„Uciekłem od miłości mojego życia, bo myślałem, że jest dla mnie za młoda. Po latach wciąż ją jednak kocham”

Mężczyzna rozpaczający po utracie miłości fot. Adobe Stock, pressmaster
Ta cudowna dziewczyna… Wiele lat temu uciekłem od niej, bo się przestraszyłem, że spotkało mnie takie szczęście.
/ 14.05.2021 12:52
Mężczyzna rozpaczający po utracie miłości fot. Adobe Stock, pressmaster

Droga w góry minęła szybciej, niż się spodziewałem. Głównie przez coraz wyraźniejsze obrazy z przeszłości, które pojawiały się w mojej głowie. Królowała w nich piękna dziewczyna o czekoladowych oczach i długim, jasnym warkoczu; pracownica schroniska. Cudowna. Boska! Byłem jej pierwszą miłością…

Pragnęła mnie, a ja nie umiałem się jej oprzeć. Połączyły nas gorące spojrzenia, namiętne szepty i pocałunki, pieszczoty przechodzące w gorączkowe uściski, czułe obietnice. Obietnice złamane tak lekko, tak nierozważnie… Kto wie, jak wyglądałoby teraz moje życie, gdybym dotrzymał słowa, gdybym wrócił.

Często żałowałem, że nasza namiętność nie okazała się brzemienna w skutki. Wtedy musiałbym wrócić. Musiałbym postąpić odpowiedzialnie, jak na dorosłego faceta przystało.

A tak – nazwałem naszą miłość szalonym zauroczeniem, piękną wakacyjną przygodą; zbagatelizowałem ją i w efekcie oszukałem sam siebie. Co czuła ta młodziutka, pełna ufności dziewczyna, gdy zrozumiała, że ją okłamałem? Wolałem się nie zastanawiać, nie zadręczać, bo podjąłem już męską, bardzo rozsądną decyzję.

Wydała mi się za młoda na poważny związek

To, co mam, a czego wcale nie chciałem, to moja kara. Gdybym wrócił do mojej jasnowłosej góralki, na pewno nie związałbym się z Dorotą. Ale tamta, poznana na wakacjach, siedemnastoletnia dziewczyna o sarnich oczach, wydawała mi się za młoda na poważny związek. Ja, mając wówczas trzydzieści lat, czułem się dojrzały, chciałem założyć rodzinę. „I założyłem” – pomyślałem gorzko. Tylko co to za rodzina bez dzieci czy choćby psa?!

Moja żona o dzieciach nie chciała nawet słyszeć, do czego przyznała się dopiero po ślubie. Łudziłem się, że z czasem zmieni zdanie, że obudzi się w niej instynkt macierzyński. Nic takiego się jednak nie stało. Dorotą rządziła chorobliwa ambicja. Po godzinie jazdy stanąłem przed budynkiem schroniska. Wyglądał zupełnie inaczej niż dziesięć lat temu. Lepiej. Bardziej reprezentacyjnie. Zamienił się w coś w rodzaju pensjonatu.

W duchu liczyłem, że znajdzie się dla mnie jakiś kąt, bo decyzję o przyjeździe podjąłem spontanicznie i nie zarezerwowałem sobie miejsca. Nie wiedzieć czemu, nagle poczułem dziwne zdenerwowanie. Dopiero po chwili zrozumiałem, że to niczym nieuzasadniona nadzieja. Ogarnęło mnie absurdalne, za to przemożne pragnienie spotkania dziewczyny z przeszłości, teraz już kobiety. A potem uderzyła mnie przykra i bolesna myśl: „Hania pewnie dawno o mnie zapomniała! Jest teraz szczęśliwą mężatką, matką…”. Chciała mieć trójkę dzieci, może nawet czwórkę. Po długich, zabawnych sporach nadaliśmy im wspólnie imiona.

Boże… Niemęskie łzy zapiekły mnie pod powiekami. Byłem idiotą, tchórzem! Uważałem, że jestem dla niej za stary, więc to się nie może udać. Myślałem, że taka młoda dziewczyna nie wie, czego chce. A ja to niby wiedziałem?! Nie zasłużyłem, by ponownie ją spotkać, ujrzeć choćby z daleka. Zresztą po co? Żeby mocniej odczuć, co straciłem, co mogłem mieć, ale nie zaryzykowałem, więc teraz nie mam nic?

Wszedłem do środka. Wnętrze wyglądało jeszcze lepiej niż elewacja – kontuar, kilka stolików, jasne ściany, widoczne grube belki stropowe, na podłodze kamienie. Ot, typowy góralski klimat: miły, prosty, przytulny, żadnej tandety, żadnego plastiku. Westchnąłem ciężko, marząc, żeby zostać tu dłużej niż kilka dni. Naiwne pragnienie. Najpierw muszę załatwić tu sobie miejsce choć na tę jedną noc.
– Czemu pan tak ciężko wzdycha? – zapytała ciepłym głosem młoda kobieta, wyłaniając się zza kontuaru.

Spojrzałem w jej śmiejące się czekoladowe oczy i w tym momencie świat dookoła przestał istnieć. „To niemożliwe, żeby to była moja Hania… To niemożliwe, po prostu niemożliwe” – powtarzałem w myślach. Ona również zamarła w bezruchu. Uśmiech zastąpiło niedowierzanie. Mogliśmy tak trwać wieczne, ale pojawiła się grupka turystów i rozładowała napięcie.

Stanąłem z boku, żeby poczekać, aż Hania się nimi zajmie. Mogłem lepiej przyjrzeć się dawnej wakacyjnej ukochanej. Ścięła włosy, teraz miękkimi lokami otaczały jej twarz. Wyglądała prześlicznie. Zaokrągliła się kobieco, dzięki czemu stała się bardziej ponętna. Rany, była jeszcze piękniejsza niż dekadę temu, jeszcze bardziej godna miłości i pożądania! A ja ją wypuściłem z rąk… Oddałem innemu… Bo musiała kogoś mieć, taka dziewczyna nie mogła być sama!

Nie miałem do niej żadnych praw, sam wszystko zepsułem, ale ogarnął mnie taki żal i taka potężna zazdrość, że aż mi się w oczach zaćmiło. To było zupełnie nielogiczne, niezrozumiałe, ale tak właśnie czułem. Chciałem ją przytulić i całować, a między pocałunkami i coraz śmielszymi pieszczotami obiecać wszystko, czego zażąda. Tylko tym razem dotrzymałbym słowa. Póki tchu w piersi udowadniałbym jej, jakim jest cudem, jak ją kocham. Zawsze kochałem tylko ją.

Dlatego nie mogło nam się udać z Dorotą, nawet gdyby nie była nastawioną na zawodowy sukces pracoholiczką… Nie protestowałem, gdy wracała coraz później, gdy więcej czasu spędzała w firmie niż w domu. Nawet nie zabolał mnie jej romans z szefem. Wybaczałem, ustępowałem, zgadzałem się na wszystko, nawet na rozwód, którego w końcu zażądała, bo czułem się winny. W głębi serca wiedziałem, że nigdy nie pokocham jej tak jak Hani.

Zmarnowałem swoją szansę, nie ma odwrotu

Stop! Co się dzieje? Oszalałem chyba! Najlepiej będzie, gdy natychmiast stąd wyjdę i poszukam noclegu gdzie indziej. Zanim się ośmieszę, zanim powiem lub zrobię coś głupiego. Zrobiłem w tył zwrot. Nieważne, że moje zachowanie przypominało ucieczkę. Marzenia to jedno, życie to drugie. Kiedyś zmarnowałem szansę na szczęście. Zrozumiałem swój błąd za późno. Nie wolno mi wprowadzać zamętu do życia Hani tylko dlatego, że dotarło do mnie, ile dla mnie znaczyła.
– Andrzej! – usłyszałem wołanie, gdy już wsiadałem do samochodu.

Obejrzałem się. Stała na parkingu, kilka kroków ode mnie. Góralski strój, widoczny teraz w całej okazałości, podkreślał jej piękną figurę. Pierś falowała z wysiłku, musiała biec. Wysiadłem z auta. Patrzyłem na nią, nie potrafiąc wykrztusić ani słowa.
Wiedziałam, że kiedyś do mnie wrócisz, tak jak obiecałeś – powiedziała nieoczekiwanie. – Wierzyłam w to i czekałam. Okropnie długo to trwało, ale się spełniło. Widać wcześniej nie mogłeś… – i rozpłakała się.

Podszedłem do niej, przytuliłem mocno. Obojgu nam serca waliły jak młotem. Czułem się taki szczęśliwy, że aż się bałem. A jeżeli to sen? Jeśli tak, to nigdy nie chcę się obudzić. Było tak, jakbyśmy się cofnęli w czasie. Jakbyśmy ledwie wczoraj się rozstali. Nie czułem skrępowania, nie bałem się zabrzmieć banalnie. Po prostu mówiłem to, co myślałem: Popełniłem wielki błąd, wiele błędów, ale chciałbym je teraz naprawić. Jeśli tylko mi pozwolisz. Wybacz, że nie uwierzyłem w nas od razu… Byłem głupcem, ale już nie jestem.

Powinna dać mi w gębę za to, że złamałem słowo, a jej serce. Na szczęście góralki mają mocne serca. Poza tym są wierne, cierpliwe i bardzo uparte. W tych ważnych sprawach przynajmniej. Ona też taka była. Moja najukochańsza, jedyna na świecie – Hania…

Rzuciłem miasto i pracę bez żalu i przeprowadziłem się w góry. Okazało się, że jej rodzice kupili budynek dawnego schroniska, przekształcili w pensjonat i razem z córką go prowadzą. Sama ich do tego namawiała. Czemu? Żebym miał gdzie wrócić, żeby ona miała gdzie na mnie czekać. Bo rzeczywiście czekała, choć wszyscy mówili jej, że głupio robi. Wielu próbowało namówić ją do małżeństwa, a ona, uparciuch jeden, wciąż powtarzała, że czeka na tego jednego jedynego, na miłość swojego życia… Nie śmiałem marzyć, że mogę być dla kogoś tak ważny. Może dlatego tyle lat zajął mi powrót.

Czytaj także:
Moja córka zakochała się w... narzeczonym własnej ciotki
Mój syn zerwał z dziewczyną, bo zakochał się w nauczycielce
Moja mama i teściowa zajmowały się wnukiem. I ciągle przy nim kłóciły

Redakcja poleca

REKLAMA