„Uczeń nagrał przebierające się dziewczynki. Jego rodzice chcieli pozwać szkołę za… bezprawne przejęcie telefonu”

Uczeń nagrał dziewczynki podczas przebierania fot. Adobe Stock, JackF
Rodzicami chłopaka okazali się być wpływowi prawnicy. Ci obrzydliwi ludzie nie tylko nie wyciągnęli konsekwencji z zachowania syna, ale jeszcze udowodnili mu, że jest bezkarny, bo mama i tata zawsze znajdą kruczki prawne.
/ 04.12.2021 05:33
Uczeń nagrał dziewczynki podczas przebierania fot. Adobe Stock, JackF

Uczniowie mają różne pomysły, jeden głupszy od drugiego, ale po raz pierwszy spotkałam się z filmowaniem przebierających się po wuefie koleżanek. Nie mogłam tego puścić płazem, odebrałam więc winowajcy jego komórkę. To był początek moich kłopotów…

– Stary, zobacz, jakie ta ma fajne cycki! A normalnie nie widać, że to taka laska! W życiu bym nie pomyślał...

– Bo się ubiera jak zakonnica.

– Widziałeś, jak Mariola się schyliła? Kurde… Ale bym ją…

Zbliżyłam się ostrożnie, zajrzałam nad ramieniem Kamila.

W pierwszej chwili nie wierzyłam własnym oczom

Na ekranie dostrzegłam postacie dziewcząt, bez trudu poznałam, że to filmik z szatni przy sali gimnastycznej. Z miejsca wkroczyłam. Kamil schował telefon do kieszeni i stanął w wyzywającej pozie.

– Nie ma pani prawa mi go zabierać! Zresztą, tam nic nie ma.

– Jeśli nic nie ma, pokaż mi go.

– Nie muszę nic pokazywać!

Zirytowałam się. Nie dość, że szczeniak zrobił coś złego, może popełnił nawet przestępstwo, to jeszcze się stawia!

– Albo oddasz tę komórkę teraz, albo dzwonię po policję! – warknęłam. – Jak sobie chcesz, tylko wtedy sprawa od razu trafi do sądu, a tak masz jeszcze jakąś szansę.

Na wspomnienie o policji wyraźnie zmiękł. Niepotrzebne mu były takie komplikacje, w przypadku sprawy sądowej mógłby się nie utrzymać w liceum. Oddał mi telefon, a ja sprawdziłam, czy mnie przedtem wzrok nie mylił. Niestety, nie. To był na pewno filmik, na którym uwieczniono dziewczęta z klasy Kamila. Wiedziałam, co muszę zrobić – poszłam razem z winowajcą do sekretariatu.

– Przejęłam telefon ucznia – oznajmiłam. – Trzeba go zabezpieczyć i wezwać rodziców.

Sekretarka na informację, o co chodzi, poczerwieniała ze złości i mruknęła coś o rozpuszczonych gówniarzach, a potem schowała telefon do szafy pancernej. Dyrektorka również się zdenerwowała.

– Wezwę rodziców! – powiedziała. – A on ma tutaj siedzieć i czekać! Powinniśmy w ogóle od razu skierować sprawę na policję, ale może najpierw porozmawiamy z opiekunami prawnymi.

Chłopak usiadł pod oknem z ponurą i naburmuszoną miną. Nie wyglądał na zawstydzonego, raczej poirytowanego, a może nawet zniecierpliwionego.

– Po co to zrobiłeś? I jak? – spytałam. – Bo przecież nie wszedłeś z telefonem do szatni dziewcząt. Zamontowałeś tam kamerkę? Warto było?

Nie odpowiedział, odwrócił się do mnie bokiem, jakby chciał pokazać, że nie ma ochoty rozmawiać. Nie, to nie. Miałam akurat okienko, więc postanowiłam zaczekać na pojawienie się jego rodziców. Zjawili się oboje.

Weszli, a właściwie wpadli do sekretariatu jak burza

– Co to ma znaczyć?! – zapytał natychmiast mężczyzna.

– Pana syn ma utrwalone na telefonie nagranie… – zaczęłam, przekonana, że chce się zapoznać ze sprawą.

– Nie o to pytam! – przerwał mi. – Co to za zabieranie cudzej własności?

Zdębiałam. Czy on naprawdę zadał takie pytanie? Nie o to, co zrobił syn, ale dlaczego telefon został skonfiskowany?

– Przecież to dowód rzeczowy – wykrztusiłam. – Na nim właśnie…

– A co to ma do rzeczy? – zaczął mężczyzna. – To własność mojego dziecka i…

– Poczekaj, Ryszard – powstrzymała go żona. – Pani sobie nie zdaje chyba sprawy, co tak naprawdę się stało.

Odetchnęłam z ulgą. Kobieta wydawała się rozsądniejsza i bardziej stonowana od męża. Szybko przekonałam się, że spokojniejsza może i była, ale w sposobie myślenia nie ustępowała mężowi. W tej chwili z gabinetu wyszła dyrektorka, zdążyła więc usłyszeć, co matka Kamila ma do powiedzenia.

– Razem z mężem prowadzimy kancelarię prawną, to powinni państwo wiedzieć.

– Co to ma wspólnego ze sprawą? – zdziwiła się moja przełożona. – Uczeń został złapany na gorącym uczynku, sprawa jest ewidentna!

– To się jeszcze okaże – odparła kobieta, mierząc ją lodowatym spojrzeniem.

– Chyba nie rozumiem…

– Nie wiemy, czy zostały zachowane odpowiednie procedury, ani czy szkoła w ogóle posiada procedury dotyczące zatrzymywania uczniom telefonów.

W tym momencie dyrektorka nieco zbladła. Wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że czegoś podobnego nie opracowywaliśmy zbyt szczegółowo. Ale zaraz okazało się, że gdybyśmy nawet takie procedury mieli, i tak nie przyszłoby nam do głowy umieścić w nich wszystkiego, żeby odebranie uczniowi aparatu było bezpieczne.

W miarę, jak kobieta mówiła, a mąż jej przytakiwał, na twarzy Kamila rozlewał się coraz szerszy uśmiech. Szczeniak zaczął sobie zdawać sprawę, że rodzice go z tego wybronią, a na dodatek narobią problemów nie tylko placówce, ale przede wszystkim mnie. Najlepszy – to znaczy z mojego punktu widzenia najgorszy – był moment, kiedy zabrał głos ojciec chłopaka, już w momencie, gdy odebrał telefon.

– O, widzę, że szybka jest pęknięta – zauważył. – Była taka, synu?

– Ale gdzie! – rozjaśnił się gówniarz. – Musiało się to stać już tutaj.

– W takim razie – zwrócił się do mnie pan mecenas – będzie pani musiała oddać nam taki sam smartfon.

– Przecież to kłamstwo! – zaprotestowałam. – Ekran był uszkodzony, kiedy skonfiskowałam urządzenie.

– A gdzie jest protokół, podpisany przez mojego syna, że aparat został zajęty w takim właśnie stanie? Nie ma? W takim razie mamy pani słowo przeciwko jego słowu, a to nie działa na pani korzyść.

– Są świadkowie…

– Cóż, skoro chce się pani spotkać w sądzie – rzuciła matka ucznia – nie ma problemu. Tylko że to wyjdzie panią o wiele drożej, proszę mi wierzyć.

– Przecież państwa syn dopuścił się czynu karygodnego! – zawołałam w desperacji. – Czy to dla was nic nie znaczy?!

– Oczywiście, że znaczy – odparła. – I zostanie za to odpowiednio ukarany. Lecz nie tutaj i nie przez was.

– Zostanie, bo zawiadomimy policję! – nie wytrzymała dyrektorka. – I to natychmiast! Wezmą ten telefon, sprawdzą…

– Nic nie wezmą ode mnie bez nakazu prokuratorskiego – przerwał jej mężczyzna. – Bo urządzenie jest obecnie w moim posiadaniu, a nie ma podstaw do przeszukiwania mnie. Trzeba było wezwać patrol od razu, nie zabierając telefonu, wówczas spawa wyglądałaby inaczej. Synu, idziemy. Porozmawiamy sobie w domu – dodał groźnym tonem, ale nie zauważyłam, żeby Kamil się tym przejął.

Kiedy wyszli, popatrzyłyśmy po sobie z osłupieniem

Dyrektorka oddychała ciężko, wciąż mocno wzburzona, ale ja myślałam już tylko o tym, że będę musiała wysupłać skądś pieniądze na ten smartfon, jeśli okaże się, że ci ludzie mają rację.

– Ile to może kosztować? – spytałam cicho, raczej siebie niż otoczenie.

– Widziałam ostatnio taki za trzy i pół tysiąca – sekretarka usłyszała moje słowa. – Bo to nowy model, dlatego taki drogi.

Dyrektorka sapnęła wściekle.

– Tak tego nie zostawimy! – postanowiła. – Trzeba zasięgnąć porady prawnej, może sprawa nie jest beznadziejna!

Muszę przyznać, że oświatowy radca szkoły zjawił się nadspodziewanie szybko. Na szczęście miał akurat dyżur w starostwie. Wysłuchał sprawy i tego, co nam naopowiadali rodzice ucznia.

– Niestety, prawo stoi po ich stronie – westchnął. – A ich nazwisko jest doskonale znane i to z nienajlepszej strony. Cóż, nie słyną w środowisku z życzliwości wobec przeciwników, stosują też sztuczki, które można określić jako brudne, choć pozostają w granicach prawa.

Dowiedziałyśmy się, że matka Kamila miała rację, wyliczając nasze niedociągnięcia. Po pierwsze, powinniśmy opracować procedurę zajmowania telefonu i w ogóle jakichkolwiek przedmiotów należących do uczniów, nawet papierosów, szczególnie w przypadku pełnoletnich podopiecznych.

Powinna ona zawierać dokładny opis działań, to znaczy, kto ma prawo odebrać telefon i w jakich okolicznościach. Przy zajęciu przedmiotu powinien być sporządzony dokładny opis jego stanu technicznego, potwierdzony przez właściciela.

To by nas uchroniło przed wmawianiem mi, że zepsułam aparat i dochodzeniem roszczeń. Ale niezmiernie ważne okazało się też coś, co wydawało mi się w ustach pani prawnik nadużyciem. Otóż właściciel, zanim odda telefon, powinien go wyłączyć i wyjąć kartę SIM, a najlepiej zatrzymać sobie także baterię, jeśli model to umożliwia.

To zapobiegało podejrzeniom o bezprawne wykorzystanie sprzętu do prywatnych celów. Paranoja. Zwyczajna paranoja!

– Ale prawda jest taka – dokończył radca, mrużąc oczy – że nawet przy najostrzej przestrzeganych i opracowanych procedurach zawsze coś się znajdzie. Dobry adwokat potrafi przyczepić się do pozornie nieistotnego drobiazgu i obrócić wszystko na swoją korzyść.

– To co powinniśmy zrobić? A raczej, co ja powinnam zrobić? – spytałam. – Miałam udawać, że nie widzę, co się dzieje?!

– Najbezpieczniej byłoby wykonać zdjęcie telefonu ucznia, na którym byłoby widać, co prezentuje na ekranie, albo nakręcić filmik. Jeśli podzielił się materiałem z kimkolwiek, ten ktoś może go udostępnić. Na dodatek wtedy dochodzą inne paragrafy. Ale tak w ogóle trzeba było chłopaka przypilnować i wezwać policję. Oni dobrze wiedzą, co w takiej sytuacji robić, poza tym mają szersze uprawnienia.

– Chcieliśmy uniknąć od razu rozdmuchiwania sprawy – mruknęła dyrektorka.

Radca rozłożył ręce.

– Zna pani przysłowie, że kto ma miękkie serce musi mieć twarde... wiadomo co?

– Jak teraz wygląda sytuacja? – poczułam gulę w gardle. – Jest bardzo źle?

– Taka jest prawda – prawnik spojrzał na mnie ze współczuciem.

– Nie dość, że szczeniakowi wszystko ujdzie bezkarnie, to jeszcze będę musiała odkupić telefon? – podniosłam głos. – Kosztuje więcej niż moja pensja!

– Może pani spróbować dogadać się z tymi ludźmi. Ale jak ich znam, nie popuszczą, tylko się pani naje dodatkowo upokorzenia. A co do tego, że w sądzie wyjdzie to panią drożej, mają rację. Tutaj są górą. Natomiast dały się panie trochę oszukać.

Wytłumaczył nam, że można było wezwać policję, kiedy szanowni rodzice tu byli. Pan mecenas musiałby na ich polecenie przynajmniej pokazać ten aparat. Policjanci mogą przeszukać każdego i zawsze, jeśli zachodzi podejrzenie popełnienia wykroczenia lub przestępstwa, do tego nie potrzeba nakazów.

Pytanie tylko, czy dwóch zwykłych krawężników chciałoby iść na udry z takimi prawnikami? Zresztą, nieważne, teraz i tak jest za późno. Jak znam życie, to nagranie już nie istnieje, a policja nie będzie się raczej bawić w zatrudnianie techników i odzyskiwanie danych w tak błahej sprawie.

Spróbowałam jednak dogadać się z rodzicami Kamila

Zdobycie ponad trzech tysięcy było dla mnie naprawdę dużym problemem. Przecież musiałabym wziąć pożyczkę! A potem trzeba ją spłacić. Może dla prawników to jakieś drobne, ale nie dla nauczycielki geografii! Schowałam ambicję do kieszeni i zaraz po zajęciach udałam się do kancelarii. Może gdybym zdawała sobie sprawę, że są prawnikami, nie zabrałabym telefonu? Ale gdzie tam, zrobiłabym to samo, przekonana o słuszności swoich poczynań!

Przyjął mnie ojciec Kamila, nie musiałam nawet długo czekać. Jeśli go nawet zdziwił mój widok, nie dał nic poznać.

– O, pani profesor! – zawołał. – Czym mogę służyć. Poradą prawną?

– Drogi panie – powiedziałam, z trudem hamując złość – przecież oboje wiemy, że ten telefon był uszkodzony, zanim go skonfiskowałam. Poza tym, jak miałabym to zrobić, skoro ani go nie upuściłam, ani nie wykonywałam gwałtownych ruchów?

– Może tak, może nie – odpowiedział, pocierając skroń w zamyśleniu.

A potem nagle spojrzał na mnie ostro.

– Ale nie jest pani w stanie tego udowodnić, prawda? Od razu powiem, że koledzy syna na nic się pani nie przydadzą, nawet gdyby przed sądem potwierdzili, że ekran był lekko pęknięty. Bo teraz uszkodzenie jest bardzo wyraźne. Niestety, nie mogę pani pomóc.

Zmroziło mnie

Czyli co, pan adwokat dokonał większego zniszczenia w smartfonie, żeby uprzedzić moje ewentualne zarzuty i w ogóle możliwość obrony?

– Zdaje się, że powinnam wykonać zdjęcie uszkodzenia, zanim oddaliśmy panu telefon? Mam rację?

– Brawo! – zawołał z zapałem, jakby naprawdę się ucieszył. – Widzę, że zaczyna pani rozumieć, na czym polega prawo!

Wściekłam się. Tego było za wiele. Z trudem powstrzymałam się, żeby go nie uderzyć, ale już języka za zębami nie byłam w stanie utrzymać.

– O nie, drogi panie – syknęłam. – Prawo powinno chronić obywatela, zapewniać mu bezpieczeństwo, natomiast budzić strach tylko w przestępcach. Taka jest jego funkcja.

– Cóż za naiwny punkt widzenia – wykrzywił usta w pogardliwym uśmieszku. – Tak prawo widzą zwykli ludzie. Ale w rzeczywistości…

– W rzeczywistości – przerwałam mu – pańskie poczynania skończą się smutno. Może nie dla pana, ale dla syna na pewno! I nie chodzi o jego losy szkolne, ja się nie będę mścić, to poniżej mojej godności. Ale uczy pan Kamila, że wina obywa się bez kary, a to prędzej czy później doprowadzi do tragedii. Naprawdę współczuję i wam, jako rodzicom, i temu nieszczęsnemu chłopakowi. Żegnam!

Wyszłam, zanim zdążył coś powiedzieć. Radca prawny miał rację, ta rozmowa była pozbawiona sensu. Na pożegnanie nie mogłam nawet trzasnąć drzwiami, bo zamykały się automatycznie. Wzięłam pożyczkę i po kilku dniach wysłałam telefon pocztą za potwierdzeniem odbioru.

Nie miałam ochoty widzieć się z rodzicami mojego byłego ucznia, nie chciałam nawet tego zniszczonego urządzenia. Poprosiłam też dyrektorkę, żeby dała kogoś innego do nauczania mojego przedmiotu w tej klasie. Obawiałam się, że wbrew najlepszym intencjom nie zdołam podchodzić do Kamila bezstronnie.

W końcu jestem tylko człowiekiem. Musiałam zapłacić za coś, za co płacić nie powinnam, ale może ta historia będzie ostrzeżeniem dla innych.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA