Lokal zachwycał pod każdym względem! Przedwojenna kamienica przeszła gruntowny remont, miała podłogi z dębu i sięgające sufitu okna z widokiem na zieleń. Przestronna kuchnia plus dwa komfortowe pokoje – wszystko w takiej cenie, za jaką moi znajomi wynajmowali małe mieszkanko w wielkiej płycie.
– Kwestie finansowe nie są dla mnie priorytetem – powiedziała gospodyni podczas omawiania warunków. – Przeprowadzam się do mojej córki, która radzi sobie całkiem dobrze. Najbardziej zależy mi na tym, żeby wynająć komuś solidnemu, a pan ma rekomendację od Ewy, do której mam pełne zaufanie.
Wstawiła się za mną u sąsiadki
Ogromnie doceniłem pomoc księgowej Ewy z górnego piętra, która wstawiła się za mną u sąsiadki. Gdy tylko kupiłem stół, od razu zaproponowałem jej kawę.
– Remont wyszedł naprawdę świetnie, szczególnie kafelki w łazience – prezentują się tak, jakby były robione na specjalne zamówienie – zachwalałem mieszkanie.
– Właścicielka mieszkanie dostała w spadku, planując w nim zamieszkać. Było w opłakanym stanie, ponieważ poprzednia właścicielka, ekscentryczna ciotka, przez ostatnie dwie dekady nie opuszczała mieszkania i nie godziła się nawet na odmalowanie ścian. Kiedy zmarła, trzeba było wywieźć stąd cały kontener odpadów – opowiadała Ewa. – Nie mam pojęcia, dlaczego spadkobierczyni się rozmyśliła, ale spędziła tu zaledwie sześć miesięcy, po czym nagle zdecydowała się przeprowadzić do swojej córki...
– Cóż, może po prostu jest niestała w decyzjach – odpowiedziałem z uśmiechem. – Ale ja już teraz wiem, że znajdę tu swoje miejsce.
Po latach tułaczki wreszcie zacząłem cieszyć się własnym kątem. Zamiast przesiadywać jak dawniej w barze, coraz więcej czasu spędzałem w przytulnym salonie. Pokochałem swoją sypialnię z malutkim balkonem, a na przestronnych parapetach znalazłem idealne miejsce dla kolekcji orchidei. Każdy, kto kiedykolwiek mieszkał w akademiku czy wynajmował pokój na stancji, z łatwością zrozumie mój zachwyt nowym lokum.
W trakcie krótkiego urlopu, który udało mi się wynegocjować na początku listopada, zdecydowałem się zostać w domu. To właśnie wtedy miało miejsce coś nietypowego. Tego dnia wstałem później i byłem w świetnym nastroju. Kiedy się wyprostowałem i usiadłem na łóżku, nie mogłem uwierzyć własnym oczom – na pościeli spoczywał dwukolorowy kwiat Doritaenopsis, różowo–biały. Byłem pewien, że wieczorem go tam nie było! W jaki sposób znalazł się na moim łóżku, skoro powinien tkwić w doniczce?!
Włosy stanęły mi dęba
Przyjrzałem się dokładnie miejscu złamania – wszystko wskazywało na to, że ktoś wyrwał kwiat specjalnie. „Rany, może mam jakieś zaćmienia i sam sobie niszczę roślinki?” – zastanawiałem się, kompletnie skołowany. Po namyśle doszedłem do wniosku, że pewnie silny wiatr oderwał kwiatek i przerzucił go kawałek dalej. Co prawda na noc zasunąłem okno, żeby nie wpuścić zimna, ale nie potrafiłem znaleźć innego sensownego wytłumaczenia. „Trzeba będzie bardziej zadbać o ochronę tych wrażliwych roślin przed wiatrem” – powiedziałem sam do siebie, planując uszczelnienie wszystkich okien.
Minęło parę dni i całkiem wyrzuciłem to z głowy, aż pewnego razu podczas kąpieli zobaczyłem coś niepokojącego. Na zaparowanym lustrze w mojej łazience ktoś narysował palcem kształt serca. Gdy wychyliłem się z kabiny, poczułem, jak włosy stają mi dęba. Krew zmroziła mi myśl, że jakiś nieznajomy musiał się tu kręcić, kiedy ja niczego nieświadomy myłem się pod prysznicem!
Ledwo narzuciłem ręcznik i zacząłem przeszukiwać cały dom w poszukiwaniu intruza albo jakichkolwiek oznak jego obecności. Bezskutecznie – nie znalazłem absolutnie niczego.
Nie mógł się wydostać – wejście było zamknięte od środka, a okna wraz z balkonem znajdowały się stanowczo za wysoko, żeby próbować jakichkolwiek akrobacji. W mieszkaniu panował normalny porządek, niczego nie brakowało. Żeby nie oszaleć, musiałem znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie.
W końcu doszedłem do wniosku, że to pewnie sprawka któregoś z kumpli, którzy byli u mnie na brydżu dwa tygodnie temu. Pewnie jeden z nich potajemnie posmarował lustro specjalną substancją, która zaczęła działać z opóźnieniem – po prostu głupi dowcip. Postanowiłem przestać się tym zadręczać.
W pokoju nikogo nie było
Czytałem książkę w pokoju dziennym tamtego wieczoru. Wokół panował przyjemny spokój, przerywany jedynie miarowym tykaniem zegara, a ciepłe światło miedzianej lampy wypełniało przestrzeń. Pochłonięty czytaniem, początkowo nie zwróciłem uwagi na delikatny odgłos dochodzący przez niedomknięte drzwi do mojej sypialni. Zamarłem przerażony, kiedy dotarło do mnie, co przypomina ten dźwięk. To było jak czesanie gęstych, długich włosów w pokoju obok... Te charakterystyczne odgłosy przesuwającego się grzebienia i elektryzujących się kosmyków... Metodycznie, w górę i w dół, w górę i w dół.
Zebrałem w sobie odwagę i spokój, żeby podnieść się i zobaczyć, co się dzieje... W pokoju nikogo nie znalazłem, nie było nawet śladu po grzebieniu czy włosach! „Chyba potrzebuję pomocy specjalisty” – przemknęło mi przez myśl. Kolejne godziny spędziłem, przewracając się z boku na bok w półśnie.
Do dziś nie wiem, czy faktycznie ktoś niewidzialny przysiadł na końcu mojego posłania, czy może tylko mi się wydawało, że słyszę trzeszczenie i czuję wgniecenie w materacu. Poranek zastał mnie kompletnie wykończonego, ale koniec urlopu zmusił mnie do wyruszenia do pracy. Czekając na autobus, natknąłem się na sąsiadkę, Ewę. Wyżaliłem jej się, że męczą mnie problemy ze snem i dziwne przywidzenia.
– O rany, właśnie mi się przypomniało, że pani domu też mówiła, że nie może spać po nocach – powiedziała. – Natomiast jej ciocia, która spędziła tutaj całe swoje życie, nigdy się na nic nie uskarżała. Była to niezamężna kobieta, która w młodych latach uchodziła za piękność. Podobno tak długo szukała idealnego kandydata na męża, że w końcu jej odbiło. Na stare lata wyobrażała sobie, że wciąż ma dwadzieścia lat! Całymi dniami siedziała na balkonie w sukienkach z głębokim dekoltem i machała włosami do każdego faceta, który przechodził obok. Swoją drogą, rzeczywiście miała imponującą czuprynę do samego końca – bujną i sięgającą do pasa...
Szybko zmieniłem temat
Po plecach przeszły mi ciarki, więc szybko skierowałem rozmowę na inne tory. Po skończonej pracy od razu ruszyłem do mieszkania i zabrałem się za codzienne obowiązki. Zdecydowałem, że jeśli znów wydarzy się coś dziwnego, będę to całkowicie pomijał. Chociaż uważam się za osobę twardo stąpającą po ziemi, mógłbym zaakceptować myśl, że niektóre miejsca mają w sobie coś szczególnego – jakąś siłę, która daje o sobie znać w zaskakujący sposób. W końcu co złego może być w tych kwiatach pojawiających się na pościeli czy serduszkach na lustrach? Mnie osobiście to nie przeszkadza.
Minęło siedem dni kompletnej ciszy, aż wreszcie na świąteczną przerwę wróciła Monika – moja partnerka, która była na stypendium za granicą. W Wigilię, równo o szóstej, odebrałem ją z lotniska i zabrałem do swojego przytulnie urządzonego mieszkania. Postanowiliśmy, że kolację wigilijną zjemy razem, sami, a później odwiedzimy nasze rodziny. Wszystkie świąteczne potrawy, którymi nakryłem stół w kuchni, zamówiłem wcześniej w sprawdzonej restauracji.
– Ale masz tu fajnie – powiedziała z zachwytem Monika. – Naprawdę ci się poszczęściło, kochany...
– A nie chciałabyś dzielić tego szczęścia razem ze mną? – zapytałem bez zastanowienia.
– Kto wie, może w przyszłości – odpowiedziała, figlarnie się uśmiechając. – Chodźmy już jeść, przecież pierwsza gwiazd... – nie dokończyła, gdy masywne drzwi od kuchni z hukiem uderzyły ją od tyłu.
„Matko, czemu tak wieje?!” – kłębiło mi się w głowie, kiedy pomagałem jej się podnieść.
– Możesz mi wyjaśnić, co się właśnie stało? – zapytała zdezorientowana. – Wygląda na to, że ktoś mocno popchnął drzwi.
Wymamrotałem coś o „ciągach powietrza” typowych dla przedwojennych budynków, objąłem ją i delikatnie pomasowałem obolałe plecy. Potem zabrałem się za odkręcanie wody, której się domagała. Monika nie mogła usiedzieć w miejscu. W pewnym momencie zatrzymała się przy kredensie, zachwycona deseniem na szybach, gdy nagle usłyszeliśmy dziwne, metaliczne brzęczenie.
Wszystko stało się tak szybko, że nie miałem szans zareagować – szafka spadła prosto na nią. Z ust Moniki wyrwał się straszny krzyk, po czym upadła na kolana i zakryła twarz rękami. Przez chwilę stałem jak sparaliżowany, ale szybko się otrząsnąłem i pobiegłem jej pomóc. Na szczęście okazało się, że oczy są nienaruszone, choć miała sporą ranę na czole i zranione ucho. Zabrałem ją od razu do szpitala.
– Przysięgam, że nawet tego nie dotykałam, to się samo przewróciło – powtarzała ciągle w nerwach.
„Sam nie rozumiem, co się właściwie wydarzyło... Ale wolę nawet nie myśleć o tym, kto zrzucił te pieprzone noże na jej głowę!” – przeszło mi przez myśl.
Jeszcze tego dnia złapaliśmy pociąg i ruszyliśmy do domu rodzinnego. Święta minęły, a ja pojawiłem się w tym upiornym mieszkaniu tylko na moment, żeby zabrać swoje rzeczy. Niektóre przedmioty wylądowały w magazynie, a pozostałe spakowałem do walizek. Oddałem klucze sąsiadce, Ewie, która mieszkała na górze.
Co ciekawe, nie dociekała powodów, dla których rezygnuję z tak atrakcyjnego lokum. Tymczasowo zamieszkałem u kumpla, planując znaleźć normalną kawalerkę w zwykłym blokowisku.
Radosław, 28 lat
Czytaj także:
„Pojechałam do Zakopanego na podryw. Liczyłam na ognisty romans, a zrobiłam z siebie pośmiewisko”
„Byłem dumny z córki, że pomaga innym. Gdy chciała wpuścić do domu bezdomnego, uznałem, że są jednak granice dobroci”
„Pokochałam żonatego faceta. Liczyłam na jego rozwód, ale byłam tylko zwykłą kochanką z delegacji”