Uderzył mnie w twarz i popchnął w stronę łóżka. Zatoczyłam się od tego ciosu, chociaż nie włożył w niego całej siły. Nie musiał. Tak zbudowany facet tylko dotknie, a już boli.
– Nie dyskutuj, zdziro! – warknął. – Zdejmuj majtki i rozkładaj nogi!
Ale zanim zdążyłam wykonać jego polecenie, doskoczył do mnie, chwycił mnie za włosy, odchylił mi głowę do tyłu i znów uderzył… Tym razem upadłam plecami na materac. Wiedziałam, że to wcale nie koniec, że za chwilę zacznie żądać rzeczy, których normalnie nigdy bym nie chciała robić.
– Jestem… – nie zdążyłam dokończyć, jęknęłam, kiedy zwalił się na mnie całym ciężarem.
– Zamknij się! – następne uderzenie trafiło mnie nieco wyżej, w skroń, na szczęście w tej pozycji nie mógł w nie włożyć tyle siły, ile chciał. – Zamknij się, bo ściągnę Mira, żeby cię trzymał, chcesz?!
Zmartwiałam. Raz się zdarzyło, że zawołał na pomoc swojego osobistego goryla, który łaził za nim jak cień. To było na samym początku, zanim zrozumiałam, że stałam się niewolnicą gangstera. Niewolnicą, zabawką, dziewczyną do bicia… Jednym słowem – własnością.
Wydawał się rycerzem na białym koniu
Na szczęście upokorzenie nie trwało tego dnia długo. Odetchnęłam z ulgą, kiedy Artur skończył. Ubierał się, nie patrząc na mnie, jak zwykle zresztą. Jakbym była powietrzem.
– Jestem w ciąży – powiedziałam.
Zamarł, a potem odwrócił się. Miał zimne oczy, zimniejsze niż zwykle.
– Co powiedziałaś? – wysyczał. – Że co?!
– Jestem w ciąży – powtórzyłam.
– Z kim?! – ryknął.
Tego już było za wiele. W mojej upokorzonej, zdawałoby się, praktycznie umarłej duszy nagle coś odżyło. Po raz pierwszy od dawna poczułam nie tylko strach, ale i wściekłość.
– Jak to z kim?! Z tobą, debilu! – teraz to ja się wydarłam. – Z kim innym? Gdybym nawet chciała się puścić, nie mam jak, bo siedzę tylko i czekam, aż mój pan się zjawi i zafunduje mi wspaniałą zabawę…
Nie dane mi było dokończyć. Rzucił się na mnie i pobił tak dotkliwie, jak nigdy wcześniej… Starałam się tylko chronić brzuch, kiedy powalił mnie na podłogę i kopał, gdzie popadnie.
Ktoś może się zastanawiać, jak to się stało, że normalna dziewczyna, pochodząca z dobrego domu stała się własnością i niewolnicą brutalnego gangstera… Odpowiedź jest prosta – zupełnie zwyczajnie. Nigdy nie byłam tak zwaną blacharą, ale lubiłam się zabawić, często chodziłam do klubów. A ten gangster na początku wcale nie wydawał się taki zły i brutalny. Przeciwnie…
Poznałam go w pewnym lokalu, do którego wybrałam się z koleżankami. Siedział przy dużym stole pod ścianą z jakimś głośnym towarzystwem. Zwróciłam na niego uwagę, bo odróżniał się nieco od stada łysych, którzy się tam kręcili. Był dobrze ubrany, nie w dres, ale normalną marynarkę i markowe dżinsy. Widziałam, że także się mną zainteresował, ale wydawało się, że sprawa zakończy się tylko na wymianie spojrzeń.
Siedziałyśmy przy barze. Przez jakiś czas było spokojnie, ale potem przyczepili się do nas dwaj podpici kolesie. Jeden przystawiał się szczególnie do mnie, chociaż nie miałam ochoty na zawieranie znajomości, nie był w moim typie. Próbowałam go ignorować, ale kiedy położył mi rękę na udzie i próbował ją wciskać dalej, nie wytrzymałam, dałam mu po gębie.
A on, zamiast odejść, w odpowiedzi uderzył mnie… Barman natychmiast sięgnął po krótkofalówkę, ale nie musiał wzywać ochrony. Bo kolesia nagle coś poderwało w powietrze i wycięło nim o podłogę. Po chwili zrozumiałam, że to ten gość spod ściany. Dopiero teraz zobaczyłam, jaki jest wysoki i jak pod marynarką napinają się potężne mięśnie. Przyznam, że zrobiło to na mnie wrażenie. Jakby w mojej obronie stanął dzielny rycerz na białym koniu.
Odkryłam, że nie jestem jedyna
Ten drugi nachalniak coś zaczął do niego warczeć, ale w tej chwili wyprowadziło go dwóch łysych.
– W porządku, szefie? – do mojego wybawcy podbiegł trzeci dres.
Pomyślałam, że ten gość musi być kimś, skoro mu takie karki nadskakują. I nie myliłam się, był kimś… Ale o tym, kim był dokładnie, przekonałam się dopiero później. Najpierw były miłe randki, spotkania, pierwsze czułości. Nie powiem, dość szybko wylądowaliśmy w łóżku. Ale takie mamy czasy, nie chodzi się za rączkę pół roku, tym bardziej że miałam już swoje lata i swoje doświadczenia. Nie zamierzałam udawać nieprzystępnej dziewicy.
Po jakimś czasie zamieszkałam z nim w jego willi. Miał forsę i obsypywał mnie prezentami. Do czasu, kiedy pierwszy raz nie miałam ochoty na seks, bo zobaczyłam w jego telefonie kilkanaście wiadomości świadczących o tym, że nie jestem jedyna.
– Przy jednej dziurze i kot zdechnie – poczęstował mnie wulgarnym tekstem, gdy mu to wypomniałam.
A potem zrobił to, na co miał ochotę, nie pytając o zgodę. Od tamtej pory właściwie każde jego zbliżenie się do mnie było wymuszone.
Dlaczego nie uciekłam? Odpowiedź jest prosta i oczywista. Bałam się. Zwyczajnie się bałam. Oświadczył mi, że jakakolwiek próba odejścia zakończy się dla mnie źle. No i zawsze towarzyszył mi któryś z jego goryli. Dopiero wtedy tak naprawdę dotarło do mnie, w czyje łapy wpadłam…
Wciąż żyję w strachu...
Leżałam obolała na podłodze, a w głowie kołatało mi się tylko jedno pytanie – czy dziecko nie ucierpiało? Nie spodziewałam się, że instynkt macierzyński może być tak silny. Już wiedziałam, co robić dalej. Wstałam chwiejnie i wyszłam z pokoju. Artura już nie było, a przy konsoli do gier siedział Czacha, który mnie tego dnia pilnował.
– Lalka, wracaj do pokoju – rzucił, nie odwracając głowy od ekranu.
– Muszę do łazienki…
– To szybko i do pokoju! Masz pięć minut!
Nie powiem, trzaśnięcie w łeb tego gangsterskiego fagasa sprawiło mi sporą przyjemność. Tym bardziej że oberwał własną pałką bejsbolową, którą zostawił na stoliku za swoimi plecami. Kiedy jednak runął na dywan, przeraziłam się.
– Jezu, pomóż… – wyjęczałam.
A potem zaczęłam działać. Zdałam sobie sprawę, że nie ma już odwrotu, jeśli chcę uratować siebie i to malutkie życie, które zaczęło się we mnie rozwijać. Obszukałam Czachę, znalazłam portfel wypchany pięćdziesiątkami i setkami, i odetchnęłam. Bez kasy daleko bym nie uciekła…
Wzięłam samochód z garażu. Na szczęście Artur zostawił w domu tylko Czachę, bo gdyby jeszcze któryś pilnował terenu, nie uciekłabym. Powinnam pojechać do lekarza, bo czułam się fatalnie, ale nie miałam czasu.
Auto porzuciłam w centrum, na wielopiętrowym parkingu. Zanim je znajdą i zrozumieją, że wybrałam inny sposób ucieczki, chwila minie.
Mój umysł pracował na nieoczekiwanie wysokich obrotach. Uznałam, że najbezpieczniejszy będzie pociąg. Przeliczyłam pieniądze. No, no, nieźle im się powodziło, nawet tym podrzędnym gangsterom… W portfelu było piętnaście tysięcy złotych. Być może Czacha tego dnia odbierał haracze, a może po prostu nosił tyle przy sobie na „drobne” wydatki.
Właśnie tak znalazłam się za granicą. Bałam się zostać w Polsce. Powiem szczerze – wciąż się boję, że pewnego dnia dosięgnie mnie zemsta Artura. Ale na razie żyję i jakoś sobie radzę. Chciałabym wychować córeczkę na dobrego człowieka, a przede wszystkim ustrzec ją przed losem, jaki stał się moim udziałem. Będę się starać, by była szczęśliwa.
Czytaj także:
„Ciotka żyła z mężczyzną bez ślubu, więc rodzina ją wyklęła. Nie znałem jej, a jednak uwzględniła mnie w testamencie”
„Wyjechaliśmy z żoną na wakacje i wreszcie mogliśmy odpocząć. Do czasu. Gdy zobaczyłem jej ciotkę, myślałem, że mam halucynacje"
„Pomogłam schorowanej staruszce i dałam jej rodzinne ciepło. W podzięce ta obsypała mnie złotem. Dosłownie”