Stojący koło mojego biurka Kamil spojrzał na mnie z pogardą i uśmiechnął się buńczucznie. Wiedziałem, co zaraz nastąpi.
– No i co mi zrobisz, typie?! Pobijesz mnie?! – prychnął.
– Uspokój się – bąknąłem nieśmiało. – Nie można tak się odzywać do nauczyciela.
– Gościu, lepiej nie podskakuj, bo wylądujesz z koszem na głowie! – zaśmiał się siedzący w pierwszej ławce Norbert, najlepszy kumpel Kamila. – Nie masz prawa postawić mu tej jedynki na koniec roku.
– Niby dlaczego? – spytałem.
– Bo go starzy nie puszczą na wakacje i każą mu się uczyć do poprawki, matole – odpyskował.
I co ja biedny miałem począć?
Przecież oni mieli po siedemnaście lat, byli silni. Gdyby naprawdę chcieli mi nałożyć kosz na głowę, zrobiliby to. I to przy milczącej zgodzie reszty klasy. Wprawdzie sądziłem, że tylko tak gadają, bo chcą się popisać przed dziewczynami, i byłem pewien, że większość uczniów nie popiera ich zachowania, tylko co z tego, skoro żaden z nich nie miał odwagi się postawić?
Nie chodziło tu o to, że bali się bronić mnie fizycznie. Wielu uczniów było silniejszych niż tych dwóch wyrostków. Raczej obawiali się wystąpić przeciwko samozwańczym przywódcom, by nie zostać uznanym za „lamerów” trzymających z belfrem.
Właściwie trudno ich było za to winić. Zostali wychowani przez rodziców, którzy też często bali się pójść pod prąd, wypowiedzieć opinię niepopularną w swoim środowisku. Dlatego śmieszyło mnie, jak czasem na lekcji uczniowie chwalili się, że mają niezależne poglądy. Przez niezależność rozumieli bowiem tylko to, że nie zgadzają się z nauczycielami. A jednak wszyscy, co do jednego, ślepo małpowali poglądy kolegów. Zachowywali się w sposób tak typowy dla młodego pokolenia, że aż było przykro na to patrzeć.
Emerytura dopiero za trzydzieści lat!
Nie wiem, jak skończyłaby się moja kłótnia z Kamilem i Norbertem, gdyby nie zadzwonił dzwonek na przerwę. Obaj tylko uśmiechnęli się złośliwie, zabrali swoje plecaki i wyszli z klasy. Natomiast ja ledwo dowlokłem się do pokoju nauczycielskiego. Usiadłem przy jednym ze stolików i westchnąłem ciężko. Kiedy pomyślałem, że zaraz mam kolejną lekcję, a potem następną i jeszcze jedną, i tak aż do emerytury za trzydzieści lat, to robiło mi się słabo.
Dobijała mnie też świadomość, że ten koszmar nigdy się nie skończy. Z każdym następnym rocznikiem będzie gorzej. Wiedziałem to, bo pracowałem w tym zawodzie już dziesięć lat. Na początku mojej nauczycielskiej kariery jeszcze jakoś dogadywałem się z uczniami. Teraz można by uznać, że pochodzimy z zupełnie różnych planet. Te dzieciaki, na które trafiałem, z każdym rokiem były coraz bardziej krnąbrne, pyskate i zepsute.
Do pokoju weszła Agnieszka, nauczycielka matematyki, z którą się przyjaźniłem. Oboje należeliśmy do najmłodszych w gronie nauczycielskim, dlatego najłatwiej znajdowaliśmy wspólny język. Tak naprawdę tylko jej zwierzałem się z kłopotów.
– Znów II B? – zapytała domyślnie, widząc moją minę.
– Tak – przyznałem niechętnie. – Nie wiem, jak mam do nich dotrzeć. Już nawet to, że grożą im jedynki na koniec roku, żadnego nie rusza. Tylko się wściekają i pyskują. Uważają, że mierny im się należy jak psu buda.
– Bo zła ocena to nie jest ich problem. To twój problem.
Spojrzałem na nią zdumiony
– Mówię jak jest – wzruszyła ramionami. – Jedynka oznacza porażkę nauczyciela. Każdy, kto nie jest opóźniony umysłowo, potrafi nauczyć się na mierny.
Agnieszka miała zupełnie inne poglądy niż ja. W każdym uczniu starała się dostrzec potencjał i wydobyć go na zewnątrz. Bardzo jej zależało na tych wszystkich dzieciach i nie miała z nimi takich problemów jak ja. Naprawdę nie wiem, jak ona to robiła, lecz była skuteczna. Kiedy o tym rozmawialiśmy, wydawało mi się, że traktujemy ich tak samo. Ale być może oni wyczuwali, że ja mam już tylko ochotę odbębnić swoje godziny, a Agnieszce naprawdę na nich zależy? Zazdrościłem jej tego, a trochę mnie to złościło. Zwłaszcza gdy próbowała mi udowodnić, że ponoszę porażkę. Jak teraz.
– Tak, wiem, oni mają u ciebie z matematyki trójki – powiedziałem. – Ale wierz mi, z polskiego zasługują tylko na jedynki!
– Co to da, że im postawisz te pały? – spytała. – Nie zdadzą do następnej klasy i tylko będziesz się z nimi męczyć kolejny rok.
– Czyli co, ja będę winny, choć to oni się nie uczą?! – wybuchłem. – Widzę, że jesteś zwolenniczką tego chorego systemu, który każe się ciągle przypochlebiać gówniarzom i nie pozwala od nich nic wymagać, żeby tylko biedaczków nie stresować!
Umilkłem raptownie, bo zauważyłem, że naszej dyskusji przysłuchują się inni nauczyciele. Nie miałem ochoty, żeby całe grono pedagogiczne się dowiedziało, jak bardzo nie daję sobie rady z moimi uczniami.
Nieletni bandyci są pod ochroną. A ja?
Tego dnia miałem jeszcze dwie lekcje, na szczęście już ze spokojniejszymi klasami. Po ostatnim dzwonku marzyłem już tylko o tym, żeby jak najszybciej wyjść ze szkoły i mieć ten dzień za sobą. Jednak nie było mi to dane. Norbert i Kamil stali przed szkołą tuż obok mojego auta i palili papierosy. Na ich widok w pierwszej chwili chciałem wrócić do budynku, ale pomyślałem, że to bez sensu. Jeśli czekali na mnie, i tak zostaliby tutaj aż do mojego wyjścia. A swoją ucieczką sprawiłbym im tylko dodatkową satysfakcję i pokazałbym, że się ich boję.
Ruszyłem więc w stronę bramy i sztucznie raźnym krokiem podszedłem do samochodu.
– Starym rzęchem pan jeździ – rzucił złośliwie Norbert.
– To moja sprawa – warknąłem.
– Oj, pan się od razu złości. A my zwracamy panu uwagę z troski – uśmiechnął się.
– No właśnie – przytaknął Kamil. – Bo skoro to taki stary rzęch, to hamulce mogą mu wysiąść i skończy pan na latarni.
– Albo pod latarnią. Jak każda suka, która lubi stawiać pały…
Patrzyłem na nich oniemiały.
– Rozumiemy się? – spytał Kamil ostrym tonem, po czym uśmiechnął się bezczelnie.
Najchętniej strzeliłbym go w tę śmiejącą się gębę. Jednak wtedy mógłbym nawet pójść siedzieć... Bo ten chory system chroni przecież nieletnich bandytów, a nauczycieli zamyka w więzieniach, jeśli tylko spróbują się bronić! Dlatego siląc się na spokój, odpowiedziałam mu:
– Rozumiemy się.
Chyba zdziwił ich ten mój spokój, bo pozwolili mi wsiąść do auta i odjechać. A ja w tamtej chwili podjąłem najważniejszą decyzję w moim życiu. Ich groźby stały się po prostu kroplą, która przelała czarę goryczy. W domu przy butelce wina spokojnie ułożyłem sobie plan działania.
Kiedy po kilku dniach wystawiałem oceny na koniec roku, prawie połowie klasy Norberta i Kamila postawiłem jedynki.
Mam dość. Wypisuję się z tego interesu!
Oddałem arkusz z ocenami, a zaraz potem poszedłem złożyć wypowiedzenie. W następnej kolejności pojechałem do prokuratury złożyć zawiadomienie o groźbach karalnych. Wiedziałem, że nic gówniarzom nie udowodnię, bo nie mam świadków zajścia. Ale przynajmniej będą musieli złożyć zeznania wraz z rodzicami. Niech się trochę podenerwują. Jak ja.
Po wizycie w prokuraturze pojechałem do domu. Rzeczy miałem już spakowane. Mieszkanie wynajmowałem, więc mogłem wyprowadzić się w każdej chwili, ryzykując tylko tym, że przepadnie mi część czynszu. Nie wiedziałem dokładnie, co zrobię potem. Na początek miałem zamiar pojechać do moich rodziców na wieś, pomóc im latem na gospodarstwie. Może zresztą zostanę tam na dłużej? Albo nawet na zawsze? Byłem w każdym razie pewien, że coś muszę w moim życiu zmienić.
Mój nagły wyjazd może być poczytany jako objaw tchórzostwa. Nie interesuje mnie to. Najważniejsze, że zakończyłem wreszcie tę moją gehennę.
Zdaję sobie sprawę, że Norbert i Kamil unikną odpowiedzialności za to, co robili. Zakładam, że większość tych jedynek ktoś z nauczycieli poprawi im w sierpniu, być może nawet automatycznie, żeby nie drażnić rodziców. Bo z pewnością moje działania zostaną uznane za zemstę sfrustrowanego nauczyciela. Wbrew pozorom jednak to, co zrobiłem, nie jest zemstą. Jest tylko uczciwym postawieniem sprawy, na które do tej pory ani ja, ani większość nauczycieli nie potrafiliśmy się zdobyć.
Dawniej szkoła miała uczyć i wychowywać. Dzisiaj służy jedynie do tego, żeby nie drażnić rozwydrzonych dzieciaków i ich rodziców, którzy często uważają, że mają genialne potomstwo. Wychowani w ten sposób młodzi ludzie nie będą dobrze przygotowani do dorosłości i w starciu z nią poniosą sromotną porażkę. Przez wiele lat robiłem, co umiałem najlepiej. Teraz wypisuję się z tego interesu. Nie mam wpływu na system i nie zamierzam z nim walczyć. Myślę, że już wkrótce wszyscy boleśnie odczujemy skutki nieodpowiedniego podejścia do edukacji.
Czytaj także:
„Szybko przywiązuję się do ludzi, więc nie uznaję wakacyjnych romansów. Zrobiłam wyjątek tylko raz. Pierwszy i ostatni...”
„Przez dziecko w moim łóżku wiało chłodem. Dopiero weekend w spa bez córki, przywrócił żar do naszej sypialni”
„W sieci zaczepił mnie jakiś oszołom. Powinnam go spławić, ale mąż zapomniał o moich urodzinach, więc z zemsty zaszalałam…”