„Ubrana była byle jak, w tanią bluzkę i wytarte dżinsy. Zanim coś powiedziała, wiedziałem, że zabiorę ją na koniec świata”

starsza kobieta fot. AdobeStock
„Stała bidula z wielkimi torbami i chciała, aby ją ktoś podwiózł, ale kierowcy tylko śmigali obok niej, bo nie miała 18 lat i nóg do nieba. Żal mi się kobitki zrobiło. - Pani dokąd? – zapytałem”.
/ 07.05.2022 16:27
starsza kobieta fot. AdobeStock

Miłość po czterdziestce jest słodka. Inna niż szczeniackie uniesienia w wieku nastu lat. I inna niż pierwsze dojrzałe uczucia. Spotykasz kobietę i nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo wydaje ci się podobna do innych, jakie znałeś. Jesteś już stary koń i niejedno przeżyłeś. Masz za sobą rozwód, parę romansów i przelotnych przygód.

– Wszystkie baby są takie same – mówisz kumplom przy piwie.

I nagle życie stawia cię w sytuacji, w której nie wiesz, jak się zachować. Tak było ze mną...

Zrobiła na mnie piorunujące wrażenie

Mam własne mieszkanie, dobre auto, niezłą pracę, na urlopy jeżdżę w rozmaite części świata. Nie choruję, podobam się kobietom… Żyć, nie umierać! Po jaką cholerę zatrzymałem wtedy samochód, skoro na ogół nie zabieram przypadkowych pasażerów? Odpowiedź jest jedna: przeznaczenie.

Stała bidula z wielkimi torbami i chciała, aby ją ktoś podwiózł, ale kierowcy tylko śmigali obok niej, bo nie miała 18 lat i nóg do nieba. Żal mi się kobitki zrobiło.

– Pani dokąd? – zapytałem.

Lecz zanim zdążyła mi odpowiedzieć, już wiedziałem, że zawiozę ją na koniec świata, jeśli tylko będzie tego chciała… Ubrana była byle jak, w jakąś tanią bluzkę i znoszone dżinsy. Na głowie miała zamotaną chustkę, na nogach drewniaki, w uszach turkusowe kolczyki. Ani śladu makijażu. Paznokcie krótko obcięte, dłonie małe, lecz silne i najwyraźniej przyzwyczajone do pracy fizycznej.  Naprawdę, na pierwszy rzut oka – nic nadzwyczajnego! Ale na drugi… Zobaczyłem kobietę z moich snów: ponętną blondynkę z pełnym biustem i okrągłymi biodrami.

Powiedziała, dokąd jedzie.

– To parę kilometrów od szosy – stwierdziłem. –Jak się pani tam dostanie z tymi tobołami?

– Jakoś doczłapię. Dam radę.

– Chyba że mąż wyjdzie po panią? – drążyłem.

– Nie mam męża – powiedziała. – A dzieciaki jeszcze małe.

– Zawiozę panią do samego domu – oznajmiłem jej, a ona ani się nie zdziwiła, ani nie przestraszyła, tylko skinęła głową na znak, że się zgadza.

Sama opiekowała się trójką dzieciaków

Mieszkała w bardzo starym domu z nieotynkowanej cegły. Na podwórku zobaczyłem kupę dzieciaków, psy, koty i dwie kozy, które obgryzały gałęzie bzu rosnącego pod płotem. Dalej, na małej łące, pasły się dwie krowy i koń.

– To wszystko pani dzieci? – zapytałem z lekkim niepokojem.

– Nie. Moich troje. Reszta sąsiadów. Lubią się u nas bawić, a mnie to nie przeszkadza.

Nie wiedziałem, jak się wprosić do środka, lecz ona całkiem po prostu powiedziała, wskazując na wielkie torby:

– Pomoże pan?

Tylko o tym marzyłem. Przeniosłem się w inny świat. Taką kuchnię widziałem jedynie  na filmach. Niebieskie ściany, biały kredens, kaflowy piec, ogromny stół z desek, sosnowe stołki…

– Chce pan zobaczyć resztę? – zapytała, wyraźnie zadowolona, że mi się u niej podoba.

W innych pokojach stały łóżka zasłane kwiecistymi kapami z falbanką. Na parapetach kwitły czerwone pelargonie. Podłoga z desek niemiłosiernie skrzypiała przy każdym kroku. Byłem zachwycony. Ona, już boso i bez chustki na głowie, rozpalała w piecu. Drewnem i szyszkami. Ależ pachnie taki dym. A jak smakuje herbata z mosiężnego czajnika! Jak pyszna jest jajecznica ze szczypiorem i domowy chleb...

Bieda aż piszczała, ale wiedziałem, że chcę tu zostać

Wiedziałem, że do niej wrócę. Nic mnie nie odstraszyło. Ani bardzo chory najstarszy syn, dla którego dźwigała z miasta pampersy; ani wyraźna bieda wyzierająca z każdego kąta. Ani dwójka młodszych dzieci patrzących na mnie niezbyt przyjaźnie, ani kudłata suka, która capnęła mnie boleśnie w łydkę na pożegnanie! Wiedziałem, że spotkałem miłość swojego życia.

Zanim się jednak do mnie wszyscy przyzwyczaili, zanim ona mi uwierzyła, minęło dużo czasu. Oczywiście, chciałem wszystko przyspieszyć i kiedyś nagle ją przytuliłem. Zacząłem ostro całować, ale trzasnęła mnie w gębę.

– Ty draniu! – wrzasnęła.

– Myślisz, że możesz do mnie leźć z łapami, bo ci się chce kobiety?

– To nie tak! – tłumaczyłem się pokornie. – Ciebie chcę! Zakochałem się w tobie! Świata poza tobą nie widzę... – wyznałem.

Nie od razu mi zaufała. Dobrze to rozumiałem. No bo jak mogła ufać facetowi prawie nieznanemu, skoro ślubny mąż ją zostawił z chorym dzieckiem – i zniknął?

Albo temu drugiemu, z którym miała następnych dwoje dzieci i który nawet nie płaci alimentów? Albo kolejnym szefom wsadzającym jej łapę pod spódnicę, kiedy się tylko dowiadywali, że jest sama i że jej zależy na robocie?

Niedawno kupiłem nowoczesny materac przeciwodleżynowy dla jej syna. Wzruszyła się. Pierwszy raz się do mnie przytuliła. Poczułem jej cudowne piersi, jej brzuch, biodra, ramiona, i pomyślałem, że żadna inna nie może się równać z tą niezwykłą kobietą.

Basia nadal jest ostrożna, ale przekonam ją, że nie chcę innej!

Czytaj także: „Chowałam dzieci jak kury w klatce. Nie pozwalałam im na samodzielność. Teściowa uznała, że robię z nich niedorajdy”
„Miałam żal do ojca, że nas porzucił, ale liczyłam, że jednak mnie kocha. Po jego śmierci wszystko stało się jasne”
„Narzeczona straszy wezwaniem policji, bo szwagier czasem da synom klapsa. Nie chcę mieć przez nią konfliktu z rodziną”

Redakcja poleca

REKLAMA