„Uderzył raz, a ja wybaczyłam. Później już przestał przepraszać. Mąż bezustannie katował mnie i nasze malutkie dzieci”

Mężczyzna, który bije żonę fot. Adobe Stock, motortion
„Pierwszy raz uderzył mnie jeszcze przed ślubem. Uwierzyłam, że to się więcej nie powtórzy i dałam mu drugą szansę. Później takie sytuacje zdarzały się coraz częściej. Pobił mnie dwa miesiące po porodzie. Bo synek płakał całą noc, a ja, nie potrafiłam go uspokoić”
/ 05.10.2021 09:39
Mężczyzna, który bije żonę fot. Adobe Stock, motortion

Pierwszy raz Maciej uderzył mnie jeszcze przed ślubem. Dlatego że jego zdaniem kokietowałam jakiegoś chłopaka na dyskotece. A ja z nim tylko rozmawiałam, bez żadnych damsko-męskich podtekstów.

– Maciek, no co ty? – wyszeptałam przerażona, ale w ogóle mnie nie słuchał. Chwycił za rękę i wywlókł z sali.

– Wychodzimy – warknął.

Na zewnątrz uderzył mnie w twarz. Wstydziłam się do tego przyznać. Rodzicom powiedziałam, że pijany chłopak mnie popchnął i uderzyłam o drzwi. Tylko moja przyjaciółka Jola nie uwierzyła.

– Przecież ja tam byłam, Ewa – spojrzała mi w oczy – wszystkim możesz wciskać bajeczki, ale nie mnie.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi?

– Wiesz, o czym mówię. Ewka, ty za niego nie wychodź. Skoro raz podniósł na ciebie rękę, zrobi to ponownie.

– Jola – złożyłam błagalnie dłonie – nie mów nikomu. On mnie już przeprosił, obiecał, że to się więcej nie powtórzy. Ja mu wierzę, to było w nerwach.

Mówiłam prawdę. Maciej następnego dnia przyszedł do mnie z kwiatami i złotą bransoletką. Na kolanach prosił o przebaczenie. Co miałam zrobić? Kochałam go.

– Jola, proszę – powtórzyłam.

– Jak chcesz, ale źle robisz.

– Maciek naprawdę przepraszał.

– Jasne, przepraszał – rzuciła kpiąco. Już ja takie przeprosiny widziałam nie raz. Koleżankę mojej mamy mąż najpierw co miesiąc przepraszał, a potem już i przepraszać przestał. Znudziło mu się.

– Maciek nie jest taki...

Trzeba przyznać, że bardzo się starał, żebym zapomniała o „nieprzyjemnym incydencie”, jak to nazywał. Prawie mu się udało. Idąc do ślubu, nie pamiętałam, że jako narzeczony podniósł na mnie rękę.
Po ślubie zamieszkaliśmy z teściami, choć nasz nowy dom był już prawie gotowy. Maciek chciał, żebym sama zajęła się jego urządzaniem i meblowaniem. Nawet się z tego cieszyłam, przeglądałam katalogi, planowałam ustawienie mebli, kolory dywanów, tapicerki, zasłon. Co ważne, nie musiałam liczyć się z każdym groszem, bo warsztat Maćka dobrze prosperował, a mój mąż nie żałował pieniędzy na urządzenie naszego gniazdka.

Na pierwsze spięcie nie trzeba jednak było długo czekać

Maciek zaczął mnie uparcie namawiać, żebym zrezygnowała z pracy. Pracowałam w Urzędzie Gminy, może nie zarabiałam wiele, ale co miesiąc dostawałam wypłatę, choćby na własne wydatki. Poza tym nie mieliśmy jeszcze dzieci, więc co miałabym robić: siedzieć w domu, gotować mężowi obiadki? Za nic tego nie chciałam. Tłumaczyłam to Maćkowi, a on uparcie powtarzał swoje.

– Moja żona nie musi pracować! – upierał się przy swoim.

– Może nie musi, ale chce pracować.

– Do niczego ci to nie jest potrzebne! – złościł się coraz bardziej. – Gówno tam zarobisz, a te obce chłopy cię zaczepiają.

– Maciek, ty jesteś zazdrosny? – pytałam. – Ja tylko ciebie kocham.

– To zwolnij się z pracy – krzyczał.

– Zrób to, o co cię proszę.

Nie zamierzałam ustąpić.

Awantura wybuchła, kiedy mąż przyszedł do mnie w czasie pracy, a ja akurat rozmawiałam z kolegą. Maciek wybiegł, trzaskając drzwiami, a w domu urządził mi potworną awanturę. Mieszkaliśmy już na swoim, więc nie było nikogo, kto mógłby mnie obronić. Tym razem nie skończyło się na jednym siniaku.

Następnego dnia nie miałam pojęcia, co robić, nie mogłam przecież iść do pracy z sinym policzkiem i podbitym okiem. Maciek sam z siebie załatwił mi zwolnienie, zawiózł je do pracy i powiadomił szefa, że jestem chora. Oprócz kwiatów dostałam na przeprosiny złoty łańcuszek z piękną zawieszką w kształcie litery E. Nie chciałam mu przebaczyć, ale płakał, prosił, klękał, aż w końcu uległam.

– Musisz mi przysiąc, że więcej nie podniesiesz na mnie ręki – zażądałam.

– Przysięgam, nigdy więcej, ale obiecaj mi, że zwolnisz się z pracy – powiedział.

– Co to ma do rzeczy?

– Dobrze wiesz, że sama mnie sprowokowałaś – warknął. – Tak się wdzięczyłaś do tego faceta...

– O czym ty mówisz? – patrzyłam na niego z niedowierzaniem.

– A co, może tak nie było? – znowu podnosił na mnie głos.

Chciałam krzyknąć, że nie, nie było, że wymyśla bzdury, a ja mam tego dość, ale się bałam. Czułam, że niewiele trzeba, żeby znów mnie uderzył.

– Obiecaj mi, że zwolnisz się z tej pracy – naciskał coraz bardziej nerwowo.

– Obiecuję – szepnęłam wbrew sobie.

– Kochana – przytulił mnie i natychmiast się rozpogodził.

Obsesyjnie zazdrosny, wszędzie węszył zdradę

Prawie miesiąc siedziałam w domu. Choć zniknęły już wszystkie siniaki, Maciek bez problemu przedłużył moje zwolnienie u znajomej lekarki. Nie zapytał mnie, czy tego chcę. Zdecydował sam.

– Przecież obiecałaś, że się zwolnisz – mruknął, gdy robiłam mu o to wyrzuty.

– No ale może nie tak od razu – próbowałam negocjować.

– Mam dość – walnął pięścią w stół – Najpierw obiecujesz, a potem się wycofujesz. Jak tylko skończy się twoje zwolnienie, pójdziesz i złożysz wypowiedzenie.

Skuliłam się ze strachu. Czułam, że jeszcze słowo i mi przyłoży.

– Zrobię, jak zechcesz – ustąpiłam.

Zanim jednak zdążyłam dotrzymać słowa, okazało się, że jestem w ciąży. Maciek cieszył się tak bardzo, że przestał się czepiać mojej pracy. Zresztą od razu poszłam na zwolnienie i siedziałam w domu, a parę złotych co miesiąc wpadało do domowego budżetu.

Podczas ciąży Maciek nie uderzył mnie ani razu. Niezbyt dobrze się czułam, miesiąc musiałam nawet leżeć. Moja mama była u nas częstym gościem. Denerwowało to Maćka, ale starał się opanować.
Okazało się jednak, że niewyładowane emocje kumulowały się w nim, by potem wybuchnąć ze zdwojoną siłą.

Pobił mnie już dwa miesiące po porodzie. Z jakiego powodu? Bo nasz synek płakał całą noc, a ja, choć usilnie próbowałam, nie potrafiłam go uspokoić.

– Ja muszę rano iść do pracy, mam prawo się wyspać! – wściekał się mój mąż. – Nie mogę całymi dniami siedzieć w domu i nic nie robić jak niektórzy – to najwyraźniej była aluzja do mnie.

Może gdybym się nie odzywała, uspokoiłby się, a ja, głupia, chciałam mu uświadomić, że w domu, przy dziecku, też mam mnóstwo pracy. Po półgodzinie Maciek wyszedł, trzaskając drzwiami, a ja, pochlipując, poszłam do łazienki przypudrować siniaki.

On był coraz bardziej brutalny, a ja zastraszona

Takie sytuacje zaczęły się powtarzać.  Maciek stawał się coraz bardziej nerwowy i agresywny, a ja – coraz bardziej przestraszona. Doszło w końcu do tego, że bałam się odezwać. O wyrażaniu własnego zdania w ogóle nie było mowy. Coraz rzadziej wychodziłam z domu, odsunęłam się od rodziny i przyjaciół. Bardzo się starałam, żeby wszystko było zrobione na czas, perfekcyjnie ugotowane, posprzątane, uprane. Byle tylko Maciek był zadowolony, byle tylko się nie zdenerwował. Żeby nie dawać mu pretekstu do awantury. Nie mam pojęcia, dlaczego nikomu się nie poskarżyłam, nie powiedziałam, co mąż ze mną wyprawia. Przeciwnie – dbałam o to, by nikt się nie domyślił, niczego nie zauważył. Ukrywałam siniaki pod makijażem, starałam się nosić długie rękawy i długie spodnie, aby nie było widać śladów na ramionach i nogach.

Dla moich rodziców Maciek był tak uprzedzająco grzeczny, że nie posądziliby go o nic złego. Tylko Jolka domyślała się prawdy, ale ja zaczęłam jej unikać. Zresztą mąż nie znosił mojej przyjaciółki i po każdej jej wizycie wszczynał awanturę. Wkrótce znów zaszłam w ciążę. Gdy syn miał dwa lata, urodziłam Gosię. Mąż zakochał się w małej, i to go uspokoiło.

– Moja księżniczka – powtarzał, choć nic jeszcze nie rozumiała. – Jesteś najpiękniejsza na świecie. Będziesz miała wszystko, co najlepsze – obiecywał.

Jednocześnie zaczął odsuwać od siebie syna. To Gosia była grzeczna, najlepsza, Paweł – odwrotnie. Przeraziłam się, gdy uderzył małego, bo ten rozsypał klocki, a towarzyszący temu odgłos obudził śpiącą córkę. Pawełek rozpłakał się w głos. Chwyciłam go na ręce, usiłując uspokoić.

– Oszalałeś?! – krzyknęłam. – Przecież to małe dziecko, nic takiego nie zrobił!

Zareagowałam odruchowo, jak matka, która chce bronić dziecka. Nie zastanawiałam się, co będzie dalej. Maciek wpadł w szał, że śmiałam mu się sprzeciwić, a on lepiej wie, jak wychowywać dzieci, ja jestem głupia i na niczym się nie znam.

Gdy wyszedł, płakałam skulona, w łóżeczku zawodziła Gosia, a Paweł schował się pod stołem i patrzył na mnie przerażonymi oczami. Musiałam się wziąć w garść, żeby uspokoić dzieci. Maciek wrócił wieczorem i, jakby nigdy nic, pobawił się z córką, a Pawełkowi dał czekoladę. Mnie już od dawna nie przepraszał. Po każdej awanturze twierdził, że go sprowokowałam. Gdybym się zachowywała jak dobra żona, on nigdy by mnie nie uderzył. Z czasem sama prawie zaczęłam w to wierzyć.

Do pracy już nie wróciłam. Przy dwojgu dzieciach, braku jakiejkolwiek pomocy ze strony Maćka i jego ostrym sprzeciwie, to było niemożliwe. Bardzo się bałam, by nie zajść w ciążę po raz trzeci. Tym bardziej że kiedy Gosia skończyła dwa latka, Maciek zaczął napomykać, że pora na trzecie dziecko. Zawsze chciał mieć dużą rodzinę. Ja dawniej też.

Teraz już nie. Bałam się łykać tabletki antykoncepcyjne, bo gdyby Maciek je przypadkiem znalazł, dopiero by mi się oberwało. Nie mogłam jednak zdać się na los, to byłoby zbyt lekkomyślne. Zostawiłam więc dzieci z siostrą i pojechałam do miasta, by ginekolog założył mi spiralę. Po powrocie od razu zauważyłam, że Edyta przygląda mi się jakoś dziwnie.

– Stało się coś? – spytałam.

– To ty mi powiedz. Ewa, przestań udawać. Już dawno podejrzewałam, że coś jest z tym twoim mężem nie tak.

– O czym ty mówisz?

– Pytałam dzieci. Nie chcą nic mówić, ale ja nie jestem głupia. On cię bije, Ewa?

Pierwszy raz ktoś zapytał mnie wprost, pierwszy raz musiałam odpowiedzieć.

– Ty nic nie rozumiesz, w małżeństwie różnie bywa, zdarzyło się raz czy dwa – usiłowałam załagodzić.

– O czym ty mówisz? Co się zdarzyło? Dziewczyno, czy ty widziałaś kiedyś, żeby nasz tata uderzył mamę? Zastanów się! Dlaczego się na to godzisz?

– Mówię ci, że nic nie rozumiesz – zdenerwowałam się. – Co niby mam zrobić? Dokąd mam pójść z dzieciakami?

– Ewa – Edyta chwyciła mnie za ramiona, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo w ganku rozległy się kroki Maćka.

– Błagam cię, nic nie mów – szepnęłam.

Bałam się, że Edyta wybuchnie i rzuci się na Maćka. Patrzyła na niego takim wzrokiem, że chyba niewiele brakowało.

– Co jest, szwagierka? – rzucił od niechcenia. – Chłopak cię zostawił, że taka wściekła jesteś?

– Muszę już iść – Edyta chwyciła wiszącą na krześle torebkę. – Przyjdę jutro, to dokończymy tę rozmowę.

Odetchnęłam z ulgą, kiedy siostra wreszcie znalazła się za drzwiami. Maciek przyglądał mi się podejrzliwie.

– O co jej chodziło? Co ty jej nagadałaś? – naburmuszył się.

– Nic – udawałam obojętność. – Ma kłopoty z nowym chłopakiem. Trafiłeś w dziesiątkę i chyba dlatego była taka zła.

Od mojej siostry usłyszał kilka słów prawdy

Następnego dnia Edyta pojawiła się u mnie z samego rana, jak tylko mąż wyszedł do pracy. Namawiała mnie na wyprowadzkę z domu, przekonywała, że dam sobie radę, że powinnam zabrać dzieci i wrócić do rodziców. W ogóle nie słuchała tego, co próbowałam tłumaczyć.

– Nie wiesz, o czym mówisz. Jesteś młoda, nie masz dzieci, wydaje ci się, że wszystko możesz. Ja z dwojgiem małych dzieci nie dam sobie rady sama. Zresztą Maciek nie jest taki zły, czasem się kłócimy, ale wszyscy się kłócą...

– Oprzytomniej! – siostra mną potrząsnęła. – Twoje dzieci są zastraszone, Paweł boi się ojca, Małgosia zresztą też. Ona jest mała, ale widzi, co się dzieje. Jeśli się od niego nie wyprowadzisz, wszystko powiem tacie – zaszantażowała mnie nagle.

– Nie możesz tego zrobić, on ma chore serce, chcesz, żeby dostał zawału? – zdenerwowałam się.

Wydawało mi się, że Edyta naprawdę nic nie rozumie. Była ode mnie prawie dziesięć lat młodsza, niedawno dostała się na studia, żyła zupełnie inaczej niż ja. Zresztą zawsze się różniłyśmy, zazdrościłam jej pewności siebie, zdecydowania, wysokiej samooceny. Mówiła prawdę, kiedy twierdziła, że z takim facetem jak Maciej ona nie wytrzymałaby nawet dwa dni.

– Wydrapałabym mu oczy, gdyby mnie dotknął choć raz! – przekonywała.

– Tylko ci się wydaje, że to jest takie proste – tłumaczyłam.

– Wiem, że nie jest proste, ale nie możesz pozwolić, żeby mąż tobą poniewierał. Uwierz mi, on się nie zmieni.

– Niby skąd to wiesz?

Broniłam Maćka, choć wiedziałam, że nie mam racji. Edyta miała ją w stu procentach. Tacy faceci się nie zmieniają. Ale nie dałam się jej przekonać, choć namawiała mnie, bym spakowała rzeczy, zabrała dzieci i  wyszła z domu razem z nią. Dopiero później dowiedziałam się, że po wizycie u mnie Edyta nie poszła prosto do rodziców. Po drodze zboczyła do warsztatu do Maćka. Dopadła go tam i, nie zwracając uwagi na obecność dwóch pracowników, wykrzyczała mu w twarz.

– Jeśli jeszcze raz podniesiesz rękę na moją siostrę, zniszczę cię, przysięgam! 

Maciek był podobno tak zaskoczony, że stał jak słup soli i tylko się na nią gapił. Jednego słowa nie powiedział.

– Zapamiętaj to sobie! – krzyknęła jeszcze moja siostra.

Maciek się odblokował, ale dopiero wieczorem i wyładował złość na mnie.

– Coś ty tej gówniarze nagadała, głupia wariatko?! – wrzeszczał. – Smarkata, wydaje jej się, że będzie mnie straszyć. Nie chcę jej tu więcej widzieć, zapamiętaj to sobie raz na zawsze!

Następnego dnia miałam dużego siniaka na policzku i podbite oko, nie mówiąc już o śladach na plecach i na rękach. Te zawsze były mniej ważne, bo łatwiejsze do ukrycia. Ale to nie było moje jedyne zmartwienie. Bardzo się bałam, żeby Edyta jednak nie przyszła. Dopiero wybuchłaby awantura, a przecież nie mogłam zadzwonić do siostry i powiedzieć jej, że Maciek zabrania jej pokazywać się u nas, bo efekt byłby odwrotny.

Liczyłam tylko na to, że siostra, zgodnie z tym, co mówiła mi poprzedniego dnia, pojechała na uczelnię. Rzeczywiście, nie pojawiła się u nas, ale do drzwi zastukała... Jolka. Przyjaciółka nie była u mnie już od bardzo dawna, a ja w żaden sposób nie próbowałam podtrzymywać z nią kontaktu, więc jej wizyta bardzo mnie zaskoczyła.

Uciekłam z tego piekła razem z dziećmi

– Rany boskie! – Jolka na mój widok złapała się za głowę.

– Co ty tu robisz? – wyszeptałam w odpowiedzi przestraszona.

– A więc Edyta mówiła prawdę! – Jola pokiwała głową. – Właściwie to sama się tego domyślałam.

– Co ja mam robić, Jola? – rozpłakałam się, bo byłam na granicy wytrzymałości.

– Szykuj dzieci, zabieram was do siebie – usłyszałam w odpowiedzi.

– Oszalałaś chyba!

– Już, szybko, dopóki go nie ma

A widząc, że jeszcze się waham, rzuciła głosem nieznoszącym sprzeciwu:

– Na co chcesz czekać? Aż naprawdę zrobi krzywdę tobie albo dzieciakom? Zakatuje kogoś na śmierć?

Nie wiem, jak to się stało, ale dwie godziny później byłam już u Jolki. Witek, jej mąż, na mój widok stanął jak wryty.

– Maciek? – spytał po chwili milczenia.

Jolka tylko milcząco skinęła głową.

– Zostaniesz u nas, a jutro pojedziemy zrobić obdukcję.

– Nie, nie mogę – szepnęłam, bo już sama myśl o tym mnie przerażała.

– Nie ma wyjścia, Ewa. Jolka ma rację – poparł żonę Witek. – Musisz bronić siebie i dzieciaków. On was terroryzuje!

Nazajutrz zrobiłam obdukcję i złożyłam doniesienie na policji. Czułam, że nie jestem w stanie wrócić do męża. Coś się we mnie załamało, nie chciałam go więcej widzieć na oczy, a co dopiero mieszkać z nim pod jednym dachem.

Po kilku dniach pobytu u Jolki Witek zawiózł mnie razem z dziećmi do rodziców. Wiedzieli już, że uciekłam od męża, ale Edyta nie powiedziała im, gdzie jestem. Musiałam kilka dni odpocząć, a wiedziałam, że u Jolki Maciek raczej nie będzie mnie szukał. Mama płakała, załamując ręce, a ojciec milczał, paląc papierosa za papierosem, kiedy opowiadałam wszystko po kolei.

– Dlaczego ty nam nic nie powiedziałaś, córeczko? – pytała mama raz po raz.

– Mało, że nie powiedziała, ona jeszcze przed nami udawała, że wszystko jest w  najlepszym porządku – dorzucił ojciec.

Zostałam u rodziców, choć mąż przepraszał, obiecywał poprawę, przywoził kwiaty i zabawki dla dzieci. Tym razem jednak się zaparłam, nie chciałam słyszeć o powrocie. W końcu zaczął mi grozić, że go popamiętam, że zabierze mi dzieci, a ze mnie zrobi wariatkę. Dopiero gdy wezwali go na przesłuchanie w sprawie o znęcanie się nad rodziną, zmiękł, chyba się przestraszył. Obiecał mi, że jeśli wycofam doniesienie, zgodzi się na rozwód.

– Rozwód dostanę, i bez twojej zgody – warknęłam wściekła. – I z orzeczeniem o twojej winie, bo na to zasłużyłeś – gapił się na mnie zdumiony, bo przywykł, że trzęsłam się na jego widok.

Ale z tym już koniec. Ostatnio nabrałam pewności siebie. Zdaję sobie sprawę, że jeszcze wiele przede mną. Myślę jednak, a nawet jestem pewna, że dam sobie radę. Niedługo wracam do pracy, mama obiecała, że pomoże mi przy dzieciach. To początek mojego nowego życia. Lepszego – tego jestem pewna.

Czytaj także:
„Mój mąż nie dbał o siebie. Zmobilizował się dopiero, gdy poznał przyszłego teścia. Weszło mu to na ambicję”
„Mąż odszedł, zostawił mnie bez pieniędzy, wyrzucił z domu i serca, a ja całe życie poświęciłam jemu i dzieciom”
„Mam 30 lat i jestem sam, bo moja matka odstrasza wszystkie kobiety. Uważa, że tylko ona na mnie zasługuje”

Redakcja poleca

REKLAMA