Dużo mi o niej opowiada. Czy to prawda, że mają świetne relacje? I że pani porzuciła go przed laty dla muzyka? Czy zna pani jego rodzinę? To dla mnie bardzo ważne”. Odpowiedź przyszła wieczorem.
Dość oschła
„Pani Zofio, nie bardzo wiem, jak mnie pani znalazła i dlaczego uznała, że powinnam odpowiadać na tak osobiste pytania obcej osobie. Ale ponieważ rozumiem, że Paweł opowiada pani o mnie oraz naszej córce jakieś bajki – jednak odpowiem. Tak, mamy córkę. Paweł ostatni raz widział ją 20 lat temu. I tak, to ja go zostawiłam. Miałam 20 lat, spodziewałam się dziecka, a on miał żonę w Kielcach. Tylko zapomniał mi o tym wspomnieć. Nie bardzo chciał ją zostawić, bo to ona go utrzymywała. Pozdrawiam”.
Nie miałam powodów, żeby tej kobiecie nie wierzyć. A to znaczyło, że nie wszystko, co Paweł mi mówił, było prawdą. Więc może nic nią nie było? Nie miałam już siły prowadzić dalszych śledztw. Katarzyna na pewno wie więcej. Więc może gdy powiem jej po prostu prawdę, to mi pomoże?
Tym razem odpowiedź czytałam kilka razy
Napisałam wszystko. Że poruszam się na wózku, że mam dobrą sytuację materialną, że poznałam Pawła na Tinderze i zostaliśmy parą. I że bardzo się chwali córką, mówi, że mają świetne relacje.
„Kilka razy miałam ją poznać, ale zawsze coś wyskakiwało. Po tym, co pani mi napisała, zaczynam rozumieć, że Paweł mnie oszukuje. Już nawet nie wiem, czy naprawdę jest grafikiem i ma swoją firmę. Zaangażowałam się, po raz pierwszy od lat. Ostatnio Paweł zaproponował, że się do mnie wprowadzi. Zgodziłam się z ochotą. A teraz zaczynam się zastanawiać, czy to dobry pomysł. Nie zna mnie pani i nie musi mi pomagać. Ale jeżeli wie pani o Pawle coś jeszcze, proszę mi napisać. Bardzo dziękuję i przepraszam za zawracanie głowy”.
Nie wiem, czy Katarzyna od razu mi uwierzyła. Może też mnie najpierw znalazła w necie? Dwa dni później odpisała: „Pani Zofio, chyba powinnyśmy porozmawiać. Może poda mi pani swój telefon, to zadzwonię?”. Podałam. Rozmawiałyśmy półtorej godziny. Właściwie z tego, co opowiadał mi o sobie Paweł, prawdziwe było tylko imię i nazwisko.
– Jego rodzice żyją – usłyszałam od pani Katarzyny. – I mają kontakt z Julką. Ale z synem już nie. Jakieś 15 lat temu Paweł przekonał ich, żeby mu podżyrowali kredyt. Spłacają go do dziś. Żonę z dwójką dzieci zostawił w Kielcach bez środków do życia. Z Julką zaczął szukać kontaktu, jak się dowiedział, że dostała pracę w renomowanej kancelarii w Krakowie. Liczył na jakąś kasę. Spławiła go. Julka ma moje nazwisko, a Paweł jest pozbawiony praw rodzicielskich. Zadbałam o to, żeby mu na starość nie przyszło do głowy ściągać z niej alimentów! Nic mi nie wiadomo, żeby był grafikiem. Mnie wmawiał, że jest księgowym. Okazało się, że pracuje jako portier nocny w biurowcu, w którym, owszem, mieściła się firma księgowa. Z tego, co wiem, nie ma nawet matury. Mam nadzieję, że pomogłam. Decyzja należy do pani, ale moja rada jest taka – niech pani ucieka od niego jak najdalej.
Dziś już wiem, że Katarzyna miała rację
Bo przestałam się cackać i wynajęłam firmę detektywistyczną. Raport po prostu wysłałam Pawłowi. Nie wiem, czy do mnie dzwonił, bo zablokowałam jego numer. I wyjechałam z miasta. Płakałam przez tydzień. Nie z tęsknoty za Pawłem. Byłam wściekła na siebie, że okazałam się taką idiotką, naiwną babką, która za parę ciepłych słów była gotowa oddać facetowi wszystko. I na to, że wkurzyłam się na przyjaciółki, które chciały dla mnie dobrze i widziały więcej niż ja - zaślepiona miłością.
Dzisiaj znowu odpaliłam Tindera. Wieczorem czeka mnie gorąca randka z Krystianem. Pierwsza i ostatnia! Czegoś mnie ta historia jednak nauczyła…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”