Byłem pewny, że Ulrike spodoba się moim bliskim. Na szczęście nie mają żadnych antyniemieckich uprzedzeń, pewnie dlatego, że podczas wojny największe straty ponieśli z ręki Rosjan. Zresztą, co z Uli za Niemka? Tylko w połowie, bo jej ojciec to Polak, dawny działacz, który wyemigrował tuż przed stanem wojennym. Dziewczyna nieźle mówi po polsku, a rozumie wszystko. Nie spodziewałem się więc żadnych problemów.
Może tylko tego, że mama zacznie nam wiercić dziurę w brzuchu o ślub… Oboje z ojcem są tacy zasadniczy! Jakby Uli zaczęła im tłumaczyć pomysł związku partnerskiego, oboje zabiliby ją śmiechem. No cóż, dla świętego spokoju będę ją nazywał narzeczoną.
Na wszelki wypadek tak zorganizowałem urlop, żebyśmy spędzili w domu nie więcej niż kilka dni. Po prostu wpadliśmy w drodze powrotnej z Bieszczad. Rodzice byli zachwyceni, a moja Niemeczka nie mogła się wszystkiego nachwalić. Dla niej wunderbar były: domowe ciasta, kompot z jabłek, grzyby rosnące w lesie…
W ostatni wieczór przed wyjazdem rodzice zorganizowali grilla i zaprosili moją siostrę z mężem i dzieciakami. Impreza trochę się przeciągnęła, smarkacze zrobili się nieznośni. Wreszcie szwagier zagroził, że jak się nie uspokoją, zdejmie pas i postawi ich do pionu. Najwyższy czas, bo jedzenie już fruwało po stole!
Niestety, ostrzeżenie na długo nie pomogło, te chłopaki potrafią być strasznie dokuczliwe. W końcu, kiedy pobili się o keczup, oblewając przy tym bluzkę Uli, doigrali się: Bartek błyskawicznie został położony przez ojca na jednym kolanie, Kuba na drugim – i zarobili po kilka razy na gołą pupę.
– A może oni są po prostu śpiący? – Ulirike, jak to ona, od razu wystąpiła w roli samarytanki. – Mogę ich położyć.
– Nic im nie będzie – uspokoiła ją moja siostra. – Muszą się nauczyć zachowywać.
Ulrike spojrzała na mnie, wzruszyłem ramionami. Przecież nie będę cudzych dzieci wychowywał! Nic im nie będzie, mnie też ojciec pasa nie żałował i wyszedłem na ludzi.
Przecież nikt nikogo nie katuje
Wyjechaliśmy nazajutrz bardzo wcześnie rano, wcale się więc nie dziwiłem, że Uli nie była rozmowna, tylko przysypiała na tylnym siedzeniu. Dopiero gdy przejechaliśmy granicę, zorientowałem się, że coś nie gra. Obraziła się?
– Czy u was w Polsce bicie dzieci nie jest karalne? – wystrzeliła, gdy zapytałem, dlaczego milczy. – Nie rozumiem, jak ty i twoi rodzice możecie pozwalać na takie barbarzyństwo!
– Nie przesadzajmy, kochanie – żachnąłem się. – Jakie bicie? Dostali po klapsie dla przywrócenia porządku!
Spojrzała na mnie, jakby zobaczyła mnie pierwszy raz.
– Dla porządku to powinni byli iść spać koło dziewiątej – odparła ze złością. – Przecież ci chłopcy byli na wpół przytomni!
No masz, ekspertka od wychowania się znalazła! Zacząłem jej tłumaczyć, że nikt smarkaterii nie katuje, niech nie przesadza. A że się popłakali? Zawsze się płacze; to znak, że przekaz dotarł tam, gdzie powinien. Teraz będą pamiętać, żeby nie zachowywać się w towarzystwie jak dzikusy!
Uli zamilkła. Myślałem, że dała sobie spokój, ale gdzie tam!
– Czy to znaczy – podjęła surowym tonem – że ty popierasz takie metody wychowawcze?
– Popierasz, popierasz… A co to, cholera, wywiad do gazety? Czy ja kandyduję do Landtagu, żebym musiał odpowiadać na takie pytania?!
Prawdę mówiąc, ani mnie to ziębi, ani grzeje; jeszcze żaden smarkacz od klapsa nie umarł. Ale jakbym to Uli powiedział, zaraz by się zaczęło, że to barbarzyństwo, trauma i Bóg wie co. Oni teraz wszyscy mają bzika na punkcie bezstresowego wychowania i uważają, że wystarczy tylko z dzieckiem rozmawiać. No i efekty widać gołym okiem: wystarczy wejść do pierwszego lepszego marketu i poobserwować, co rozwydrzona dzieciarnia potrafi wyprawiać!
– Oczywiście, że nie popieram bicia dzieci – zapewniłem więc Ulrike i dodałem dla lepszej wiarygodności. – Nie bądź śmieszna, kochanie.
Odetchnęła z wyraźną ulgą.
Chyba do reszty zwariowała
Od tamtej pory minęły prawie dwa miesiące i nie wracaliśmy do tematu, uznałem więc, że sprawa załatwiona. Wczoraj zadzwoniła mama, żeby zaprosić nas na rocznicę ślubu. Bardzo byliby z tatusiem szczęśliwi, gdybyśmy przyjechali. Stawi się cała rodzina, a burmistrz zorganizuje im fetę w urzędzie… „W sumie – pomyślałem – czemu nie?”
Myślałem, że Uli się ucieszy, skoro wszystko było takie wunderbar, a tu narzeczona mnie pyta, co będzie, jeśli znów ktoś będzie bił dzieci! Szlag by to trafił! Czy ona myśli, że to jakaś polska tradycja?
– Nie będę biernie patrzeć na przemoc – ostrzegła. – To się już nie powtórzy.
I mi mówi, że sprawdziła, i w Polsce bicie dzieci jest przestępstwem.
– A świadek przestępstwa powinien mu zapobiec, prawda?
– Ale rozróżniasz bicie od zwykłego klapsa? – zapytałem, bo już, kurna, czułem, że zbliżają się kłopoty.
Uli wzruszyła ramionami: dla niej to zupełnie to samo. Kończy się płaczem i upokorzeniem. I jeżeli chcę, żeby jechała ze mną do Polski, powinienem uprzedzić krewnych, że jeśli znów któreś z nich podniesie rękę na dziecko, to ona wezwie policję. Lepiej niech się nauczą wychowywać dzieci bez przemocy!
– Kompletnie cię pogięło!
– Dlaczego? A jak zobaczysz, że ktoś okrada sklep, to nie zadzwonisz po pomoc? To takie samo przestępstwo. Bić dzieci nie wolno, to jest verboten!
Już, kurde, widzę, jak uczę szwagra dzieci wychowywać i jeszcze się odgrażam, że moja dziewczyna zakapuje go na posterunek! Nie mam pojęcia, co robić. Niby mądra babka z tej Uli, a nie wie, co to lojalność wobec rodziny! Jak jej wbić podstawowe wartości w ten teutoński łeb, nim narobi mi obciachu przed całą rodziną? Czy to w ogóle możliwe?
Czytaj także:
„Po śmierci żony zostałem skreślony przez własne dzieci. Uznały, że taki staruch nie zasługuje już na miłość”
„Pół miesiąca mąż spędza ze mną i z dziećmi, a pół z kochanką. Godzę się na ten chory układ, bo bez Janka jestem nikim”
„Mój mąż od 5 lat jest w śpiączce. Zakochałam się w innym, mój synek go uwielbia, ale czuję się, jakbym zdradzała”