„Ukochana stwierdziła, że wyjdzie za mąż za milionera, a mnie zachowa sobie jako kochanka. Dałem się wyrolować, jak dzieciak”

Moja ukochana chciała, żebym był jej kochankiem fot. Adobe Stock, Aghavni
„– Widzisz, kochanie, jestem jak ten czek na ogromną sumę, ale z określoną datą realizacji. Jestem piękna, jednak piękno nie trwa wiecznie. Muszę pomyśleć o swojej przyszłości. Kto da więcej, ten będzie mnie miał. – Ale ja nie mam pieniędzy. Czy to znaczy, że... – Ciebie będę kochała za miłość, którą mnie darzysz, a męża za jego pieniądze”.
/ 29.11.2022 15:15
Moja ukochana chciała, żebym był jej kochankiem fot. Adobe Stock, Aghavni

Danielę kochałem, odkąd tylko pamiętam. Teraz wiem, że była to miłość bezkrytyczna i całkowicie ślepa. Dałem jej wszystko, co miałem – całego siebie. W zamian nie oczekiwałem nic. Wystarczyło, że moja ukochana była obok, że w chwilach uniesienia snuła przede mną mgliste wizje wspólnej przyszłości i od czasu do czasu mnie całowała. Miałem ją za ideał. O tym, jaka jest naprawdę, dowiedziałem się pewnego wieczoru, gdy zbyt dużo wypiła.

Mieliśmy wtedy po 24 lata i świętowaliśmy jej obronę

Marzyłem, że kiedy ja skończę studia, pobierzemy się. Daniela w zasadzie się na to zgodziła, w każdym razie nigdy nie powiedziała: „nie”. Jednak tego wieczoru wszystkie moje marzenia runęły jak zamek z piasku.

– Widzisz, kochanie, jestem jak ten czek na ogromną sumę, ale z określoną datą realizacji. Jestem piękna, jednak piękno nie trwa wiecznie. Muszę pomyśleć o swojej przyszłości. Żyjemy na targowisku próżności. Kto da więcej, ten będzie mnie miał.

– Ale ja nie mam pieniędzy – stwierdziłem. – Czy to znaczy, że...

– Ciebie będę kochała za miłość, którą mnie darzysz, a męża za jego pieniądze.

Daniela nie musiała długo czekać. Wybrała starannie. Gerard miał 75 lat, potężny majątek i pretensje do bycia playboyem. Przypuszczam, że pierwsze 10 milionów zdobył w niezbyt uczciwy sposób. Ale tak to już jest – bandyta dorabia się, obrasta tłuszczem, potem zakłada uczciwy biznes i żąda, żeby policja chroniła go przed nowymi bandziorami. Mąż Danieli nawet w noc poślubną nie przekroczył progu jej sypialni. Była ozdobą, której mieli mu zazdrościć przyjaciele i znajomi – równie wiekowi jak on. Jeszcze przed ślubem moja była już dziewczyna przeprowadziła się do wspaniałej willi, która bardziej przypominała sejf niż podmiejską rezydencję. Wszędzie były kamery, czujniki i detektory. Jakby dziadek otoczył się murem elektroniki, żeby uprzedziła go o nadchodzącej śmierci. Ta jednak, nie zważając na wszystkie zabezpieczenia, pewnego dnia nieoczekiwanie przeniknęła przez stalowy parkan, chyłkiem przebiegła przez ogród i przez uchylone okno wśliznęła się do domu. Tu schowała się za jednym z obrazów i czekała na właściwy moment.

Początkowo byłem zrozpaczony, że Daniela zdecydowała się odejść do tego dziada. W tym czasie kończyłem drugi stopień specjalizacji lekarskiej. Żeby zapomnieć i zagłuszyć ból po stracie ukochanej, rzuciłem się w wir nauki i niemal odciąłem się od świata zewnętrznego. Rok później rozpocząłem pracę w jednym z renomowanych szpitali w Warszawie na oddziale klinicznym kardiologii.

Pewnego dnia na moim dyżurze pojawił się Gerard

Cierpiał na silną arytmię serca i trafił do nas w stanie przedzawałowym. Na szczęście jego lekarz w porę wykrył zbliżający się atak. Gerard od razu wynajął sobie prywatną salę. Obstawiono go całym sprzętem medycznym, jaki tylko mógł być potrzebny. Zdziwiło mnie, że Daniela nie przyjechała do szpitala z mężem. Pojawiła się natomiast w pokoju lekarskim dwa dni później. Wystarczyło jedno spojrzenie, jeden uśmiech, jej zapach – i dawna namiętność wybuchła we mnie ze zdwojoną siłą.

– Kochasz mnie? – spytała cicho, gdy już przestaliśmy się całować.

– Niestety – odparłem.

Więc chyba mogę na ciebie liczyć? – otarła się o mnie całym ciałem.

Zamiast mózgu miałem pulsującą, rozdygotaną papkę. W tym stanie mogłem obiecać jej praktycznie wszystko.

– Oczywiście.

– Wyjawię ci pewien sekret, żebyś był pewien, że ci ufam i to z tobą chcę związać swoje przyszłe życie – powiedziała nagle, a ja na te słowa aż zadrżałem z przejęcia.

To był dla moich uszu śpiew anielski, a jednak resztka zdrowego rozsądku kazała mi powiedzieć:

Twój mąż jeszcze żyje.

– Jeszcze – Daniela uśmiechnęła się zimno i spojrzała mi głęboko w oczy.

Kiedy zrozumiałem, do czego zmierza, poczułem rosnący niepokój. Daniela znów przylgnęła do mojego ciała i pocałowała mnie namiętnie. Rozpłynąłem się pod wpływem jej pieszczot. Mogła formować mnie swoimi palcami niczym miękką plastelinę.

Byłem gotów zrobić dla niej wszystko

Prócz tego jednego.

– Przecież go nie odłączę – wyszeptałem, czując jej ciało w swoich ramionach. – Nie mogę.

W pierwszej chwili dostrzegłem w jej oczach złość, lecz zaraz potem...

– Ależ, głuptasie! – roześmiała się. – Nie chcę, żebyś zabił mojego kochanego męża.

Więc co to za sekret? – spytałem.

Wyjaśniła. Otóż Gerard, prawdopodobnie chwaląc się, kim to on niegdyś był, pokazał jej zamkniętą w domowym sejfie brylantową kolię, która przed dziesięciu laty została ukradziona z domu jednego z najbogatszych Polaków. Właściciel oraz ubezpieczyciel wyznaczyli wysoką nagrodę dla tego, kto by wskazał miejsce ukrycia kolii.

On ma fioła na punkcie diamentów oraz swoich portretów – parsknęła Daniela. – Gapi się na mnie dosłownie z każdej ściany. Można się wyrzygać. Ale ta kolia... – rozmarzyła się. – Kiedy zapiął mi ją na szyi, czułam się jak królowa. Oczywiście nie mogę jej nosić, bo to, że ją ma, to wielka tajemnica. Wiem, że codziennie przed snem ogląda ją i dotyka... – wzruszyła ramionami. – Cóż, lepiej ją niż mnie. Ale jak widzisz, tak bardzo ci ufam, że zdradziłam ci tę tajemnicę. Gdyby policja odnalazła kolię w jego sejfie, natychmiast by go aresztowali...

Spojrzała mi w oczy. I nagle zrozumiałem, że ona z pewnością zdradziłaby policji sekret swojego męża, gdyby nie to, że wtedy straciłaby kolię. Brylanty zauroczyły nie tylko jej męża! Zrozumiałem także, że miałem rację – Daniela miała zamiar namówić mnie, żebym pomógł jej mężowi odejść do lepszego ze światów… Kiedy jednak dostrzegła opór z mojej strony, natychmiast się wycofała. Niestety, nie na zawsze. Jak pająk oplotła mnie niewidzialnymi nićmi, sparaliżowała moją wolę. Opętany wizją bycia z nią na stałe, gdy odzyska wolność – w końcu zgodziłem się usunąć jej męża z drogi do naszego szczęścia.

– Musisz się pośpieszyć – szeptała mi do ucha. – On niedługo wyjdzie do domu, a tam nie mamy szans... Będzie za późno.

Tym razem już nie protestowałem i nie opierałem się. Myślałem tylko o tym, że nie zniosę, jeśli ona odejdzie po raz drugi. A odejdzie na pewno, jeśli odmówię. I tym razem prawdopodobnie już na zawsze.

Daniela wszystko dokładnie obmyśliła

Na jednym z moich najbliższych dyżurów miałem śpiącemu podać w kroplówce preparat, który wywołałby śmiertelny atak serca. Potem wystarczyło wymienić woreczki z kroplówką. Sam preparat rozkładał się w organizmie po 10 godzinach i nie pozostawiał po sobie żadnych śladów. To był plan doskonały. Powiem szczerze – nawet wtedy zdawałem sobie sprawę, że Daniela mną manipuluje i bezczelnie mnie wykorzystuje, a jednak nie zamierzałem z niczego się wycofywać. Nie potrafiłem, choć czułem niemal fizyczny ból sumienia.

Nie chciałem zabijać, ale też nie potrafiłem powiedzieć: „nie”. Na szczęście los okazał się dla mnie łaskawy. Godzinę po tym jak objąłem dyżur, stary z przyczyn naturalnych dostał ataku serca i, mimo natychmiastowej pomocy, umarł. Nie przyczyniłem się do tego w najmniejszym stopniu, a jednak zaraz zadzwoniłem do Danieli i pochwaliłem się jej, że dokonałem tego, o co mnie prosiła.

– Jesteś niezwykły – usłyszałem w słuchawce jej zmysłowy głos. – Przyjedź do mnie jutro, a ja ci wszystko wynagrodzę.

Nie mogłem się doczekać. Następnego ranka, zaraz po dyżurze, wskoczyłem w samochód i mimo ślizgawicy pognałem za miasto do jej willi. Zaskoczony zobaczyłem przed domem policyjne radiowozy. Przedstawiłem się, że jestem lekarzem i przyjacielem pani domu.

– Kiedy pan z nią rozmawiał? – oficer natychmiast sięgnął po notatnik.

W nocy umarł jej mąż. Zadzwoniłem do Danieli z tą smutną informacją. Poprosiła, żebym przyjechał po dyżurze.

Policjant zmarszczył brwi.

– Mąż? Czyli Gerard, tak?

– Zgadza się – potwierdziłem.

– O której zmarł?

Około 22. Ordynator stwierdził zgon.

Oficer postukał palcem w dolną wargę.

– No dobra. Niech pan idzie za mną i po drodze niczego nie dotyka.

Ruszyłem za nim do wnętrza domu.

Czułem narastający niepokój

Nikt nie otworzył drzwi, nie zauważyłem nigdzie Danieli...

– Ale co się stało? I skąd się tu wzięliście?

– Zostaliśmy wezwani.

Przez Danielę? – spytałem zdumiony.

Co się mogło stać? Może wieść o śmierci starego dotarła już do jego konkurentów lub rodziny i ci chcieli jak najszybciej okraść wdowę? Albo zrobić jej jakąś krzywdę?

Nic jej nie jest? – spytałem.

Policjant stanął przed drzwiami do salonu i przez chwilę patrzył na mnie uważnie.

– Pani domu uciekła z drogocenną, skradzioną kolią. O tym, że mamy jak najszybciej za nią ruszać poinformował nas... pan Gerard około godziny 21. Chyba poznał się na swojej pazernej żonie...

Wtedy zrozumiałem, że Gerard, którym tak gardziłem, był znacznie mądrzejszym człowiekiem niż ja. Daniela uciekła i wiedziałem, że nie zamierza po mnie wracać.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA