Pamiętam, kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz, ponad dwa miesiące temu. Przechodziła przez ulicę, stukając obcasami. Był późny wieczór. Ja wracałem z pracy do domu, zły jak cholera, bo moje auto od dwóch dni stało w warsztacie. Musiałem wracać autobusem, a potem jeszcze kawał piechotą. Kląłem pod nosem na mechanika. Już dawno powinien odkryć przyczynę awarii. A on grzebał się jak mucha w smole. Na widok ślicznej, drobnej blondynki przechodzącej przez pasy, w jednej chwili zapomniałem o mechaniku.
Minęliśmy się. Ona uśmiechnęła się do mnie. Tak cudownego uśmiechu nie widziałem wcześniej u żadnej kobiety. To był impuls. Zawróciłem i poszedłem za nią. Z daleka obserwowałem, jak idzie chodnikiem, kołysząc biodrami. W duchu błagałem, by się odwróciła. Nie zrobiła tego. Czemu?
Śledziłem ją aż do bloku. Gdy weszła do klatki, wypatrywałem, w którym oknie zapali się światło. Rozbłysło okno na pierwszym piętrze, a po chwili ona się w nim pojawiła. Moje serce zabiło szybciej. Stałem tam dosyć długo, marząc o niej, o nas… Dopiero przejeżdżający patrol policji skłonił mnie do opuszczenia mojego punktu obserwacyjnego.
Sąsiedzi bywają bardzo rozmowni
Przez kilka kolejnych dni nakładałem drogi, by wracając z pracy, przejść koło bloku, w którym mieszkała, i popatrzeć w jej okna. Raz udało mi się ją zobaczyć. Na szczęście wkrótce odebrałem z warsztatu auto i mogłem po prostu podjeżdżać pod jej blok, parkować i czekać, aż pojawi się w oknie czy na ulicy. To mi wystarczało. Jednak coraz częściej marzyłem, żeby znowu się do mnie uśmiechnęła, żeby w ogóle zauważyła moje istnienie. Chciałem ją poznać bliżej.
Zacząłem od małego wywiadu wśród sąsiadów. Przedstawiłem się jako pracownik energetyki. Niesamowite, jak ludzie potrafią być rozmowni… Dowiedziałem się, że moja ukochana ma na imię Agnieszka. Niedawno chyba rozstała się z narzeczonym, a może gdzieś wyjechał. Nieważne. Grunt, że mieszkała sama. Zresztą co to za narzeczony, który zostawia taką kobietę? Sąsiedzi powiedzieli mi nawet, gdzie Agnieszka pracuje. Zajmowała się ubezpieczeniami.
Następnego dnia pojechałem do jej pracy. I tak niedługo kończyło mi się ubezpieczenie samochodu. Miałem szczęście. Kiedy wszedłem, siedziała za biurkiem. Przywitała mnie bardzo miło. I uśmiechnęła się jak wtedy, kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Słuchałem jej głosu, kiedy obliczała zniżki, przedstawiała szczegóły oferty. Miała taki piękny głos. Mógłbym jej słuchać bez końca…
Umowę o przeniesienie ubezpieczenia podpisałem. Dopiero w domu zorientowałem się, że nowe stawki są wyższe. Poczułem żal do Agnieszki. Oszukała mnie. Jednak nie umiałem długo się na nią gniewać. Wiedziałem, w jakich godzinach pracuje. Pewnego ranka podjechałem pod jej blok i czekałem, aż wyjdzie. Na jej widok wysiadłem z auta.
– Może panią podwieźć? – zaproponowałem, gdy tylko zamknęły się za nią drzwi klatki.
Zawahała się.
– Niedawno podpisywaliśmy umowę na ubezpieczenie tego grata. – klepnąłem auto. – Pamięta mnie pani?
Zmarszczyła zabawnie nosek.
– Przejeżdżałem tędy, zauważyłem panią… – uśmiechnąłem się. – I pomyślałem, że odwiozę panią do pracy.
– Dziękuję – powiedziała wciąż niepewnie, – ale nie skorzystam.
Zdenerwowałem się. Czemu nie skorzysta? Co stoi na przeszkodzie?
– Umówiłam się z koleżanką. Przepraszam, muszę już iść – dodała na widok mojej miny i odeszła.
Po prostu odeszła! Nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Ze złością uderzyłem pięścią w dach auta. Jak mogła mnie tak potraktować? Jest piękna, ale to jej nie tłumaczy. Wsiadłem, zatrzasnąłem drzwi i odjechałem z piskiem opon.
Gdybym mógł się odkochać, zrobiłbym to, ale przecież miłość nie wybiera… Nic nie mogłem poradzić. Następnego dnia kupiłem bukiet kwiatów i pojechałem do mojej pani. Chciałem jej zrobić niespodziankę. Nacisnąłem guzik domofonu.
– Ulotki – mruknąłem.
Zadźwięczał brzęczyk.
Bukiet zostawiłem pod drzwiami mieszkania Agnieszki. Na pewno się ucieszy. Każda kobieta lubi kwiaty.
Chciałem jej tylko powiedzieć „dobranoc”
Następnego dnia zadzwoniłem do jej pracy. Sama dała mi numer…
– Mam nadzieję, że lubi pani róże – powiedziałem zamiast powitania.
– Kto mówi? – spytała.
– Andrzej – odparłem.
– Andrzej? – W jej głosie usłyszałem zdziwienie. – Jaki Andrzej?
Zdenerwowałem się. Nie pamiętała mnie! Jak mogła? Prawie codziennie byłem pod jej blokiem. Obserwowałem ją. Podpisałem tę cholerną umowę. Kupiłem jej kwiaty! A ona mnie nie pamięta! To nie do pomyślenia.
Rozłączyłem się, nie chcąc powiedzieć czegoś niemiłego.
Tego wieczoru wypiłem kilka piw. Postanowiłem przejść się na spacer i sprawdzić, czy moja księżniczka jest już w domu. W oknach było ciemno. Zaniepokoiłem się. Minęła dwudziesta druga. Gdzie ona się podziewała? Czekałem. Przyjechała taksówką godzinę później. Wysiadła i szybko weszła do klatki. Niedługo potem w oknach jej mieszkania zapaliło się światło. Moja ukochana była w domu. Wypity alkohol dodał mi odwagi. Podszedłem do klatki i nacisnąłem guzik domofonu.
– Kto tam? – usłyszałem.
– Dobrze, że już jesteś w domu, Agnieszko – powiedziałem.
– Kto tam? – powtórzyła ostrzej.
Po co te nerwy? Nie musiała się mnie bać. Kochałem ją, strzegłem.
– To ja, Andrzej – przypomniałem się. – Cieszę się, że dotarłaś bezpiecznie do domu. Chciałem… Chciałem ci powiedzieć „dobranoc”.
Usłyszałem tylko trzask odkładanej słuchawki. Uciekłem spod klatki.
Na drugi dzień dotarło do mnie, że nie powinienem przychodzić do mojej ukochanej późnym wieczorem. Miała prawo się przestraszyć. Postanowiłem ją za to przeprosić. Przez kilka kolejnych dni podrzucałem na jej wycieraczkę kwiaty. Chciałem, żeby mi wybaczyła ten nietakt. Zdobyłem jej numer telefonu dzięki uczynności sąsiadów. Mogłem teraz wysyłać jej esemesy.
Zapewniałem ją o moim uczuciu. Prawiłem komplementy. Wypytywałem o jej sprawy. W co jest ubrana, co robi, co je, gdzie się wybiera. Jednak ona nie odpisywała. Ani razu się nie odezwała. Jak mogła mnie tak traktować?! Naprawdę mnie zdenerwowała. Zadzwoniłem do niej i powiedziałem surowym tonem, co myślę o jej zachowaniu. Tak nie wolno. To niedopuszczalne!
Wszedłem za kobietą wyprowadzającą psa
– Agnieszko, nie można ignorować ani lekceważyć osoby, która cię kocha.
– Proszę do mnie nie dzwonić! – krzyknęła płaczliwie. – Zostaw mnie, ty świrze, bo wezwę policję!
Wściekłem się. Kiedy z nią rozmawiałem, jeszcze nad sobą panowałem, ale gdy się rozłączyła, ogarnął mnie gniew, potworny gniew… Rzuciłem telefonem o ścianę, rozbijając go w drobny mak.
Nazajutrz pojechałem pod jej blok. Musieliśmy sobie wreszcie wyjaśnić to i owo. Długo czekałem, zanim wreszcie raczyła się pojawić. Jednak nie wróciła sama… Obok niej szedł ulicą jakiś facet i trzymał ją za rękę! Tego było już za wiele. Zdradzała mnie! Jak śmiała! Powinienem się tego domyślić, kiedy nie odpisywała na moje wiadomości. Kiedy nie chciała rozmawiać ze mną przez telefon.
Byłem roztrzęsiony, zdruzgotany, nie chciało mi się żyć… Nie. Musiałem coś zrobić. Nie mogłem pozwolić na to, by ktoś mi ją zabrał! Poczekałem, aż gach wyjdzie. Długo nie siedział, może tylko ją odprowadził. Jego szczęście, bo musiałbym się nim zająć. Wślizgnąłem się za kobietą wyprowadzającą psa. Zadzwoniłem do drzwi ukochanej. Otworzyła.
– Czego zapomniałeś…? – pytanie zamarło na jej ślicznych wargach. Pełnych i czerwonych, jakby się przed chwilą całowała. Z nim!
Nie pozwoliłem, by krzyknęła. Położyłem dłoń na jej ustach, ścisnąłem i wepchnąłem ją do środka mieszkania. Zatrzasnąłem drzwi nogą.
Próbowała uciekać, wyrywać się, ale tylko przez krótką chwilę. Zanim ugodziłem ją drugą ręką z całej siły. Nóż wszedł jak w masło. Upadła.
– Jak mogłaś mi to zrobić? Przecież tak bardzo cię kocham.
Patrzyła na mnie dużymi, ciemnymi oczami. W jej mętniejącym wzroku widziałem zdumienie. A może to był strach? Niepotrzebnie się bała. Przytuliłem ją mocno do siebie.
– Już na zawsze będziesz moja – wyszeptałem jej do ucha. – Teraz nikt mi cię nie odbierze.
Przyszli po mnie dzień później, okazało się, że w budynku Agnieszki są kamery. Rzucili mnie na ziemię, skuli mi ręce kajdankami. Teraz siedzę w więzieniu i czekam na wyrok. Spaprałem robotę, bo Agnieszka żyje, choć jest w szpitalu. Mój adwokat mówi, że to dobrze, bo za zabójstwo dostałbym więcej lat. Ale i tak pewnie trochę posiedzę. Trudno, dam radę. A jak już wyjdę spróbuję jeszcze raz zdobyć jej serce. Może tym razem się uda...
Czytaj także:
„Dla męża byłam >>pasożytem<<, więc zażądał rozwodu. Nie sądził, że to doda mi skrzydeł, a sam będzie zbierał szczękę z podłogi”
„Pindrzyłam się, by mąż zwrócił na mnie uwagę, a ten drań wmawia mi, że go zdradzam. To tylko przykrywka, bo sam ma kochankę”
„Stopniowo oddalaliśmy się od siebie z synem. Skończyły się swobodne rozmowy i żarty. Coś się działo, mój syn miał tajemnicę"