„Myślałam, że Olka chce złapać mnie na dziecko i się obłowić. Straciłem ją, bo nie uwierzyłem, że dziecko jest moje”

Załamany mężczyzna fot. iStock by GettyImages, Yurii Yarema
„Rodzice wiercili mi dziurę w brzuchu, żeby zrobić testy genetyczne dziecku. Kiedy Olka się o tym dowiedziała, uciekła bez słowa wyjaśnienia”.
/ 13.11.2023 09:14
Załamany mężczyzna fot. iStock by GettyImages, Yurii Yarema

Starałem się nie dopuszczać tej myśli do siebie, ale nie chciała dać mi spokoju. Nie mogłem udawać, że wierzę Olce w stu procentach.

Poznaliśmy się kilka tygodni temu, a ona mówi, że jest w ciąży. Od razu przyszło mi do głowy, że wskoczyła mi do łóżka, nie z powodu porywu namiętności, a wyrachowania. Oliwy do ognia dolewa fakt, że moi rodzice mogą się pochwalić pokaźnym majątkiem, a Ola cóż, może spakować cały swój majątek w jedną torbę.

Im dłużej o tym wszystkim myślałem, tym miałem większy zamęt w głowie. No bo czy to na pewno jest moje dziecko, czy może jednak ona zaszalała z kimś wcześniej i próbuje zrobić ze mnie bogatego frajera.

Rodzice naciskali na to, żebyśmy podpisali intercyzę przed ślubem, bo według statystyk, co piąte dziecko wychowuje nie jego biologiczny ojciec. Ja oczywiście stanąłem w obronie Oli i wyśmiałem rodziców, ale wątpliwości miałem.

No bo nawet jeśli to dziecko jest moje, to może Olka zrobiła to celowo i chciała mieć tym sposobem bogatego męża? A jeśli nawet nie męża, to kogoś, kto nie będzie szczędził grosza na alimenty.

Zastanawiałem się też nad tym, czy ja kocham Olkę, no i czy ona czuje coś do mnie. Niby robi maślane oczy i mówi „kocham cię”, ja też odpowiadam, ale nie jestem tego pewny.

Nie chciała słyszeć o intercyzie

– Co ci chodzi po głowie? – zapytała.

– A nic, takie tam – odpowiedziałem niezgodnie z prawdą.

– No widzę przecież, że masz nietęgą minę. Znam ją. Mów, o co chodzi – prosiła, przytulając się do mnie.

– Boję się czy uda nam się to wszystko ogarnąć, czy będziemy dobrymi rodzicami…

– Przestań, przecież najważniejsze, że się kochamy.

– Ale ja jeszcze studiuję – ciągnąłem. A zanim zacznę zarabiać konkretne pieniądze, to minie kilka lat. Ty przecież nie pójdziesz do pracy od razy po porodzie. Jak zawiążemy koniec z końcem?

– Przecież możemy liczyć na rodziców…

– Twoim ledwo starcza na rachunki.

– Niby tak, ale mamy jeszcze twoich – powiedziała, jak gdyby nigdy nic.

– No mamy, tylko… – zawahałem się, niemniej uznałem, że muszę z nią o tym porozmawiać – eh moi rodzice postawili warunek. Musisz podpisać intercyzę. Jeśli nie, nie zobaczymy od nich ani gorsza.

– Nie mają do mnie zaufania?

– Intercyza to nie cyrograf. Nic strasznego… – próbowałem ją uspokoić.

– Nie będę niczego podpisywać! – podniosła głos i skrzyżowała ręce.

Próbowałem żartować, że jeśli jej celem nie jest bycie bogatą rozwódką, to nie ma się czego obawiać, ale Ola jednak żartu nie załapała.

No i wybuchła kłótnia na sto dwa. Ja wreszcie wypaliłem, że też chcę intercyzy. Ona była jeszcze bardziej uparta, co podsycało tylko moje podejrzenia. Rzuciłem kilka ostrych i niepotrzebnych słów. Widziałem, że chciała mi się odgryźć, ale zamiast tego upadła na kolana i zaczęła zwijać się z bólu, trzymając za brzuch.

Stałem nad nią i nie miałem pojęcia co w tej sytuacji zrobić. Bałem się, że jeśli Ola poroni, to będzie moja wina. A co jest to naprawdę moje dziecko? Zebrałem się i zawiozłem ją na izbę przyjęć.

W szpitalu po wstępnych badaniach lekarze ocenili, że to zagrożona ciąża przez to, że szyjka macicy się rozwiera.

Miałem poczucie winy, że to przez naszą kłótnię, choć wiedziałem, że diagnoza nie ma z nią związku. Niemniej, zamiast stanąć na wysokości zadania, zacząłem obwiniać moich rodziców. Powiedziałem im też, że w sprawie intercyzy nie będę już Oli niepokoił.

Badania genetyczne

Kiedy rodzice zorientowali się, że nic nie wskórają, zmienili front. Zamiast żądać podpisania umowy, stwierdzili, że do ślubu powinniśmy iść dopiero po rozwiązaniu.

– Takie ekscesy jak ślub i wesele nie są wskazane przy zagrożonej ciąży, poza tym, co to za panna młoda z brzuchem? – upierała się mama.

Jej argumenty do mnie trafiały, ale i tak wiedziałem, że chodzi im tylko o to, żeby zrobić testy genetyczne tuż po tym, jak bobas się urodzi.

Oczywiście powinienem się upierać, że żadnych testów nie będzie, bo ufam Oli, ale gdzieś głęboko w środku też miałem wątpliwości.

Na początku Ola protestowała w sprawie ślubu. Nie chciała rodzić jako panna. Nawet proponowała skromną uroczystość, ale w końcu uległa i zgodziła się na ślub, jak tylko dojdzie do siebie po porodzie.

Dziecko najwyraźniej chciało, jak najszybciej poznać swoich rodziców, bo urodziło się kilka tygodni przed terminem. Przyglądałem się maluchowi, szukając podobieństw i ku mojemu zdziwieniu, takowe znajdowałem. Nawet moi rodzice dostrzegli mój nos u młodego, więc przestali tak bardzo dopominać się testów.

Nie byliśmy przygotowani na to, że syn przyjdzie na świat tak wcześnie, więc w naszym mieszkaniu nic jeszcze nie było gotowe. W związku z tym Ola postanowiła, że pojedzie do swoich rodziców, gdzie pomoże jej mama.

Co za koszmar

Jak już była u rodziców zadzwoniła, i oznajmiła, że nie chce żadnego ślubu i zostaje u rodziców. Zupełnie nie rozumiałem, o co jej chodzi.

Powiedziała, że w szpitalu wpisała, że ojciec dziecka jest nieznany, więc nie miałem do niego żadnych praw. Wyjechała do jakiejś rodziny i nie odzywała się przez miesiąc.

Któregoś dnia odebrałem od niej niespodziewany telefon.

– Ola! Wszystko w porządku? Jak się ma mały, dlaczego to zrobiłaś?! – krzyczałem do słuchawki.

– Ja? Sam do tego doprowadziłeś – odparła.

– Nie rozumiem.

– Zmajstrowałeś mi dziecko, ale nie chciałeś uwierzyć, że jest twoje. A nawet jeśli, to byłeś przekonany, że cię na nie złapałam. A ja byłam po prostu w tobie szaleńczo zakochana. A teraz postanowiłam, że mój syn nie będzie znał swojego ojca. Wychowam go sama. Nie chcę łaski i pomocy twoich rodziców, ani twojej.

– O czym ty mówisz? Dziecko musi mieć ojca!

– Może za jakiś czas, a może wcale. Możesz winić tylko siebie – powiedziała chłodno.

Od tamtych wydarzeń minęły już trzy lata. Nie wiem, gdzie jest moje dziecko. Próbowałam odszukać Olę, nawet wynająłem detektywa, ale ona skutecznie zacierała za sobą ślady. Pluję sobie w brodę, że nie umiałem jej zaufać. Straciłem nadzieję i szansę na szczęście. 

Czytaj także:
„Sąsiad na tacę w kościele rzuca grube banknoty, a żebraczce chleba żałuje. Więcej mu ręki na znak pokoju nie podam”
„Postawiłam facetowi ultimatum - albo ślub, albo fora ze dwora. Teraz siedzę, jak na szpilkach, czekając na jego decyzję”
„Wyrwałam przystojnego tatuśka. Teraz w pakiecie mam faceta i dziecko”

Redakcja poleca

REKLAMA