„Spełniałem każdą zachciankę żony, żeby ją uszczęśliwić, a ona zdradziła mnie z jakimś prymitywnym pakerem”

Spełniałem każdą zachciankę żony, a ona mnie zdradziła fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Paulina nie prosiła, ona po prostu składała zamówienia. Nigdy nie puszczała mnie na spotkania z kolegami, a jak już dawało się ją ubłagać, kazała mi wracać przed północą. Byłem posłuszny, bo nie chciałem jej denerwować. Byłem absolutnym pantoflem”.
/ 18.05.2022 05:01
Spełniałem każdą zachciankę żony, a ona mnie zdradziła fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Ona zarządzała, a ja najlepiej jak potrafiłem, wypełniałem swoje domowe obowiązki. Nie jestem typem macho. Lubię sprzątać i gotować. Paulina zwykle rzucała hasło.

– Andrzejku, jutro wracam trochę później, będę zapewne skonana, bo dopinamy półrocze. Wymyśl coś sympatycznego na wieczór, dobrze? Mam ochotę na te twoje buraczki z soczewicą i rukolą. Do tego może polędwiczka? Pokombinuj tak, żeby było pysznie. Aha, i nie zapomnij o dobrym winie. Może Brunello? Na siódmą dasz radę?

– Pewnie, że dam, co mam nie dać!

Niby pyta o zdanie, wszędzie umieszczając znaki zapytania, ale od razu odpowiada – jak ma być, z czym i na którą.

Nie mam z tym problemu

Chcesz polędwiczkę, buraki i Brunello? Zrobi się. Świetnie gotuję i uwielbiam to robić. Mój umysł wtedy wypoczywa. Nie miotam się, nie wymyślam. Realizuję zamówienie. Tak było do niedawna. Teraz zdarza się to coraz rzadziej. Nie wiem dlaczego, może praca ją męczy?

Paulina jest ważną personą w dużej firmie. Musi być gotowa, zadbana i aktywna. Ja mam siedemnaście lat więcej i od roku jestem na emeryturze.

– Masz jakieś zamówienia na jutro? Sobota, to może coś fajnego przygotować na kolację?

– Nie wiem, zrób, co chcesz. Nie mam pojęcia, o której wrócę, więc się za bardzo nie stresuj.

– To może wpadłbym do Krzyśka? Będzie Mateusz. Posiedzielibyśmy przy kartach? – pytam nieśmiało, bo Paulina nie lubi moich kolegów.

Nie jest w stanie ich zrozumieć. Z jej punktu widzenia to obiboki. Zaniedbane świry. Nie musi tego mówić, wystarczy, że widzę jej wzrok, gdy spotykamy któregoś z nich.

– Świetny pomysł. Spokojnie możesz iść – słyszę tymczasem. Zwykle musiałem się wkupić w jej łaski, wyżebrać tę zgodę i obiecać, że nie sponiewieram się, pijąc z kumplami alkohol. Obiecywałem, że będę trzymał fason. Dla poparcia moich słów ścierałem kurz ze stolika pod telewizorem albo wykonywałem inną idiotyczną czynność, żeby udowodnić, że chwile szaleństwa na pewno nie osłabią mojego kręgosłupa moralnego. A teraz słyszę: „Świetny pomysł”. Ciekawe. Może już sobie odpuściła potrzebę cywilizowania mnie albo ma słabszy dzień.

– Krzyś? Będę!

– Paulina się zgodziła? – nie mógł sobie odmówić drobnej złośliwości.

– Zgodziła.

– Tylko pamiętaj, złóż ładnie w kosteczkę kuchenny fartuszek.

– Nie cwaniakuj, tylko mroź flaszkę i zacznij tasować karty.

Chłopaki wyśmiewali się ze mnie, ale nie tak, żeby mnie urazić. Ot, bawiło ich, bo sami prowadzili zupełnie inne życie. Mateusz przekonywał, że jest w „cholernie” partnerskim związku, a Krzyś cenił sobie bycie singlem. Wódka była odpowiednio zmrożona. Krzyś przygotował michę makaronu z tuńczykiem z puszki. Nigdy nie przywiązywał wielkiej wagi ani do smaku, ani wyglądu potraw.

– Pokerek?

– Dawaj.

Grywamy w zasadzie normalnego pokera, ale na symboliczne stawki, więc zdrobnienie jest uzasadnione.

– Dwie.

– Dla mnie cztery.

– Roztrzepaniec, widzę.

– Zdrów.

Tradycyjnie wygrywał Krzyś. Tak to chyba działa, że fortuna uśmiecha się do tego, komu najmniej zależy. Krzyś był życiowym luzakiem i w pokerze swobodnym gestem artysty grał w ciemno, przebijał, by nagle się wycofać. Gdy pula była tego warta, zwyczajnie ją wygrywał. Cały Krzyś.

– Chłopaki, taki pomysł mi wpadł do głowy. Dzisiaj jest gala tych kilerów z MMA. Może zrobimy sobie noc ze sztukami walki?

– Nie no, ja to muszę do domu wrócić. Nie chcę drażnić Pauliny...

– Pantofel!

– Kapeć, papuć jesteś Andrzejku.

– To nie ma nic wspólnego z byciem pantoflarzem...

– …którym jesteś.

– Tak, którym jestem. Ale w takich sytuacjach chodzi o zwykłą przyzwoitość. Nie chcę, żeby Paulina się denerwowała. Co w tym śmiesznego?

– Nic!

– Absolutnie nic!

Wyśmiewali mnie i moje podejście do małżeństwa

– Dobra, dość żartów. Mateusz, przestań już, bo wypluwasz kawałki makaronu na podłogę. Weź flaszkę z zamrażarki. A ty się nie denerwuj, tylko normalnie, jak facet, zadzwoń do Pauliny i powiedz, że zostajesz u mnie na noc, bo będziemy do rana oglądać walki – zaordynował Krzyś.

– Nieee, trochę tak głupio dzwonić po nocy i zmieniać ustalenia…

– Andrzej! Jest dwudziesta pierwsza dwadzieścia trzy. To nie ciemna noc. Dzwoń, przecież jeszcze nie śpi.

– Nie.

– Masz tu kielicha i do roboty. Stary chłop, a wszystko trzeba mu tłumaczyć. Wypijasz, wciągasz głęboko powietrze i dzwonisz.

– Pamiętasz, co masz powiedzieć?

– No, o meczu?

– O MMA!

Wypiłem wódkę duszkiem i wziąłem do ręki telefon.

– Nie sądzę, żeby się zgodziła.

– Dzwoń!!!

– Paulinka, nie śpisz jeszcze?

– Nie, jak śpię, to nie odbieram.

– Bo wiesz, tu chłopaki mówią, że dzisiaj jest w nocy jakiś mecz, sztuki walki i jest taki pomysł, żebyśmy…

– Chcesz powiedzieć, że wrócisz dopiero jutro rano?

– No tak.

– Jasne. Ale nie przesadź z wódką.

– Czyli mogę zostać u Krzysia?

Pytanie pozostało bez odpowiedzi. Paulina się rozłączyła.

– Mogę! – ogłosiłem tryumfalnie.

– No widzisz. Jeszcze trochę i będzie cię z nami puszczać na Mazury.

– I na koncert Neila Younga!

– I na młode dupy! Wasze zdrowie, szanowni panowie!

– Tak jest, zdrowie i powszechna życzliwość!

Uwielbiam tych kumpli. Żyjemy całkiem inaczej, ale te chwile, które spędzamy razem, są tak przyjemne i pełne nieskrępowanej radości. Krzyś porządkował zestaw do pokera, a ja z Matim przenosiłem flaszki, kieliszki i popielniczki do salonu. 

To trochę podejrzane, że tak szybko się zgodziła, ta twoja Paulinka... Nie dziwi cię to, Andrzejku? – zaczął dociekać Krzyś.

– Nie lubi cię już tak bardzo? – dołączył się Mati. – A może ona ma kogoś?

– Wszystkie mają!

Chłopaki znów zaczęli się podśmiewać. Krzyś włączył telewizor. Na ekranie pojawiły się dymy, z których wyłonił się wytatuowany mięśniak. Przy okropnym rapie szedł do ringu, prowadzony przez półnagie panienki.

– Takich lubią najbardziej.

– Co? Takich? Weź, no co ty – zaprotestowałem.

– Stary, nic nie rozumiesz. Na kobiety działa agresywna siła, zobacz, jaki basior. Patrz, jak mu grają bice.

– Nie znacie Pauliny…

– …ona takimi gardzi. Paulina kocha się w swoim subtelnym mistrzu patelni – tym razem zaczął Mati.

– W jego wymoczkowatym wyglądzie – zawtórował mu Krzyś.

– Cóż tam dla niej wygląd! Ją uwodzi tylko delikatność i łagodność.

– I Andrzejkowa potulność.

– I głębia myśli.

Jeden podkręcał drugiego, a w klatce kopały się i okładały pięściami dwa potwory. Po każdej rundzie wypijaliśmy kolejną lufę.

– Jadę – podniosłem się z trudem z kanapy – zamówcie mi taksówkę.

– Nie świruj, Andrzejku, przed nami walka wieczoru!

– Muszę. Mam w sobie niepokój na myśl o spaniu poza domem. Chcę do swojego łóżka. Niedobrze mi.

Nie bardzo pamiętam, jak znalazłem się w domu

Zapewne wróciłem taksówką. Zwykle tyle nie piję. Pamiętam, jak szukałem kluczy i próbowałem otworzyć drzwi. Wreszcie mi się udało. Usiadłem na podłodze, żeby ściągnąć buty. Ruszyłem do kuchni, żeby wypić szklankę wody. Trochę hałasowałem, ale na szczęście nie obudziłem Pauliny. Położyłem się na kanapie w salonie, żeby jej nie przeszkadzać. Przeszło mi do głowy, by umyć zęby, ale po krótkim namyśle zrezygnowałem.

Coś walnęło na klatce schodowej. Przykryłem się kocem. Ktoś szamotał się z drzwiami. Naszymi? Wysunąłem głowę spod koca, żeby zlokalizować źródło hałasu.

– Jesteś pewna, że go nie ma?

– Jestem, już się tak bardzo nie bój. Jak się zerwał ze smyczy, to nie wróci przed południem.

Uniosłem głowę. Ostre światło walnęło mi prosto w oczy. Zacisnąłem powieki i powoli je otworzyłem.

W progu stała Paulina z butelką wina i obcy facet

Miał wygolone boki czaszki, a na czubku rodzaj irokeza. Na szyi wytatuowaną głowę kobry. Wielki bydlak.

– To ja już polecę... – powiedział i zniknął w przedpokoju.

– Paulinko...

– No cóż. Może napijemy się wina? – zapytała po swojemu.

Zrobiło mi się jeszcze bardziej niedobrze. I tym razem nie przez ilość wypitego alkoholu.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA