„Udawał szarmanckiego bogacza, żeby mnie uwieść. Okazało się, że mój książę z bajki wcale nie jeździ na białym koniu”

Kobieta, która się zakochała fot. Adobe Stock, luckybusiness
„Oto miałam swojego księcia – przystojnego, szarmanckiego, hojnego. Czułam się jak w bajce. Dzisiaj jesteśmy razem już czwarty rok. Okazało się, że książę wcale a wcale nie musi jeździć na białym koniu. Mój jeździ ciężarówką, ale nie zamieniłabym go na żadnego innego”.
/ 07.03.2022 06:15
Kobieta, która się zakochała fot. Adobe Stock, luckybusiness

Przez większą część życia odmawiałam sobie picia kawy w kawiarniach i jadania w restauracjach. „Jedzenie jest też w domu” – mawiała moja mama, dodając, że kupowanie sobie czegoś na mieście to zwykłe wyrzucanie pieniędzy. A pieniędzy, niestety, prawie zawsze mi brakowało…

Jasne, wystarczało na rachunki, skromne wyżywienie i bilet miesięczny, żeby jakoś dojechać do pracy w magazynie czy sklepie ogrodniczym. Kiedy wyszłam za Kornela, miałam nadzieję, że się mną zaopiekuje – również finansowo. Ale mój małżonek, chociaż nie zarabiał źle, był koszmarnym sknerą i prawda była taka, że to ja utrzymywałam jego, a nie on mnie, chociaż urodziłam dziecko i zajmowałam się domem.

W końcu córka mi dorosła, Kornel uznał, że będzie szczęśliwszy z inną, a ja zostałam bez oszczędności, za to z poczuciem, że coś mnie w życiu ominęło...

– Musisz wreszcie zrobić coś dla siebie, kochana! – radziły mi koleżanki. – Pomyśl, co zawsze chciałaś zrobić i zrób to!

– Właściwie to chciałam podróżować – przyznałam. – Ale nie mam aż tyle pieniędzy, żeby jechać na wymarzoną wycieczkę po zamkach nad Loarą…

– No to może zacznij od naszych zamków? Przecież w Polsce mamy ich kilkadziesiąt! – uświadomiły mi.

I tak wybrałam się do Opola, a stamtąd pojechałam do zamku w Mosznej.

To, co zobaczyłam, zrobiło na mnie wrażenie

Nie było mnie wprawdzie stać, by nocować w komnatach zamienionych w pokoje hotelowe, ale postanowiłam zaszaleć i zjeść obiad w zamkowej restauracji. Właśnie tam poznałam Darka. Miał szpakowatą bródkę i krótko ostrzyżone włosy, do tego był świetnie ubrany – istny amant z filmu romantycznego! Siedział przy stoliku obok tego, do którego zaprowadził mnie kelner we fraku.

– Polecam coś z kuchni śląskiej – rzucił, przechylając się przez swój stół. – Ale wino koniecznie australijskie. Wiem, że to dziwne, ale pasuje do rolady wieprzowej.

– Yyyy… – aż zaniemówiłam z wrażenia, że taki mężczyzna się do mnie odezwał. – W sumie to nie znam się na winach… Raczej wezmę wodę albo sok.

W tym momencie mój sąsiad stanowczo zaprotestował i orzekł, że w tak pięknym zamku jak ten nie można pić niczego innego niż dobre wino, a minutę później siedział przy moim stoliku.

– Weźmiemy butelkę merlota – złożył zamówienie, a ja zamrugałam oczami, bo po raz pierwszy widziałam, jak ktoś zamawia całą butelkę do stolika.

Nowy znajomy pomógł mi też wybrać coś do jedzenia, a potem deser. Byłam spięta, bo ceny w zamkowej restauracji były wysokie, a ja miałam ograniczony budżet, ale kiedy przyszło do płacenia rachunku, Darek oznajmił:

– To ja panią zaczepiłem, więc ja płacę i nie chcę słyszeć sprzeciwu – dotknął mojego ramienia, a mnie zrobiło się ciepło.

Po obiedzie poszliśmy się przejść do cudownej oranżerii z egzotycznymi roślinami, a potem zaciągnął mnie do stadniny koni angielskich. Gdy tak spacerowaliśmy, opowiedział mi o sobie. Miał firmę produkującą mrożonki, którą mógł zarządzać zdalnie.

– Nie chcę pracować przez całe życie. Trzeba mieć czas, żeby się nim cieszyć – dodał. – Uwielbiam podróżować, teraz mam pomysł, by zwiedzać polskie zamki. Byłaś może w Gołuchowie?

Przyznałam, że nie i natychmiast zaczął mi opowiadać, jak tam jest pięknie i co można jeszcze zobaczyć. Byłam nim oczarowana. Potrafił przepięknie mówić o historii Polski, o architekturze, znał się na winach i wiele w życiu podróżował. I co najważniejsze, był mną wyraźnie zainteresowany!

– Kiedy wracasz do domu? – zapytał.

– Jutro – odpowiedziałam i odruchowo spytałam jego o to samo. – A ty?

– Ja miałem wracać dzisiaj, ale chyba zostanę w tym pięknym miejscu jeszcze jeden wieczór.– Dasz się zaprosić na kolację?

Spędziliśmy więc ten czas razem. Wszędzie jeździliśmy taksówkami, bo Darek chciał się rozkoszować dobrym winem czy szampanem. Nalegał, że za wszystko zapłaci, a ja nie kłóciłam się o to specjalnie, bo czułam się jak w bajce.

Oto miałam swojego księcia – przystojnego, szarmanckiego, hojnego. Czy to takie dziwne, że kiedy odwiózł mnie pod mój pensjonat o trzeciej nad ranem, zapytałam, czy jeszcze się spotkamy?

– Jeśli tylko dasz mi swój numer – uśmiechnął się, a potem mnie pocałował w rękę.

Obiecał, że zadzwoni, jak będzie rano wyjeżdżał do domu. Mieliśmy się umówić na kolejny weekend, planowaliśmy wyjazd do zamku w Gołuchowie. Ale Darek nie zadzwonił. Gdyby nie czerwona róża, którą kupił mi od kwiaciarki na rynku, nie miałabym żadnego dowodu na to, że w ogóle istniał.

Przez kolejne tygodnie byłam na zmianę wściekła i smutna. Miałam sobie za złe, że dałam się tak nabrać.

– Jak mogłam uwierzyć, że coś z tego będzie! – sarkałam do Anki, mojej przyjaciółki. – On się po prostu chciał dobrze bawić. Znalazł sobie naiwną, zapłacił za obiad, a ta się, idiotka, zakochała!

– Zakochałaś się? – Anka zmrużyła oczy.

– Nie wiem… – wzruszyłam ramionami. – Ale chyba tak, zadurzyłam się… Wiem, stara jestem i głupia… Ale on potrafił tak opowiadać, był taki, nie wiem… kochany… Naprawdę, nie chodzi o to, że jest bogaty. Po prostu czułam, że coś między nami zaiskrzyło. Że to mogłoby być coś więcej. Ależ jestem durna!

Nie mogłam przestać o nim myśleć

Rozpamiętywałam, o czym rozmawialiśmy, wspominałam po sto razy jego wyraz oczu, kiedy na mnie patrzył i smak jego ust… Czułam się jak ostatnia idiotka, ale za nim tęskniłam. W sylwestra siedziałam w domu i oglądałam telewizję. Nie miałam za co bawić się gdzieś w lokalu. Co jakiś czas przychodziły SMS–y z życzeniami.

Odpisywałam na nie leniwie, powoli osuszając butelkę czerwonego merlota, który budził wspomnienia. Nagle przeczytałam wiadomość od nieznanego nadawcy.

„Byłaś najlepszym, co spotkało mnie w tym roku. Dziękuję i życzę Ci, byś spotkała mężczyznę, na jakiego zasługujesz...”. Po prostu wiedziałam, że to on! Odpisałam natychmiast, ale nie były to miłe życzenia. Inaczej nie umiałam.

„Dlaczego zachowałeś się jak dupek????” – wsadziłam w ten SMS całą swoją złość na niego. Sorry, ale mnie poniosło. „To nie tak. Wytłumaczyłbym wszystko, gdybyś dała mi szansę. Ale zrozumiem, jeśli nie chcesz już mnie widzieć.”

Odpisałam, że owszem, chcę go widzieć i to najlepiej natychmiast. Wino szumiało mi w głowie, emocje aż mnie roznosiły. Napisał też, że jest w moim mieście. Spotkaliśmy się pół godziny później. Zaprosiłam do siebie i czekałam, rozzłoszczona i podekscytowana jednocześnie.

– Przepraszam cię… – zaczął – ale nie wiedziałem, jak z tego wybrnąć… Widzisz, ja nie jestem tym, za kogo się podawałem.

– Nie masz na imię Darek? – cofnęłam się o krok. – Więc jak?

Okazało się, że imię podał mi prawdziwe, ale resztę już zmyślił.

– Nie mam firmy produkującej mrożonki, tylko w takiej pracuję – wyjaśnił z zażenowaniem. – Wożę towar po Polsce i Europie, więc naprawdę sporo jeżdżę, ale jako kierowca ciężarówki. Tamten weekend chciałem spędzić inaczej, elegancko, jak człowiek sukcesu, a nie zwykły kierowca. Kupiłem sobie dobre ubrania, zarezerwowałem stolik w zamkowej restauracji. Nie chciałem cię okłamywać, ale powiedz sama: gdybym ci powiedział, że jestem zwykłym kierowcą, to… czy to wszystko w ogóle by się między nami wydarzyło?

Musiałam uczciwie przed sobą przyznać, że niekoniecznie. Darek zaimponował mi tym, że zapłacił za wspólny obiad i kupił do niego butelkę wina. Nie jestem pewna, czy gdybyśmy poznali się przy budce z frytkami, w ogóle zwróciłabym na niego uwagę.

– A potem jakoś samo poszło… Chciałem być w twoich oczach kimś szczególnym, innym – wyznał. – Ale nie mogłem się przyznać, kim naprawdę jestem, więc zniknąłem. Tyle że… nie umiałem przestać o tobie myśleć…

I nagle zdałam sobie sprawę, że ten cały blichtr, restauracje, jeżdżenie po mieście taksówkami niczym wielcy państwo – to wszystko nic a nic mnie nie obchodziło.

– Byłeś kimś szczególnym – powiedziałam. – Jasne, lubię napić się dobrego wina, ale przecież i tak najważniejsze jest to, z kim się je pije. Właśnie, mam jeszcze pół butelki. Wzniesiemy toast za Nowy Rok?

Resztę sylwestra spędziliśmy w moim mieszkaniu. Merlot, który kupiłam, może nie należał do najwyborniejszych, ale i tak nam smakował. Darek opowiadał mi, jak zjeździł całą Europę swoją ciężarówką.

Jego znajomość historii, win, nawet ras koni wcale nie była udawana. Bardzo dużo czytał i oglądał, interesował się każdym miejscem, które odwiedzał. Jeszcze nim nadszedł świt, wiedziałam, że wybaczyłam mu tę całą szopkę. Pal licho pieniądze, przeżyłam bez nich tyle lat i nie zamierzałam układać pod nie życia po pięćdziesiątce!

Dzisiaj jesteśmy razem już czwarty rok. Okazało się, że książę wcale a wcale nie musi jeździć na białym koniu. Mój jeździ ciężarówką, ale nie zamieniłabym go na żadnego innego.

Czytaj także:
„Wpadłam w nałóg przez traumę, którą zafundował mi ojczym. Nie mogę znieść myśli, że moja mama o wszystkim wiedziała”
„Choćby mnie to miało kosztować etat, nie pozwolę na dręczenie dzieci. Jestem dyrektorką z zasadami, a nie łapówkami”
„Byłam pewna, że nasza sypialnia zmieniła się w krainę lodu z powodu kochanki. Prawda okazała się brutalna”

Redakcja poleca

REKLAMA