„Uciekła z domu w wieku 13 lat. Szukała jej policja i całe miasto. Po latach okazało się, że molestował ją ojczym”

Ojczym molestował nastolatkę fot. Adobe Stock, patrick
– Nikt się za mną nie wstawił. Matka uderzyła mnie w twarz, kiedy poprosiłam ją o pomoc. Wiedziała o wszystkim, ale milczała, bojąc się samotności i utraty drugiej pensji – Wiki zacisnęła usta.
/ 26.11.2021 15:16
Ojczym molestował nastolatkę fot. Adobe Stock, patrick

Nie ma dnia, bym o niej nie myślała. O tym, czego doświadczyła i kim się stała moja przyjaciółka z dzieciństwa. Niewiele o niej wiem, nie o wszystko odważyłam się zapytać. Mam tylko nadzieję, że kiedyś będzie mogła wreszcie przestać uciekać?

Zobaczyłam ją przypadkowo, skracając sobie drogę do pracowni mojego chłopaka. Stała oparta o ścianę kamienicy, w której mieściła się piekarnia i paliła papierosa, delektując się jego smakiem i porannym słońcem.

Poznałam ją od razu, choć od jej zniknięcia minęło prawie dziewięć lat. Nie była już tamtą chudziutką jedenastolatką, wciąż jednak miała te same cieniutkie, ciemne blond włosy i zielone oczy skryte za wpół przymkniętymi powiekami. Nawet papierosa podnosiła do ust w charakterystyczny dla siebie sposób, tyle że kiedyś zastępował go wiecznie obgryziony długopis.

Cofnęłam się, żeby jej nie spłoszyć, jakby była rzadko spotykanym okazem egzotycznego ptaka.

„Co powinnam teraz zrobić? Zadzwonić do jej matki? Do swojego chłopaka? Podejść i się przywitać? A jeśli to nie ona?”.

Serce waliło mi jak młotem

Kiedyś, na jednym ze śląskich podwórek, gdzie się obie wychowałyśmy, wydawało mi się, że jesteśmy sobie bardzo bliskie. Lecz po zniknięciu Wiktorii zrozumiałam, jak niewiele wiem o swojej przyjaciółce.

W końcu jednak podeszłam do niej, bo nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie spróbowała. Chciałam powiedzieć coś niezobowiązującego po włosku, ale odruchowo przeszłam na polski.

– Cześć Wiktorio – starałam się, by zabrzmiało to swobodnie.

Drgnęła, lecz nie zmieniła pozycji, nie odwróciła w moją stronę skąpanej w słońcu twarzy.

– Nic się nie zmieniłaś – kontynuowałam, a coraz bardziej napięta żyłka na jej szyi podpowiadała mi, że intuicja mnie nie myli.

Głośno przełknęła ślinę, choć wciąż milczała, więc gadałam jak najęta:

– Czy to nie dziwne, że wpadłyśmy na siebie akurat tutaj? W tym nieznanym turystom włoskim miasteczku? Co u Ciebie słychać? Jak sobie radzisz? W ogóle skąd się tutaj wzięłaś, do licha! – nie wytrzymałam i podniosłam głos.

Dopiero teraz spojrzała na mnie

– Pani mnie z kimś pomyliła – powiedziała nienagannym włoskim.

Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale minęła mnie bez słowa i weszła do piekarni. Chciałam pójść za nią, wymusić przyznanie się do prawdy. Zapytać, dlaczego milczała przez te wszystkie lata? Czy wie, na jaki ból skazała swoich rodziców? Czy zastanawiała się, co czułam po jej zniknięciu?

Cała dzielnica na długie miesiące wpadła w histerię. Matki zakazywały córkom wychodzić samotnie nawet do szkoły. Ojcowie długo jeszcze po jej zniknięciu pilnowali na zmiany bawiące się na podwórkach dzieci. Krążyły plotki o ruskiej mafii, pedofilu zabójcy, łowcach narządów i niemieckich burdelach, ale policja nigdy nikomu niczego nie udowodniła.

Ale mojej przyjaciółki też nie odnalazła. Po prostu dziewięć lat temu pewnego wiosennego popołudnia jedenastoletnia dziewczynka rozpłynęła się w powietrzu, kiedy jej koleżanka pobiegła do mieszkającej naprzeciwko babci po dwie drożdżowe bułeczki.

To ja byłam tą koleżanką, to ode mnie potem oczekiwano wyczerpujących informacji i niemożliwych do zapamiętania szczegółów. To mój dręczony wyrzutami sumienia umysł produkował niekończące się koszmary, wizje mordowanej, błagającej o życie przyjaciółki… Chciałam wejść do piekarni i powiedzieć jej, z czym przez te wszystkie lata musiałam się mierzyć.

Wykrzyczeć jej swój ból i tęsknotę po włosku, i po polsku, ale powstrzymał mnie telefon. Mój przypadkowo poznany w Polsce włoski chłopak dzwonił, bojąc się, że zagubiłam się w jego miasteczku. Pierwszy raz gościłam w jego rodzinnych stronach, więc czuł się za mnie odpowiedzialny. Zawahałam się, lecz zwyciężała młodość i zauroczenie.

Pobiegłam do niego

Do Wiktorii wróciłam następnego dnia, bojąc się, że jej nie zastanę. Że znów ucieknie a ja nigdy już nie dowiem się, dlaczego wylądowała właśnie tutaj? Ale była tam. Wyglądała, jakby czekała na mnie. Nim zdążyłam zareagować, zaciągnęła mnie przed kamienicę i przytuliła mocno do siebie.

– Nie opowiedziałaś o naszym spotkaniu nikomu? – zapytała, odsuwając mnie od siebie.

Potwierdziłam. Dawno już nic nie łączyło mnie z moją rodzinną miejscowością. Wyprowadziliśmy się z rodzicami tuż po śmierci babci, do dużego miasta, gdzie były perspektywy.

– Moja przyjaciółka, moja Nina – Wiki przyglądała mi się z ciekawością. – Tylko ciebie miałam, tylko ty mnie rozumiałaś – mówiła, nie przestając ściskać moich dłoni. – Nina… Nina – powtarzała przez cały czas, nie odrywając ode mnie wzroku.

Nie przeprosiła za swoje wczorajsze zachowanie, zamiast tego zasypała mnie lawiną informacji. Mówiła pośpiesznie, chaotycznie przeskakując z wątku na wątek, a ja, próbując nadążyć za nią, składałam w całość tę mozaikę zwaną nową Wiktorią, która uciekła przed molestującym ją ojczymem.

Współżycie było tylko kwestią czasu i jedenastolatka dobrze o tym wiedziała.

– Nikt się za mną nie wstawił. Matka uderzyła mnie w twarz, kiedy poprosiłam ją o pomoc. Wiedziała o wszystkim, ale milczała, bojąc się samotności i utraty drugiej pensji – Wiki zacisnęła usta. – Przez jakiś czas łudziłam się, że ktoś z dorosłych się domyśli. Zauważy, że on zachowuje się dziwnie, odczyta sygnały tego, co naprawdę się dzieje… Ale wszyscy odbierali jego zachowanie jako przejaw czułości. Przecież nie mógł mieć własnych dzieci, więc powinnam się cieszyć, że pokochał mnie tak mocno…

– Miałaś mnie – nie wytrzymałam.

– Ciebie, dwa lata młodszą Ninkę miałabym skalać podobną opowieścią, wyjawić tę brudną prawdę? Żyłaś jak pod kloszem, w kochającej się rodzinie, której moja nie dorastała do pięt. Nie śmiałam… Nie chciałam cię narażać.

– Ale naraziłaś na przesłuchania… Wybacz… Nie mam do ciebie pretensji, tylko tak bardzo za tobą tęskniłam – objęłam ją mocno.

– Ja też – uśmiechnęła się smutno. – Przepraszam, że cię wtedy zostawiłam, ale nie mogłam inaczej. Nie wytrzymałabym dłużej, gdybym została, doszłoby do tragedii. Miałam do wyboru – zabić się albo uciec, postawiłam na życie.

Rozpromieniła się.

– To będzie nasza tajemnica, Nino. Tak się cieszę, że wpadłyśmy na siebie tutaj.

O tyle rzeczy chciałam ją zapytać, ale ona musiała wrócić do pracy, a ja do swojego chłopaka. Kilka dni później wracałam do Polski. Szczęśliwa, że odnalazłam Wiktorię i zarazem smutna, że być może nigdy więcej jej nie spotkam.

– Za miesiąc wyjeżdżam do Australii. Taki już ze mnie globtroter – uśmiechnęła się, żegnając ze mną.

Niewiele opowiedziała mi o swoim życiu po ucieczce. Nie dowiedziałam się, w jaki sposób trafiła do Włoch, gdzie mieszkała, za co żyła i kto pomógł jej przetrwać na obczyźnie. Moje pytania zbywała uśmiechem. Nie zdążyłyśmy wymienić się numerami telefonów.

Czułam, że Wika specjalnie odwleka ten moment, a ja nie nalegałam. Chyba żadna z nas nie wiedziała wtedy, czy pragnie dalszego kontaktu. Ale nie ma dnia, żebym o niej nie myślała. Gdziekolwiek jesteś, wiedz, że tęsknię za tobą, Wiktorio.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA