Kiedy poznałem Martę, na jej widok aż odebrało mi mowę. Byłem jednak pewny, że nie zwróci na mnie uwagi. Ona – piękna, wykształcona kobieta, a ja – zwykły robotnik.
Robiłem akurat remont u jej koleżanki, kiedy przyszła do niej na kawę. Tak się na nią zagapiłem, że wylałem puszkę farby na podłogę! Na szczęście parkiet był osłonięty folią i udało mi się sprawę zatuszować, wycierając wszystko po kryjomu.
Wpadłem po uszy!
Następnego dnia Marta znów przyszła z wizytą do koleżanki. Kładłem akurat kafelki w kuchni, kiedy stanęła w drzwiach i zagadała. Coś o płytkach, że ładny wzorek... Odpowiadałem machinalnie, cały spięty i spocony. A ona oparła się o framugę drzwi, wypinając swój biust tak, iż myślałem, że oszaleję! Po czym nagle rzuciła tytuł jakiegoś filmu i zapytała, czy już go oglądałem.
– Wybieram się – odparłem, nie mając pojęcia, o jakim filmie mówi.
Nie chciałem jednak wyjść na głupka.
– Naprawdę? To może pójdziemy razem? – ucieszyła się, a propozycja wyszła z jej ust tak gładko, jakbyśmy się kumplowali od lat.
Rach-ciach i już byliśmy umówieni do kina! Od tego momentu uznałem, że urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdą, bo wszystko szło jak z płatka.
Marta śmiała się z moich dowcipów
Powoli zapominałem o jej wyższym wykształceniu. Przestałem myśleć, że brak studiów eliminuje mnie z grona znajomych Marty, bo najwyraźniej tak nie było. To ona zaproponowała, abyśmy poszli razem do jej przyjaciół na prywatkę. Przyznam, że lekko mnie to zestresowało, bo co innego kino i kawa, a co innego przebywanie z jej znajomymi... Jako kto? Jej kolega?
– Mój chłopak! – powiedziała o mnie Marta, czego się nie spodziewałem.
Byłem w siódmym niebie i tamtego wieczoru pocałowaliśmy się pierwszy raz. Tak bardzo jej pragnąłem! Wydawało się, że ona mnie także. Nie mieliśmy jednak, gdzie tego pragnienia zaspokoić, bo ja wynajmowałem mieszkanie z kilkoma kumplami, z kolei Marta nadal mieszkała z rodzicami.
– Może wynajmiemy coś razem? – zaproponowała moja dziewczyna.
Byłem zachwycony
Zakochany jak wariat, oczami wyobraźni już widziałem nas na ślubnym kobiercu. Czułem bowiem, że spotkałem kobietę swojego życia. Szukaliśmy zatem wspólnego lokum. Marta koniecznie chciała w centrum i to mieszkanie dwupokojowe argumentując, że musi mieć blisko do pracy. A dwa pokoje są konieczne, żeby cieszyć się bliskością przy zachowaniu minimum prywatności.
Zgadzałem się z nią, chociaż oczywiście ceny wynajmu dwupokojowych mieszkań w centrum były kosmiczne. W końcu jednak moja ukochana znalazła lokum za przystępną cenę. Było jednak strasznie podniszczone. Kobieta, która podpisywała z nami umowę w imieniu właściciela powiedziała, że wcześniej mieszkała w nim starsza osoba, a teraz po jej śmierci nowy właściciel nie wie, czy je zatrzymać, czy sprzedać, bo sam mieszka za granicą.
– Na razie zdecydował się je wynająć na trzy lata – stwierdziła.
Spisaliśmy umowę i pozwoliłem, aby to Marta nas na niej reprezentowała. Podpisała wynajem, a ja myślałem tylko o tym, że zrobiła to bez mrugnięcia okiem, więc te trzy lata ani trochę jej nie przeraziły! Trzy lata ze mną w jednym mieszkaniu...
Rozkoszowałem się upragnioną bliskością, ale… szybko zaczął mi przeszkadzać ten syf dookoła. Doszło do tego, że cały czas myślałem tylko o tym i trafiał mnie szlag. Aż pewnego dnia Marta zastała mnie przy myciu ścian.
– Co ty robisz? – zdziwiła się.
– Nie będę w brudzie mieszkał przez trzy lata! – oświadczyłem.
– Chcesz remontować? – zdziwiła się.
– Oj, tam, od razu remontować. Trochę je po prostu odświeżę – pomaluję ściany, wycyklinuje podłogi i tyle. Na wannę też się znajdzie sposób, są takie specjalne preparaty odświeżające i nie będzie trzeba jej wymieniać – stwierdziłem.
– No… nie wiem, jak uważasz – moja ukochana w pierwszym momencie nie była przekonana.
– Posłuchaj, nie płacimy w sumie za to mieszkanie tak wiele. Kupię kilka kubełków farby i będzie po wszystkim! Dla mnie to pestka, zrobię to po pracy. Sprzęt mam swój, w końcu prowadzę firmę remontową... – tłumaczyłem.
Przez następne dwa miesiące popołudniami robota paliła mi się w rękach. Pracy było trochę więcej, niż zakładałem, ale w końcu odmalowałem nawet balkon. Kiedy mieszkanie lśniło, byłem z siebie bardzo dumny!
Wyszykowałem nam piękne gniazdko
Pewnego dnia, kiedy wracałem z pracy, kupiłem dla Marty kwiaty pod kolor tapety w naszej sypialni. Gdy usiłowałem włożyć klucz do zamka i zorientowałem się, że nie pasuje, sądziłem w pierwszym momencie, że pomyliłem klatki lub drzwi.
Ale nie, wszystko się zgadzało... Oprócz tego, że wstawiono nowy zamek! Wkurzony na maksa i przekonany, że właściciel mieszkania zrobił nam paskudny numer, zadzwoniłem do Marty.
Miała jednak wyłączoną komórkę. Pomyślałem, że może ma w pracy jakieś ważne spotkanie i dlatego nie odbiera. Jednak minuty mijały, zamieniły się w godziny, a komórka mojej ukochanej nadal milczała! To już było podejrzane. Kiedy pojechałem do jej biura, okazało się, że już wyszła do domu. A przecież w oknach naszego mieszkania było ciemno…
Szalałem z rozpaczy i niepokoju
Nie przyszło mi w ogóle do głowy, że po prostu zostałem wystawiony do wiatru. Kiedy w końcu odnalazłem Martę u jej rodziców, usłyszałem, że doszła do wniosku, że do siebie nie pasujemy.
– Wybacz, Robert, ale ty masz skończoną zaledwie zawodówkę – oświadczyła, chociaż dotychczas jej to nie przeszkadzało!
Oddała mi dwie walizki z moimi rzeczami i zatrzasnęła drzwi... Szalałem z rozpaczy, nie myśląc o wynajętej kawalerce. Zresztą Marta powiedziała mi, że wymówiła umowę. Jaka była prawda, dowiedziałem się pół roku później, kiedy robiłem remont u znajomego tej dziewczyny, u której poznałem Martę.
To on doniósł mi, że zostałem oszukany
Otóż mieszkanko, do którego wprowadziłem się z moją ukochaną było… jej własnością! Odziedziczyła je po babci i nie miała kasy na jego odnowienie. A kiedy poznała mnie i zobaczyła, jak na nią patrzę, wpadła na pomysł, że mnie poderwie, a ja zrobię remont za darmo!
Odegrała więc komedię z podpisywaniem umowy, abym się niczego nie domyślił. I w ten sposób nie tylko harowałem za darmo, ale jeszcze jej za to płaciłem! Bo przecież pokrywałem przez kilka miesięcy połowę czynszu. Dziś sam nie wiem, co mnie bardziej złości – jej postępowanie czy moje frajerstwo?
Robert, lat 29
Czytaj także:
„Mój mąż to chodzący ideał. Nie rozumiem tylko, czemu koleżanki powtarzają, że na każdym kroku przyprawia mi rogi”
„Mąż się szlajał po mieście z panienkami, a mi wmawiał, że pracuje. To był dopiero początek jego tajemnic”
„Myślałam, że mój narzeczony to książę z bajki. Gdy przed całą rodziną narobił mi wstydu ocknęłam się, że to niedojda”