Spotkania po latach nie zawsze są miłe, nawet jeśli z tym „kimś” wiążą się miłe wspomnienia. A kiedy jeszcze wychodzi na jaw tajemnica…
– Naprawdę nie pamiętasz? – dziwi się mój przyjaciel. – Jak można nie pamiętać dziewczyny, z którą się spędziło całe wakacje? Bujasz!
– To było czterdzieści lat temu! – odpowiadam. – Coś mi się mgliście kojarzy, ale poza jakimiś drobiazgami, kompletna mgła! I czegoś się do mnie przyczepił? Poznałbyś dzisiaj wszystkie koleżanki z licealnej klasy? Nie poznałbyś! A spędziłeś z nimi nie trzy miesiące, ale cztery lata!
Siedzimy pod parasolem na prawie pustej plaży
Jest jeszcze bardzo wcześnie, dopiero co wzeszło słońce, ale powietrze jest gorące, mimo morskiej bryzy… Nie mogłem spać całą noc, więc przed świtem wyciągnąłem Karola z pokoju, tłumacząc mu, że jeśli się nie przejdę – zwariuję. To dobry kumpel, więc zrozumiał. Już wczoraj mu opowiedziałem, co się wydarzyło. Musiałem z kimś pogadać, a Karola znam od pół wieku; nikt nie wie tyle o wszystkich moich sprawach, kłopotach, przygodach i miłościach. Jak to dobrze, że dał się namówić na ten wspólny urlop; gdybym był sam, z pewnością bym oszalał. Po raz setny Karol pyta:
– To wszedłeś do tej apteki i co? Ona cię poznała, a ty jej nie? To w końcu które z was się pierwsze odezwało?
– Wszedłem, bo mi się skończyło lekarstwo. Zapytałem panią magister, czy może mi je sprzedać bez recepty, bo jestem przyjezdny. Powiedziała, że nie może. To zacząłem się przymilać i prosić, ale była jak skała. Więc poprosiłem kierownika. Okazało się, że ona jest tam kierowniczką… Znowu zacząłem tłumaczyć, że niedługo wyjeżdżam i nie opłaca mi się iść prywatnie do lekarza, bo koszt wizyty wyniesie więcej niż ten lek! Wtedy jakoś dziwnie na mnie spojrzała i powiedziała: „Niektórzy się nigdy nie zmieniają. Obchodzi ich tylko to, co się opłaca!”.
Spotkanie po latach
Skoro opowiedziałem o tym przyjacielowi, opowiem i wam.
Faktycznie, w jej zachowaniu było coś dziwnego. Potem dodała coś, co mnie zastanowiło, bo tak kiedyś podsumowywałem dyskusje: „Pieniądze szczęścia nie dają, ale bez nich i szczęście nic ci nie da!”. Przemknęło mi przez głowę, że może się kiedyś znaliśmy. Mało to ludzi przewija się przez życie. Jedni grają główne role, inni tylko przechodzą przez scenę, a jeszcze inni to statyści. Ich się na ogół nie kojarzy. Może i ta pani kierowniczka z nadmorskiej apteki też była blisko mnie? Ja jej nie pamiętam, ale ona mnie tak…
Zacząłem się jej przyglądać, niestety, żadna szufladka w pamięci mi się nie otworzyła, żadna sytuacja ani wydarzenie nie wyświetliły mi się tak, żebym ją rozpoznał. Pozostawało mi tylko zapytać:
– Przepraszam, czy my się znamy? Chyba niemożliwe, bo taką ładną kobietę bym na pewno zapamiętał…
Nagle doznałem olśnienia: Ilona! Patrzyła mi prosto w oczy. Zdjęła okulary, widziałem więc zielone oczy, długie rzęsy i sieć zmarszczek na skroniach. I brwi proste jak dwie kreski. Te brwi mi coś przypomniały; wprawdzie już nie były takie czarne i gęste, ale ich kształt był nie do podrobienia. No i nagle, jakbym dostał pięścią w łeb! Wszystko wróciło!
Ale dopiero następnego dnia znowu tam poszedłem
Na szczęście było pusto.
– Wiedziałam, że wrócisz – tak mnie powitała. – Zawsze najpierw uciekałeś, a dopiero potem zaczynałeś myśleć, co zrobić. Wtedy postąpiłeś tak samo.
– Też wróciłem. Wprawdzie nie następnego dnia, ale po tygodniu. Tylko że ciebie już nie było – przypomniałem jej. – Przepadłaś jak kamień w wodę.
– Gdybyś chciał, to byś mnie znalazł. Byłam niedaleko.
Bardzo się fizycznie zmieniła, a jednak zacząłem w niej odnajdywać tamtą dziewczynę z czarnymi włosami i śniadą skórą. Nadal miała kpiący uśmiech i troszeczkę sepleniła, lecz nie mogłem się mylić. Po drugiej stronie aptekarskiej lady stała Ilona, moja wielka, wakacyjna miłość sprzed lat. Ilu? Skoro byłem po pierwszym roku politechniki, to sprzed czterdziestu.
– Mieszkasz tu na stałe? – zapytałem, bo w sumie o czym miałem z nią rozmawiać. – Skończyłaś farmację? O ile pamiętam, byłaś na psychologii.
– Owszem, ale zmieniłam kierunek. Tak wyszło. Rodzice męża zostawili nam aptekę, żal było nie skorzystać.
– Prowadzisz ją z mężem?
– Z synem. Mąż dawno nie żyje.
– Przykro mi…
– Czemu ma ci być przykro. Nie znałeś go. Nic o nim nie wiesz.
– Tak się mówi, po prostu…
– Ty zawsze wiedziałeś, co należy powiedzieć – skomentowała z przekąsem. – Z tym jednym wyjątkiem, gdy nie wiedziałeś. Zamroczyło cię i język ci stanął kołkiem, pamiętasz?
W tej samej chwili z zaplecza wszedł do apteki wysoki mężczyzna. Zamarłem. Musiałem się mocno oprzeć o ladę, żeby nie zemdleć, bo ten mężczyzna to byłem ja! Ta sama twarz, włosy, wzrost, budowa ciała, ruchy…
No, jednym słowem – czas się cofnął
Ilona zauważyła moją reakcję i po swojemu, kpiąco się uśmiechnęła. Ten facet w ogóle nie zwrócił na mnie uwagi, ot, jeszcze jeden klient. Otworzył jakieś szuflady, coś sprawdzał w komputerze, potem uśmiechnął się do Ilony i zniknął za drzwiami. A mnie nagle zabrakło powietrza.
– Wiesz co? – odezwała się Ilona. – Lepiej wyjdź na powietrze, bo mi tu padniesz. Dwadzieścia metrów dalej jest ławka, odpocznij sobie. Chcesz coś na uspokojenie?
– Ty mi lepiej powiedz, co się tu dzieje? – wykrztusiłem. – Czy to jest…?
– Twój syn? Tak, to jest twój syn. Wiele razy sobie wyobrażałam, jak i kiedy się dowiesz, ale takiej sytuacji się nie spodziewałam. No ale życie jest pełne niespodzianek!
Połknąłem jakąś pastylkę, wyszedłem, dowlokłem się do tej ławki i próbowałem uspokoić szalejące serce. Czułem się strasznie. Jakby spadł mi na głowę cały wielki świat, przycisnął mnie do gleby i nie pozwalał się ruszyć.
Karol był w szoku, kiedy mu to opowiedziałem
– I co? Czy ona do ciebie wyszła? – pyta Karol równie wstrząśnięty jak ja. – Długo tam siedziałeś?
– Do wieczora. Nie wyszła. Widocznie są inne drzwi, bo jej nie widziałem. Zresztą wtedy i tak nie mógłbym z nią gadać. O czym? Oszukała mnie. Nie powiedziała, że jest w ciąży. Po prostu zniknęła i więcej się nie odezwała. Pewnie już miała tego aptekarskiego syna na widoku i on się jej bardziej kalkulował. Inaczej sobie nie mogę wszystkiego wytłumaczyć!
Karol milczy, bo wie, że jak się wścieknę, to nikt mnie nie przegada. Czeka, aż będzie mógł się odezwać. To trochę trwa, wreszcie mówię:
– No już, gadaj…
– Po pierwsze, to tak naprawdę nic nie wiesz, więc po co rzucasz na nią oskarżenia? – stwierdza. – Przypomnij sobie, o czym rozmawialiście, zanim uciekła… Nie ma dymu bez ognia.
Jestem wkurzony, ale Karol to porządny i mądry facet, więc zaczynam się myślami cofać w czasie do tamtego lata, kiedy byłem tak szczęśliwy z dziewczyną, tak szczęśliwy jak nigdy potem nie byłem… O czym rozmawialiśmy tamtego ostatniego dnia? Jak zwykle o naszych planach. Ilona źle się czuła, mówiła, że ją boli głowa, ja twierdziłem, że to od słońca, bo trzy miesiące się smażymy jak na patelni.
Potem ona zapytała, co będzie dalej
Ja odpowiedziałem, że niby co ma być. Skończymy studia, założymy książeczkę mieszkaniową, zaczniemy oszczędzać, bo inaczej się nie da. Wtedy zapytała, co zrobię, jak się pojawi dziecko. Roześmiałem się, że nic, bo to nie wchodzi w grę! Sam jestem jeszcze jak chłopak, gdzie mi myśleć o takich poważnych sprawach! To ona znowu posmutniała i zapytała, że gdyby jednak, to co bym zrobił.
– Wrzuciłbym je do morza! – wrzasnąłem. – Czemu mnie męczysz głupotami. Chodźmy się kąpać lepiej…
– Więc nie? – popatrzyła na mnie. – Ty nie chcesz dzieci?
– Chcę, ale kiedyś, na pewno nie teraz. Zresztą, o czym my rozmawiamy? Zabezpieczałaś się przecież, więc jakby co, to chyba nie moje! Gdzie tu w pobliżu jest kwiaciarnia?
To był oczywiście żart. Zaraz ją przytuliłem i zacząłem całować. Potem się znowu kochaliśmy, a potem ona powiedziała, że zanocuje u koleżanki, którą właśnie spotkała na deptaku, i która ma pokój z łazienką.
– Wyszoruję się za wszystkie czasy – mówiła. – Do jutra. Tak, w tym samym miejscu. I posprzątaj w namiocie, bo tam okropny bałagan… Pa!
Więcej jej nie widziałem. Tylko w trampku przed namiotem znalazłem kartkę, że odchodzi, nie chce być dalej ze mną, zaczyna od nowa i żebym jej nie szukał.
– Szukałeś? – pyta Karol
– Nie bardzo – przyznaję. – To znaczy pytałem tu i tam, ale niespecjalnie się przejąłem. Nie, to nie! Ambicja we mnie buzowała, że niby mnie zostawiła tak po chamsku i bez uprzedzenia. Potem zapomniałem. A jeszcze później to sam wiesz: ślub, rozwód, ślub, rozwód… Bez dzieci, bez obowiązków. Wygodnie. Aż do dzisiaj. Siedzimy jak dwa stare grzyby.
Znowu milczymy. Wreszcie Karol pyta:
– Pójdziesz do niej?
– Nie wiem. Ty byś poszedł?
– Ja bym poszedł.
– A ja się waham.
– Twoje życie, twoja decyzja.
Znowu milczymy. Słońce już wysoko, na plaży zaczyna się robić tłoczno.
– Karol, ja mam syna! – mówię nagle, jakby to do mnie dopiero teraz dotarło. – Mam syna, rozumiesz?
– Ja to rozumiem. Ale ważne, żebyś ty to zrozumiał, dopóki jeszcze nie jest za późno. Żebyś znowu nie żałował…Dostałeś drugą szansę, stary, to nieczęsto się zdarza. Co zrobisz?
– Co zrobię… Karol, ja chyba dzisiaj wrócę późno do pokoju. Nie wiesz, gdzie tu w pobliżu jest kwiaciarnia?
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”