Spieszyłem się na autobus, więc postanowiłem sobie skrócić drogę i przebiec przez plac zabaw. Było wczesne popołudnie i na zjeżdżalniach szalało kilkoro dzieci. Przeszedłem szybkim krokiem obok ławek, wbijając wzrok w ziemię, ale jakoś nie uchroniło mnie to przed zahaczeniem nogą o coś, co chwilę potem okazało się kierownicą hulajnogi podstępnie wystającą spod ławki.
To był przypadek
– Och! – rozległ się chóralny okrzyk mam. – Nic panu nie jest? Coś pana boli?
– Tylko ego – mruknąłem, bo takie wyłożenie się przed rzędem kobiet było dość uwłaczające. – Dziękuję, już sobie idę.
Tyle że nie bardzo mogłem stanąć na lewej nodze i jakaś kobieta poprosiła, żebym usiadł.
– Mam taki specjalny spray chłodzący na stłuczenia – powiedziała. – Wie pan, dzieciaki w kółko sobie rozbijają kolana.
Miałem świadomość, że autobus już mi pewnie uciekł oraz że przygląda mi się kilka par oczu, co powodowało, że narastała we mnie chęć natychmiastowej ucieczki. Ale dziewczyna, która sięgnęła po spray mrożący była zjawiskowa. Trochę młodsza ode mnie, o ciemnych, lśniących włosach i kontrastujących z nimi niebieskich oczach. To niezwykłe połączenie sprawiło, że zapomniałem o bólu i nagle zapragnąłem zostać na tej ławce przez następną godzinę. Albo może dekadę. Albo i na wieki.
Inne kobiety szybko straciły zainteresowanie moim wypadkiem, a ja zagadnąłem moją wybawicielkę.
– Które to pani? – zapytałem, bo uznałem, że tak się zaczyna rozmowy na placu zabaw.
– Remik. Tamten w granatowej kurtce – pokazała na chłopców na karuzeli. – Ja jestem Diana, tak przy okazji.
Wyczułem swoją szansę
Chociaż rozbite kolano już nie bolało, udawałem, że muszę jeszcze trochę posiedzieć. Diana nie miała najwyraźniej nic przeciwko temu, ale w końcu oznajmiła, że musi wracać do domu. Nie ośmieliłem się zaproponować, że ją odprowadzę. Patrzyłem, jak podchodzi do na oko czteroletniego chłopca, poprawia mu czapkę i bierze za rękę. Kiedy wyszła przez furtkę, miałem ochotę walnąć się w łeb. Dlaczego nie poprosiłem o jakiś kontakt?
Przez następny tydzień pracowałem z domu i chodziłem wokół tego placu zabaw kilka razy dziennie. Diana jednak się nie pojawiała. Zobaczyłem ją dopiero w kolejnym tygodniu i wiedziałem, że nie mogę tego schrzanić.
Kiedy jej synek bawił się z kolegami w ogromnej piaskownicy, ja starałem się zainteresować Dianę moją skromną osobą i jednocześnie dowiedzieć, co ją łączy z ojcem małego Remigiusza.
– Mieszka w innym mieście – wspomniała o nim mimochodem. – Ostatnio widział syna pół roku temu. Ale sami świetnie sobie radzimy – dodała z uśmiechem.
Słuchałem jej i myślałem, że wygląda przepięknie. Ten kontrast między błękitnymi oczami i ciemnymi włosami nadawał jej lekko nieziemski wygląd i nie mogłem od niej oderwać oczu. Musiała to zauważyć, bo w którymś momencie rozmowy się speszyła.
– Musimy się zbierać na obiad – powiedziała i wstała gwałtownie.
Tym razem poszedłem na całość. Poprosiłem, żeby zgodziła się na kolejne spotkanie, tym razem bez synka. Zastanawiała się boleśnie długą chwilę, ale w końcu skinęła głową. Ledwie się powstrzymałem od okrzyków radości.
Szybko się zakochałem
Wiedziałem, że jestem zakochany po uszy, nim jeszcze nasza randka się skończyła. Miałem wrażenie, że całe życie czekałem na Dianę i oto się w nim zjawiła! Ona zachowywała pewną rezerwę, co mnie zupełnie nie dziwiło. Jej były partner mocno ją skrzywdził.
– Zostawił mnie tego samego dnia, kiedy powiedziałam mu o ciąży – wyznała jakby ze wstydem, chociaż to nie ona powinna się wstydzić. – Unikał mnie, walczył ze mną w sądzie. Zrzekł się nawet praw do dziecka, bo myślał, że to mu pomoże wywinąć się od alimentów. Ale to i lepiej. Zresztą teraz już jest dobrze. Remik nawet o niego nie pyta.
Kiedy wróciłem z randki, przyłapałem się na fantazjowaniu, że mały Remigiusz kiedyś będzie mówił do mnie „tato” i będę uczył go grać w piłkę i jeździć na łyżwach.
Spotkaliśmy się jeszcze trzy razy. Próbowałem zagadywać, ale zrozumiałem, że tak szybko nie poznam jej synka.
– Nie chcę, żeby on wiedział, że mama kogoś ma – powiedziała. – Dopóki nie będziemy pewni, że to coś poważnego.
„Że mama kogoś ma” brzmiało w moich uszach jak chóry anielskie. Wiedziałem, że zrobię wszystko, żeby przekonała się, że jestem inny niż jej były. I że związek z nią to poważna rzecz w moim życiu.
Zaakceptowałem fakt, że nie zaprasza mnie do siebie i nie chce, bym spotykał się z jej synkiem. Nie naciskałem, wiedziałem, że na wszystko przyjdzie czas. Musiałem tylko każdego dnia udowadniać jej, że jestem mężczyzną, który nigdy jej nie zawiedzie i który zrobi dla niej wszystko.
– Wszystko? – przekomarzała się ze mną, kiedy mały był z jej koleżanką, a ona spędzała czas u mnie. – Nie kuś, bo jeszcze wystawię cię na próbę i co wtedy?
– I wtedy przekonasz się, że mówię serio! – zapewniałem ją.
W myślach wiłem już gniazdko
Mijały kolejne tygodnie, a ja już planowałem, gdzie zamieszkamy, jak wreszcie zdecydujemy się na kolejny krok w naszym związku. Mówiła, że na razie wynajmuje mieszkanie, ja miałem własne dwa pokoje. Remik miałby więc swój, a my zajęlibyśmy salon, przynajmniej do czasu, aż wziąłbym kredyt na coś większego.
Nie mówiłem jej o tych planach, żeby nie wyjść na zdesperowanego, ale sprawdziłem swoją zdolność kredytową. Wiedziałem, że Diana pracuje na pół etatu w firmie koleżanki, ale nie miało to znaczenia. Ja byłem cenionym fachowcem, miałem coraz więcej zleceń i chciałem być facetem, który potrafi swojej rodzinie zapewnić godziwe warunki do życia. I bardzo się starałem, żeby Diana była tego świadoma. Ona nie patrzyła na pieniądze. Przeciwnie.
– Daj spokój, po co wydałeś tyle pieniędzy na prezent? – zmarszczyła nos, kiedy podarowałem jej złotą bransoletkę na urodziny, o których wspomniała tylko raz i to mimochodem. – Wiesz, że nie będę mogła się zrewanżować… Może lepiej to oddaj i kup mi książkę, o której ci mówiłam.
Kupiłem jej książkę, ale nie oddałem bransoletki. Powtarzałem, że stać mnie na to, żeby rozpieszczać moją kobietę. Zaczęła to akceptować i przyjmować kolejne upominki. Była stanowcza tylko w kwestii prezentów dla Remika.
Chciałem w końcu poznać jej synka
– Nie mogę mu tego przekazać – powiedziała, odsuwając pudełko Lego z najnowszej serii. – Jak miałabym mu to wytłumaczyć? Że od kogo taki piękny prezent? On na razie nic o tobie nie wie. Przykro mi, ale nie.
– Daj spokój, powiedz, że sama mu kupiłaś.
Naprawdę chciałem poznać już Remika i się z nim zaprzyjaźnić. Czułem, że od tego czy mały mnie polubi zależą dalsze losy mojego związku z jego mamą.
– Wiem, że potrzebujesz czasu, ale pozwól mi coś dla niego zrobić. Mam nadzieję, że niedługo go poznam i nie mogę się doczekać, stąd to Lego, może mu się spodoba…
Widziałem, że rozważała to w myślach. Nic wtedy nie odpowiedziała, nie wzięła też klocków, ale przy następnej rozmowie napomknęła o pikniku miejskim i o tym, że będzie tam z synem.
– Może byśmy się tam spotkali, no wiesz, niezobowiązująco? – zaproponowała. – Poznacie się, zjecie kiełbaskę, może się zakolegujecie. Co ty na to?
Co ja na to? Miałem ochotę ją wycałować za to, że wreszcie zgodziła się na ten krok. Czułem, że to będzie przełom. Jeśli mały mnie polubi, a zrobię wszystko, żeby został moim fanem – kombinowałem – to Diana szybciej zgodzi się ze mną zamieszkać.
Do niedzielnego pikniku zostało sześć dni i poświęciłem je na wypytywanie moich dwóch dzieciatych sióstr o to, jak sobie zjednać czterolatka. Wiedziały o Dianie i chyba obie były dumne, że ich brat jest na tyle dojrzały, że nie przeszkadza mu to, że jego ukochana ma dziecko z innym mężczyzną. Chętnie opowiadały o tym, co lubią, a czego nie znoszą dzieciaki i zasypywały mnie radami.
Ten telefon mnie zszokował
Kiedy Diana zadzwoniła w czwartek, akurat rozpakowywałem nowego drona, którego chciałem puszczać z Remikiem po pikniku. Wszyscy chłopcy uwielbiają latające maszyny i to miał być pomysł na przekonanie małego, że jestem naprawdę fajny.
– No hej, kochanie! – przywitałem moją dziewczynę. – Nie zgadniesz, co właśnie przyniósł kurier…
– Wojtek! – Diana była na ulicy, gdzieś obok niej wył ambulans. – Miałam wypadek! Oni go zabrali! Zabrali Remika! Idę do ciebie… Musisz coś zrobić!
Nie mogłem zrozumieć, co dokładnie się stało. Diana była w szoku, krzyczała coś o wypadku i tym, że ktoś porwał jej synka. Słyszałem, że biegnie, jej oddech był ciężki i głośny. Pytałem ją w kółko gdzie jest, a ona powtarzała „oni go zabrali”. Nie dało się niczego więcej ustalić.
W końcu wyciągnąłem z niej lokalizację. Biegła wzdłuż obwodnicy, którą jechała do matki. Nie umiała powiedzieć, dlaczego biegnie, zamiast czekać po wypadku na służby. Wskoczyłem w samochód i pojechałem tam, gdzie była.
Wpadła w histerię
Zobaczyłem ją na poboczu drogi. Wyglądała jak upiór. Blada, z rozmazanym makijażem i wielkim guzem na czole zmierzała w stronę miasta. Zawróciłem natychmiast i zahamowałem przy niej.
– Diana, wsiadaj! Co się stało?! Boże, wszystko w porządku?!
Miała szalony wzrok i zakrzepłą krew na włosach. Dyszała ciężko, aż w końcu, kiedy nieco się uspokoiła, wystękała:
– To była moja wina… Zajechałam im drogę, nie zauważyłam…
Okazało się, że Diana niechcący zajechała drogę luksusowemu audi, które wjechało jej w tył. Na szczęście, ona tylko się uderzyła, a małemu, zapiętemu w bezpieczny fotelik, nic się nie stało. Ale to nie sam wypadek był największym nieszczęściem.
– To był jakiś koleś i chyba jego ojciec, nie jestem pewna – relacjonowała, dygocząc.– Powiedzieli, że to był nowiutki samochód, miał dosłownie dwa dni. I że naprawa będzie kosztować jakieś dwadzieścia tysięcy, a do tego stracił na wartości.
– No ale masz chyba ubezpieczenie – wtrąciłem i zaraz zrozumiałem, że nie.
Ktoś porwał jej synka
– Wściekli się, że mam nieważne OC… – zaczęła płakać. – Powiedzieli, że ich to nie obchodzi, mam zapłacić za szkodę i tyle. Ten starszy dał mi swój telefon, a ten młodszy… – Diana nagle zaczęła głośno wyć i szarpać się za włosy. – Wyjął Remika z samochodu i powiedział, że oddadzą mi go, jak im oddam pięćdziesiąt tysięcy. I że jeśli zgłoszę to na policję, to nigdy go nie znajdę.
Musiałem zahamować, bo z nerwów nie mogłem utrzymać kierownicy. Zacząłem wybierać numer 112, ale Diana wyrwała mi go z ręki i zaczęła mnie prawie bić.
– Zabijesz go! Zabijesz mi syna! – krzyczała w histerii. – Nie możemy nikomu powiedzieć! Musimy im dać pieniądze, a oni go oddadzą!
No tak, dopiero wtedy o tym pomyślałem. To nie było porwanie dla okupu. Ci ludzie pewnie byli jakimiś drobnymi przestępcami, może dealerami narkotyków, może złodziejami samochodów, no bo kto by się nie zawahał porwać dziecka?
Ale ich zdaniem te pięćdziesiąt tysięcy to nie był okup, tylko rekompensata za straty. Jeśli samochód był nowym audi, to rzeczywiście na tyle można by wycenić szkody, które spowodowała Diana. Ten tok myślenia mnie trochę uspokoił, bo oznaczało to, że wyciągniemy Remika z ich łap w kilka godzin.
Dałem jej 50 tysięcy
Banki były jeszcze czynne. Pobiegłem do swojego oddziału, a Diana w tym czasie siedziała w samochodzie i dzwoniła do starszego gościa z audi. Oczywiście miałem problem z podjęciem tak dużej kwoty naraz, ale zażądałem rozmowy z kierownikiem oddziału i po dwudziestu minutach dyskusji kasjerka na zapleczu napełniła mój plecak banknotami.
To były pieniądze zaoszczędzone na wkład własny za mieszkanie, które mieliśmy kupić z Dianą, ale nie myślałem o tym wtedy.
– Mam podjechać sama taksówką – Diana szczękała zębami, kiedy wróciłem z pieniędzmi. – Do centrum, podał nazwę restauracji.
Na tej ulicy ruch dla aut osobowych był zamknięty, mogły tam wjeżdżać tylko taksówki. To miało sens. Zaproponowałem, że pojadę drugą tuż za nią, ale znowu zaczęła krzyczeć, że zabiję jej syna, bo wyraźnie powiedzieli, że ma być sama. Dostała szczegółowe instrukcje, miała zostawić plecak w szatni i czekać na SMS-a, gdzie jest Remik.
Kiedy czekaliśmy na taryfę, Diana miała w oczach obłęd, płakała i szczękała zębami, ale nie chciała, bym ją przytulał. Powtarzała, że musi się trzymać. Rozumiałem to.
Kiedy taksówka odjechała, od razu do mnie zadzwoniła. Przez całą drogę mówiła ogólnikami, żeby taksówkarz niczego się nie domyślił, ale po prostu nie mogła przestać ze mną rozmawiać, to ją uspokajało.
– Już jestem – rzuciła w końcu. – Zadzwonię, jak będzie po wszystkim.
Spodziewałem się najpierw, że to będzie parę minut. Wyobrażałem sobie, że chłopiec czeka w tej samej restauracji albo gdzieś w pobliżu. Ale po dwudziestu minutach zacząłem wpadać w panikę. Bałem się zadzwonić, ale musiałem.
„Abonent jest czasowo niedostępny”– usłyszałem i mnie zmroziło. Jej telefon był wyłączony. Przez moją głową przemknęło z dziesięć różnych scenariuszy. Ktoś odebrał jej telefon i go wyłączył. Sama go wyłączyła, bo tego zażądali. Albo uciekała. Porwano ją. Zamordowano ją… Myślałem o najgorszym.
Bałem się o nich
Po dwóch godzinach od ostatniej rozmowy z Dianą zadzwoniłem do Janki, mojej starszej siostry. Jej mąż był prawnikiem, wprawdzie cywilnym, ale jedynym jakiego znałem.
– Natychmiast jedź na policję – odpowiedział mi bez wahania. – Zaginęła kobieta i dziecko, musisz to zgłosić, człowieku!
Zrobiłem jak mi kazał. Na policji potraktowano mnie poważnie, porwanie dziecka wszczęło potężny alarm.
– Musimy ustalić dane dziecka i matki – poinformował mnie funkcjonariusz. – Proszę podać imię i nazwisko dziecka.
Podałem je, potem dane Diany. Nie znałem ich adresu, bo przecież nigdy nie byłem u nich w domu. Znałem tylko nazwę ulicy i osiedle, ale to było na nic.
– Jakieś inne szczegóły? – pytano mnie. – Zna pan datę urodzenia partnerki? Może wie, do jakiego przedszkola chodzi jej syn?
Nie. Nic takiego nie wiedziałem i zobaczyłem parę uniesionych brwi, kiedy się do tego przyznałem. Zniosłem to godnie.
– Spotykamy się od trzech miesięcy – wytłumaczyłem policjantom. – Jej syna widziałem tylko z daleka na placu zabaw, bo czekaliśmy na właściwy moment, żeby mógł mnie poznać… Zaraz! – nagle palnąłem się w czoło. – Jej samochód! Musi stać na poboczu po tym wypadku. Powiedziała, że nie mogła go odpalić i dlatego zaczęła biec z powrotem. On tam stoi, sprawdźcie, na kogo jest zarejestrowany!
Nie mogłem w to uwierzyć
Czterdzieści minut później wylądowałem w świecie, który był jakąś przerażającą scenografią z mocnego thrillera. Nie było żadnego samochodu. Ani żadnego wypadku. Nikt niczego na tamtej obwodnicy nie zgłaszał, patrol nie znalazł żadnego uszkodzonego samochodu.
Policjanci zaczęli przyglądać mi się podejrzliwie i wypytywać o rozmaite szczegóły dotyczące mojego związku z Dianą.
– Przykro mi – powiedział w końcu ten wysoki rangą – ale wygląda na to, że padł pan ofiarą oszustwa. Jak rozumiem, znał pan tę panią od kilku miesięcy, ale nigdy nie był u niej w domu, nie poznał nikogo z jej otoczenia ani nie widział żadnego dokumentu potwierdzającego, jak naprawdę się nazywa. Zgadza się, czy się mylę?
Straciłem kontrolę nad emocjami. Krzyczałem, że to jakieś bzdury, że znam dobrze Dianę i widziałem, jak odjeżdżała na spotkanie z porywaczami, którzy mieli jej dziecko.
– Z pańskimi pięćdziesięcioma tysiącami w gotówce? – upewnił się policjant. – A potem wyłączyła telefon i ślad po niej zaginął?
Powiedzieli, że sprawdzili tę restaurację i nagrania z monitoringu. Diana nigdy się tam nie pojawiła. Znaleźli też taksówkarza, który ją wiózł. Nie do restauracji. Na dworzec.
Dałem się oszukać
Długo nie wierzyłem, że to mogła być prawda. Uwierzyłem, kiedy zobaczyłem Remika, całego i zdrowego na tym samym placu zabaw co zawsze. Był ze swoją mamą.
– Diana? To nasza poprzednia opiekunka – powiedziała mi. – Ale mamy już nową, bo Diana musiała nagle wyjechać do chorej mamy. Szkoda, Remik bardzo ją lubił.
Świetnie rozumiałem Remika. Ja też bardzo lubiłem Dianę. Ba! Kochałem ją. I marzyłem o wspólnym życiu z nią. Żyłem swoimi fantazjami tak bardzo, że nie zauważyłem jej manipulacji. Kiedy wpadła na to, że może wykorzystać takiego frajera jak ja? Od początku to planowała czy dopiero kiedy połapała się, że mam trochę kasy i zrobiłbym dla niej wszystko? Muszę przyznać, że plan był prosty, ale dobry. Nie zażądała wielkich pieniędzy, nie wymyśliła dramatycznej historii, wykorzystała moje emocje, panikę, wywarła presję czasu i osiągnęła cel.
Wiedziała, że w końcu uprę się poznać Remika, a mały nie powie do niej „mamo”, więc przyspieszyła akcję, kiedy myślałem, że już prawie udało mi się ją przekonać. A potem odegrała swoją rolę, zmieniła kartę w telefonie i wyjechała do innego miasta, pewnie łowić kolejnego frajera.
Na policji leży moje zgłoszenie oszustwa, ale nie łudzę się, że Diana wpadnie. Domyślam się, że jej pracodawczyni nie widziała na oczy jej dokumentu tożsamości, a wygląd dawno zmieniła. Te lśniące, prawie czarne włosy i krystalicznie błękitne oczy pewnie też nie były prawdziwe…
W kim ja w ogóle się zakochałem? Chyba nigdy się nie dowiem. Ale wiem, że następnym razem będę ostrożniejszy, kiedy piękna kobieta poprosi mnie o sporą sumę pieniędzy.
Czytaj także: „Bibianna wydziedziczyła syna i majątek przepisała siostrzenicy. Chciała jej odpłacić za błąd z młodości”
„Szwagierka często potrzebowała pomocy mojego męża. Okazało się, że majstrował wyłącznie między jej nogami”
„Myślałam, że Olka chce złapać mnie na dziecko i się obłowić. Straciłem ją, bo nie uwierzyłem, że dziecko jest moje”