Byłam w Mateuszu zakochana na zabój. W szkole średniej chodziliśmy do tej samej klasy. Od razu przypadliśmy sobie do gustu i czuć było, że coś wisi w powietrzu.
To, że ja zauważyłam pierwsza Mateusza, było zrozumiałe – był dokładnie tym typem chłopaka, o którym marzy chyba każda dziewczyna. Jednak tylko bóg wie, jak on, wypatrzył mnie wśród tych setek dziewczyn w szkole. W klasie Mateusz zawsze siedział obok Jarka, a ja obok Kaśki. Tak to jakoś wyszło, że to właśnie my czworo stworzyliśmy super paczkę przyjaciół. Z czasów liceum mam wiele naprawdę pięknych, wzruszających wspomnień – wspólne wycieczki rowerowe poza miasto, szalone wakacje nad morzem czy nawet wspólne uczenie się do późnej nocy.
Planowaliśmy z Mateuszem, że Kaśka będzie spotykać się z Jarkiem. Jednak mimo przyjaźni, nie było między nimi chemii. Kaśka, już w ostatniej klasie liceum, spotkała Olka. Okazało się, że to jest ten jedyny chłopak. Wymarzony i na całe życie. Jarek natomiast co pewien czas przyprowadzał na kolejne imprezy nowe dziewczyny, ale z żadną z nich nie związał się na dłużej.
Pewnego dnia skończyliśmy naukę w liceum, a wraz ze szkołą, minęły czasy pełne beztroski i szaleństw. Razem z Mateuszem rozpoczęliśmy studia na kierunku pedagogicznym, Jarek wybrał zarządzanie, a Kaśka podjęła pracę w rodzinnym przedsiębiorstwie. Mimo tych zmian i różnych wyborów życiowych nadal utrzymywaliśmy bliskie kontakty i tworzyliśmy świetnie zgrany zespół.
Z Mateuszem czuliśmy się wręcz jak takie stare, dobrze sprawdzone, ale bardzo się kochające małżeństwo. Kłótnie i pojednania były na porządku dziennym. Dla każdego z nas było jasne, że kiedyś na pewno staniemy razem na ślubnym kobiercu.
– Julita, chyba powinniśmy coś ustalić. No wiesz. W kwestii naszej przyszłości – powiedział Mateusz, ale zrobił to tak, jakby chciał zaplanować zakupy – Musimy się jakoś określić. Moja mama non stop mi suszy głowę, że tak żyjemy na kocią łapę.
– Czy to oznacza, że chcesz się ze mną ożenić? – byłam nieco zawiedziona tymi "zaręczynami". Trochę inaczej wyobrażałam sobie tę romantyczną chwilę.
– No, tak mniej więcej... – wymamrotał.
Pomyślałam sobie, że to typowe dla mężczyzn i nie ma co się tym przejmować. Najistotniejsze, że się kochamy i będziemy razem na zawsze. Doprowadziliśmy do spotkania naszych rodziców i wspólnie zaplanowaliśmy datę ślubu.
Czasami wiesz, że to koniec
Od pewnego momentu wszystko przestało się układać. Co prawda, ciągle się spotykaliśmy, ale już nie było tej iskry między nami. Bałaganiarstwo Mateusza, które wcześniej uważałam za urocze, oraz ciągłe spóźnienia, zaczęły mnie doprowadzać do szału. On z kolei nie okazywał mi już takiej troski jak wcześniej. Mimo to nawet nie myślałam, że moglibyśmy się rozstać. Nadal kochałam tego mojego niezorganizowanego przyszłego męża.
Do czasu tej niezapomnianej nocy. To były moje urodziny. Mieliśmy z Mateuszem iść na uroczystą kolację do nowej restauracji. Miało być romantycznie, przyjaźnie, sentymentalnie. Tak jak kiedyś. Tylko nas dwoje. Kiedy poszedł do toalety, zostawił swój telefon na stole. Nie, nie planowałam sprawdzać jego telefonu. Bo i po co miałam to robić? W pełni mu ufałam.
Jednak w pewnym momencie przyszedł sms. Bez zastanowienia otworzyłam wiadomość: „Tęsknię za twoimi pieszczotami. Brakuje mi tego. Może powtórzymy poprzednią noc? Ania”. Zaniepokoiło mnie to. W pierwszym odruchu chciałam usunąć tę wiadomość. Poczułam się dosłownie jak złodziejka cudzych listów, ale ostatecznie tego nie zrobiłam.
Ania. Poprzedni wieczór. Przecież mieliśmy iść wczoraj do kina, a on się wymigał, mówiąc, że ma ważne zadania do zrobienia. A więc tak to wygląda. Tak to jest, jak się jest zdradzaną kobietą.
Gdy Mateusz wrócił, wręczyłam mu telefon.
– Ania chciałaby powtórzyć ostatni wieczór – oznajmiłam spokojnie, patrząc mu prosto w oczy.
Był zaskoczony. Później bardzo starał się mnie przekonać, że ta znajomość nie ma dla niego znaczenia, że liczy się tylko nasza relacja. W ciszy pakowałam swoje rzeczy do torebki. Nic nie mówiąc, wstałam od stolika i skierowałam się do wyjścia. Dopiero w domu rzuciłam się na łóżko i długie godziny płakałam jak mała dziewczynka. Następnie zadzwoniłam do Jarka. Nie wiem, dlaczego nie do Kaśki, ale instynktownie wybrałam Jarka. Pojawił się po kwadransie.
– Może jeszcze wszystko się jakoś ułoży – próbował dodać otuchy.
– Nie, nie ułoży się. Ja i Mateusz już nie mamy żadnej przyszłości.
To prawda – po każdej nocy przychodzi dzień
– Ale zawsze przecież jest jakaś przyszłość – starał się mnie przekonać. Jarek mówił prawdę. Czasem dużo lepsza niż przeszłość. Wystarczy tylko w nią wierzyć i być otwartym na nowości.
Najdziwniejsze było to, że choć byłam rozczarowana, czułam się oszukana i smutna, to jednocześnie poczułam wtedy, jakby ktoś rozciął więzy, które od lat mnie krępowały i uniemożliwiały rozwój.
Zdecydowałam się na rozstanie z Mateuszem. Jarek robił, co mógł, abym przestała myśleć o tamtych chwilach i zdradzie. Tymczasem ja, choć byłam smutna, to daleko było mi do rozpaczy.
Zastanawiałam się nawet, jak to możliwe, że tak szybko zaakceptowałam rozstanie. Zapomniałam o tych wszystkich latach spędzonych razem. Przecież naprawdę go lubiłam. Cóż, to już przeszłość.
Mniej więcej po upływie pół roku, Jarek nagle oznajmił.
– Muszę ci coś powiedzieć. Naprawdę muszę i proszę, wysłuchaj mnie do końca – zawsze byłaś dla mnie wyjątkową dziewczyną. Już w czasach liceum chciałem zaprosić cię na randkę, ale Mateusz był szybszy. Wycofałem się, widząc, jak bardzo jesteście szczęśliwi ze sobą. Ale teraz... Teraz jesteś singielką. Dlatego mówię ci, co czułem do ciebie i nadal czuje... i to wszystko...
Szczerze mówiąc, to wyznanie mnie zszokowało. Po powrocie do domu długo zastanawiałam się nad tym, co powiedział Jarek. Przeglądałam zdjęcia, które zrobiliśmy razem ze znajomymi. Faktycznie, na wszystkich fotografiach Jarek był zawsze nieco za mną, ale czasem aparat uchwycił jego spojrzenie skierowane w moją stronę. Czemu wcześniej tego nie dostrzegłam?
Nie staliśmy się parą od razu. Stopniowo uczyłam się innego spojrzenia na Jarka – nie jak na przyjaciela. Tylko partnera. Nasza miłość rozwijała się powoli, jak gdyby zastanawiała się, czy nie zrobi błędu, łącząc nas oboje.
Rok po tym, jak zerwałam z Mateuszem, odbył się nasz ślub. Zdecydowaliśmy się zaprosić mojego niedoszłego męża na tę uroczystość. Byłam w stanie wybaczyć mu zdradę i to, co wtedy czułam, bo przecież łączyły nas też piękne wspomnienia...
Spotykamy się czasem ze starymi znajomymi. Mateusz ma partnerkę, ale jeszcze nie jest żonaty. Kaśka natomiast jest już po ślubie i ma dwójkę maluchów. A ja czekam na przyjście na świat naszego pierwszego syna. Marzy mi się, że będzie podobny do Jarka – tak samo ciepły, patrzący na świat z optymizmem i mający wielkie serce. I że pewnego dnia sprawi radość jakiejś dziewczynie, tak jak Jarek odmienił moje życie.
Czytaj także:
„Rodzice wbijali nam do głowy, że rodzeństwo, nawet przyrodnie, powinno się kochać. No to się pokochaliśmy. Dosłownie”
„Córka przyprowadziła o 30 lat starszego od niej wybranka. Myślałam, że gorzej być nie może, aż usłyszałam o ich planach”
„Po śmierci przyjaciółki nie czekałam, aż inna mnie ubiegnie i weszłam do łóżka jej mężowi. Był moim marzeniem”