Starsza pani zamierzała wezwać notariusza, by pomógł jej stworzyć testament nie do podważenia. Obawiała się, że po jej śmierci syn zażąda od kuzynki spłaty mieszkania, które zajmuje.
Staruszka chciała się uczyć
Starsza pani zamierzała wezwać notariusza, by pomógł jej stworzyć testament nie do podważenia. Obawiała się, że po jej śmierci syn zażąda od kuzynki spłaty mieszkania, które zajmuje. Dlaczego? Otóż połowa tego lokalu należała właśnie do pani Bibianny. Ona jednak lata temu uznała, że z powodu pewnej historii rodzinnej wszystkie prawa do mieszkania powinny przysługiwać jej siostrze i siostrzenicy…
Pacjenci zadają różne pytania, ale starsza pani nosząca niecodzienne imię Bibianna bez wysiłku mnie ustrzeliła.
– Chcę obejrzeć internet, pokaże mi siostra, jak się to robi?
– Zajrzeć do internetu? – zdziwiłam się. – Bez komputera albo smartfona ani rusz, ale pomogę, tylko proszę powiedzieć, czego pani szuka.
– Notariusza – odparła krótko pani Bibianna, sięgając za siebie. – Telefon mam własny, poprosiłam syna sąsiadki, kupił po uważaniu, podobno dobry – wręczyła mi wypasiony model smartfona. – Tomuś powiedział, że na karcie mam sporo tego internetu, powinno starczyć. Miał pokazać, jak to działa, ale nie mam cierpliwości czekać. Jak siostra mi się trafiła, to skorzystam.
Nie miałam wyjścia i zaraz zaczęłam uczyć staruszkę obsługi.
– Potrzebuję notariusza na już, im szybciej, tym lepiej. Nie ma na co czekać, bo sprawa jest pilna. Najlepiej, żeby do mnie przyjechał, bo widzi siostra, jak ja chodzę – westchnęła. – Bez szwedek ani rusz, a czasem nawet i one zawodzą. Nogi mnie nie chcą nosić, biodro boli, w krzyżu łupie, ale za to głowę mam sprawną jak za młodu, a to w moim wieku rzadka rzecz. Uważam się za szczęściarę. Sudoku rozwiązuję, to tego internetu też się nauczę. Wystarczy, że zobaczę, jak to się robi – powiedziała z pewnością w głosie.
– Trzeba uruchomić wyszukiwarkę, wpisać szukaną frazę – wystukałam słowo „notariusz” – i wybrać jeden ze znalezionych linków. Nie wiem, czy jasno się wyraziłam, pani Bibianno – zawahałam się, widząc, że starsza pani z napięciem wpatruje się w ekran telefonu.
– Zapamiętałam, to łatwe – oznajmiła lekkim tonem. – Ale proszę nazywać mnie jak wszyscy, Basią. Bibianna to pomysł mojego chrzestnego, niech mu ziemia lekką będzie. Rejestrował mnie z ojcem w urzędzie stanu cywilnego, obaj z radości kapkę wypili i wszystko im się pomyliło. Chrzestny awaryjnie wymyślił Bibiannę, tacie się spodobało i w ten sposób zostałam naznaczona. Oczywiście nikt się tak do mnie nie zwracał, zawsze byłam Basią i pod tym imieniem zostanę kiedyś pochowana. Syn o tym wie, ale chciałabym mieć to na piśmie, bo różnie bywa.
Poznałam historię rodziny
– Dlatego wzywa pani notariusza?
Bibianna vel Barbara spojrzała na mnie ze zniecierpliwieniem.
– Wyglądam na zdziecinniałą? Nie? To proszę nie traktować mnie protekcjonalnie. Notariusz jest mi potrzebny, żeby spisał testament. Zależy mi, żeby dokument był nie do podważenia. Muszę uporządkować swoje sprawy, a wiem, że Mateusz, mój syn, nie będzie zadowolony z decyzji, jaką zamierzam podjąć. Widzi siostra, chcę mu uniemożliwić zrobienie świństwa.
– Skoro jest pani pewna, że tak będzie dobrze – wymamrotałam niewyraźnie.
– Jestem! – przerwała mi gwałtownie. – Nie chcę oczerniać syna, w gruncie rzeczy przyzwoity z niego człowiek, po prostu odsunę od niego pokusę. Mateusz podobnie jak jego ojciec jest biznesmenem, ale Kazimierz – świeć, Panie, nad jego duszą – nie był aż tak bezwzględny. Nigdy nie interesował się mieszkaniem po moich rodzicach, uważał, że to moja sprawa, co zrobię ze swoim udziałem w spadku. Słusznie, prawda? Bo nikomu nic do tego, decyzja należy do mnie. Odwlekałam ją przez wiele lat, ale teraz węszę niebezpieczeństwo.
Umysł starszej pani był bardzo jasny i byłam pewna, że doskonale przemyślała swoją decyzję.
– Mateusz ostatnio napomknął coś o lokalu po dziadkach, że położony w dobrym punkcie, że należałoby się nim zainteresować. Pytał, dlaczego mieszka tam moja siostrzenica i czy rozliczyła się ze mną, ale go zbyłam. Szukam notariusza, bo wiem, że to jeszcze nie koniec, on wróci do tematu. Będzie koło niego krążył, jestem pewna, że zdążył już sprawdzić, kto jest właścicielem mieszkania.
– Którego, tego po pani rodzicach? – upewniłam się.
Bibianna kiwnęła powoli głową.
– Oni nadal figurują w spisie własności, Terenia, moja siostra, nie przeprowadziła postępowania spadkowego, nie miała do tego głowy. A ja siedziałam cicho, miałam swoje powody. Nie chciałam przysparzać jej zmartwienia. Gdyby wiedziała, że powinna mnie spłacić z udziału w spadku, chybaby osiwiała. Terenia była biedna jak mysz, a mnie powiodło się w życiu. To jak miałam postąpić? Darowałam jej spłatę, szkoda, że nie na piśmie. Ona mieszkała z rodzicami, sama wychowywała córeczkę, ledwo koniec z końcem wiązała. Nie chciała przyjąć ode mnie pomocy, dumna była, to chociaż tak mogłam ulżyć jej w ciężkiej doli. Nie dochodziłam swego.
– Bardzo ładnie pani postąpiła – uśmiechnęłam się do Bibianny.
– Byłam jej to winna. Kazimierz, mój kochany mąż, przedtem do niej smalił cholewki, ale jak przyszedł z wizytą i mnie zobaczył… Grom z jasnego nieba, o Tereni całkiem zapomniał. Miałam wówczas niespełna osiemnaście lat, papa kazał nam czekać ze ślubem, nie podobało mu się, że kawaler taki zmienny w uczuciach. Ale my dotrwaliśmy i do ślubu, i do końca życia.
Pani Basia na chwilę przerwała, ponieważ głos zaczął jej drżeć.
– Kochaliśmy się i to było widać, a Terenia musiała patrzeć na nasze szczęście. Nic nie mówiła, wyglądało, że przebolała utratę Kazimierza, ale jak było naprawdę, tylko ona wiedziała. Jej się w życiu nie powiodło, szybko wyszła za mąż za pierwszego, jaki się nawinął. Podejrzewam, że chciała uciec z domu i więcej na nas nie patrzeć. Ale los bywa złośliwy, po kilku latach wróciła do rodziców z dzieckiem. Pani tego nie może pamiętać, ale w tamtych latach bycie samotną matką to nie była bułka z masłem. Mimo to Terenia zacięła zęby, zmagała się z życiem, do męża nie wróciła.
To była sprawa między nią a Terenią
Siostra Bibianny nigdy nie zdradziła rodzinie, co takiego zaszło, że od niego odeszła, ale można było się domyślić. Wówczas o takich sprawach się nie mówiło. Brutalne traktowanie, alkoholizm, wszystko zamiatało się pod dywan, ze wstydu przed otoczeniem. Terenia została z rodzicami, pracowała, wychowywała małą Janinę i codziennie patrzyła, jak Basia rozkwita szczęściem, które mogło być jej udziałem.
– Wtedy tego nie rozumiałam, właściwa perspektywa przychodzi z wiekiem – przyznała. – Zaślepiona egoizmem opowiadałam jej o wszystkim – o pierwszym pocałunku, uniesieniach, planach na przyszłość. Zgotowałam jej piekło, ona jednak przeszła przez nie bez drgnienia powieki i nigdy nie dała do zrozumienia, że ją ranię.
Bibianna-Barbara westchnęła ciężko, dla niej wspomnienia były wciąż świeże.
– Kiedy papa i mama opuścili nas, uznałam, że mieszkanie jest jej, a kiedy i Terenia przedwcześnie mnie pożegnała, przeniosłam jej prawa na Janinkę. Siostrzenica mieszka tam do dziś, nazywa ten lokal swoim domem, nawet nie wiem, czy ma świadomość, że mieszkanie w części należy do mnie. Pewnie nie, żadna z nich nie miała głowy do takich spraw. Trudno się dziwić – jeśli trzecie pokolenie mieszka pod tym samym adresem, nikomu nie przychodzi do głowy, że właścicielką połowy mieszkania może być kto inny. Dopóki jestem nią ja, Janinka i jej rodzina są bezpieczni, ale kiedy zamknę oczy…
Bibianna się wzdrygnęła.
– Mateusz wkroczy bezpardonowo, nie będzie się oglądał na cienie przeszłości. Zresztą co on o nich wie? Nie zwierzałam mu się, to sprawa między mną i Terenią. Jestem pewna, że mój syn przepuści nieszczęsną Janinkę przez sąd, który nakaże spłacić mieszkanie. Siostrzenica nie opływa w dostatki, nie będzie jej stać. Temu właśnie chcę zapobiec, wzywając notariusza. Podaruję przypadającą na mnie połowę mieszkania siostrzenicy i oczyszczę sumienie. Wtedy będę mogła ze spokojem wyglądać spotkania z Terenią.
Pani Bibianna z zadziwiającą sprawnością powtórzyła moje ruchy i znalazła notariusza. Kiedy wychodziłam, skrupulatnie przepisywała numer telefonu do notesu.
Taka była jej wola
Dane mi było na własne oczy zobaczyć, jak skończyła się ta historia. Kiedy następny raz odwiedziłam Bibiannę, trafiłam na spotkanie rodzinne.
– Proszę wejść – wezwała mnie władczym gestem. – Siostra jest wprowadzona w sprawę, wie o niej więcej niż wy – wyjaśniła zgromadzonym. – Siostra pozwoli, oto mój syn, jego żona, mój wnuk i Janinka – Bibianna zrobiła okrągły gest. – Mateusz właśnie dowiedział się o darowiźnie i nie może jej przeboleć. Zasugerował, że jestem niespełna rozumu, zamierza mnie ubezwłasnowolnić i podważyć akt notarialny.
– Niech mama nie robi ze mnie potwora – rzucił się zdenerwowany Mateusz. – Zrobiła mama głupstwo i nie chce się przyznać do błędu. Co jeszcze mama zamierza podarować Janince czy komukolwiek innemu?
Bibianna zmrużyła oczy, nie zdejmując spojrzenia z syna. Wyglądała jak duży kot, czający się w trawach na miotającego się ptaszka.
– Nie poddawaj mi takich pomysłów, kochanie, bo jeszcze z nich skorzystam – powiedziała cicho. – Konto, do którego jesteś upoważniony, nie jest jedyne. Są jeszcze dwa krajowe i trzy zagraniczne. Twój ojciec miał głowę na karku, wiedział, jak mnie zabezpieczyć. Nie korzystałam z nich, bo dużo mi nie potrzeba, ale moi spadkobiercy będą zadowoleni. Rozumiesz, synku?
– Tak, mamo – odparł pokornie ponadpięćdziesięcioletni Mateusz.
– Nigdy nie bądź sknerą, kochanie, nie warto – powiedziała ciepło Bibianna, kładąc pomarszczoną dłoń na ręce syna.
Mateusz się roześmiał.
– Jesteś niesamowita, mamo – powiedział szczerze.
– Wiem – odparła spokojnie Bibianna.
Czytaj także:
„Wiedziałam, że dni mojej matki są policzone. Cieszę się, że trzymałam ją za rękę, gdy zjawił się anioł śmierci”
„Zamiast polskiego chleba, wolałam francuskie rogaliki. Uciekłam ze wsi i wpadłam z deszczu pod rynnę”
„Odmówiłam szefowi przyjemności na wyjeździe integracyjnym. Uraziłam jego męskie ego, więc okrutnie się mnie pozbył”