„Uciekłam od rodziny, bo uważali mnie za pomiotło. Po latach zajechałam do nich limuzyną i patrzyłam jak skacze im gul”

uśmiechnięta kobieta fot. Getty Images, © KNSY/Corbis
„Wyszłam z domu z jedną walizką. Na stole w jadalni zostawiłam im list, w którym napisałam, że odchodzę i życzę im powodzenia w samodzielnym radzeniu sobie z obowiązkami domowymi. Nagle poczułam się niesamowicie lekka, jakby spadł ze mnie wielki ciężar, bo w rzeczywistości tak właśnie się stało”.
/ 26.12.2023 21:15
uśmiechnięta kobieta fot. Getty Images, © KNSY/Corbis

Jako dorosła kobieta powiedziałam dość i zaczęłam swoje życie na nowo. Miałam dosyć bycia popychadłem własnego męża i syna. Niech sami się sobą zajmą!

Nie było tam dla mnie miejsca

Urodziłam się w małej mieścinie w rodzinie wielodzietnej. Miałam dwóch starszych braci, którzy przez rodziców byli hołubieni jako spadkobiercy rodzinnego gospodarstwa. Wiedziałam, że muszę wymyślić jakiś plan na swoje życie, bo w rodzinnym domu nie będzie dla mnie miejsca. Poza tym, chciałam się stamtąd wyrwać, nie wyobrażałam sobie siebie w tamtym miejscu. Marzyłam, by zamieszkać w mieście, tam pracować w biurze, prowadzić ciekawe życie.

Moich rodziców nie stać było na opłacenie mi studiów, więc skończyłam szkołę zawodową o profilu… samochodowym. Tak, dokładnie – zdałam egzamin na mechanika samochodowego, ponieważ tylko taka szkoła znajdowała się w najbliższym mieście. Mama i tata żałowali mi pieniędzy na bilet autobusowy, więc nie miałam za co dojeżdżać do innej miejscowości, w której mogłam zdobyć fach fryzjerki lub kucharki.

By móc wyprowadzić się od rodziców i braci, musiałam też w miarę szybko poznać mężczyznę, z którym założyłabym swoją rodzinę. Nie jest to na pewno zbyt romantyczne podejście, ale cóż się dziwić w mojej sytuacji? Wiele dziewczyn w moim wieku stało przed takim dylematem, takie były czasy. Wówczas tak właśnie było – szybko wyjdź za mąż, od razu urodź dzieci i bądź wzorową panią domu.

Tak jakoś wyszło

Podczas jednej z wiejskich potańcówek poznałam Ryśka. Był ode mnie starszy, a w naszej mieścinie pojawił się przypadkiem z kolegami. Pochodził z miasteczka nieopodal, więc dla niego takie wyjazdy do okolicznych wsi były nie lada rozrywką. Razem z kumplami odwiedzali okoliczne remizy i tam podrywali wiejskie dziewuchy. Ja byłam jedną z nich. Nie wiem czym zwróciłam na siebie jego uwagę – ani nie byłam przesadnie ładna, ani dobrze ubrana. Po prostu tak się zdarzyło.

W jego zachowaniu od razu wyczułam jakąś niecierpliwość, jakby bardzo zależało mu na znalezieniu jakiejś pannicy, którą przekona do ślubu. Fakt, był ode mnie kilka lat starszy, ale nie można było o nim powiedzieć, że jest starym kawalerem. Niemal w każdej rozmowie podkreślał, że szuka kobiety, która zajmie się jego domem i dziećmi. Szkoda, że nie wyczułam w jego słowach tego, że tak naprawdę myślał, o zrobieniu z niej niewolnika…

Już po kilku miesiącach znajomości wzięliśmy ślub. Moi rodzice uważali go za dobrą partię, bo prowadził sklep z artykułami rolniczymi. Mówili, że złapałam pana Boga za nogi i że będzie mi się żyło jak królowej. A co ja mogłam powiedzieć? W zasadzie nic innego nie mogło mnie spotkać w tej dziurze, z której pochodziłam. Miałam jednak nadzieję, że po ślubie Rysiek stanie się dla mnie miły i otoczy mnie opieką. Nic bardziej mylnego.

Niecały rok po ślubie, na świat przyszedł nasz syn, Michał. Z powodu komplikacji w czasie porodu, lekarze oznajmili, że najprawdopodobniej nigdy już nie zajdę w ciąży. Z jednej strony Rysiek cieszył się, że urodził nam się chłopiec, chwalił się swoim spadkobiercą wszędzie, gdzie się dało. Z drugiej strony dawał mi odczuć, że jestem już wybrakowana, bo nie dam mu więcej dzieci. Czułam się z tym fatalnie i mocno odchorowałam to psychicznie. Jemu sprawiało radość to, że może mi dokuczać z tego powodu i rzucał w moim kierunku wiele chamskich komentarzy.

W ogóle mnie nie szanowali

Sklep Ryśka bardzo dobrze prosperował, mieliśmy naprawdę dużo pieniędzy. To znaczy on miał, bo ja musiałam się go prosić o każdy grosz. Po zakupach musiałam przedstawiać mu paragony, a za każdą złotówkę według niego niepotrzebnie wydaną, dostawałam burę. Był bardzo złośliwy i zaczepny, czasami nawet agresywny. Z cynicznym uśmieszkiem wyczekiwał momentu, kiedy uda mu się mnie sprowokować i wreszcie pęknę.

Prowadzenie domu było dla mnie drogą przez mękę. Byłam kucharką, sprzątaczką, praczką i prasowaczką. Mój mąż nie potrafił nawet wrzucić swoich brudnych rzeczy do kosza na pranie, bo twierdził, że to mój obowiązek, podobnie jak szykowanie mu ubrań na kolejny dzień. Nie pomagał mi z zakupami, więc ciężkie torby woziłam do domu autobusem. Rysiek potrafił zrobić mi karczemną awanturę, gdy pięć minut spóźniłam się z obiadem. Do szału doprowadzały go smugi na kafelkach w kuchni, więc łapał mnie i ciskał o podłogę, bym mogła z bliska przyjrzeć się syfowi, który robię…

Starałam się wychowywać Michała w poczuciu ciepła i miłości, ucząc go szacunku do kobiet. Rysiek miał jednak znacznie większy wpływ na naszego syna i wpajał mu od małego, że miejsce kobiet jest w kuchni i przy myciu kibla. Wielokrotnie powtarzał przy nim żart, że kobietom trzeba zakładać łańcuch, ale na tyle krótki, by nie mogły przekraczać progu domu… Mówił, że powinien znaleźć sobie taką kobietę, która będzie słuchała wszystkich jego poleceń i nie będzie miała odwagi mu się sprzeciwić.

Wszystkie te nauki wpajane naszemu dziecku zaowocowały tym, że Michał stał się klonem Ryśka. Przestał mnie szanować, traktował mnie tak samo jak ojciec. Nie mogłam go prosić o pomoc w najmniejszych obowiązkach, bo przecież facet nie może zajmować się takimi rzeczami. Wyniesienie śmieci? Posprzątanie stołu po posiłku? Dla niego było to niedopuszczalne, bo urągało to jego godności.

Wiedziałam, że dłużej nie wytrzymam

Z każdym tygodniem, miesiącem i rokiem zapadałam się w sobie. Czułam się jak niewolnica, która do końca swoich dni będzie usługiwała swoim panom. Wiedziałam, że nic dobrego mnie nie czeka i że będę wykorzystywana do czasu, aż po prostu nie padnę z wycieczenia. Nie miałam wsparcia bliskich ani przyjaciół. Byłam z tym wszystkim sama.

Dokładnie pamiętam dzień, w którym usłyszałam audycję radiową o pewnej kobiecie. Podobnie jak ja, przez lata była wykorzystywana i poniżana przez męża. W jej głosie słyszałam rozpacz, ale wiedziałam, że jej historia ma dobre zakończenie. Odeszła od męża i zaczęła nowe życie na własny rachunek. Pomyślałam sobie wtedy, że może i mnie by się to udało? Może mogłabym rzucić cały ten kierat i wreszcie pomyśleć o swoich potrzebach?

Miałam fach w rękach, w szkole uważano mnie za jedną z bystrzejszych uczennic. Musiałam jedynie przypomnieć sobie podstawowe sprawy. Nie chciałam dłużej marnować swojego życia przy boku kogoś, kto traktuje mnie jak rzecz i tego samego uczy swoje dziecko. Postanowiłam działać, tu i teraz. Miałam 35 lat, więc jeszcze wiele dobrego mogło mnie czekać.

Zaczęłam się szkolić oglądając różne filmiki instruktażowe w internecie, czytałam portale branżowe i wiele artykułów, by zaznajomić się z nowinkami technicznymi. Teraz już nikogo nie powinno dziwić to, że na stanowisku mechanika samochodowego. Kobiety mogą być kimkolwiek zechcą, więc czemu i ja miałabym nie spróbować?

W tym samym czasie przeglądałam oferty w sprawie pracy. Po kilku miesiącach poszukiwań udało mi się znaleźć ogłoszenie, w którym poszukiwano mechanika w warsztacie oddalonym od naszego domu o 50 kilometrów. Dodatkową zaletą było to, że właściciel zakładu oferował swojemu pracownikowi możliwość wynajęcia pokoju. Zadzwoniłam tam od razu. Pan Karol zdziwił się, że dzwoni do niego kobieta, początkowo myślał, że to żart. Zgodził się jednak, bym przyjechała na dzień próbny i pokazała swoje umiejętności. Tak też zrobiłam.

Nazwał mnie niewdzięczną babą

W tajemnicy przed wszystkimi pojechałam na rozmowę kwalifikacyjną. Warsztat pana Karola wykonywał proste naprawy serwisowe, takie jak wymiana oleju, filtrów i klocków hamulcowych. Przez lata byłam tresowana i nauczona ciężkiej pracy, więc właściciel warsztatu był pod wrażeniem mojego zaangażowania. Spodobało mu się moje podejście, chociaż przyznał, że widzi we mnie niejaką desperację. Wiedział, że bardzo mi zależy, ponieważ przyznałam mu się do tego.

Pan Karol postanowił dać mi szansę. Powiedział, że mogę zacząć pracę już następnego dnia. Z radości rzuciłam mu się na szyję i dopiero po chwili się opamiętałam. Na szczęście mój pracodawca nie miał mi tego za złe, a ja wyczułam między nami jakąś chemię. Byłam przekonana, że będzie nam się świetnie pracować razem. Musiałam jeszcze szybko wymyślić sposób, jak zorganizować moją przeprowadzkę.

Po powrocie do domu Rysiek urządził mi kolejną awanturę. Jej powodem był piach w przedpokoju, który sam naniósł do domu. Tak to jest, jak się ma osobie nie wiadomo jakie mniemanie, a nie umie się używać wycieraczki do butów. Pokornie odkurzyłam cały dom, bo wiedziałam, że robię to ostatni raz. Dobrze, że mój mąż i Michał nie widzieli, jak uśmiecham się pod nosem, bo wówczas mieliby kolejny powód, by mnie zgnoić.

Następnego dnia, gdy Rysiek był w pracy, a Michał w szkole, po prostu wyszłam z domu z jedną walizką. Na stole w jadalni zostawiłam im list, w którym napisałam, że odchodzę i życzę im powodzenia w samodzielnym radzeniu sobie z obowiązkami domowymi. Nagle poczułam się niesamowicie lekka, jakby spadł ze mnie wielki ciężar, bo w rzeczywistości tak właśnie się stało.

Pod wieczór odebrałam telefon od mojego męża, w którym wyzywał mnie od najgorszych i nazwał wstrętną niewdzięcznicą, która nie docenia tego, co on dla mnie robi. Parsknęłam do słuchawki śmiechem słuchając tych bredni i rozłączyłam się. Całkowicie wyłączyłam telefon i już nigdy więcej go nie odebrałam. Michał i Rysiek nie wiedzieli, gdzie mnie szukać. Nie poinformowałam o tym też moich rodziców. Poczułam się jak buntowniczka, która przez lata bycia nikim wreszcie ma swoją szansę.

Tego się po mnie nie spodziewali

W pracy czułam się szanowana, chociaż nie brakowało na początku dziwnych spojrzeń i komentarzy. Jak to możliwe – kobieta w warsztacie? Ona potrafi zmienić koło? Wie do czego służą śruby? Przyzwyczaiłam się i nie zwracałam na to większej uwagi. Po prostu robiłam swoje i przede wszystkim bardzo to lubiłam. Czułam się doceniana przez mojego szefa, który wielokrotnie nagradzał mnie premią za idealnie wykonane zlecenia.

Z czasem między mną, a Karolem zaczęło się budzić jakieś uczucie. Opowiadałam mu o sobie, on nie pozostawał mi dłużny. Był wdowcem, który bardzo wcześnie stracił ukochaną żonę i nie czuł się na siłach, by rozpoczynać nową relację. Po pracy spędzaliśmy dużo czasu razem, wychodziliśmy na spacery, do kina i do restauracji. Z czasem nasza relacja przeniosła się także do sypialni, w której wreszcie czułam, że ktoś bierze pod uwagę moje potrzeby.

Zakochałam się i to z wzajemnością. Byłam szczęśliwa chyba pierwszy raz w życiu! Karol o mnie dbał, a ja o niego. Przejęłam część jego obowiązków papierkowych w firmie, bo miał do mnie bardzo duże zaufanie. Z czasem przestałam pracować fizycznie na warsztacie i zostałam kierowniczką. Kurczę, ale mi się to podobało! Miałam do tego dryg.

Do pełni szczęścia brakowało mi jeszcze rozliczenia z przeszłością. Postanowiłam pojechać do swojego dawnego domu i osobiście wręczyć mężowi pozew rozwodowy. Na miejscu zastałam dom w fatalnym stanie. Wszędzie brud i smród, porozrzucane rzeczy, niepozmywane talerze. Podłoga nie widziała płynu do mycia od wielu miesięcy. Ale co mnie to w zasadzie obchodzi?

Gdy Rysiek mnie zobaczył, z początku nie poznał osoby, która zaparkowała na jego podwórku zadbanego SUVa. Tak, wyglądałam inaczej. Wreszcie byłam zadbaną kobietą, w pięknej sukience, znającą swoją wartość. Mężowi i synowi opadła szczęka. Podejrzewam, że spodziewali się, że żyję pod mostem jak jakiś lump i niebawem wrócę do nich z podkulonym ogonem. A tu taka niespodzianka!

Cieszę się, że odważyłam się na taki krok i o 180 stopni odmieniłam swoje życie. Całe szczęście miałam w sobie taką odwagę. Karol jest moim partnerem, uwielbiamy spędzać ze sobą czas w pracy i poza nią. Teraz jestem już szczęśliwą rozwódką, a wkrótce może ponownie zostanę żoną? Czuję, że przede mną jeszcze wiele dobrego, w ramionach tego odpowiedniego faceta.

Czytaj także:
„Staruszkom zabrakło pieniędzy przy kasie, a mnie żenują takie sytuacje. Oszukałem ich i wcale tego nie żałuję”
„Na Wigilię zaprosiłem bezdomną, tułającą się po osiedlu. Dzieci pukały się w głowę, mówiąc, że nie starczy jedzenia”
„Święta są dla mnie ciężarem. Tęsknię za rodzicami, nic nie ma sensu. Łzy kapią mi nad makowcem, ale ocieram je ścierką”

Redakcja poleca

REKLAMA