„Trudno było nam uwierzyć, że dziadek zakończył ziemskie pielgrzymowanie. To, co stało się na pogrzebie, jest niepojęte”

starszy mężczyzna fot. Getty Images, Thanasis Zovoilis
„Wieczorem miało odbyć się nocne czuwanie przy dziadku, bo ciocia, emerytowana, komunistyczna pani prokurator, nagle zapałała chęcią pożegnania ojca zgodnie z dotychczas obcą jej tradycją. Wymyśliła zatem zbiorowe czuwanie rodziny przy jego trumnie”.
/ 02.11.2023 08:30
starszy mężczyzna fot. Getty Images, Thanasis Zovoilis

Mój dziadek hipochondryk umierał od jakichś trzydziestu lat, więc wiadomość o jego śmierci zamiast przygnębienia wzbudziła moje podejrzenia.

Nie tak to sobie wyobrażałam

Nie uwierzyłam, że nasz marudny nestor rodu mógł tak po prostu odejść z tego świata. Umrzeć we śnie bez żadnych fajerwerków, konania w kręgu najbliższych z wygłoszeniem pożegnalnej mowy włącznie.

Jesteś pewna, że umarł? – zapytałam mamę, kiedy zadzwoniła zapłakana.

– No, wiesz! Jak możesz mówić coś takiego? Co z ciebie za wnuczka?!

– Przepraszam, ale z dziadkiem nigdy nic nie wiadomo… – zawahałam się. – Byłaś już u niego? Na pewno nie oddycha? Kto stwierdził zgon?

Wiedziałam, że mama darzyła swojego tatę bezgranicznym uwielbieniem, i chyba jako jedyna w całej rodzinie, wierzyła w jego urojenia. Byłam więc przygotowana, że rozłączy się po pytaniu o zgon, i tak też zrobiła. Nie pozostało mi więc nic innego, jak zadzwonić do taty.

– To prawda? – zapytałam.

– Nie ty jedna masz wątpliwości. Od rana odbieram telefony rodziny i jakichś dziadkowych kolegów z wojska, czy aby na pewno mają zamawiać wieńce. Wszyscy pamiętają tę historię sprzed dziesięciu lat, gdy nagle ożył pod dotykiem mającej wypisać właśnie akt zgonu lekarki. Ale teraz to prawda – tata dla odmiany nie krył ulgi.

Nie było tajemnicą, że panowie nie przepadali za sobą. Dziadek uważał ojca za nieudacznika, który ukradł mu córeczkę, tata zaś kpił z dziadkowych mądrości.

– I jesteś pewien, że powinnam kupić kilka czarnych rzeczy i bilet na pociąg?
– dopytywałam taty.

– Tak. Odszedł we śnie, i za to wystawię mu piękny pomnik. A co tam, niech ma!

– Tato! – oburzyłam się.

Gdyby tylko mógł, tata z pewnością dodałby na zakończenie jedno z ulubionych powiedzonek teścia: „Baba z wozu, koniom lżej”, lecz zamiast tego zagroził:

– Tylko nie pochowaj mnie obok niego, bo będę cię straszył! – stwierdził grobowym głosem i się rozłączył.

„Dziwna ta moja rodzina, ale innej nie mam” – pomyślałam, wybierając numer telefonu swojego męża.

Nikt nie chciał w to uwierzyć

– Rysiu, musimy kupić ci jakiś garnitur albo chociaż marynarkę. Nie masz nic ciemnego – zarządziłam.

– Jesteś pewna? Marynarka sporo kosztuje, więc gdyby jednak twój dziadek się rozmyślił i ożył, to…

– Dziadek nie żyje! – zdenerwowałam się, zapominając, że jeszcze przed chwilą sama miałam wątpliwości.

Wzięłam dwa głębsze oddechy, uspokoiłam się, przeprosiłam męża i umówiłam się z nim na popołudniowe zakupy. Po przejściu kilku sklepów musiałam jednak przyznać, że dziadek wybrał nie najlepszy moment. Do przecen było daleko, a wełniane ciuchy kosztowały majątek.

– Może jednak nie umarł… – bąknął Rysiek, analizując wnikliwie opis metki zwisającej z rękawa eleganckiej marynarki.

– Idziemy do lumpeksu! – rozkazałam.

Czas gonił. Wieczorem miało odbyć się nocne czuwanie przy dziadku, bo ciocia, emerytowana, komunistyczna pani prokurator, nagle zapałała chęcią pożegnania ojca zgodnie z dotychczas obcą jej tradycją. Wymyśliła zatem zbiorowe czuwanie rodziny przy jego trumnie.

Właściciel zakładu pogrzebowego ani myślał się zgodzić, żeby jacyś obcy ludzie błąkali mu się nocą po lokalu, więc ciocia zatrzymała dziadka w domu. Jak to zrobiła? Tego nikt nie wiedział. Faktem jest, że mężczyzna sam musiał pofatygować się do nieboszczyka i tam go przygotować.

Mój mąż kategorycznie odmówił udziału w takim zgromadzeniu, ale mnie nie wypadało nie iść. Dziadka się nie bałam, w duchy nie wierzyłam, więc pojechałam wieczornym pociągiem z zakupioną pośpiesznie czarną odzieżą. Wysiadłam z pociągu i pierwsze kroki skierowałam do rodzinnego domu. Drzwi otworzył mi tata.

– Mama wreszcie zasnęła – szepnął.– Załamała się, ale mam nadzieję, że wkrótce dojdzie do siebie.

Zajrzałam do jej pokoju. Biedna! Wyglądała, jakby się postarzała o dziesięć lat. Zrobiło mi się przykro, że rano, zamiast jej współczuć z powodu straty ojca, tak brutalnie dopytywałam o jego zgon. Postanowiłam, że od tej pory będę dla niej miła. Kiedy się obudziła, podałam jej przygotowany przez tatę rosół, przytuliłam, gdy uroniła łzę i pomogłam się ubrać.

Nie było to przyjemne spotkanie

Poszliśmy pieszo. Chcieliśmy się przejść i nieco przygotować na to, co nas czekało. Dobrze, że dziadek miał dom. Mieszkańcy bloków mają pewność, że nie spędzą nocy z trupem, słuchając niosących się po kondygnacjach modlitw jego bliskich. Tylko w prywatnym domu rodzina mogła robić, co chciała.

W progu przywitała nas starsza siostra mamy, owa pani prokurator. Czuło się, że jest w swoim żywiole. Wreszcie mogła wykazać się umiejętnościami organizacyjnymi. Rozdała modlitewniki, zapaliła świecie i przysiadła z prawej strony leżącego na tapczanie dziadka.

– Tata był dobrym człowiekiem – westchnęła, żeby jakoś przerwać ciszę. – To może zmówimy modlitwę – zajrzała do książeczki. – Kyrie eleison…

Zaczęliśmy powtarzać za nią. Starałam się nie patrzeć na dziadka, chociaż muszę przyznać, że jak na nieboszczyka wyglądał całkiem dobrze. Skóra na jego twarzy miała naturalny odcień, tylko policzki nieco mu się zapadły, między jego długie palce ktoś wplótł różaniec.

Nie minęło pół godziny, jak nasz mistrz ceremonii przerwał modlitwy i zaordynował posiłek: ciasto, herbatę i kawę. Co wrażliwsi mogli wyjść do drugiego pokoju, ci bardziej wytrzymali mogli posilić się przy zmarłym. Z ulgą przyjęłam tę informację i czym prędzej czmychnęłam za ścianę. Przy dziadku zostały jedynie jego dwie córki. Mama cicho szlochała, ciocia analizowała strukturę ściany przed sobą.

W naszym pokoju panowała luźniejsza atmosfera. Bliscy stłoczyli się przy termosach z kawą i herbatą, ciasta nikt nie tknął. Zaczęliśmy rozmawiać o tym, co u nas – kto się urodził, rozchorował, kto i gdzie pracuje, i dokąd zamierza wyjechać na wakacje… Nagle w pokoju obok rozległ się przeraźliwy krzyk, a potem huk, jakby coś bardzo ciężkiego spadło na podłogę. Jak na komendę poderwaliśmy się ze swoich miejsc i popędziliśmy tam. To, co zobaczyłam, przerosło wszelkie moje wyobrażenia.

Na podłodze leżała nieprzytomna moja mama, ciocia stała pod ścianą z wymalowanym na twarzy przerażeniem, a dziadek siedział na przysłoniętym białym obrusem tapczanie i oszołomiony rozglądał się dookoła siebie. Chwilę trwało, nim ochłonęłam i popędziłam do mamy, starając się nie patrzeć na dziadka.

– Co tu się, u diabła, dzieje! Co wy wszyscy robicie w moim domu!? – wrzasnął nestor. – A ty, Baśka, co tak się do ściany tulisz! Te świece… Co tu… O Boże! – chwycił się za głowę i z łomotem z powrotem padł na tapczan.

Nie wierzyłam, że to się dzieje

Wrzaski dziadka zdążyły ocucić biedną mamę, która ujrzawszy go ponownie leżącego, osunęła się w moje ramiona. A że nie należy do kruszynek, obie runęłyśmy na podłogę. Rodzina tłoczyła się w drzwiach. Nikt nie śmiał podejść i sprawdzić, co dzieje się z głównym bohaterem ceremonii.

– Jeśli znowu usiądzie, to ja tego nie przeżyję! – oznajmiła ciocia, która wyraźnie już zaczęła dochodzić do siebie.

Ku naszemu zaskoczeniu odkleiła się od ściany, spojrzała pogardliwie na ojca i obrażona wymaszerowała z domu.

– Baśka! – ryknął nagle dziadek, siadając ponownie na tapczanie i pocierając dłonią obolałą od upadku głowę.

Teraz już nikt z nas nie miał złudzeń, że staruszek jest najzupełniej żywy. Moja mama szczęśliwa przywarła do jego stóp, ale dziadek odsunął ją stanowczym gestem, wstał i kategorycznie zażądał wyjaśnień od osłupiałego zgromadzenia.

– Ty też mnie skazałaś na śmierć?! – oskarżającym gestem wskazał na moją Bogu ducha winną mamę.

Tamtego wieczoru długo trwały rozmowy i wyjaśnienia, lecz dziadek za nic nie chciał uwierzyć, że córki nie ukartowały jego śmierci z lekarzem pogotowia i właścicielem domu pogrzebowego. Groził im nawet procesem. Na szczęście, zanim do niego doszło, korzystając z darowanego mu po raz kolejny życia, wyjechał do sanatorium. Tam poznał całkiem przyjemną, nieco młodszą od niego panią, zakochał się i w wieku 76 lat ponownie się ożenił, czego żadna z córek nie może mu darować.

Moja mama cierpi, że została odtrącona, a ukochany ojczulek już jej nie potrzebuje, i nie wydzwania tak często jak dawniej. Za to tata chodzi cały w skowronkach, bo uwolnił się od teścia terrorysty i wreszcie ma żonę tylko dla siebie.

Czytaj także:
„Przez lata znosiłam poniżanie przez męża. Gdy kazałam mu pakować manatki, córka stanęła w jego obronie”
„Bezduszny ksiądz zlikwidował grób mojej babci. Po raz drugi musimy zorganizować jej pogrzeb i odprawić ją z padołu łez”
„Po 25 latach nieobecności ojciec chciał mojego wybaczenia. Nie doczekał się, bo chwilę później odszedł do wieczności”

Redakcja poleca

REKLAMA