Ankę kochałem… No cóż, właściwie chyba od zawsze. Tak, można się śmiać, ale kiedy tylko pierwszy raz zobaczyłem ją na szkolnym korytarzu, wiedziałem, że to jest to. A żeby było jeszcze bardziej zabawnie, mieliśmy chyba po dziesięć lat!
W tym wieku raczej trudno o stały związek
Dopiero kiedy podstawówka się skończyła i zaczęło liceum, sytuacja stała się poważniejsza. Wracaliśmy razem do domu, gadaliśmy przez całą drogę. Widziałem, że ja też nie jestem jej obojętny. A gdy któregoś dnia pocałowała mnie na pożegnanie, cały świat wywrócił się do góry nogami.
Lata nauki w szkole średniej minęły błyskawicznie, a my byliśmy niemal nierozłączni. Tuż po maturze, latem, szliśmy jak zwykle do domów. Wtedy się odważyłem.
– Ania, pobierzmy się – powiedziałem, a serce waliło mi jak dzikie. – Przecież wiesz, że cię kocham. Ty mnie też. Więc dlaczego nie?
– Ale, Bartek… Ja właśnie… Wyjeżdżam na studia do Wrocławia i… Będę przyjeżdżać, tak często jak się da – wtuliła się we mnie. – Ty też możesz mnie odwiedzać… A potem wrócę.
Wyjechała. To był dla mnie trudny czas. Ja studiowałem raptem trzydzieści kilometrów od domu rodziców, ale ona była tak daleko! Nie mogłem się pogodzić z tym, że nie widuję jej codziennie i możemy porozmawiać tylko przez telefon, a widywać się może raz na miesiąc. Cóż jednak mogłem zrobić? Po prostu czekałem.
– Puk, puk! – usłyszałem pewnego dnia znajomy głos. – Idziemy na spacer? – Ania uśmiechnęła się, a ja poczułem się tak, jakby nade mną zaświeciło słońce.
– Nawet nie wiesz, jak tęskniłem – szepnąłem, kiedy szliśmy małą uliczką.
– Ja też – przytuliła się. – Ale mam pewną sprawę… Pamiętasz, jak kiedyś szliśmy tędy do domu i coś mi zaproponowałeś? – spojrzała mi głęboko w oczy. – Skończyłam studia, postaram się o pracę tutaj. Zróbmy to, pobierzmy się. Co ty na to?
Będziemy razem? Na dobre i na złe?
Ziemia nieomal usunęła mi się spod nóg. Serce szalało, myśli wariowały. Czy to możliwe? Będziemy razem? Na dobre i na złe? Na zawsze? Ślub nie był huczny – raptem rodzina i kilkanaście znajomych osób. Zamieszkaliśmy w małym mieszkanku – wreszcie mogliśmy być razem, a dwa lata później na świecie pojawiła się nasza córeczka, Amelka. Byliśmy szczęśliwi. No cóż, do czasu.
Kiedy malutka skończyła dwa lata i poszła do żłobka, Ania wróciła do pracy na pełny etat. Ja dorabiałem w domu. Zauważyłem jednak, że Ania zaczęła się ode mnie oddalać. Kiedyś zawsze witaliśmy się tak, jak byśmy nie widzieli się całe miesiące. Tymczasem był buziak na powitanie, szybka kolacja i spać. Dziecka prawie nie widywała, to ja zajmowałem się gotowaniem dla małej, karmieniem, przewijaniem.
Potem było jeszcze gorzej. Ania zaczęła wychodzić wieczorami. Też próbowałem to rozumieć, musiała odreagować. Więc jako idealny tatuś zostawałem z Amelką, podczas gdy żona szła do koleżanki lub na drinka do restauracji.
Moje pierwsze podejrzenia, że coś jest nie tak, pojawiły się po roku. Żona wróciła w sobotę, nieco podchmielona i zniknęła w łazience. Córeczka już spała – nakarmiłem ją, opowiedziałem bajkę, wszystko niby w porządku. Niestety, kiedy przechodziłem obok wieszaka na ubrania, gdzie Ania powiesiła swój płaszcz, wyczułem dziwny zapach. To zdecydowanie nie były jej perfumy – wiem, bo zawsze jej je kupowałem. Więc? Nie mogłem się powstrzymać i zapytałem, kiedy wyszła spod prysznica i pojawiła się w kuchni.
– Co tak pachnie na twoim płaszczu?
– Nie mam pojęcia, a co? – odpowiedziała pytaniem, nie patrząc na mnie.
– Jakiś męski zapach.
– A, nie wiem… Może płaszcz powiesiłam w biurze obok innego, a może to z taksówki – znów unik.
– Aha – ustąpiłem.
Całą noc nie mogłem jednak spać
Przypomniałem sobie, że nie pierwszy raz to czuję. Właściwie zawsze, kiedy wracała od „przyjaciółek” płaszcz i jej ubranie tak samo pachniało. Nie, to niemożliwe, przecież to Ania, nigdy by… – myślałem, przewracając się z boku na bok.
Rano ledwo wstałem. Żona pognała do pracy, ja odwiozłem córeczkę do przedszkola. Tego dnia przypadała rocznica naszego ślubu. Pomyślałem więc, że zrobię Ani niespodziankę. Poprosiłem swoich rodziców, żeby zajęli się malutką, bo chcę spędzić z żoną romantyczny wieczór. Kupiłem kwiaty, szampana, zrobiłem kolację i czekałem, aż wróci. Powinna być po osiemnastej, ale jej kroki na klatce schodowej usłyszałem dopiero około dwudziestej. Zerwałem się z kanapy i czekałem na progu.
– A co to? – zdziwiła się zdyszana.
– Dla ciebie, przecież dziś święto. Rocznica ślubu… – patrzyłem na nią oniemiały.
– Faktycznie. Zaraz przyjdę, tylko się umyję – nie zwracając na mnie uwagi, zniknęła w łazience, a ja stałem w przedpokoju jak głupek.
A potem znowu poczułem ten zapach. Nie, to nie mógł być przypadek. Teraz byłem już pewien. Kiedy więc pojawiła się w salonie, zapytałem wprost:
– Spotykasz się z kimś?
– Zwariowałeś? – zdziwiła się, ale zauważyłem, że robi się blada. – Z kim niby?
– Nie wiem. Późne powroty, wyjścia, te perfumy. Po prostu mi powiedz.
Cisza, która zapadła, aż dzwoniła w uszach. W końcu się odezwała.
– On jest… Tak, to prawda.
– Aha. Co jest nie tak? Czego ci nagle zabrakło? – warczałem wściekły.
– Nie wiem, mam po prostu dość. Ty ciągle w piżamie, wszystko kręci się wokół dziecka. Już nie mogę, a Robert…
Nie wytrzymałem. Kieliszek z szampanem walnął o podłogę i roztrzaskał się w drobny mak, a bukiet kwiatów, który wciąż miałem w dłoniach, walnął o ścianę.
– Wynoś się i to już! – ryknąłem.
– Ale ja chciałam to jakoś załatwić… – była przestraszona moim wybuchem.
– Normalnie? Jak niby? Spokojny rozwodzik? Wszystko pięknie? A co z dzieckiem? Bo o niej nie pomyślałaś!
– Ja… nie wiem…
– To już wiesz! Wynoś się po prostu i nie wracaj tutaj, skoro masz swojego Robercika! Idź do niego! No, idź! – wrzeszczałem na całe gardło.
Rozpłakała się wtedy, ale nie miałem siły i ochoty, żeby ją przytulić.
Moja Ania… Już nie moja…
Tamtej nocy nie zmrużyłem oka, cały czas wyobrażałem sobie ją w objęciach jakiegoś obcego typa. A tak ją kochałem. Jak mogła mi to zrobić? Następnego dnia musiałem wziąć się w garść. Zawiozłem córeczkę do przedszkola, ugotowałem obiad. Przed wieczorem mała jednak zapytała:
– Gdzie mama?
– Musiała wyjechać – szepnąłem, a łzy zakręciły mi się w oczach. – Teraz już idziemy czytać bajki i spać, dobra?
– Dobra – przylgnęła do mnie.
Amelka zasnęła, a ja przez pół nocy płakałem jak bóbr. I tak przez kolejne miesiące. Całe szczęście, że wspierali mnie moi rodzice – zajmowali się malutką, żebym mógł pracować w domu, bawili się z nią. Ja robiłem dobrą minę do złej gry. Stawałem na rzęsach, żeby córeczce niczego nie brakowało i – co tu dużo mówić – opowiadałem niestworzone historie o tym, jak to mama jest gdzieś daleko, ale bardzo ją kocha i przesyła buziaki.
Czułem się… Ech, lepiej nie mówić… Minęło pół roku, kiedy któregoś dnia usłyszałem zgrzyt zamka w drzwiach. Rodzice mieli wprawdzie klucze, ale tego dnia zabierali Amelkę do zoo i mieli wrócić później. Więc?
– Puk, puk. Pójdziemy na spacer? – usłyszałem cichy głos i przed oczami stanęła mi scena sprzed lat.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. W progu stała Ania – blada, zmęczona, wychudzona, smutna.
– Czego chcesz? – wykrztusiłem.
– Wrócić – szepnęła.
– Po tym? – podniosłem głos. – Zostawiłaś mnie, dziecko, wszystko przekreśliłaś!
– Wiem, ale błagam… Przysięgam, że to się nie powtórzy! – płakała.
– Idź do diabła! Nie chcę cię po tym wszystkim! – krzyczałem.
Pewnie jej wybaczę, bo wciąż ją kocham
W tym momencie usłyszałem na schodach tupot małych stópek Amelki – dziadkowie właśnie wrócili z zoo. Malutka wpadła do domu, krzycząc radośnie „mama!” i wtulając się w ramiona Ani. Nie mogłem na to patrzeć, emocje były nie do zniesienia. Moi rodzice popatrzyli na to bez słowa i się wycofali, ja uciekłem do łazienki. Słyszałem tylko radosny śmiech córeczki, która opowiadała Ani, co robiła, jak się bawi i czego się nauczyła. Kiedy mała zasnęła, a ja tkwiłem na kanapie, podeszła do mnie Ania.
– Proszę. Daj nam szansę. Zwolnię się z pracy, jeśli chcesz albo ją zmienię. Tamto to była pomyłka. Chcę być z wami. Tyle mnie ominęło, nie chcę tego stracić kolejny raz. Przysięgam, że zrobię wszystko, żeby to naprawić. Przecież jesteśmy tylko ty i ja i nasze małe szczęście.
Nie odpowiedziałem, nie potrafiłem. Wciąż nie wiem, co będzie. Codziennie patrzę na dwie najważniejsze kobiety mojego życia i nawet czasem się uśmiecham. Nie wiem, czy kiedyś jeszcze zaufam Ani. Pewnie jej wybaczę, bo wciąż ją kocham. Ale czy zapomnę?
Czytaj także:
„Poszukiwanie miłości to istna mordęga. Straciłam całe lata chodząc na drętwe randki i zastanawiając się, czego mi brakuje"
„Moją żonę poznałem w dość nietypowy sposób. Zanim po raz pierwszy ją zobaczyłem, zakochałem się w... jej głosie”
„Porzuciłem moją miłość i marzenia zawodowe, by pójść drogą, którą wyznaczył mi ojciec. Efekt? Zmarnowałem sobie życie”