„Ukochana balowała z kochankiem na Malediwach, a ja usychałem z samotności. Los wynagrodził mi tę zdradę podwójnie”

samotny mężczyzna fot. Adobe Stock, Nenad
„Wcześniej wiele razy mi się wydawało, że jestem zakochany, ale dopiero teraz zrozumiałem, czym jest miłość, którą dostałem całkiem niespodziewanie i to od razu w pakiecie: kobieta i pies. Dlatego, kiedy powiedziała, że wyjeżdża na długo, bo dostała dobrą pracę daleko stąd i nie może wypuścić z rąk takiej okazji, poczułem, jakby mi zabrakło powietrza”.
/ 13.02.2023 19:15
samotny mężczyzna fot. Adobe Stock, Nenad

Kiedy ktoś cię budzi z pierwszego snu, masz prawo być zdenerwowany. Jutro czeka cię ciężki dzień, bo nowy szef będzie się czepiał, że zawaliłeś ważną sprawę. Wypiłeś w pubie o dwa piwa za dużo, ale jak miałeś ich nie wypić, kiedy twoja była kobieta przysłała kartkę z Malediwów, gdzie pojechała z tym palantem od wielkich biznesów, że nareszcie jest szczęśliwa!

No to wlałeś w siebie tyle, żeby znieczuliło

Prawie się udało. Jest druga w nocy. Łeb ci pęka, a tu jakiś kretyn nie odrywa palca od dzwonka. Trudno, musisz się zwlec z wyrka choćby po to, żeby mu przywalić. Potykasz się o własne nogi. Idziesz do drzwi. Otwierasz i… zdumienie odbiera ci mowę, bo widzisz sąsiadkę z naprzeciwka trzymającą pod pachą coś, co przypomina psa, ale chyba psem nie jest, bo zamiast sierści ma jakiś skołtuniony, zbity filc, a zamiast oczu dwie szparki w spuchniętym pysku.

– Przepraszam – słyszysz – ale musi mi pan pomóc. Spieszę się na samolot, wracam za tydzień. Nie mam czasu na szukanie czynnej lecznicy weterynaryjnej, bo się spóźnię na odprawę. Pokryję wszelkie koszty, zapłacę za opiekę ile pan będzie chciał, ale teraz muszę już pędzić. On jest albo z wypadku, albo po prostu ktoś się znęcał i go zagłodził. Jest na ostatnich nogach, leżał pod blokiem, trzeba go ratować. To, co? Załatwione?

Zanim zdążysz oprzytomnieć, już masz na rękach bezwładne psie ciało i słyszysz trzask windy na dole. Więc nogą dopychasz swoje drzwi i wracasz do sypialni, nadal dźwigając nieprzytomne zwierzę. Nie wiesz, co z nim zrobić, więc nie zważając na drogi pled, kładziesz psa na kanapie i okręcasz się wokół własnej osi szukając pomysłu, co dalej.

Dociera do ciebie okropny zapach, co tam zapach – smród po prostu! Robi ci się niedobrze, ale w tej samej chwili słyszysz cichy jęk, więc przezwyciężając obrzydzenie pochylasz się nad kundlem, wyciągasz rękę i kładziesz ją obok zakrwawionego pyska. I w tej samej chwili czujesz na tej swojej dłoni słabe, nieśmiałe liźnięcie. Pies ma nadal zamknięte ślepia, ale ostatkiem sił jakby ci mówił: ratuj mnie, proszę.

Więc dzwonisz do kumpla, pytasz czy jest trzeźwy, każesz mu sprawdzić, gdzie jest najbliższa czynna lecznica, a potem jak najszybciej przyjechać. Ignorujesz pytanie, czy jesteś normalny i powtarzasz: – Za parę minut cię widzę. Jasne? Jedziecie przez pół miasta. U weterynarza na szczęście pusto, więc od razu pies ląduje na stole.

Tłumaczę co i jak, mówię, że nie mam pojęcia, czemu jest w takim stanie i już chcę wychodzić z zamiarem pozbycia się kłopotu, bo przecież zrobiłem co mogłem i pies jest pod fachowa opieką, kiedy znowu dociera do mnie rozpaczliwe skomlenie.

– Niech pan zostanie – mówi doktor – To bardzo kiepsko wygląda. Nie chce pan wiedzieć, co z nim?

– Sam nie wiem – odpowiadam. – To nie mój pies.

– Teraz już jakby pana. Przywiózł go pan tutaj. On czuje, że porządny z pana facet i woli mieć pana w pobliżu.

Oczywiście daję się nabrać na ten doktorski bajer i jestem do końca badania. Okazuje się, że zwierzę jest odwodnione, zagłodzone, ma kiepską morfologię i niewątpliwie było katowane, o czym świadczą rany na pysku, głowie i złamany, źle zrośnięty ogon.

Tak powiedział: – Przy swoim opiekunie

– Trudno powiedzieć, jak długo tak cierpiał – mówi weterynarz – To są silne zwierzęta, wytrzymałe, odporne, więc pewnie dlatego przetrwał. Aż dziwne, że ktoś nie docenił takiego skarbu, to fajna rasa.

– Rasa? – pytam. – Jaka rasa? To psi wrak!

– Na razie faktycznie tak jest. Ale gdyby udało się go uratować i doprowadzić do porządku, byłby pięknym basenijem. To wspaniałe zwierzęta, chociaż mają trochę kocią naturę i są przekorne. Ale jeśli już pokochają, to na zawsze! To co? Zabiera go pan? Jeśli tak, zaproponuję jeszcze mycie i ogólną pielęgnację na tyle, na ile to teraz możliwe. Zgoda?

Było koło szóstej, kiedy wróciliśmy do domu. Pies spał. W lecznicy kupiłem mu jedzenie, odżywki, leki i wszystko, co było potrzebne. Lekarz poradził, żeby mu zrobić posłanie nisko, bo wszelkie skoki na razie nie są wskazane i w ogóle zachowywać przy nim spokój jak przy rekonwalescencie. Powiedział jeszcze, żeby być w domu w miarę możliwości, bo pies będzie się pewniej czuł przy swoim opiekunie. Tak powiedział: – Przy swoim opiekunie.

Zaczęło się dla mnie dziwne życie. Nigdy nie miałem zwierząt. Moi rodzice nie uznawali w domu psów, kotów, nawet kanarków, więc i ja się tego nauczyłem. Kiedy już poszedłem na swoje, tym bardziej nie planowałem się nikim opiekować, bo lubię wygody, długie spanie. Nie chcę, aby cokolwiek mnie ograniczało lub krępowało, a pies to jednak wielki obowiązek. Poza tym sprzątać po jakimś futrzaku? Zgroza!

Tak myślałem, a jednak po Niuńku robiłem porządek, bo na początku się nie ruszał z posłania, a potem też ledwo się snuł po mieszkaniu. Mówię „Niuniek”, bo tak go nazwałem pierwszego dnia pobytu u mnie i tak już zostało. Niuniek mówiła na mnie moja ukochana babcia, więc jakoś to imię do mnie przyszło i od razu pasowało do tego biedaka, który leżał bez życia i popiskiwał od czasu do czasu. Wtedy kładłem się obok i czekałem, aż przestanie drżeć i się bać, bo chyba mimo wszystko człowiek budził w nim lęk. Musiał dużo złego przeżyć, więc nie ma się mu co dziwić.

Po siedmiu dniach faktycznie wróciła sąsiadka. Uchyliłem swoje drzwi, kiedy wkładała klucz do zamka i powiedziałem, że psa prawdopodobnie da się uratować, ale było kiepsko i nie ma pewności, czy to, co się z nim działo, nie zostawi jakichś trwałych śladów. Natychmiast chciała się rozliczać za opiekę, ale kategorycznie odmówiłem. Już wiedziałem, że nikomu Niuńka nie oddam, że zostanie ze mną, więc jak mógłbym brać kasę za to, że się nim opiekuję?

Lubiłem patrzeć, jak mnie obserwuje z pyskiem ułożonym na przednich łapach, jak nie spuszcza ze mnie wzroku jakby się bał, że zniknę i on znowu zostanie sam. Dopóki był chory i słaby, spałem obok niego. Gładziłem go po łbie, obiecywałem, że go nikomu i nigdy nie oddam, a on słuchał jakby wszystko świetnie rozumiał.

Coraz bardziej się do mnie przybliżał, aż kiedyś obudziłem się z jego pyskiem na swoim ramieniu. Od tej pory byliśmy nierozłączni. Kiedy się wzmocnił, nabrał ciała i było widać, że znowu ma mięśnie a nie jakieś flaki, na posłaniu spał tylko nocą. W dzień miał kanapę do dyspozycji i zawsze tak się układał, żeby i dla mnie było tam miejsce.

Spacery to było wspaniałe doświadczenie

Jak on się cieszył z trawy, możliwości pobiegania, obwąchiwania wszystkiego, co go zainteresowało. Nie oddalał się, był zawsze w zasięgu wzroku. Tylko raz pognał przed siebie, żeby powitać naszą sąsiadkę wracająca do domu. Nie miałem o to pretensji, bo i ja na nią czekałem. Ja też byłem szczęśliwy jak nigdy w swym czterdziestoletnim życiu.

Wcześniej wiele razy mi się wydawało, że jestem zakochany, ale dopiero teraz zrozumiałem, czym jest miłość, którą dostałem całkiem niespodziewanie i to od razu w pakiecie: kobieta i pies. Dlatego, kiedy powiedziała, że wyjeżdża na długo, bo dostała dobrą pracę daleko stąd i nie może wypuścić z rąk takiej okazji, poczułem, jakby mi zabrakło powietrza.

– A ja? – zapytałem. – Co ze mną?

– Czemu miałabym się nad tym zastanawiać? – uśmiechnęła się. – Poradzisz sobie.

– Ja może i tak, ale Niuniek zwariuje z tęsknoty. Masz taką świadomość?

– Chyba przesadzasz. Dobrze sobie obaj radzicie, do czego ja jestem wam potrzebna?

Co miałem odpowiedzieć na takie głupie pytanie? Że ją kocham? Że nie wyobrażam sobie jednego dnia bez niej? Że jest wspaniała, mądra, piękna, dobra i czuła? Że chciałbym mieć z nią dzieci i że to jest ostatni dzwonek, żeby o tym pomyśleć?

Pewnie, że mógłbym tak gadać i zasypywać ją słowami, by nie mogła mi przerwać i powiedzieć czegoś, czego nie chciałbym usłyszeć. Mógłbym ja błagać, by została albo wzięła mnie z sobą, mógłbym położyć się pod drzwiami i jej nie wypuścić, ale zamiast tego, na pytanie do czego ona jest nam z Niuńkiem potrzebna, odpowiedziałem:

– Do życia skarbie, do życia!

Czytaj także:
„Kochałem Agę jak nigdy nikogo, a ona zdradziła mnie z jakimś gachem. Nie miałem wyjścia, musiałem wymierzyć jej karę…”
„Mąż zdradził mnie z młodą siksą i złamał mi serce. Po latach dałam mu kolejną szansę, a on znów zrobił ze mnie idiotkę”
„Spełniałem każdą zachciankę żony, żeby ją uszczęśliwić, a ona zdradziła mnie z jakimś prymitywnym pakerem”

Redakcja poleca

REKLAMA