„Szybko przywiązuję się do ludzi, więc nie uznaję wakacyjnych romansów. Zrobiłam wyjątek tylko raz. Pierwszy i ostatni...”

zakochana para fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„Nasze ciała wtulone w siebie, dopasowane idealnie, moje ręce na jego szyi, jego ramiona wokół mojej talii i pleców. Zimno? Zmarznę? Bez szans! Ja płonęłam! I było mi wszystko jedno, że jestem niczym meteor w atmosferze, że spłonę, nim dotknę ziemi. Na razie byłam spadającą gwiazdą, leciałam i świeciłam, spalając się w namiętności”.
/ 27.11.2022 07:15
zakochana para fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Wakacje to czas urlopów i wyjazdów oraz… flirtów i romansów. Słońce, ciepło, daleko od domu, nowi, interesujący ludzie – wszystko to sprawia, że częściej się uśmiechamy i żartujemy, łatwiej nam luzować reżimy codzienności, naciągać zasady i zapomnieć się nieco…

Moja przyjaciółka Magda uwielbiała ten czas i flirtowała jak najęta z każdym facetem, który wydał jej się ciut bardziej interesujący niż reszta. Przyglądałam się, jak z łatwością nawiązywała kontakt wzrokowy, zaczynała rozmowę, jak śmiała się swobodnie, słała erotyczne znaki, a potem… sama wracałam do naszego pokoju hotelowego. Ech…

Wyjechałyśmy nad morze we dwie. Żadna z nas nie miała męża, dzieci ani aktualnie żadnego faceta. Mogłyśmy sobie pozwolić, by wyskoczyć razem na kilka dni. Tyle że owo „razem” kończyło się w momencie, gdy Magdzie wpadł ktoś w oko. Ja szłam wtedy w odstawkę. Nie miałam pretensji, nie byłam przedszkolakiem i nie potrzebowałam niani, umiałam sama trafić do hotelu albo szłam na dłuższy spacer przed snem. Przywykłam do samotności. Jeśli czegoś Magdzie zazdrościłam, to tej łatwości, z jaką potrafiła flirtować, podrywać, iść na całość.

Ja byłam nieśmiała i nie umiałam na poczekaniu wymyślać zabawnych, błyskotliwych ripost. Wolałam siedzieć z nosem w książce, lepiej nie wychylać się, niż się ośmieszyć. Ona była rozrywkowa, ja nudna. O dziwo, dogadywałyśmy się świetnie. 

Nie wiedziałam, o czym z nim rozmawiać

Kiedy zauważyłam, że wymienia uśmiechy i „długie” spojrzenia z przystojnym blondynem, który siedział w kącie restauracji, przewróciłam oczami, czym tylko ją rozbawiłam, i życzyłam jej powodzenia.

– Przejdę się trochę i zaczekam na ciebie w hotelu. Baw się dobrze.

– Zamierzam! Pa! – pomachała mi.

Wyszłam z restauracji i skierowałam się w stronę morza. Robiło się już szaro, słońce zachodziło za horyzont, ale całkiem sporo ludzi chciało jeszcze skorzystać z ładnej pogody i spacerowało po plaży.

– Przepraszam, że cię zaczepiam… podszedł do mnie jakiś mężczyzna. – Twoja koleżanka zauroczyła mojego brata i zostałem sam w ten piękny wieczór. Może więc dotrzymamy sobie nawzajem towarzystwa? Jestem Natan…

Hmm… Nie wyglądał na mordercę, psychopatę ani gwałciciela. Choć czy są jakieś wytyczne w tej kwestii? Jakieś kanony urody czy jej braku dla zboczeńców i świrów? Był chyba trochę ode mnie starszy. Miał ciemne włosy i wysportowaną sylwetkę.

– Matylda – powiedziałam, choć nadal nie byłam pewna, czy chcę, żeby obcy facet dotrzymywał mi towarzystwa.

Moje wahanie mu nie umknęło.

– Jeśli wolisz zostać sama, to nie ma sprawy. Po prostu pomyślałem, że skoro oni nas wystawili, to…

– Nie, to miłe z twojej strony – weszłam mu w słowo. – Zamierzałam przejść się po plaży i wrócić do hotelu.

– Wieczorny spacer brzegiem morza? Brzmi świetnie – uśmiechnął się. – Na długo przyjechałyście?

– Dziesięć dni. Został nam tydzień.

Nie wiedziałam, o czym mam z nim rozmawiać. Nie znałam człowieka. On chyba też nie był najlepszy w te klocki, zwane small talk. Nie rzucał żartami ani zabawnymi anegdotami, nie prowokował jakichś dziwnych sytuacji, nie próbował mnie dotknąć, złapać za rękę, objąć, pod pozorem udzielania pomocy przy pokonywaniu wydmy… Po prostu szliśmy i niespiesznie rozmawialiśmy o tym, czym się zajmujemy w życiu, co robimy po pracy, co lubimy, czego nie.

Zaskoczył mnie tym, że kocha czytać. Założyłam, że tę swoją sylwetkę zrobił na siłowni, a nie podczas przewracania kartek w książkach. Widać robił i jedno, i drugie. Taka niespodzianka. To rzadkie, u facetów zwłaszcza. Ze świecą szukać takiego, który nie czuje wstrętu do powieści. Mieliśmy więc temat do dalszej rozmowy. Nie zauważyłam, kiedy niebo usiało się gwiazdami i pora już była najwyższa wracać do hotelu.

– Odprowadzę cię, jeśli nie masz nic przeciwko. Wolałbym nie zostawiać cię samej w nocy.

Nie miałam nic przeciwko, choć zaczęłam się zastanawiać, czy Natan nie spróbuje odstawić mnie do samego łóżka, i może nawet zajrzeć pod kołdrę, na co nie miałam ochoty. Przypadkowy seks, nawet z takim miłym interlokutorem jak on, mnie nie nęcił.

Niepotrzebnie się martwiłam. Pożegnał się ze mną pod hotelem, życzył mi dobrej nocy i poszedł. Dzięki czemu miły wieczór miło się zakończył, bez żadnych kwasów.

Nie jestem jak Magda, ja się przywiązuję...

Powrotu przyjaciółki spodziewałam się około północy, może ciut później, ale gdy wstałam rano, a jej nadal nie było, złapałam za telefon. Wtedy zauważyłam krótką wiadomość od Magdy: „Zostaję u Sylwestra”. Wcale mnie ten esemes nie uspokoił. „Daj znać, że wszystko w porządku, natychmiast” – odpisałam. Po kilku minutach doczekałam się MMS-a. Zdjęcie jej radosnej twarzy plus kawałek męskiego ramienia obok. „Wrócę później” – dopisała. No cóż, pomyślałam, raz się żyje, niech się dziewczyna bawi, jak może, niech korzysta z wakacji i okazji.

Postanowiłam przed śniadaniem przejść się nad morze. To była moja ulubiona pora dnia na takie spacery – turystów jak na lekarstwo, bo wszyscy jeszcze spali. Szłam, wdychając zapach morza i lasu, kiedy natknęłam się na Natana. Biegał. I sądząc po tym, jak wyglądał, miał już za sobą spory kawałek drogi.

– Dziesięć kilometrów. Żeby mi się kości nie pozrastały – rzucił z uśmiechem.

Dla mnie dziesięć kilometrów truchtem oznaczałoby wyplucie płuc i śmierć z wyczerpania, a on jeszcze się uśmiechał.

Wariat!

– Co byś powiedziała na wspólne śniadanie? Mój brat i twoja przyjaciółka zapewne niezbyt szybko wyjdą z pokoju. Jeśli poczekasz kwadrans, to wezmę prysznic i pójdziemy coś zjeść.

Sytuacja była dość dziwna. Spędzałam wakacyjny czas z kimś, z kim nie przyjechałam. Ale nie narzekałam. Towarzystwo Natana przypadło mi do gustu. W świetle dnia mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Był zdecydowanie przystojny.

– Gołąbki chcą się umówić gdzieś na obiad – powiedział, odczytawszy wiadomość od brata.

Ja chwilę później dostałam podobnego esemesa od Magdy.

– Pięknie… – mruknęłam.

Nie bardzo wiedziałam, jak oni to sobie wyobrażają. Mamy siedzieć i patrzeć, jak będą się nawzajem karmić i gruchać do siebie? Nie bardzo miałam na to ochotę. Nie wiem, jak Natan, ale ja czułabym się jak piąte koło u wozu.

– Odpisałem, że mamy już plany.

– Tak? – zastygłam z widelcem w połowie drogi między talerzem a moimi ustami.

– A nie? – puścił do mnie oko. – Coś wykombinujemy. Nie zamierzam siedzieć i się na nich gapić. Niestrawności dostanę.

– To jest nas dwoje – pokiwałam głową.

Pojechaliśmy do miasta, żeby pozwiedzać, pochodzić po muzeach, zobaczyć stare kamieniczki, zjeść coś dobrego. Naszą uwagę przykuwały te same miejsca, te same rzeczy. Nie miał ochoty rozsiąść się w jakimś ogródku przy piwie i frytkach, tylko ciągnął mnie do fontanny, którą ja też chciałam zobaczyć z bliska. Potrafił opowiadać jak przewodnik, choć nie miałam pojęcia, czy mówi prawdę, czy zmyśla. Nieważne. Ściemniał czy nie, chłonęłam jego słowa i śmiałam się do rozpuku.

Nie wiem, co to mogło znaczyć, ale ten człowiek, widziany drugi raz w życiu, wydawał mi się coraz bardziej interesujący i coraz… bliższy. Patrzyłam w jego przystojną twarz i w myślach powtarzałam sobie, że nie jestem jak Magda. Nie umiem rzucić się we flirt czy romans na łeb na szyję, a potem wrócić do domu i zapomnieć w jednej sekundzie o tym, co było. W myśl zasady, że co się dzieje nad morzem, zostaje nad morzem. Ja jestem inna, ja się przywiązuję, a przecież „to” nie miało żadnej przyszłości.

Pocałunki. Czemu wcześniej na to nie wpadliśmy?

Mieszkamy kilkaset kilometrów od siebie, za tydzień każde pojedzie w swoją stronę i tyle z naszej znajomości. Poza tym nie sądziłam, żeby Natan patrzył na mnie inaczej niż na koleżankę, z którą przytrafiło mu się spędzać czas, bo tak się okoliczności ułożyły. Nieustanie przywoływałam się w myślach do porządku. Nie rozpędzaj się. Może być tak, że Magda porzuci towarzystwo Sylwestra jeszcze dziś, i znowu będziemy tylko we dwie. Nie ma co się nastawiać, snuć rozważań, hodować mrzonek, to bez sensu…

Kolację zjedliśmy we czwórkę, w trakcie której nie wierzyłam własnym oczom. Magda, która traktowała dotąd facetów jak przyjemne urozmaicenie życia, wpatrywała się w Sylwka jak w obrazek. Zresztą on nie był jej dłużny. Wyglądali razem tak słodziutko, tak ćwierkali, że mdło się nam z Natem robiło od nadmiaru miłosnego cukru.

– Całe szczęście, że mamy oddzielne pokoje z Sylwkiem, bo chyba do końca urlopu nie miałbym gdzie spać… – szepnął Natan, gdy gołąbki znowu zaczęły gruchać.

Zachichotałam. Miał rację. Też się cieszyłam, że migdalili się u Natana, bo nie uśmiechało mi się nocowanie w samochodzie albo na wydmach – skoro wydałam kasę na pokój w hotelu – byle przyjaciółka miała gdzie zaprosić nowego chłopaka.

Zjedliśmy i zmyliśmy się z Natanem.

– Myślisz, że ona tak na poważnie? – spytał mnie w pewnej chwili. – Bo jeszcze nie widziałem brata w takim stanie. On się w niej zwyczajnie zadurzył.

– Nie wiem. Ale chyba oboje wiedzą, że za parę dni wracamy do domu…

Natan wzruszył ramionami.

Szliśmy dalej w ciszy, mijając innych turystów, którzy podziwiali zachód słońca. Robiło się coraz ciemniej, od morza powiało chłodem. Objęłam się ramionami, czując, że robi mi się gęsia skórka.

– Zmarzniesz – powiedział Natan i przygarnął mnie do siebie.

Zaskoczona, aż przystanęłam. Spojrzałam na niego i… nie zaprotestowałam, gdy pochylił się i dotknął moich ust swoimi. Pierwszy całus był testowy, drugi na próbę, trzeci na potwierdzenie dwóch poprzednich… Czwarty trwał i trwał, a ja nie mogłam uwierzyć, że do tej pory jeszcze tego nie zrobiliśmy, że jakimś cudem się powstrzymywaliśmy albo nie pomyśleliśmy o czymś tak naturalnym jak całowanie. Co za błąd, co za marnotrawstwo…

Nasze ciała wtulone w siebie, dopasowane idealnie, moje ręce na jego szyi, jego ramiona wokół mojej talii i pleców. Zimno? Zmarznę? Bez szans! Ja płonęłam! I było mi wszystko jedno, że jestem niczym meteor w atmosferze, że spłonę, nim dotknę ziemi. Na razie byłam spadającą gwiazdą, leciałam i świeciłam, spalając się w namiętności. Co za piękny banał!

Kolejne dni spędzaliśmy albo w podgrupach mieszanych albo we czwórkę, starając się zbytnio nie kleić do siebie. Nagle okazało się, że nie muszę mieć opanowanej sztuki flirtowania w stopniu zaawansowanym, żeby zauroczyć faceta. Natan też nie był dobry w takie gierki, więc załatwiliśmy sprawę szczerością.

Czy to będzie przygoda na całe życie?

Dobrze się bawimy, a za tydzień pożegnamy się i prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczymy. Musiałam jedynie pohamować mój psi zwyczaj przywiązywania się do ludzi, których polubię. To miała być wakacyjna przygoda i tyle.

Reszta urlopu upłynęła nam na zabawie, śmiechu, zwiedzaniu, kąpielach w morzu, czułościach, opalaniu, jedzeniu pyszności i miłosnych przekomarzaniach. Nieubłaganie zbliżała się jednak data wyjazdu. Gdy nadeszła, pożegnałyśmy się z chłopakami i ruszyłyśmy na południe. Oni mieli wyjechać następnego dnia.

Teraz powrót do rzeczywistości – westchnęłam, gdy przejechałyśmy połowę trasy.

– Chyba dla ciebie. My z Sylwkiem zamierzamy jakoś ogarnąć związek na odległość, póki nie postanowimy, co dalej.

– Serio? – nie kryłam zdziwienia. – Ty, królowa flirtu, i prawdziwy związek? Taki na poważnie?

– A wy z Natanem nie chcecie spróbować? Pasujecie do siebie. Sylwek twierdzi, że nie widział, by wcześniej jego brat patrzył tak na jakąś kobietę.

Wzruszyłam ramionami, nie chcąc zagłębiać się w ten temat. Skoro ustaliliśmy, co ustaliliśmy, nie chciałam zmieniać po fakcie reguł gry. Wakacje dobiegały końca, urlop także, trzeba było wracać do zwykłego życia.

Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Nie udało mi się zapomnieć o Natanie tak gładko, jak sobie tego życzyłam. Ciągle wracałam myślami do naszych rozmów, żartów, wędrówek, spacerów, pocałunków… Nie, dość tego, nie pomagasz sobie, głupia, karciłam się. Muszę być racjonalna, powtarzałam sobie. Nie rozważaliśmy opcji „związek”, więc starałam się, naprawdę się starałam…

Aż któregoś dnia, wracając z pracy, pod moim blokiem zobaczyłam Natana siedzącego na ławce. Boże, mam jakieś omamy! Ale im bliżej byłam, tym bardziej ten facet przypominał Natana. W końcu odwrócił się i też mnie zauważył. Wstał. Miał ze sobą wielki bukiet kwiatów.

– Pomyślałem, że może zaprosisz mnie na herbatę…

Przejechałeś prawie czterysta kilometrów, żeby wypić u mnie herbatę?

– To jeden z powodów.

– A pozostałe?

– Na przykład taki…

Podszedł do mnie, pochylił się nade mną, dając mi czas do namysłu. Przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. Chrzanić racjonalne myślenie!

– Nie mogę bez ciebie żyć – mruczał między pocałunkami. – To znaczy mogę, ale nie chcę. Nie podoba mi się takie życie.

– Mnie też. I chodźmy na górę, zanim całkiem zniszczę sobie reputację.

Natan znalazł pracę w moim mieście i przeprowadził się pół roku później. Chciał mieć bliżej do mnie… i do swojego brata, który przeprowadził się dla Magdy dwa miesiące wcześniej. No cóż. Czasem letni romans pozostaje tylko letnim romansem, który można powspominać zimą. Czasem może przerodzić się w coś więcej. Na przykład w przygodę na całe życie, w której ślub jest jednym z etapów.

Czytaj także:
„Ojciec kochał porządek i wyzywał mamę od brudasów, a ona płakała po kątach. Nie chciałem, by mój związek tak wyglądał”
„Moja córka traktowała dziecko jak lalkę bez uczuć. Decydowała nawet, czym powinna się bawić, nie pytała jej o zdanie”
„Sąsiad dbał o mój dom… w tajemnicy. Myślał, że mnie podrywa, a ja chciałam dzwonić po policję, że mam prześladowcę!”

Redakcja poleca

REKLAMA